środa, 3 września 2014

Let's be optimists - Rozdział 5.

"To już dziś" - pomyślała Rose leżąc w samej bieliźnie na łóżku w małym, hotelowym pokoju, wpatrując się w sufit. Po kilkudniowej przerwie, jaką chłopcy mięli między koncertem w Maryland a występem w Nowym Yorku, nareszcie nadszedł dzień, w którym dziewczyna mogła ponownie spotkać Dana. Jednak przyciskając do piersi wejściówkę za kulisy w jej głowie pojawiało się coraz więcej wątpliwości. Czy powinna iść? Chce spotkać się z przyjacielem, ale co jeśli pozostali członkowie zespołu będą niezadowoleni z jej wizyty, albo co gorsza, ją wyproszą?
Rose odwróciła głowę i spojrzała na leżący na stoliku nocnym zegarek. Tak jak myślała. Przez to całe zamieszanie z vipowską wejściówką nie przespała nocy. Usiadła, a na jej twarz padły pierwsze promienie słońca, oślepiona zmrużyła oczy i zmarszczyła brwi. Bez znaczenia, czy miała zamiar iść na ten koncert, czy nie - nie mogła już iść spać, więc wstała i przeciągnęła się. Stając przed lustrem, przeczesała palcami włosy mając nadzieję, że jej okropny wygląd jest w większości spowodowany tą straszną, poranną fryzurą. Niestety, zmęczenia malowało się na jej twarzy, a oczy były nieobecne. Uświadamiając to sobie głęboko westchnęła i wolnym krokiem poszła do łazienki wziąć prysznic.

- Przestań tak łazić w kółko! - Dan nie mógł wysiedzieć w miejscu, co najwidoczniej irytowało brodacza. Chodził po całym pokoju nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca.
- Kyle ma racje. Delikatna trema przed występem jest, jak najbardziej na miejscu, ale bez przesady... - stwierdził Woody, który jako jedyny był już gotowy do występu.
- Zejdźcie z niego... - Will stanął w obronie przyjaciela - Kopciuszek odwiedzi nas dzisiaj za kulisami, więc to oczywiste, że się denerwuje - zaśmiał się pod nosem, a Dan jeszcze raz powędrował przed lustro, by sprawdzić, czy jego fryzura jest w odpowiednim nieładzie.
- No pięknie... Jeszcze jej mi do szczęścia brakowało - mruknął z niezadowoleniem najmłodszy z grupy.
- Kopciuszek? To ta dziewczyna z gitarą, która zawróciła mu w głowie? - zaciekawiony Chris uśmiechnął się na widok zestresowanego Dana. Ile to już czasu minęło odkąd widział do w takim stanie...
- Tak, Dan prosił mnie o pomoc w załatwieniu dla niej vipowskiej wejściówki obejmującej wszystkie nasze koncerty do końca roku - wyjaśnił, a naburmuszony Kyle już miał coś powiedzieć, jednak wolał ugryźć się w język, niż znowu wdawać się w kłótnie z przyjacielem z zespołu.

