niedziela, 7 września 2014

Let's be optimists - Rozdział 8.

- Vi?! - szatynka z niedowierzaniem wlepiła oczy w leżącą na niej dziewczynę.
- Rose! - ucieszyła się niebieskooka piękność.
- Dan?! - brodacz udał zaskoczenie parząc na przyjaciela.
- Kyle! - wokalista rzucił się z uściskiem na wielbiciela kotów.
- Nie śmieszne... - zielonooka spojrzała na przytulających i śmiejących się razem mężczyzn. Próbowała być zła,ale widząc ich ulżyło jej, że konflikt został zażegnany, po czym usiada i zainteresowała się niespodziewanym gościem - Co ty tu robisz? - spojrzała na dziewczynę nadal lekko się dziwiąc.
- Na koncert oczywiście - oznajmiła niebieskooka z szerokim uśmiechem na twarzy. - Mniejsza o to... Co TY tu robisz? Wydzwaniałam do ciebie tyle razy i nigdy nie odbierałaś, a teraz nagle po 2 latach spotykam Cię w Fairfax!  
- To długa historia... - westchnęła i wstała na równe nogi, co uczyniła również jej stara przyjaciółka.
- Własnie widzę - Vi zmierzyła wzrokiem obu mężczyzn, na co oni po prostu odwdzięczyli się tym samym.
- Dan i Kyle z Bastille... - wskazała na stojące obok wyrośnięte bachory - Moja najlepsza przyjaciółka - Vi - postanowiła ich sobie przedstawić, choć nie skakała z tego powodu z radości. Wiedziała, że chłopcy mają nieprzyjemny zwyczaj zapraszania ładnych dziewczyn na jedno nocną wycieczkę do krainy rozkoszy, natomiast niebieskooka jeszcze 2 lata temu za nimi szalała, więc...
- Siemka - krótkowłosa przywitała chłopaków promiennym uśmiechem, co tylko jeszcze bardziej zirytowało jej przyjaciółkę.
- No hej - Kyle najwidoczniej zainteresował się stojącą przed nim pięknością, a Dan jedynie włożył ręce do kieszeni i obdarzył ją sympatycznym uśmiechem.
- Dziękuję, że zajęliście się moją małą Rosi - stojąc za zielonooką objęła ją ramionami na wysokości szyi. Rose była, a niebieskooka była od niej wyższa o kilka centymetrów nawet bez obcasów. - Mam nadzieję, że nie sprawiła wam kłopotów - mówiła jakby była jej matką, co rozśmieszyło chłopaków, a szatynkę tylko irytowało.
- Nie, nie. Była bardzo grzeczna, a już zwłaszcza, jak wczoraj spała ze mną w pokoju - wokalista zaśmiał się pod nosem przypominając sobie, jak zachowała zaraz po przebudzeniu.
- Coo? - Vi otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. - Spałaś z Danielem Smithem i byłaś grzeczna? Co ty chcesz zostać dziewicą do końca życia?! - wpatrywała się w nią próbując być poważna, ale ani jej, ani chłopakom to nie wychodziło.
- Nie mieliście czasem iść na spotkanie z fanami? - za wszelką cenę chciała zmienić temat i odciągnąć ich uwagę, od jej przyjaciółki, która była jej zupełnym przeciwieństwem... Piękna, długonoga, pozytywna, wiecznie uśmiechnięta, kochająca koty i bycie w centrum uwagi - taka właśnie była Vi.
- Faktycznie... - zauważył brodacz.
- Może wybierzemy się później gdzieś? - brunet spojrzał pytająco na dziewczyny, których miny mówiły same za siebie.
- Nie...  - zielonooka wolała umrzeć, niż iść na jakąś imprezę.
- Pewnie! - natomiast dla niebieskookiej było to spełnienie marzeń.
- Więc poczekajcie tu chwilę, a my zaraz wrócimy z resztą - oznajmił Kyle, po czym razem z  Danem potruchtali w stronę hali. Vi odprowadziła ich wzrokiem, a zaraz po tym, jak zniknęli z jej pola widzenia wybuchła.
- Nie mówiłaś, że znasz chłopaków z Bastille! - piszczała podekscytowana skacząc, jak nastolatka, którą w sumie JESZCZE była.
- Dziwisz się? - po reakcji jej przyjaciółki oczywistym było, że nawet jeśli byłaby z nią w kontakcie, to i tak by jej o tym nie powiedziała...
- Okrutna jesteś... - robiąc minę zbitego szczeniaka chciała pokazać Rose, jak bardzo ją tym rani.
- Vi... - zaczęła spokojnie - Wiem, że impreza z nimi jest dla ciebie spełnieniem marzeń, ale... - mówiła wolno, tak jakby tłumaczyła to sześcioletniemu dziecku. - ... nie wolno Ci iść z żadnym z nich do łóżka. Zrozumiano? 
- Cooo? Dlaczego? - jęknęła - Nie możesz mieć ich wszystkim dla siebie. Zostaw mi chociaż jednego!
- Nie chce żadnego, po za tym jeden jest już żonaty... - westchnęła widząc swoją dziewiętnastoletnią przyjaciółkę zachowującą się, jak dziecko.

