wtorek, 14 października 2014

Let's be optimists - Rozdział 16.

Zimny wiatr muskał delikatną skórę nastolatki pozostawiając na jej policzkach ledwo widoczne rumieńce. Zmrużyła oczy, gdy tylko promienie słońca padły na jej twarz. Czuła się jakby właśnie ktoś wybudził ją z wiecznego snu.  Podniosła się z ziemi i przesunęła dłońmi po jeszcze mokrej trawie. Rozejrzała się dookoła marszcząc brwi. Dopiero po dłuższej chwili rozpoznała miejsce, w którym się znajdowała...
- Co do... - zanim zdążyła dokończyć zdanie odezwał się głos zza jej pleców.
- Długo kazałaś na siebie czekać - zielonooka na dźwięk tych słów odwróciła się przerażona.
- David... - wpatrywała się w siedzącego przed nią mężczyznę z niedowierzaniem.
- No hej śliczna - uśmiechnął się szeroko na widok starej przyjaciółki.
- David... ja... - gula rosła w gardle siedemnastolatki, a głos się załamywał. - Przepraszam... - nie mogła już z siebie wydusić ani słowa, choć tak wiele miała mu do powiedzenia. Przed oczami stanął jej dzień, w którym to po raz ostatni widziała ten sam uśmiech. Trzy lata temu, na tej samej polanie... noc z 21 na 22 października. Ostatnia noc, jaką spędzili razem.
Palące łzy spłynęły po podrażnionych licach szatynki. Ból jaki jej to sprawiało nijak miał się do tego, który właśnie rozrywał jej serce na najdrobniejsze kawałki. Dlaczego jego postać musiała być tylko wytworem wyobraźni? Dlaczego to wszystko musiało być tylko snem? Dlaczego nie mógł do niej wrócić? Dlaczego musiała przeżywać ich rozstanie od nowa?
- Rose... - zmartwiony głos chłopaka tylko powiększał pustkę, jaką pozostawił po sobie trzy lata temu. Nachylił się nad zielonooką ocierając jej łzy, a ona spojrzała na jego usta, które choć całowała tylko raz, wydawały się tak znajome. W tej chwili nie marzyła o niczym innym, niż o ponowieniu tej czynności.

- Rose? - cichy głos Dana wyrwał nastolatkę ze snu, z którego najchętniej już nigdy by się nie budziła. - Co się stało? - troska malowała się na jego twarzy, co było niezrozumiałe dla leżącej obok niego szatynki. - Dlaczego płaczesz? - zmartwiony zmarszczył brwi, a zielonooka dopiero po tych słowach zorientowała się, że plamy na poduszczę nie są od śliny.
- Nic mi nie jest... - otarła łzy wierzchem dłoni i odwróciła się na drugi bok. - Idź spać - za oknem świeciło już słońce, a zegar stojący na stoliku nocnym wskazywał godzinę 7:43, więc oboje mięli jeszcze trochę czasu, aby odespać wczorajszą noc.
- Rose - wokalista nieco spoważniał. Siedemnastolatka skrywała przed nim wiele tajemnic, ale tym razem nie miał zamiaru odpuścić. Nie teraz, kiedy po raz pierwszy widział łzy dziewczyny.
- Daj mi spokój... - mruknęła z dezaprobatą mając nadzieję, że pozwoli jej wrócić do pięknej krainy snów, gdzie czekała na nią jej pierwsza miłość.
- Albo zaczniesz mówić, albo Cię do tego zmuszę - jego głos stał się bardziej stanowczy.
- Tylko spróbuj - syknęła.
- A jeśli? - uniósł pytająco brew z nieco zadziornym uśmieszkiem na twarzy.
- Zginiesz w męczarniach - mrużąc oczy wbiła złowrogie spojrzenie w przyjaciela.
- Zaryzykuję - był tak blisko, że szatynka mogła poczuć jego ciepły oddech na skórze i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć mężczyzna skutecznie ją unieruchomił i zaczął łaskotać.
- Dan przestań! - rzucając się po całym łóżku nie mogli przestać się śmiać. Zielonooka miała łaskotki na całym ciele, więc nieważne, gdzie muzyk umieścił swoją rękę od razu załączał się jej odruch samozachowawczy.
- To powiesz mi, czy nie? - próbował zachować powagę nadal znęcając się nad biedną Rose.
- Nie! - jęknęła próbując się oswobodzić, Koniec końców brunet wylądował na plecach, a dziewczyna na nim "dosiadając go". - No to teraz szykuj się na śmierć - skwitowała triumfalnym tonem, ciężko oddychając, jednak wymęczony mężczyzna wydawał się być całkiem szczęśliwy z powodu swojego aktualnego położenia. Właściwie... który osobnik płci męskiej nie byłby zadowolony z tego typu sytuacji? Zwłaszcza, jeśli twoja partnerka nie należy do najbrzydszych i ma na sobie seksowną, ale subtelna zarazem, czarną, koronkową bieliznę.
- Czyżbym w czymś przeszkodził? - zaciekawiony brodacz zmierzył parę wzrokiem opierając się o framugę drzwi.
- Puka się... - syknął z niezadowoleniem Dan, który jak nic innego na świecie kochał to "boskie" wyczucie czasu Kyla.
- No własnie widzę - "odbił" zakładając ręce na piersi. W tym czasie Rose szybko zeszła z przyjaciela i na paluszkach pohasała w stronę kociarza, po czym ucałowała go w policzek na powitanie i pognała do łazienki wziąć prysznic. - Również miło Cię widzieć - mruknął zadowolony, odprowadzając wzrokiem nastolatkę na widok czego brunet wywrócił oczami.

