czwartek, 1 stycznia 2015

Let's be optimists - Rozdział 30.

Wbiegając za kulisy, para ledwie zdążyła na koncert zespołu. Złowieszcze korki jednak potrafią zatrzymać człowieka w najmniej odpowiednim momencie, czyli na przykład, gdy Rose wraz z Danem wracali z lotniska.
Ciężko dysząc, znosili karcące spojrzenia niecierpliwiących się członków Bastille. Szatynka obiecała, że odstawi im wokalistę jeszcze przed próbą, ale niestety coś pokrzyżowało jej plany.
Widownia wyczekiwała pojawienia się zespołu z ustami zamkniętymi na kłódkę, tylko po to, aby wraz z pierwszym członkiem na scenie rozniosła się wala okrzyków, pisków i wiwatów na ich cześć. Tak właśnie wyglądały koncerty Bastille. Niezmierzona ilość decybeli ze strony publiczności, co owocowało coraz to lepszymi występami chłopców.
Przed wkroczeniem na scenę wokalista cofnął się po ręcznik i butelkę wody, a odwracając się do przyjaciółki, zmęczenie na jego twarzy momentalnie zastąpił uśmiech.
- Masz jutro czas? - tak jakby on miał teraz czas na pogaduszki...
- No nie wiem... Mam w planach wstać z łóżka, pomęczyć was swoim towarzystwem i iść na wasz koncert - westchnęła teatralnie, jakby jej grafik był tak napięty, że na najbliższą przyjemność mogłaby pozwolić sobie dopiero za dwa lata.
- Przyjdę po ciebie jutro o 12 - przewieszając sobie ręcznik przez ramię zaczął się kierować w stronę miejsca, w którym powinien się właśnie znajdować, czyli obok czegoś, co w tych czasach ludzie zwykli zwać mikrofonem.
- Zapraszasz mnie na randkę? - zielonooka ze skrzyżowanymi na piersi rękami, uniosła pytająco brew.
- Tym razem tak - posyłając przyjaciółce ostatni uśmiech, wbiegł na scenę nie chcąc słyszeć odmowy. Kąciki ust nastolatki zadrżały, zupełnie, jakby cieszył ją fakt, iż umówiła się ze Smithem.