Tłumy ludzi z umalowanymi twarzami stały przed halą, w której miał się odbyć koncert Bastille. Nie dało się nie zauważyć, iż wszystkie zebrane tu dziewczęta musiały spędzić co najmniej 4 godziny na wybieraniu dla siebie stroju, przebierając się kilkakrotnie. Każdy szczegół ich kreacji na dziś wieczór był idealnie dopracowany, od butów, przez drogie spodnie, skąpe koszulki i na kwiecistych opaskach, kapeluszach, czy okularach kończąc. Obok nich Rose wyglądała co najmniej ubogo. Ubrana w ciemne, poprzecierane jeansy, biały sweterek i czarną, skórzaną kurtkę nijak prezentowała się w porównaniu do wystrojonych fanek. Czuła jakby znalazła się w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwym czasie, co nie powstrzymało jej od wyminięcia kolejki i skierowania się do bramkarza. Bez słowa podała mu wejściówkę, którą dostała od Dana, a za nią rozległy się okrzyki dezaprobaty. Czekała jeszcze chwilę, aż mężczyzna wreszcie ją przepuści, ale tak się nie stało. Ku jej zdziwieniu oddano jej bilet i odprawiono. Dziewczyna westchnęła głęboko z myślą, że mogła się tego spodziewać. Przecież nie bez powodu Dan trudziłby się z podłożeniem jej banknotu, tak aby nic nie zauważyła. Wyciągnęła do z dna kieszeni skórzanej kurtki i wybrała numer, który był na nim zapisany modląc się w myślach, aby właścicielem tego był nie kto inny, jak Dan. Wolała nie usłyszeć w słuchawce głosu obcej osoby.
Pierwszy sygnał - "Obyś to był ty..."
Drugi - "Błagam odbierz..."
Trzeci - "A jeśli to nie jego numer..?"
Czwarty - Rose? -  "Dzięki bogu..." - pomyślała i odetchnęła z wielką ulgą, aż kolana się pod nią ugięły.
- Dan? - wolała się upewnić zanim palnie jakąś głupotę. - Wiesz pojawił się mały problem... - spojrzała kątem oka na bramkarza, który wpatrywał się w nią tak intensywnie, aż przeszły ją ciarki. - Chyba nie dam rady dzisiaj przyjść na koncert.
- Co? Dlaczego? Gdzie jesteś?
- Przed halą... - nieświadomie rozejrzała się dookoła. - Bramkarz nie chce mnie wpuścić - wzruszyła bezradnie ramionami, bo wiedziała, że Dan tylko udaje zaskoczonego.
- Poczekaj, zaraz przyjdę - na dźwięk tych słów dziewczyna otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, a jeszcze zanim zdążyła się rozłączyć Dan stał już w wejściu i rozglądał się za nią, co wprawiło ją w nie lada osłupienie. Po chwili mężczyzna zauważył zielonooką i podbiegł do niej z uśmiechem na ustach.
- To jak? Wchodzimy? - za nim rozbrzmiewały piski i okrzyki napalonych fanek, które wlepiły w nią złowieszcze spojrzenia, gdy tylko Dan uchwycił jej dłoń i wprowadził ją na występ. "Jestem pewna, że jeszcze dzisiaj zginę..." - pomyślała mijając dziewczęta, które od tej chwili nie widziały w niej nic więcej, jak tylko przeszkodę do serca ich idola. Dopiero wtedy szatynka zrozumiała, jak bardzo popularny wśród dziewczyn jest brunet ściskający w tej chwili jej dłoń.

Wokół było ciemno. Dan niemal ciągnął ją przez jakiś wąski korytarz, a ona tylko starała się nie potykać o własne nogi. Gdy po chwili spłynęły na nią światła,  zmrużyła oczy  i ręką starała się przysłonić oślepiający ją blask. Mężczyzna puścił jej rękę i dołączył do reszty grupy, której członkowie w większości, już na nią czekali. Jedynie Kyle opierał się o głośniki gdzieś za nimi. Trzeba było im przyznać, że razem prezentowali się całkiem nieźle i zapewne nie jedna dziewczyna oddałaby wszystko, aby znaleźć się teraz na jej miejscu. Gdy tylko zielone oczy Rose przyzwyczaiły się do światła mogła podziwiać Bastille w całej okazałości.
- Więc to ty jesteś Kopciuszek? - jako pierwszy do nawiązywania znajomości wyrwał się Woody. Jednak na to pytanie Rose potrafiła tylko odpowiedzieć zdziwionym spojrzeniem skierowanym w stronę Dana, na co on zareagował śmiechem.
- Chłopaki, to jest Rose - brunet podszedł do niej i obejmując ją ramieniem, przedstawił kolegom z zespołu.
- Miło mi... - zająknęła się nieco zestresowana faktem, iż każdy się w nią wpatruje intensywniej, niż by sobie tego życzyła.
- Nam również - Will obdarzył ją uśmiecham - Dan dużo nam o tobie opowiadał - zażartował mając nadzieję, że doda jej tym trochę pewności siebie.
- Oh czyżby? - spojrzała na niebieskookiego zabawnie unosząc brew. Nie miała zamiaru dać przytłoczyć się  czterem mężczyznom, co to, to nie.
- Może coś tam pomknąłem... - przyznał się uciekając wzrokiem, po czym spoglądając na dziewczynę oboje zaśmiali się pod nosem.
- Za 5 minut wchodzicie - odezwał się głos organizatora koncertu, po którym chłopcy zaczęli ustawiać się na swoje i jedynie Dan zwrócił się po butelkę wody.
- Obserwuj mnie uważnie - zabrzmiało to w taki sposób, jakby chciał zaraz dodać "... bo tej nocy sprawię, że się we mnie zakochasz", ale zamiast tego posłał jej ostatni uśmiech i pobiegł na scenę.