-Więc? - niebieskooki upił łyk gorącej kawy, która od razu poparzyła mu język. - Co się z tobą wczoraj działo? Nie co dzień widuję Cię tak szczęśliwą - mielił językiem w ustach mając nadzieję, że ból po chwili zniknie.
- Nic takiego... - użyła wymijającej odpowiedzi mając nadzieję na zmianę tematu, ale jedyne co uzyskała w odpowiedzi to zniecierpliwione spojrzenie Dana. - Raz miałam dobry humor, a wy od razu robicie z tego taką wielką sensację - westchnęła. - Będąc wśród tylu pozytywnie nastawionych ludzi nie da się wiecznie chodzić z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy - wyjaśniła grzejąc dłonie o kubek gorącej czekolady.
- Poznałaś kogoś nowego? - uśmiechnął się nieco widząc, że szatynka wreszcie zdecydowała się prowadzić normalna rozmowę, która nie opiera się na zasadzie zadawania pytań i otrzymywaniu odpowiedzi typu "nic się nie stało", "to nic takiego", czy "nie ważne".
- Kilka osób... - zmarszczyła brwi usiłując sobie przypomnieć ich imiona, lecz nic z tego.
- To który z nich to tej silny? - zaśmiał się pod nosem. Miał oczywiście na myśli chłopaka, który usadził sobie wczoraj Rose na barkach.
- Ty się śmiej, ale on chciał mnie jeszcze do was donieść - po raz pierwszy od wyjścia z hotelu na twarzy zielonookiej pojawił się uśmiech.
- A tak w ogóle, to dlaczego byłaś na widowni? Za kulisami jest lepiej... - stwierdził choć sam jeszcze nigdy nie miał tej przyjemności oglądania czyjegoś koncertu zza kulis.
- Na pewno jest więcej miejsca... - na myśl przyszły jej te wszystkie koncerty, na których musiała niemal walczyć o swój metr kwadratowy. - Ale jednak nijak ma się to do atmosfery panującej przed sceną. Śpiewy, tańce... - zanim zdążyła wymienić coś jeszcze, brunet jej przerwał.
- Jestem pewien, że jakbyś porwała dźwiękowca do tańca, to nie miałby nic przeciwko - zażartował śmiejąc się pod nosem, ale wiedział co dziewczyna miała na myśli. Słuchanie muzyki za kulisami to jedno, a zabawa z innymi na widowni e jej rytm to drugie.
Dalej ich rozmowa toczyła się, tak jak zwykle - przyjemnie i bez większych trudności, czy chwili, w których zapadała niezręczna cisza. Tematów im nie brakowało, więc ciągnęła się ona przez cały ich długi spacer po ulicach Rochester. Chłopcy mięli teraz kilka dni wolnych od koncertów, więc mogli sobie pozwolić na tego typu przyjemności. Pomimo jesiennego, chłodnego wiatru Rose niosła swoja skórzaną kurtkę w ręce. Ubrana w szary sweterek i długie podarte jeansy nie odczuwała zimna, natomiast Dan grzał dłonie w kieszeniach czarnych spodni.
- Dziś rano... miałaś koszmar? - mężczyzna spojrzał na nią nieco zatroskany, ale starał się tego nie okazywać, bo wiedział, jak bardzo szatynka tego nie lubi. - A może przyśnili Ci się rodzice? - dopytywał mając nadzieję, że może na którekolwiek z pytań uzyska odpowiedź.
- Nie... - wolno krocząc wpatrywała się w kostkę brukową. - Oni nigdy nie byli dla mnie powodem do płaczu - mówiła niepewnie, bo nie wiedziała do końca w jaki sposób odbierze to jej przyjaciel, dlatego starała się to, jak najszybciej wytłumaczyć - Nie zrozum mnie źle, ale moje łzy wyschły już 3 lata temu... Od tamtego czasu nie potrafię płakać - wnosząc wzrok ujrzała piękne niebo i słońce, które powoli skłaniało się ku zachodowi.
- Trzy lata temu? - niebieskooki doskonale wiedział, że śmierć jej rodziców datuje się na zaledwie dwa lata, więc najwidoczniej było jeszcze coś o czym nie miał pojęcia.
- Tak, niecały rok przed utratą rodziców straciłam też bardzo bliska mi osobę... - nie wiedziała jakim mianem określić najważniejszą osobę w jej życiu. Nie był jej przyjacielem, ale chyba też nie mogła nazwać go swoim ukochanym, bo przecież co czternastolatka może wiedzieć o miłości...
- Kogo? - Czyżby Rose straciła jeszcze jednego członka rodziny? - myślał.
- Mężczyznę - objęła się ramionami z lekkim uśmiechem na twarzy przypominając sobie, jak to David zwykł mówić o sobie w ten sposób: "Nie jestem twoim chłopakiem... Jestem twoim MĘŻCZYZNĄ!".
- Kochałaś go? - brunet zmarszczył brwi na myśl, iż jego oczko w głowie może nadal coś czuć do wspomnianej wcześniej osoby.
- Nie jestem pewna co to miłość, ale jeśli poczucie bezpieczeństwa, błogości i szczęścia, gdy jesteś w objęciach danej osoby jest miłością, to tak - kochałam go - stwierdziła z bólem w sercu, który nie pozwalał jej zapomnieć uczucia jakim darzyła Davida.
- A kochasz go nadal? - jego ton głosu był tak zrezygnowany i przygnębiony, że równie dobrze można by było to odebrać, jako pożegnanie się z życiem...
- Tęsknie za nim... - I to tak bardzo, że mogłabym w tej chwili skoczyć chociażby z krawężnika, tylko po to, aby trafić tam gdzie teraz jest on - dokończyła w myślach. - Ale mniejsza z tym... skończymy już ten temat - dziewczyna zauważyła, jak bardzo rozmowa o jej stracie przygnębiała i ją i jej przyjaciela, więc wolała jak najszybciej przejść do ciekawszej części dzisiejszego dnia, którą zaplanowała już jakiś czas temu. - Powiedz Dan... - zaczęła nieco tajemniczo, co wywołało u wokalisty nieco niepewne, pytające spojrzenie. - ... kiedy ostatnio jeździłeś na rowerze?