Niebieskooki czekał na schodach, odliczając sekundy do umówionej godziny. Nerwowo zerkając na zegarek tupał nogą, nie mogąc się doczekać spotkania z siedemnastolatką. Był ciekaw jak tym razem ubierze się szatynka, jak się uczesze, jakich użyje perfum, czy Vi zmusi ją do podmalowania rzęs. Każdy jeden szczegół nurtował go tak bardzo, że czekał na nią już od dwóch godzin. Nie chciał przychodzić przed czasem , bo z doświadczenia wiedział, że kobiety zwykły stroić się długo, a w przypadku Rose owe szykowanie było zostawiane na ostatnią chwilę.
Kto by pomyślał, że zielonooka zgodzi się na randkę z wokalistą Bastille? Fakt faktem, iż nie pozwolił sobie na odmowę, co wcale nie wyrywało go ze zdziwienia.
Ostatnie minuty mijały, a mężczyzną targały skrajne emocje. Nie posiadał się z radości i głupawy uśmiech pięciolatka nie chciał zejść mu z twarzy, ale gdzieś w głębi był przerażony. Mimo iż znali się już jakiś czas i w swoim towarzystwie czuli się najlepiej, to nie wiedział, jak się zachować, czy nie posunie się za daleko, czy po raz trzeci zostanie odtrącony...
Dobiegające z recepcji, bicie starego zegara wyrwało bruneta z zamysłu. Przeskakując po dwa stopnie, szybko dotarł na odpowiednie piętro. Znajdując się już pod drzwiami wziął głęboki oddech i uniósł rękę, aby zapukać. O mało co, a jego dłoń nie spotkałaby się z twarzą nastolatki, która odruchowo cofnęła się o krok w tył.
- Czy "boskie" wyczucie czasu Kyla jest zaraźliwe? - uniosła pytająco brew, wychylając się zza zawieszonej w powietrzu kończyny mężczyzny, którą delikatnym dotykiem ściągnęła w dół, czekając na odpowiedź.
- Najwidoczniej - wzruszył przepraszająco ramionami, widząc śmiejącą się pod nosem przyjaciółkę. - A tobie najwidoczniej udzielił się styl Vi - zauważył mierząc dziewczynę wzrokiem od czubka głowy, przez czarny płaszcz, szarą, skromną, prostą sukienkę i na noszonych glanach kończąc. - No może jednak nie do końca...
- Niestety mój gust jest nadal do bani, a sprawczynie tego czegoś... - spojrzała wymownie na swój strój - ...znajdziesz za kanapą.
Czyli dokładnie tam, gdzie właśnie chowały się Vi i Joe - strażniczki mody i dobrego smaku. Nie pozwoliłyby wyjść siedemnastolatce na randkę z gwiazdą rocka w byle jakim starym swetrze... Toż to zbrodnia, hańba, co gorsze - ujma!
- Mam nadzieję, że mamy w planach odwiedzić jakąś knajpę, bo czuję w kościach, że zamarznę - zielonooka skrzywiła się lekko, na samą myśl spotkania jej nóg ubranych w cienkie rajstopy, z białą śmiercią grasującą na zewnątrz.
- O to się nie martw - uniesiony kącik ust mężczyzny, odegnał wszystkie czarne scenariusze i negatywne myśli związane z dzisiejszym spotkaniem. - Gotowa? - przerwał ciszę wywołana wymianą uśmiechów i podał przyjaciółce ramię.
W przypływie nostalgii nastolatka chwilę zwlekała z odpowiedzią. Przed oczami stanęła jej podobna scena, jak jeszcze nie tak dawno Smith zadał jej to samo pytanie w dni, który mieli okazję spędzić tylko we dwoje.
- Jak widać - odparła z lekkim uśmiechem na ustach, który bezskutecznie próbowała ukryć wpatrując się w podłogę. Ułożyła rękę na ramieniu mężczyzny i posyłając ostatni uśmiech w stronę chowających się przyjaciółek zamknęła drzwi i pozwoliła się poprowadzić przyjacielowi.
Czubki głów wychyliły się zza kanapy z badawczymi spojrzeniami. Misja zakończona sukcesem. Para w dopisujących nastrojach opuściła hotel, więc nie pozostało im już nic innego, jak tylko przybić triumfalną piątkę.