Ten koncert był inny od wszystkich. Niby utwory te same, ale tym razem coś się zmieniło. Tak, jak przedtem dziewczyna wolała śpiewać i skakać, zamiast oglądać wygłupiających się chłopaków na scenie, tak teraz nie mogła oderwać od nich wzroku. Z tej perspektywy wszystko wydawało się wyglądać zupełnie inaczej.
Dan co jakiś czas zerkał na stojącą za kulisami Rose, posyłając jej uśmiechy. Po koncercie on jako pierwszy zbiegł ze sceny z pytaniem na ustach:
- I jak było? - nie wiedział gdzie podziać ręce. Chciał ją przytulić, ale nie był pewien, czy nie zostanie odepchnięty, więc schował dłonie do kieszeni.
- Za dużo skaczesz, do tego fałszujesz - wytknęła na niego język wiedząc, że go tym nie urazi, a raczej rozbawi.
- Ranisz... - próbował zrobić minę smutnego szczeniaka, ale kąciki ust mu drżały. Światła zgasły, sala opustoszała, a chłopacy przygotowywali się do spotkania z fanami.
- Chyba na mnie już pora... - stwierdziła trochę nieśmiele dziewczyna, wykonując dwa kroki w tył.
- Szerokiej drogi - mruknął po nosem Kyle, za co od razu dostał kuksańca w bok od Willa.
- Już idziesz? - zasmucił się Woody. Miał nadzieję poznać słynnego "Kopciuszka" trochę lepiej.
- Może zostaniesz na spotkaniu? Później poszlibyśmy do jakiejś knajpy - zaproponował najstarszy, a Dan i Chris uradowani wznieśli kciuki w górę, jakby chcieli powiedzieć "świetny pomysł!".
- Nie, ja nie powinnam... - z chęcią by z nimi poszła, ale nie chciała się za bardzo spoufalać, po za tym widziała, że Kyle nie byłby zadowolony z jej towarzystwa.
- No weź... - jęknął Woody przeciągając samogłoskę "e".
- Chyba się nie boisz zostać sam na sam z czterema facetami, co? - Dan założył ręce na piersi i uniósł prowokująco brew. Doskonale wiedział, że zadziała to na Rose, jak płachta na byka.
- Zgoda - spojrzała wyzywająco na bruneta, który widząc, że zielonooka przyjęła wyzwanie ucieszył się jak dziecko.