Po około godzinie dziewczyny zmęczone czekaniem siedziały na krawężniku. Na widok zbliżających się do nich chłopaków z Bastille niebieskooka, aż podskoczyła z radości.
- Jesteśmy - uśmiechnął się Dan. - Vi, to Woody i Will - wskazał na swoich przyjaciół.
- Miło mi poznać, jestem Vi - dziewczyna podała im rękę na powitanie i nie musiała długo czekać na odwzajemnienie gestu.
- To jak? Idziemy? - Kyle już nie mógł się doczekać. Wszyscy ruszyli w stronę najbliższego klubu, tylko Rose siedziała jeszcze na krawężniku.
- Nie idziesz? - spytał brunet czekając na zielonooką.
- Nie jestem fanką takich klimatów - dziewczyna nigdy nie lubiła zatłoczonych miejsc i hałasu, więc dyskoteka była dla niej miejscem godnym miana piekła.
- Ja też nie - wzruszył ramionami. - Ale raz na jakiś czas nam nie zaszkodzi - uśmiechnął się i podał jej rękę. Widząc, że dziewczynie się nie śpieszy do jej uchwycenia dodał - Obiecuję, że nie będzie aż tak źle.
- Trzymam Cię za słowo - westchnęła głęboko i złapała go za rękę, a on od razu ją przyciągną, może i trochę za mocno, bo wylądowała zdecydowanie za blisko... Szatynka czuła jego zapach i bijące od niego ciepło, więc szybko się odsunęła i puściła jego rękę.
- To jak? Idziemy? - odchrząknął i włożył ręce do kieszeni widząc reakcję dziewczyny.
- Jasne... - Uciekała wzrokiem i starała się na niego nie patrzeć. Oboje poszli w ślad za swoimi przyjaciółmi.

W klubie było strasznie tłoczno. Po wejściu Rose uderzyła fala najróżniejszych zapachów, ciepła i muzyki rozsadzającej bębenki w uszach. Rozglądając się po pomieszczeniu jedynym co widziała były wirujące, skąpo odziane ciała. Zdecydowanie tu nie pasowała z jej skromnym outfitem. Chłopaki z Bastille też nie byli jakoś specjalnie wystrojeni, ale to seksowni mężczyźni... i bez wyszukanego stroju kobiety padały przed nimi na kolana dosłownie i w przenośni.
- Przepraszamy was na chwilę, ale musimy iść przypudrować nosek - zażartowała Vi łapiąc Rose za ramię i zaciągając ją do łazienki.
- Co ty robisz? - spojrzała pytająco na przyjaciółka, która własnie zamykała za nimi drzwi sprawdzając, czy nikogo nie ma w pomieszczeniu.
- Chyba mi nie powiesz, że masz zamiar poderwać Dana w takiej szmacie... - niebieskooka zmierzyła ją wzrokiem i skrzywiła się na widok jej swetra. Rose już otwierała usta, aby coś powiedzieć, jednak przyjaciółka jej przerwała - O nie, nie pozwolę, aby moja przyjaciółka wyglądała jak jakaś sierotka. Przebieraj się - wskazała skinieniem głowy na kabinę obok.
- Ale w co? - zignorowała komentarze na temat jej ubioru. Zielonooka gustowała w odzieży zakrywającej jak najwięcej ciała, natomiast krótkowłosa lubiła podkreślać swoje atuty. Dlatego też nagle z torebki wyjęła czarny gorset z ćwiekami i pomachała nim zachęcająco - O nie... nigdy w życiu - na widok skąpej bluzki od razu zrobiła krok w tył.
- No weź! - jęknęła przeciągając samogłoskę "e". - Będziesz w tym wyglądała świetnie! - próbowała jakoś namówić przyjaciółkę.
- Mowy nie ma! - skrzywiła się szatynka. - Po za tym... dlaczego nosisz takie rzeczy w torebce?! - po Vi można było się spodziewać wiele, ale nie sądziła, że zawsze mówione przez nią: "Jestem przygotowana na wszystko" jest, aż tak dosłowne...
- Nie marudź... - wepchnęła zielonooką z gorsetem do kabiny - I nie wyjdziesz dopóki się nie przebierzesz - zawołała triumfalnym tonem, podpierając drzwi.
Po kilku minutach dziewczyna wyszła z kabiny z miną, jakby nosiła ten gorset za karę.
- Zadowolona? - spytała zakładając ręce na piersiach.
- Bardzo - Vi klasnęła w dłonie z zadowolenia. Sama była już przebrana w podobny, więc tylko spakowała ich rzeczy do dużej, czarnej torby i wyszły z łazienki.