Krążąc po mieście para rozmawiała na rozmaite tematy i nawet nie zauważyli, gdy lśniące pięknym odcieniem pomarańczy słońce, zaczęło chować się za budynkami. O tej porze najjaśniejsza z gwiazd układu słonecznego pozwalała na siebie patrzeć nie karcąc oczu swym oślepiającym blaskiem. Zapatrzona w złoty okrąg zielonooka na chwilę zamilkła rozkoszując się ciepłem padających na jej twarz ostatnich promieni.
- Co on ma czego ja nie mam? - jęknął brunet wyrywając nastolatkę z zamysłu.
- Pomyślmy... - odwróciła się twarzą do przyjaciela. - Oboje macie wyjątkowe głosy, niecodzienne uczesania, opanowane klawisze...
- Ale on jest niższy - zauważył przerywając wywód szatynki.
- Ale Stephen Garrigan gra na gitarze - dodała z zadziornym uśmieszkiem. - Wybacz, ale to przebija twoje metr osiemdziesiąt i dziewięciocentymetrową fryzurę - stwierdziła, wzruszając przepraszająco ramionami. - Jednak tobie bliżej do mojego "wizualnego ideału" - nie mogła dłużej patrzeć na smutniejącego Smitha.
- A jakiż to ideał? - przygnębienie od razu ustąpiło miejsca ciekawości.
- Wysoki, ciemnooki, brunet - oznajmiła.
- O mój boże! Kyle to twój ideał?! - stwierdzenie i teatralne zdziwienie wokalisty rozbawiło parę przyjaciół.
- Tak, dokładnie - przytaknęła. - Kyle to mój ideał, dlatego zazdroszczę Vi tych boskich piętnastu minut spędzonych z nim w sylwestra - próbowała zachować powagę, ale kąciki ust nie przestawały jej drżeć.
- Zapewniam, iż ja zadowolę Cię o wiele lepiej, niż on - męska duma niebieskookiego doszła do głosu.
- Skąd ta pewność? - a niedoświadczona w tych sprawach nastolatka po prostu uwielbiała ją kwestionować.
- Jeśli nie wierzysz mi na słowo, to pozwól mi Cię przekonać w inny sposób - czy faceci to czasem nie ten gatunek, który cechuje się nadzwyczajną bezpośredniością? Więc co w tym egzemplarzu jest nie tak? Kto i gdzie popełnił błąd?
- Mówiąc prościej - zabierzesz mnie na wycieczkę do krainy rozkoszy? - uniosła pytająco brew próbując powstrzymać śmiech.
- I to w jedną stronę. Oczywiście pod warunkiem, że nie wyjdziesz z mojego łóżka - zapewnił żartobliwie.
- Może innym razem skorzystam - stanęła przed nim i śmiejąc się pod nosem poprawiła mu buntujący się kaptur szarej bluzy.
Reszta wieczoru minęła im zaskakująco szybko w jednej w małych knajp w zacisznej części miasta. Rozmowom nie było końca, a tematy zdawały się mnożyć z każdą kolejną minutą. Czas mijał szybko, dopóki kelnerka nie przyniosła zamówionej specjalności lokalu - pudełka czekoladek z nadzieniem o nieznanym smaku. Na tym właśnie polegała zabawa - czekoladowa ruletka...
- To kto pierwszy? - skrzywiła się nastolatka na samą myśl, że trafi na niekoniecznie odpowiednie nadzienie.
- Pytek - odparł śmiejąc się pod nosem.
- Nie ma mowy... - zaparła się momentalnie. Po krótkiej sprzeczce i rundce marynarza, która miała rozstrzygnąć "kto pójdzie na pierwszy ogień", brunet ciężko westchnął.
- Wybierz dla mnie jedną - można powiedzieć, że był to swego rodzaju kompromis.
Szatynka wskazała na tą wyglądem przypominającą najbardziej pospolitą i uniosła wzrok znad pudełka. Napotykając wyczekujące spojrzenie bruneta, od razu wiedziała do czego chciał doprowadzić poprzednią sprzeczką. Uchwyciła czekoladkę między kciuk i palec wskazujący, i podała wokaliście.
- Smacznego - burknęła lekko poirytowana, a zadowolony mężczyzna pozwolił się nakarmić. - I jak? - widząc lekko skrzywioną minę przyjaciela była ciekawa smaku, jaki dla niego wybrała.
- Marcepan - odparł, gdy już przełknął, a nastolatka łączyła się z nim mentalnie w bólu. Również nie była fanką smaku tej słodyczy.
- Obyś ty wybierał lepiej - westchnęła czekając na swoją kolej. Biorąc do ust czekoladkę miała cichą nadzieję, że w pudełku nie znajdzie się już nic gorszego od marcepanu. Niestety matka głupich i patronka zieleni opuściła ją w chwili, gdy przegryzła czekoladową powłokę. Jeden z najgorszych smaków świata wypełnił jej usta, a łzy napłynęły do oczu. Połknęła szybko, co miała w ustach i zalała gardło schłodzoną odpowiednio wodą. Po opróżnieniu szkła odłożyła je z ulgą na blat stołu, napotykając pytające spojrzenie niebieskookiego. - Wasabi - wyjaśniła z irytacją, a Smith usiłował się powstrzymać od śmiechu. - Mam nadzieję, że znajdę dla ciebie coś jeszcze gorszego w tym pudełku - syknęła przyglądając się uważnie słodkościom.
- Wątpię, aby istniało coś gorszego od wasabi - zaśmiał się pod nosem, a dziewczyna podsunęła mu pod nos kolejna czekoladkę. - A jednak... - stwierdził mieląc z niesmakiem najgorszą słodycz dzieciństwa. - Lukrecja - dziewczyna zakryła usta dłonią, wpatrując się w mówiący sam za siebie wyraz twarzy mężczyzny. Biedaczek cierpiał katusze, co tak bardzo bawiło zielonooka sadystkę, jednak nie mogła sobie pozwolić na triumfalny wybuch śmiechu.
Zniechęceni do dalszej zabawy bali się odsłaniać kolejne nadzienia czekoladek, ale chyba już gorzej być nie mogło, więc co zaszkodzi im spróbować? Najwyżej ich kubki smakowe tego pożałują... O dziwo w pudełku nie zostało już nic z odpychających smaków. Jedyne na jakie jeszcze trafili to kakaowy, orzechowy, mleczny i nugatowy. Po wtłoczeniu w siebie takiej ilości słodyczy postanowili zapłacić za zamówienie, podziękować i wyjść z lokalu wzbogaceni o kilka miłych i zabawnych wspomnień.

Wszystkie lampy oświetliły spowite mrokiem ulice, świąteczne ozdoby rozsiały wokół ciepły blask, a niedaleko spacerującej pary, zebrała się grupa ludzi. Okrążony chłopak z gitarą wprawiał tłum w zachwyt kolejnymi dźwiękami wydobywającymi się z pudła instrumentu. W tym mieście był chyba jedynym ulicznikiem, który nie parał się graniem kolęd...
Ciekawa barwa głosu i technika gry od razu przyciągnęły uwagę nastolatki, więc zaciągnęła tam swojego przyjaciela. Niestety zanim dotarli na miejsce utwór się skończył. Zanim rozbrzmiał następny, chłopak przestawił kapodaster i ostatni raz sprawdził, czy gitara aby na pewno dobrze stroi. Klaszcząc w rytm, w który Rose od razu rozpoznała, rozpoczął utwór Jamesa Blunta - "When I Find Love Again".

Hey yo! Where can I go?
When all the roads I take they never lead me home.

W tym momencie dziewczyna przyłączyła się dzięki czemu, chłopak nie musiał zmieniać rytmu.

Hey yo! I miss you so,
But I’m used to seeing people come and go.

Wymienili uśmiechy i porozumiewawcze spojrzenia, po czym oboje przestali.

Yeah, I’ve made mistakes.
Next time I’ll swear I’ll change.

Ulicznik szarpnął za struny, a szatynka klaskała dalej, roznosząc wokół radosne dźwięki porywające do tańca. Ich głosy zestroiły się idealnie, co tylko spotęgowało radosną atmosferę utworu.

When I find love again,
When I find love again,
I’ll be much better than the man I used to be.
When I find love again
When I find love again
I’ll have a better plan for us.

Wszyscy już klaskali, bujali się w miejscu kołysani melodią, a ich nogi same rwały się do tańca. Głos chłopaka pozwalał słuchaczom rozpływać się w endorfinach, a dziewczyna śpiewała chórki, szturchając delikatnie Dana, który jako jedyny stał jak kołek z niezadowolona miną.

Hey yo! I’m not ashamed,
'Cos everybody has a heart that’s make to break.
Hey yo! Don’t be afraid,
'Cos you're only getting stronger from the pain.
Yeah I’ve made mistakes.
Next time I’ll swear I’ll change.

Szatynka nie mogła znieść postawy Smitha, więc porwała go do tańca, a w ślad za nią poszła cała reszta tłumu. Wszyscy śpiewali, tańczyli, kręcili się w rytmie skocznej melodii i nawet wokalista się rozchmurzył, widząc radość malującą się na twarzy przyjaciółki.

When I find love again,
When I find love again,
I’ll be much better than the man I used to be.
When I find love again
When I find love again
I’ll have a better plan for us.

Yeah you and me.

Wszyscy na chwilę się zatrzymali i kołysali w miejscu klaszcząc, jednak jedna para oczywiście musiała się wyróżniać. Daniel stwierdził, że o wiele lepiej klaszcze się z kimś, więc wraz z siedemnastolatką zaczęli zabawę w Patty Cake.

Yeah, I’ve made mistakes
Next time I’ll swear I’ll change

Co prawda śmiechu było przy tym co nie miara, ale przecież trzeba było tańczyć dalej!
Pierwszy raz od dłuższego czasu, ludzie pozwolili sobie na taką spontaniczność. Oderwali się od przesiąkniętej szarością rutyny, wiecznej pogoni za pieniądzem i po prostu pozwolili się ponieść chwili. Za to właśnie Rose najbardziej kochała muzykę. Ta dziedzina sztuki pozwalała ludziom oderwać się od rzeczywistości. Dawała im mały skrawek wolności.

When I find love again,
When I find love again,
I’ll be much better than the man I used to be.
When I find love again
When I find love again
I’ll have a better plan for us.

Yeah you and me.

When I find love again,
When I find love again,
I’ll be much better than the man I used to be.
When I find love again
When I find love again
I’ll have a better plan for us.

When I find love again,
When I find love again,
I’ll be much better than the man I used to be.
When I find love again
When I find love again
I’ll have a better plan for us.

- Yeah you and me - wyśpiewała cicho nastolatka wpatrując się w błękitny bezdeń oczu przyjaciela. Zamarli tak na chwilę lub dwie ignorując otaczający ich świat. Szatynka nawet nie spostrzegła kiedy wokalista ujął jej twarz w dłonie, ale za to nie umknęło jej uwadze, że po chwili przyciągnął ją blisko siebie i pocałował tak mocno, że zabrakło jej tchu, a nogi się pod nią ugięły. Odsunął się od niej na kilka centymetrów, ich ciężkie oddechy mieszały się ze sobą, tworząc kłęby pary unoszące się w okół nich.
- Rose, ko... - zanim zdążył dokończyć dziewczyna stanęła na palcach składając na jego ustach delikatny pocałunek.
- Nie mów - poprosiła wiedząc, co brunet miał na myśli. - W moim kraju używa się przysłowia: "do trzech razy sztuka", więc zachowaj ten "trzeci raz" na wyjątkową chwilę, w której będziesz pewien, że czuję do ciebie to samo - zaskoczenie malowało się na twarzy mężczyzny. Pytaniem tylko, czy wywołał to pocałunek ze strony nastolatki, czy też to co powiedziała zaraz potem. Niestety tego nikt nie zdążył się dowiedzieć, bo wokół nich rozległa się fala oklasków i gratulacji. Najwidoczniej umknął im fakt, iż mają widownię...





Tak długo wyczekiwany pocałunek NARESZCIE NADSZEDŁ!
Już sama nie mogłam się doczekać tego rozdziału.
Co prawda akcja miała się dziać w lato,
ale skoro bohaterowie są niemal świeżo po sylwestrze,
to nie będę przeskakiwać o pół roku w przód,
tylko po to, aby inaczej ich ubrać...
Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział wam się podobał
i czekam na wasze opinie w komentarzach ^^

8 komentarzy:

  1. Oh Jesus....Boże to by ten rozdział z tych wyjątkowych
    Nwm co napisać, chcę żebyś wiedziała, że czytam to twoje zajebiste ff i czekam na dalej ;3 szczęśliwego roku! /Tak już ponoworocznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobał i cieszę się, że czytasz te moja wypociny xD
      Następny rozdział jest już napisany (tak, nie miałam co robić o 5 rano) i jak tylko ten dobije 100 wyświetleń, to od razu wchodzi następny ^^

      Usuń
  2. Piękny ...Nareszcie ale może coś więcej ....
    Kolejny rozdział wstawiaj kochana nie ma na co czekać :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę naradzić się z moją żona aka edytorem w pewnej kwestii, ale jeśli wszystko dobrze pójdzie, to następny rozdział wstawię mniej więcej popołudniu ^^

      Usuń
  3. Yaaaayy randka!
    (w sumie szkoda, że Dan nie puknął Rosi w ładną twarzyczkę xd)
    Tak, Kyle to ideał każdego. Nawet jeśli jesteś bez reszty zakochana w Danie... KYLE TO IDEAŁ WYBACZ DANNY.
    Szokolada... Mogłabym trafić na czekoladę z bekonem... Powinna być czekolada z bekonem, to byłby dobry pomysł xd
    No i ta urocza scena, jakby wyjęta z 'Zaplątanych' ❤ aż zatęskniłam za Disneyem i tymi wszystkimi innymi bajkami.... KYLE BUŁO CHODŹ, BĘDZIEMY OGLĄDAĆ KRÓLA LWA!

    I jeeeeeeeeeeeeest! Miłość rośnie wokół naaaaaas! Rose i Dan się całują!! W spokojną jasną nooooooooc! Nareeeeeszcie świaaaaaat zaczyyyyynaaaaa w zgodzie żyyyyyyć!
    Okay sorry, poniosło mnie x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nareszcie doczekałyśmy się tej wiekopomnej chwili!
      (wait, zaraz, chwila... JAKIE PUKNĄĆ ROSI W TWARZYCZKĘ?! o.o)
      Ofc, że Kyle to ideał nad ideały. Przerasta nawet Alexa i Dana razem wziętych!
      Ja bym mogła trafić na szokoladę z szokoladą... naprawdę bym nie narzekała na takową xD
      Nawet o tym nie pomyślałam, że t może być podobne do "Zaplątanych", ale teraz, jak o tym wspomniałaś, to rzeczywiście coś w tym jest...
      KYLE, CHODŹ! PÓJDZIEMY SOBIE RAZEM ZROBIĆ MARATON DISNEYA <3
      btw. ostatnio własnie debatowałam z bf na temat najlepszych bajek dzieciństwa i doszłyśmy do wniosku, że filmy i bajki Disneya są zdecydowanie najlepszą częścią pierwszych lat raczkowania po tym świecie xD

      Miałam tą piosenkę nagrać z bf (tak, tą samą, o której wcześniej wspominałam) w sylwestra, ale coś nam nie wyszło... TO NIC! JA TO JESZCZE NAGRAM! Tak więc...
      Miłość rośnie wokół nas. Jej zapach jest tuż tuż~ xDD

      Usuń
  4. Lepiej pozno niz wcale ale wiec jestem ;)
    Troche pozno ale dzis mialam taki dzien ze "rzygam teńczom" wiec skoro jeszcze sie nie skonczyl to przedawkuje nesz ze troche milosci z Twoimi dzieciakami :D
    Wiem plotę juz 3 po 3 :)
    Ah... jadlam w zyciu rozne czekolady ale Twoje czekoladki mnie pobily :D fajny pomysl.
    Pocalunek, taniec na ulicy! Meeeega! Szkoda ze " do trzech razy sztuka" aleee nie mozna miec wszystkiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Panią, dawno Pani tu nie było xD
      No akurat ten rozdział był pełen miłości, więc przedawkowanie pewne.
      Ja też różne jadłam, ale na takie jeszcze nie trafiłam. Pomysł zaczerpnęłam z filmu, którego nazwy już nie pamiętam, ale bardzo miło go wspominam.
      Co za dużo to nie zdrowo... Jakbym od razu dała wam szczęśliwe zakończenie pełne endorfin, to chyba sama bym siebie znienawidziła... Jestem całkowicie przeciwna Happy Endom xD

      Usuń