Kto by pomyślał, że w tak chłodną noc znajdzie się spora grupa ludzi, która z niecierpliwością wyczekiwała członków Bastille. Zmarznięci i zmęczeni nagle ożyli, gdy tylko w drzwiach pojawili sie czterej mężczyźni. Dziewczyna wyszła zaraz za nimi i poczuła na swoim ciele spojrzenia wszystkich fanek. Chyba nie były zadowolone z jej obecności, a już zwłaszcza, gdy Dan przystanął na chwilę, aby z nią porozmawiać.
- Widzę, że naprawdę Ci zależy na tym, abym nie wróciła dzisiaj żywa do domu - zauważyła zbliżając się do niego wolnym krokiem, na co on tylko zmarszczył brwi nie rozumiejąc o co mogłoby jej chodzić. Szatynka w odpowiedzi skinęła głową w stronę piszczących dziewczyn, po czym dodała - Rozszarpią mnie na strzępy... - Oczywiście Dana to rozbawiło, jednakże Rose nie było do śmiechu. - Podstępna bestia z ciebie - jęknęła i wytknęła na niego język.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz - chciał udać poważnego, ale mu to nie wychodziło...
- Doprawdy? A kto dał mi lipną wejściówkę i podłożył banknot? - mimo iż była na niego zła, to jednak cały ten trud, jaki włożył w zaangażowanie tego mogła określić, jako "słodki".
- Nie dałem Ci fałszywej wejściówki... - zapewnił ją Dan, na co ona się lekko zdziwiła i uniosła pytająco brew - ... tylko przekupiłem bramkarza - dodał po chwili.
- Ty... nienawidzę Cię! - jęknęła oskarżycielsko i uderzyła do w ramię, niestety zbyt delikatnie.
- Ale się opłaciło... - zaśmiał się mężczyzna - ... bo nareszcie mam twój numer telefonu. - Pomachał jej komórką niemalże przed nosem, dumny z siebie. Dziewczyna widząc to westchnęła głęboko i zbliżyła się do Smitha. Stając na palcach była coraz bliżej jego ust, a gdy mężczyzna nachylał się do pocałunku i dzieliły już ich tylko minimetry...
- Dzwoniłam z zastrzeżonego - Rose odsunęła się od bruneta zadowolona z siebie i skocznym krokiem poszła w kierunku pozostałych. Jak mogła?! Narobiła mu takiej nadziei... Ale jego to chyba za bardzo nie zraziło, bo odprowadzając ja wzrokiem zaśmiał się pod nosem.

- To gdzie idziemy? - zapytał Woody spoglądając na kierownika dzisiejszej imprezy, czyli Willa.
- Do domu... - marudził Kyle, którego towarzystwo Rose najzwyczajniej w świecie nie odpowiadało. Był do niej z góry uprzedzony.
- Może do tego małego baru, który odwiedzaliśmy kiedyś..? - brunet wymienił z najstarszym w grupie porozumiewawcze spojrzenia.
- To może być całkiem niezły pomysł - stwierdził Will prowadząc wszystkich do miejsca, w którym dotychczas bywali tylko on i Dan. Dziewczyna idąc pomiędzy nimi spoglądała, to raz na jednego, to raz na drugiego nie wiedząc czego może się po nich spodziewać. Miała nadzieję nie odwiedzać tej nocy żadnego klubu gogo...