I kto by pomyślał, że przewidzenia Rose się sprawdzą... Wokalista ostatnim razem miał tą przyjemność lub też nie przyjemność wsiąść na rower podczas kręcenia teledysku do Pompeii, więc nic dziwnego, że zielonooka postanowiła to zmienić.
- Ale skąd my niby weźmiemy rowery? - ciągnięty przez swoja przyjaciółkę przez zatłoczone ulice miasta starał się zrozumieć jej zapał.
- Myślisz, że tylko ty masz znajomości? - zażartowała i mknęła dalej przed siebie. Po chwili dotarli przed ogromny magazyn, na którego widok w oczach dziewczyny pojawił się błysk, a na twarzy widniał jeszcze szerszy uśmiech. Bez zastanowienia wbiegła do środka, gdzie czekała już na nią znajoma osoba .
- Rose! Czekaj! - wołał za nią muzyk i będą trochę w tyle wbiegł po chwili do magazynu. Jego niebieskie oczy ujrzały szatynkę rozmawiającą z młodym, przystojnym chłopakiem, którego twarz, mimo lekkiego zarostu, wydawała się być całkiem znajoma.
- A to jest Dan - stojąc przy przystojnym znajomym, zielonooka wskazała skinieniem głowy w stronę przyjaciela.
- Miło mi - brunet posłał dziewczynie niepewne spojrzenie i podał rękę chłopakowi, który mógł być najwyżej o 4 lata młodszy od niego.
- Matt - promienny uśmiech wręcz oślepił wokalistę, a mocny, pewny uścisk dłoni odebrał jako przyjęcie wyzwania. Pojedynek o względy Rose czas zacząć! - Byłem wczoraj na waszym koncercie. Muszę przyznać, że naprawdę gracie nie najgorzej - szary podkoszulek idealnie podkreślał jego wyrzeźbione mięśnie brzucha, a odsłonięte bicepsy mówiły same za siebie... "Spójrzcie na nas! Jesteśmy boskie!" - i miały całkowitą rację.
- Poznajesz? - dziewczyna wychyliła się zza nowego kolegi. - To "ten silny" - zaśmiała się pod nosem i została dzięki temu obdarzona przez przyjaciela spojrzeniem: "Przestań, bo wyjdę na idiotę...", przez co aż kusiło ją, aby zapytać na głos "Na większego, niż jesteś? Przykro mi, ale już się nie da", jednak nie było to potrzebne, bo oboje znali się już na wylot, więc bez problemów czytali sobie w myślach.
- Tak, kojarzę... - syknął nieco zdegustowany prowadząc w tym czasie telepatyczny dialog z przyjaciółką.
- Mamy szczęście, że jest na tyle wspaniałomyślny, że pożyczy nam rowery - uśmiechnęła się szeroko.
- Żaden problem - wzruszył ramionami, a wokalista nie do końca rozumiał dlaczego. - To magazyn mojego ojca. Testujemy sprawność rowerów zanim trafia one do sprzedaży, więc można powiedzieć, że oszczędzicie mi trochę pracy - z uśmiechem na twarzy wyjaśnił wszystko jeszcze raz.
- Świetnie, co nie? - podekscytowana nastolatka już nie mogła się doczekać momentu, w którym nareszcie opuści magazyn wraz z przyjacielem.
- Taa... - niebieskooki tym stwierdzeniem chyba bardziej próbował przekonać siebie, niż pozostałych, lecz zanim udało mu się to osiągnąć Matt wręczył im dwa rowery i wyruszyli na wycieczkę ulicami miasta. Zanim jednak to się stało dziewczyna stojąc już przy wejściu cofnęła się szybko i ucałowała znajomego w policzek w ramach wdzięczności, co tylko jeszcze bardziej poirytowało bruneta.