- Tęskniłeś? - niebieskooka od razu zaszła od tyłu brodacza siedzącego przy barze, który na jej widok od razu się uśmiechnął. Dziewczyna dosiadła się do niego, a mężczyzna postawił jej drinka. Przyjemnie im się rozmawiało, więc zanosiło się na coś większego.
Tymczasem Rose próbując się zakryć rękoma, rozglądała się za Danem. Stał niedaleko baru, przy ścianie i od razu dostrzegł skąpo ubraną dziewczynę.
- Ani słowa... - podeszła mężczyzny, który trzymając dłoń przy ustach, próbował powstrzymać się od śmiechu.
- Zatańczysz? - odchrząknął i uśmiechnął się do zawstydzonej dziewczyny.
- Nie tańczę... - uciekła wzrokiem w bok.
- Tak samo, jak nie śpiewasz? - brunet uniósł pytająco brew, po czym zaśmiał się delikatnie. - Ze mnie tez żaden tancerz, ale szukam pretekstu, aby się do ciebie zbliżyć - powiedział pół żartem pół serio, przez co nawet skrępowana dziewczyna się zaśmiała. Podał jej rękę w tradycyjnym geście, którą ona po chwili uchwyciła i razem poszli na parkiet.
Weszli głębiej w tłum, aby oszczędzić sobie późniejszych komentarzy ich przyjaciół, ale oko Vi wychwyciło ich mimo to.
- Hej, patrz - szturchnęła Kyla i wskazała na parę, która w chwili obecnej po prostu stała naprzeciw siebie - Gruchają sobie nasze gołąbeczki - tym komentarzem zwróciła uwagę wszystkich członków zespołu na nich.
Przez pierwsze kilka sekund było trochę sztywno. Żadne z nich nie wiedziało gdzie powinno chwycić drugiego, przez co zaczęli się śmiać. Koniec końców Dan ułożył swoje dłonie na jej biodrach i przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna biorąc głęboki oddech położyła mu niepewnie ręce na ramionach, niedaleko szyi.
- Coś nie tak? - spojrzał dziewczynie w oczy nieco zatroskany, a ona jedynie pokiwała przecząco głową unikając jego spojrzenia. Mężczyzna przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, tak że swoja prawą nogę miał między jej nogami. Jego prawa ręka powędrowała z biodra powędrowała na plecy. - Ruszaj biodrami - wyszeptał. Chciał ją trochę pokierować, bo może ona rzeczywiście nie umiała tańczyć. Dziewczyna wzięła jeszcze jeden głęboki oddech, aby się uspokoić. Spojrzała mężczyźnie w oczy niepewnie. Nie wiedziała na co może sobie pozwolić. Palce jednej dłoni wplotła w jego włosy, a drugą położyła na jego klatce piersiowej. W tle nagle puszczono "Thinking About you" i szatynka zaczęła się poruszać w spokojny rytm muzyki, a mężczyzna dalej już ją poprowadził.
- Od kiedy z Dana taki tancerz? - zdziwił się Kyle na widok swojego tańczącego przyjaciela. Razem z Rose idealnie się zestroili. Od czasu do czasu ona się odchylała w tył, a on przyciągał ją do siebie coraz bliżej. Oddychali równo, mięli zamknięte oczy i co jakiś czas śmiali się sami z siebie. Tańczyli jakby byli jednym, niesamowicie zmysłowo.
- Prawie, jak w  Dirty Dancing - zauważył Woody.
- To jeszcze nic - uśmiechnęła się tajemniczo Vi, a cała grupa wlepiła w nią pytające spojrzenia.
Piosenka się skończyła a Dan wraz z Rose jeszcze przez krótką chwilę stali tak "połączeni". Mężczyzna nachylił się bardziej nad dziewczyną, musnął dłonią jej policzek i instynktownie spojrzał na jej usta.
- Żaden z ciebie tancerz, tak? - szatynka odsunęła się nieco od niego, uniosła pytająco brew i zaśmiała się delikatnie.
- A ty niby nie tańczysz? - trochę zrezygnowany uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Przepraszam... - obcy mężczyzna postukał Dana w ramię - Mógłbym zatańczyć z twoją partnerką? - niebieskooki odwrócił się do nieznajomego z lekkim zdziwieniem, po czym oboje z Rose spojrzeli na siebie.
- Jasne... - odpowiedział trochę niepewnie widząc, że zielonooka raczej nie skacze z radości na myśl o tańcu z obcym facetem. Jednak, gdy wyciągnął do niej dłoń ujęła ją bez większego zastanowienia. Idąc z nim na parkiet posłała ostatnie spojrzenie brunetowi mówiące: "To chyba nie był najlepszy pomysł", na co on jedynie wzruszył ramionami z przepraszającym wyrazem twarzy.
- Od kiedy tańczysz? - zapytał nieznajomy.
- Nie tańczę - odparła nieco oschłym tonem stojąc z nim twarzą w twarz.
- Jestem instruktorem tańca. Widziałem, jak tańczysz, więc niestety, ale nie uda Ci się mnie tak łatwo spławić - uśmiechnął się do niej, aby przełamać lody. Gdy pojawił się na parkiecie cała reszta od razu z niego zeszła, zupełnie jakby był królem tego klubu. Gestem wskazał DJ'owi, aby włączył inną odpowiednią piosenkę i zaczęło się.
Mężczyzna mówił jej co ma robić po kolei i rozpływali się w rytmie muzyki. Dziewczyna dawała się prowadzić i uważnie słuchała jego rad.Wszystkie oczy były skierowane na nich, a chłopakom przy barze, aż opadły szczęki.
- Co do..? - brodacz nie mógł wyjść z podziwu podobnie, jak pozostali.
- Rose była kiedyś tancerką -oznajmiła Vi. -  Nie mówiła wam? - zaśmiała się triumfalnie pod nosem, bo odpowiedź na to pytanie była nazbyt oczywista. - Niestety rzuciła tanieć po śmierci rodziców... - dodała nieco smutniejąc.
- Że co? - Kyle zmarszczył brwi myśląc, że się przesłyszał, a do niebieskookiej od razu dodarło, że chyba powiedziała o dwa słowa za dużo.
- Ups... - zakryła usta dłonią, nie dowierzając, że własnie wygadała największy sekret jej przyjaciółki. Członkowie zespołu słysząc to nie chcieli dać za wygraną i domagali się wyjaśnień. W taki oto sposób krótkowłosa była zmuszona wyjawić im resztę historii.
Tymczasem Dan obserwował parę wirującą na parkiecie. Zaciskał pięści w kieszeniach widząc, jak dłonie obcego mężczyzny błądzą po ciele Rose. Dotykał ją tam, gdzie on, jako jej przyjaciel nie może. Irytowało go to do granic możliwości, a zazdrość, aż z niego kipiała. Aby powstrzymać się od wkroczenia na parkiet i wymierzenia ciosu w buźkę przystojnego instruktora, wyszedł szybkim krokiem z klubu.
Gdy tanieć się skończył wszyscy zebrani zaczęli im bić brawa. Tancerze podziękowali sobie i każdy poszedł w swoja stronę. Co prawda przez tym instruktor zaproponował dziewczynie udział w zawodach, ale ona puściła to mimo uszu od razu odmawiając. Zeszła z parkietu i zaczęła rozglądać się za niebieskookim brunetem, ale zamiast jego, jej wzrok napotkał inną znajoma twarz.
- Cholera... - zaklęła pod nosem widząc, jak przystojny mężczyzna po 40. się w nią wpatrywał. Tak, ten sam, który był szychą w branży muzycznej i nie umiał trzymać łap przy sobie. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu sprawdzając, czy jej przyjaciele nic nie widzą. Na szczęście Vi i członkowie Bastille byli pochłonięci rozmową, a Dana nie było nigdzie w pobliżu. Szatynka pewnym krokiem podeszła do biznesmena, który czekał na nią przy korytarzu opierając się o ścianę.
- Witam Panią - powiedział niskim, zmysłowym głosem.
- Co Pana tu sprowadza? - wolała od razu przejść do rzeczy i najlepiej przenieść ich rozmowę w inne miejsce.
- Spacerowałem po mieście i pomyślałem, że wejdę zobaczyć, jak bawi się dzisiejsza młodzież - wzruszył ramionami.
- Nie wiem dlaczego, ale coś sprawia, iż mam wrażenie, że łże Pan w żywe oczy - dziewczyna zmarszczyła brwi. Kto wybierałby się o tej porze na spacer w GARNITURZE?
- Nie da się ukryć - westchnął i zaczął zbliżać się do dziewczyny, przez co ona instynktownie wykonała krok z tył. Czując na swoich plecach dotyk czyjejś klatki piersiowej chciała się odwrócić, lecz nim to zrobiła, mężczyzna objął ją w pasie.
- Dobry wieczór - odezwał się pogodny głos brodacza. - Widzę, że miło się Panu gawędzi z moją dziewczyną - mimo promiennego uśmiechu kociarza, dziewczyna wyczuła groźbę między wierszami, przez co aż przeszły ją ciarki.
- Kyle Simmons, jak mniemam? - stary zboczeniec wyjął ręce z kieszeni i poprawił krawat.
- Miło mi - fałszywy uśmiech malował się na twarzy najmłodszego z członków Bastille. - Mam nadzieję, że nie będzie mi miał Pan za złe, że porwę na chwilę moja ukochaną? - przyciągnął szatynkę nieco bliżej siebie.
- Skądże. Właśnie wychodziłem - pogładził swój garnitur - Tak więc żegnam i życzę miłej zabawy-  po czym skierował się w stronę wyjścia, a Kyle jedynie pomachał mu na do widzenia. Gdy tylko dojrzały mężczyzna zniknął z ich pola widzenia, Rose  wybuchnęła.
- Odbiło Ci?! - nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą widziała.
- Myślałem raczej, że usłyszę "dziękuję"... - wsadził ręce do kieszeni z lekkim grymasem.
- Doskonale wiesz kim on był! - złość w niej wzbierała na sile.
- Tak, wiem - potwierdził.
- Więc dlaczego? - domagała się wyjaśnień.
- Teraz jesteśmy kwita - wzruszył ramionami.
- Nie do końca - syknęła. - Gdybyś się nie wtrącił, to bym go spławiła, a tak to... on może wam poważnie zaszkodzić - zmarszczyła brwi, lecz już nie ze złości. Martwiła się o to, że przez nią mogą mieć nie lada problemy.
- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale jego lewa kieszeń nie układała się, jak powinna. Zgaduję, że znajdywała się w niej chusteczka nasączona chloroformem, więc prawdopodobnie nim zdążyłabyś go spławić, obezwładnił by Cię za jej pomocą i cholera wie gdzie wywiózł i co zrobił - uświadomił dziewczynę, która osłupiała na dźwięk na jego słów. - Więc powinnaś być mi wdzięczna - dodał nieco oschłym tonem, ale widząc, jak szatynka spuszcza głowę i obejmuje się ramionami od głaszcze ją po głowie - Musisz bardziej na siebie uważać. Zwariowalibyśmy, jeśli coś by Ci się stało. - Rose otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i rozwarła usta. Wpatrując się w czule uśmiechającego się Kyla nie dowierzała w to co mówił. Zrozumiałaby, jeśli powiedziałby to każdy inny członek Bastille, ale on?
- Przepraszam... - wyszeptała - i dziękuję.
- To ja dziękuję. Gdyby nie ty, to pewnie pozabijalibyśmy się z Danem, po za tym... nie każda ryzykowałaby życie, tylko po to, aby nie zaszkodzić naszej karierze - zaśmiał się pod nosem.
- Nie takie "tylko" - napięcie z niej zeszło, a na twarz wstąpił uśmiech. Zanosiło się na to, że ich topur wojenny został zakopany na dobre.



Uff... zdążyłam
Myślałam, że dziś znowu nie opublikuję rozdziału, a jednak!
Wszystko dzięki mojemu nieustannie goniącemu mnie do roboty Kajlusiowi <3
Tak, mam własnego Kajlusia xD
Wracając do tematu... Mam nadzieję, że rozdział
i tańczący Dan się wam spodobał (od razu przepraszam za tak kiepski opis,
ale no po prostu nie umiałam ująć myśli w słowa)
i zapraszam do komentowania ;)

2 komentarze:

  1. Kocham kocham , chcę więcej , naprawde twoje opowiadania mają ład i skład, dobrze się czyta, masz dużo naprawdę dobrych pomysłów, naprawdę podziwiam i czekam na następny roździał. X

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję ^^
      Następny rozdział już dodany ;)

      Usuń