Wnętrze lokalu było dość skromne. Ciemnoczerwone ściany, kilka stołów, niewielkie podwyższenie w roli sceny, bar, za którym stał barman wyglądający na nie więcej, niż 26 lat. W tle cicho grała muzyka, a przyciemnione światła dodawały temu wszystkiemu jeszcze lepszy nastrój. Dziewczyna od razu zakochała się w tum miejscu.
- To co dzisiaj gramy? - spytał barman z uśmiechem na ustach, gdy tylko zobaczył członków zespołu w drzwiach. Widać, że byli tu już nie raz, czy dwa.
- Jesteśmy dopiero co po koncercie... - wyjaśnił Will rozsiadając się z całą resztą przy barze. - Ale może nasza koleżanka się skusi? - wskazał na dziewczynę, która była kilka kroków za nimi i dopiero siadała na końcu, obok Dana. Zakładając włosy za ucho zauważyła, że spojrzenia wszystkich są skierowane na nią, więc zdezorientowana rozejrzała się po lokalu, czy aby na pewno o nią chodzi.
- A ślicznotce co podać? - barman oparł się przed nią o bar z uwodzicielskim uśmiechem, co spowodowało, że dziewczyna oblała się rumieńcem. Chłopak był zabójczo przystojny i pewnie, gdyby nie fakt, iż krępowała ją obecność chłopaków z Bastille, to z chęcią by z nim poflirtowała.
- A wodę poproszę - wtrącił się niebieskooki z głupawym uśmieszkiem na twarzy widząc, jak Rose ulega urokowi chłopaka w kraciastej koszuli.
- Podobno śpiewasz... - zaczął barman podając dziewczynie szklankę. - Może pokażesz nam co potrafisz? - spojrzał na dziewczynę uśmiechając się słodko. To było zagranie poniżej pasa... Jak mógł tak perfidnie wykorzystywać fakt, iż się jej spodobał?
- Ja nie śpiewam... - wydukała z rumieńcem na policzkach uciekając wzrokiem.
- Kłamca - Dan zmarszczył brwi wbijając w nią swoje niebieskie, przymrużone oczy.
- Bez gitary nic nie zdziałam... - odsunęła się nieco, bo brunet był zdecydowanie za blisko.
- Mamy kilka na zapleczu, więc jeśli tylko zechcesz zaraz Ci którąś przyniosę - barman wskazał na drzwi zasłonięte kurtyną i zarzucił sobie ręcznik na ramię. Nie minęło pięć minut, a dziewczyna była już na scenie z gitarą w ręku. Siedziała ukradkiem na stołku, w głowie powtarzając  - "Dan, uduszę Cię...", jednak, gdy tylko spojrzała na mężczyznę siedzącego przy barze, który denerwował się jeszcze bardziej, niż ona trzymając kciuki - westchnęła głęboko i przysunęła mikrofon.
- Witam wszystkich - zwróciła się do kilku osób, które były jeszcze o tej porze w lokalu - Chciałam z góry przeprosić za jazgoty, które zaraz państwo usłyszą... - to był jej pierwszy raz kiedy występowała przed publicznością, więc nie dość, że cała drżała, to jeszcze nie wiedziała co powiedzieć. - Radzę zatkać uszy - dodała, a dźwięki z gitary zaczęły powoli składać się w spójną melodię. Otworzyła usta i... słowa piosenki "If I Ain't Got You" same wydobywały się z jej ust:


Some people live for the fortune 
Some people live just for the fame 
Some people live for the power, yeah 
Some people live just to play the game 
Some people think that the physical things 
Define what's within 
And I've been there before 
But that life's a bore 
So full of the superficial 

Some people want it all 
But I don't want nothing at all 
If it ain't you baby 
If I ain't got you baby 
Some people want diamond rings 
Some just want everything 
But everything means nothing 
If I ain't got you, Yeah

Dziewczyna mając zamknięte oczy marszczyła brwi. Wczuwała się w słowa piosenki, bo w pewnym sensie piosenka opowiadała o niej. W pewnym sensie. Niestety nie do końca, ponieważ to czego do szczęścia potrzebowała, to nie był kochanek. To była osoba, którą straciła dawno temu...

Some people want it all 
But I don't want nothing at all 
If it ain't you baby 
If I ain't got you baby 
Some people want diamond rings 
Some just want everything 
But everything means nothing 
If I ain't got you, you, you 
Some people want it all 
But I don't want nothing at all 
If it ain't you baby 
If I ain't got you baby 
Some people want diamond rings 
Some just want everything 
But everything means nothing 
If I ain't got you, yeah 

Zapadła cisza. Szatynka bała się otworzyć oczy, ale przecież musiała jakoś zejść ze sceny... Rozchyliła je delikatnie, spojrzała na ziemię, wzięła głęboki oddech, po czym podniosła głowę. Ludzie zaczęli klaskać. Dziewczyna rozejrzała się po sali, a jej wzrok zatrzymał się na niebieskookim brunecie, którego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Był szczęśliwy, ale też dumny, że dała radę. Widząc to Rose spuściła z niego wzrok i przygryzła dolną wargę, odłożyła gitarę i ku zdziwieniu wszystkim zebranym wyszła z lokalu. To było dla niej za wiele... za dużo wspomnień...
- Rose! - zawołał wokalista i wybiegł z lokalu zaraz za nią.