Rose pierwszy raz od kilu lat wsiadła na rower, więc dla niej było to ekscytujące, za to muzyk nie przepadał za aktywnym spędzaniem czasu, ale cieszył się z tego, że mógł te kilka chwil spędzić z siedemnastolatką. Ostatnio oboje byli zabiegani, więc nie mięli ku temu okazji. Teraz mogli to wszystko nadrobić.
Mknąc przez ulicę miasta zahaczali o różne stoiska, czy sklepiki. Zrobili sobie kilka przystanków na wypicie czegoś ciepłego, czy też szybką przekąskę. Jak zwykle dużo rozmawiali, śmiali się i odkrywali przed sobą kolejne sekrety.
- No co? Byliśmy dziećmi, a ten taniec wydawał się taki prosty... - opowiadając przyjaciółce, jak to kiedyś wraz z siostrą próbowali być jak Johnny i Baby z filmu Dirty Dancing czuł się nieco zawstydzony.
- Czyli od dziecka był z Ciebie kiepski tancerz? - nie mogąc powstrzymać się od śmiechu trzymała się za bolący brzuch.
- No dobra.. to może teraz ty się pochwalisz swoimi zabawami z dzieciństwa? -  siedzieli na ławce, a dziewczyna miała przełożone nogi nad jego nogami, jedną ręką opierał na jej kolanach, a drugą pocierał uda, tak aby nie było jej zimno.
- Hmm jakby tak się zastanowić, to nie miałam takich fajnych zabaw z bratem, jak ty ze swoją siostrą - wspominała te wszystkie dni, w których biegała z nim pod blokiem z patykiem w ręce i bawiła się w Zorro. Oczywiście z upływem lat miejsce patyków zastąpiły pistolety na kulki, a zabawa w Zorro odeszła w zapomnienie na rzecz zabawy w wojnę. - Bawiliśmy się samochodzikami, robiliśmy łuki, wybiegaliśmy z domu o świcie i wracaliśmy wieczorami cali brudni - zaśmiała się pod nosem wspominając piękne czasy dzieciństwa, które odebrano jej przedwcześnie.
- A lalki? Podbieranie mamie kosmetyków? Urządzanie herbatki dla pluszaków? - rozbawiony uniósł pytająco brew i przypomniał sobie, jak to kiedyś jego starsza siostra umalowała go ulubioną, czerwoną szminką mamy, bo przecież musiał się jakoś prezentować na przyjęciu z maskotkami.
- Nienawidziłam lalek... -skrzywiła się nieco. - Po dziś dzień pamiętam, jak pewnego ranka obudziliśmy się z bratem i na telewizorze stały dwa opakowania z najnowszą serią BIONICLE... Szczęśliwi od razu zabraliśmy się za ich składanie i ustaliliśmy, który jest czyi. Wywalczyłam sobie swojego czarnego ulubieńca, ale czar prysł w momencie, w którym moja matka uświadomiła mi, że oba są dla Patricka, a prezent dla mnie stoi na biurku... - przerwała przypominając sobie to straszne rozczarowanie.
- Niech no zgadnę... - zaczął wokalista. - ... czyżby lalka? - zaśmiał się pod nosem.
- Tak! Lalka! - dziewczyna wybuchła udawaną złością i śmiechem na raz. - I to jeszcze w takiej pudrowej, księżniczkowej sukni... - załamana nastolatka zwiesiła głowę w dół i próbowała powstrzymać się od śmiechu.
Wspominali jeszcze wiele zabawnych momentów i rozczarowań z dzieciństwa, ale niestety czas mijał nieubłaganie i zmuszał parę przyjaciół do powrotu. Do drodze wstąpili tylko do małego sklepiku, w którym dziewczyna sprawiła sobie lizaka jagodowego i mogli ruszać dalej. Większość drogi jechali z górki, więc jakby na ich niekorzyść droga powrotna wydawała się o wiele krótsza. Nie śpiesząc się jechali powoli przez ulicę miasta. Zachodzące słońce ubarwiało niebo na różowo, a chłodny wiatr ranił ich zamarznięte dłonie. Rose puściła kierownicę i starała się ogrzać palce samym oddechem. Zaczęła pedałować szybciej, aby utrzymać się na siedzonku i nie musieć martwić się o zachowanie równowagi, i też co po chwila łapać na kierownicę. Wyprzedziła bruneta, którego zdziwione niebieskie oczy za nią podążały. Jak ona to robiła? Rozłożyła ręce, jakby to były skrzydła i przechylając delikatnie całe ciało skręciła. Wyglądało to co najmniej widowiskowo, a Dan nie mógł przeboleć faktu, iż nastolatka będzie miała kolejny powód do wywyższania się nad nim, więc od razu próbował zrobić to samo. Niestety za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem. Tracił równowagę i kila razy o mało co nie miał bliskiego spotkania z asfaltem.
- Wyprostuj się i pedałuj szybciej - widząc starania przyjaciela postanowiła mu pomóc, a on zrobił, jak kazała. - Środek ciężkości powinien znajdować się  na biodrach. W ten sposób łatwiej Ci będzie utrzymać równowagę - z lekkim uśmiechem na twarzy obserwowała robiącego postępy przyjaciela.
- Udało się! - rozłożył ręce, a wyraz jego twarzy przypominał twarz dziecka, które własnie dokonało niemożliwego. Niestety chwila uniesienia nie trwała zbyt długo, bo ścieżka stawała się coraz bardziej stroma, co zmusiło przyjaciół do chwycenia za kierownice i delikatnego przyciśnięcia hamulca. Rose powoli zwalniała, a rozpędzony Dan mknął przed siebie.
- Dan! Hamuj! - krzyknęła za nim zielonooka.
- Nie mogę! - zawołał wciskając oba hamulce, które najwidoczniej były niesprawne. Zanim Rose zdążyła do niego dotrzeć on przejechał już przez skrzyżowanie o mało nie powodując wypadku, po czym napotykając krawężnik, dosłownie przeleciał nad kierownicą i wylądował na plecach, a jego okulary kilka metrów dalej.
- Dan! - zeskoczyła szybo z roweru, odepchnęła do w bok, a sama podbiegła do leżącego przyjaciela. Robiąc wślizg na kolanach podarła dobie spodnie, Położyła sobie jego głowę na udach i odgarniała włosy z czoła. - Dan, nic Ci nie jest? Powiedz coś. Jak się czujesz? Dan! - zaczęła panikować, chaotycznie głaskać i coraz bardziej się nad nim nachylać. Przez myśl przeszły już jej najgorsze możliwe scenariusze i już sięgała do kieszeni po telefon, aby zadzwonić po karetkę, gdy nagle mężczyzna wplótł palce w włosy szatynki u dołu głowy i przyciągnął do siebie. Zrobił to delikatnie, ale na tyle szybko, aby nie mogła się temu sprzeciwić, po czym złączył ich usta w jedno.
- Teraz już znacznie lepiej - wyszeptał z delikatnym uśmiechem na ustach.




No trochę mnie tu nie było...
Wybaczcie, ze kazałam wam tak długo czekać,
ale mam nadzieję, że choć w małym stopniu wam to wynagrodziłam.
PIERWSZY POCAŁUNEK ROAN!
(wiem, jestem kiepska w wymyślaniu nazw...)
I to wszystko z okazji 2000 wyświetleń!
Nawet nie zorientowałam się kiedy dobiłam do tak pięknej liczny...
Jestem wam za to tak bardzo wdzięczna.
Dziękuję, że tu jesteście, i że czytacie moje wypociny...
Oczywiście dziękuję też za wasze komentarze,
które motywują mnie do dalszej pracy.
Naprawdę nie wiecie ile to dla mnie znaczy...
Mam nadzieję, że i ten rozdział się wam spodoba
i zapraszam do komentowania ;)

17 komentarzy:

  1. Wspaniałe uwielbiam czytać twoje opowiadanie ; ***
    Jeżeli możesz częściej dodawaj rozdziały ; p
    Zawsze czekam z niecierpliwością : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :D
      Miałam chwilowy brak weny i deficyt czasu, ale postaram się je częściej dodawać :)

      Usuń
  2. O kierwa *o*
    No nieźle mi zasłodziłaś wieczorek ;)
    Więcej takich akcji z Danem :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że "o kierwa" jest raczej pozytywnym określeniem... xD
      Zasłodziłam? Nie chciałam za bardzo słodzić ;-;
      Więcej takich akcji? W sensie, że mam bardziej poturbować Dana? NIE MA SPRAWY! Z WIELKĄ PRZYJEMNOŚCIĄ! (odzywa się we mnie wrodzony pierwiastek sadysty...) xD

      Usuń
  3. Po pierwsze primo, obiecaj, że nie znikniesz więcej na tak długo. Zaczynałam już się martwić, że porzuciłaś tego bloga :(
    Po drugie primo, rozdział jak przystało na porządny come back, absolutnie świetny. Wycieczka rowerowa, zazdrosny Dan i kiss na koniec - moje sreducho się raduje :D
    Trzeciego primo nie będzie. Czekam na c.d.
    Buźka XXX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porzucić moje ukochane LbO? (już nie chce mi się pisać pełnej nazwy...) NIGDY W ŻYCIU! Może i to jeden z wielu ff o Bastille (i to z tych mniej popularnych), ale dla mnie to coś więcej... to mój pamiętnik, w którym zapisuje moje najskrytsze marzenia i fantazje. Nie umiałabym tego od tak porzucić... na pewno nie bez "pożegnania".
      Cieszę się, że rozdział się spodobał :D Tak długo na niego czekałam... już kombinowałam jakby tu w możliwie najszybszy sposób do niego dojść (czego skutkiem jest poprzedni rozdział) i oto jest! Wyczekiwany pierwszy pocałunek! (całe życie czekałam na ten piękny moment T^T)
      C.d. mam nadzieję już wkrótce, bo pomysł jest, wena powili wraca, tylko czasu brak...

      Usuń
  4. O matko zbyt słodko.
    Zbyt słodko.
    Zbyt słodko, umieram, zabijacie mnie wszyscy, to jest takie wspaniałeeeeeeee.
    Właśnie przygotowuję się do zdawania egzaminu praktycznego na prawko i dzięki tobie nie mam już ochoty zwrócić kanapki z dżemem malinowym, którą jadłam na śniadanie... Rozdział absolutnie wspaniały! I Kyle i Dan i wszyscy! AGH! Kocham cię i twoje ff!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alice nie wiem, czy wiesz, ale "za słodko" odbieram zdecydowanie, jako negatywne określenie, więc trochę mnie to dołuje ;-; xDD
      Ale czytając dalej... "to jest takie wspaniałeeeeeeee" od razu mordka mi się cieszy *^*
      Czyli wychodzi na to, że LbO jest doskonałym lekiem na stres, mdłości i inne dolegliwości, a także działa cuda, bo z tego co wiem, to zdałaś <3
      Polecamy się na przyszłość~
      Dziękuję! Ja cb tez kocham! Twoje ff też kocham! I nadal czekam na moje zlecenie... xD

      Usuń
    2. O właśnie przeczytałam ten komentarz... Myślałam, że tamten pod spodem był odpowiedzią xd
      I tak, właśnie o tym zleceniu mówiłam. I dziękuję za kochanie mojego ff, bo ostatnio cierpię ze znanych Ci już powodów... *otulmy się internetowym szalem miłości*

      Usuń
    3. Ehhh i znowu odpowiedź dodała się, jako normalny komentarz...
      Zabijcie mnie... mam tyle nauki, a książki leżą tak daleko (aż całe 2m!), i weny wszystkim brak i nie ma co czytać...
      Najlepiej otulmy się internetowym szalem miłości i chodźmy spać.

      Usuń
  5. Noooo a ja już nie potrzebuję pączka do kawy :) tyle słodkości. Uwielbiam Dana całującego się z bohaterką każdego bloga :) Ale już się bałam że coś mu się stało jak przekoziołkował przez kierownicę...uf... no i zazdrość. Mały foszek Dana - tego nie może zabraknąć :>
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział a i sama muszę się zabrać za swój a coś mnie wena opuściła... Może poszła do Ciebie? Łap ją i korzystaj! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy ten rozdział na prawdę jest, aż taki przesłodzony? ;-; Ehh... muszę przestać pisać rozdziały na raty, bo później widać co z tego wychodzi...
    Olu nawet nie wiesz, jak długo czekałam na tą piękną chwilę, aby wreszcie umieścić tą scenę z LbO xD A obolały Dan jeszcze dostanie za swoje, i to już wkrótce~
    Zazdrosny facet, to słodki facet, więc i nasz niebieskooki wokalista musi czasami mieć małego foszka na naszą Rose, w przeciwnym razie by mu na niej nie zależało.
    Kolejny rozdział zaczynam pisać już dziś i mam nadzieję, że skończę go najpóźniej jutro, bo tak uwielbiam czytać wasze komentarze i odpisywać na nie, że no nie przeżyję kolejnych tygodni bez nich! ;-;
    Olu teraz wszyscy mają taki brat weny. I ja, i Alice... i teraz nawet Cb to dopadło ;-; No nic musimy się wziąć w garść i zabrać do pracy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, to zdecydowanie nie było negatywne!!! Ostatnio wszyscy są w depresji i brakuje nam weny, więc taka dawka uroczyści jest zawsze potrzebna! I słodycz tej scenki nie jest przesłodzona jak np balonik Mars tylko tak przyjemnie słodka jak np Prince polo albo Princessa... :D

      A co do pracy.. . Właśnie zdałam sobie sprawę, że... Zleceniem od ciebie jest przeze mnie analizowane codziennie, ale ciągle go nie zaczęłam D:

      Zlinczujcie mnie, jestem okropna, gardzę sobą...

      Usuń
    2. Niechaj wszyscy internetowi pisarze łączą się z sobą w bólu i rozpaczy albowiem mamy tymczasową blokadę twórczą...

      Haha doskonałe porównanie! Ale ja lubię batoniki Mars... bardziej przesłodzone są Liony, których już powoli mam dość (ale zostawmy ten temat - o gustach się nie dyskutuje) xD

      Kochana... to ja Ci tu podrzuciłam pomysł ze światem alternatywnym (np. Rose gwiazda - Dan jej fan), a ty nadal nic? No nie...
      A wiesz co? Wpadłam na pomysł...
      Jako iż sama napisałabym chętnie zlecenie od kogoś (mała przerwa od LbO dobrze mi zrobi...), a nie chcę Cię kopiować, to może rzucisz mi jakimś zleceniem i sama się pogłowię, jak z tego wybrnąć (tak, nudzi mi się)~
      Kto wie może moja wena wróci, a cb zmotywuje to do wzięcia się za moje zlecenie... Nie wiem, ale chętnie się przekonam xD

      Usuń
    3. Kurde, dobra zbiorę się w sobie i spróbuję napisać to w weekend ale nie wiem czy zdążę, bo bd musiała się nauczyć na 3 sprawdziany we wtorek, bo w poniedziałek JADĘ NA KONCERT 1975!! ale czuję, że mój przyjaciel - dupek - Ven wkrótce powróci, a gdy to się stanie, nawet 5 spr mnie nie powstrzyma od pisania!

      Hmmm zlecenie z WD powiadasz?
      Okay! :D pogadam z moim menadżerem o temacie zlecenia i skontaktuję się z panią drogą mailową

      Usuń
    4. Jedziesz na koncert 1975?! ZAZDROOOOO *^*
      Nie wiem kim jest Ven, ale niechaj przyjeżdża, bo ja powoli nie mam co czytać! xDD

      Nie koniecznie z WD. Możesz mi kazać napisać cokolwiek byle związane z Bastille xD
      Tak więc czekam z niecierpliwością B|

      Usuń
    5. A no... jakoś tak wyszło, że jadę... Taki w sumie totalny spontan, ale co tam :D
      W moim życiu Ven to spersonifikowana wena płci męskiej. Nie pamiętam, kiedy zaczęłam Vena nazywać Venem, ale Ven jest moim Venem i chociaż jest najgorszym dupkiem na świecie, to i tak go kocham ^^ I w sumie jego obecność nie wpłynie na częstotliwość dodawania rozdziałów :< Będą się pokazywały regularnie w każdy piątek lub sobotę do wyczerpania zapasów lub zakończenia pierwszej serii.
      Już gadałam z moją przyjaciółką tj. menadżerem i w sumie nie wpadłyśmy na nic wielkiego co do zecenia. Właśnie idę ci pisać maila, bo po co robić miliard stron zdań z chemii na jutro :D

      Usuń