Przemierzając ciemne, świecące pustkami ulice Nowego Yorku Dan szukał zielonookiej. Nie przestając biec ciężko oddychał, a z jego ust ulatniała się para. Na zewnątrz temperatura była poniżej zera. Brunet zatrzymał się i rozejrzał dookoła. "Przecież nie mogła daleko uciec" - pomyślał, a jak się okazało - wcale nie musiała. Metaliczny dźwięk rozlegał się po okolicy, co sprawiło, że mężczyzna momentalnie się odwrócił i starał ustalić skąd dochodzi. Dopiero po chwili zauważył, jak Rose wskakuje na dach jednego z budynków. Nie zastanawiając się ani chwili Dan od razu ruszył w pogoń za nią. Nie był najlepszy we wspinaczkach i innych tego typu rzeczach, więc dotarcie tak zajęło mu trochę czasu. Na dachu siedziała już skulona dziewczyna, która w ciszy podziwiała nocną panoramę Nowego Yorku. W oddali paliło się mnóstwo kolorowych świateł i słychać było poruszające się po drogach samochody, których odgłosy silników tak bardzo się różniły, ale jednak zlewały się w spójna całość.
- Nie pytaj... - wyprzedziła mężczyznę, który wolnym krokiem zbliżał się ku niej. - I tak wiesz, że nie odpowiem. - To prawda. Nieważne ile razy Dan starał się dopytywać o przeszłość Rose, zawsze kończyło się to tak tak samo...
- Nie będę - usiadł obok niej. - Poczekam, aż sama mi o wszystkim opowiesz - skwitował i również wpatrywał się w widok znajdujący się przed nimi.
- Dlaczego taki jesteś? - przygryzła dolną wargę.
- Jaki? - mężczyzna starał się zrozumieć o co może jej chodzić, jednak bez skutku.
- Taki wyrozumiały... - wytłumaczyła. - Pozwalasz się zwodzić, cały czas starasz się mi pomóc, troszczysz się o mnie, wszystko wybaczasz... Dlaczego? - starała się panować nad emocjami, ale mimo to głos jej zadrżał.
- Nie wiem - odpowiedział wzdrygając ramionami, za co dziewczyna odwdzięczyła się posyłając mu spojrzenie pełne wściekłości, ale też zdziwienia. - Po prostu jesteś mi bliska... Pierwszy raz spotkałem kogoś takiego jak ty... osobę, z którą chce spędzać, jak najwięcej czasu, przy której czuję, że mogę być sobą, która sprawia, że pierwszy raz od dłuższego czasu znów potrafię cieszyć się życiem - spojrzał na nią z cierpieniem wymalowanym na twarzy. Marszczył brwi i wpatrywał się w dziewczynę, tak jakby chciał przejąc ciężar wszystkich jej grzechów na swoje barki - Rose... ja nie chce Cię stracić. - Wściekłość zniknęła, a jedyne co pozostało to zdziwienie, które po chwili przerodziło się w sztylet przebijający serce dziewczyny. Nie mogła na niego patrzeć... to za bardzo bolało. Przybliżyła się do niego i uwiesiła na szyi. Gest został niemal natychmiastowo odwzajemniony. Dan objął ją i mocno przytulił do siebie, chowając twarz w jej obojczyku.
- To ulubiona piosenka mojego ojca... - wyszeptała, a mężczyzna na chwilę się odsunął i wlepił w nią zdziwione, niebieskie oczy.




No i wreszcie przysiedziałam trochę dłużej i zebrałam się na napisanie porządnego rozdziału.
Odpowiada wam taka długość, czy jednak wolicie krótsze?
Jeśli taka długość wam odpowiada,
to rozdziały będą dodawane w większym odstępie czasowym,
bo nie wyrobię z pisaniem, nauką i innymi obowiązkami...
Jak na razie, mam nadzieję, że wam się podobał rozdział
i zapraszam do komentowania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz