wtorek, 20 stycznia 2015

How far to our Happy End - Rozdział 1.

Kroczyliśmy środkiem ulicy, a promienie słońca muskały nasze ciała. Wysoka temperatura sprzyjała skąpym ubraniom, które zdobiły opalone ciała atrakcyjnych dziewcząt. W tle rozbrzmiewała muzyka, wszyscy się bawili, jakby te chwile były ich ostatnimi. Alkohole nie musiały się lać hektolitrami i nikt nie narzekał na wszechobecny upał. Byliśmy gotowi na podbój świata. Ja, moi przyjaciele i mężczyzna, którego ciemne oczy przyciągały mnie, niczym magnez. Dłoń powiodła delikatnie po moim policzku, zmuszając do zerknięcia w ciemną bezdeń jego tęczówek, w której zawsze tonęłam bez pamięci. Jak to możliwe, że znał tak doskonale moje wszystkie słabości? W tej chwili, nie dbałam o to. Chciałam po prostu dać się ponieść chwili, pozwolić palcom jego dłoni wplątać się w moje włosy i zmniejszać odległość między ustami...
- Cięcie! - donośny głos reżysera nie potrzebował megafonu, aby roznieść się w promieniu kilometra. - Oscar, ty masz ją uwieść, a nie ciągnąć na egzekucję! Wizażyści - poprawić makijaż Rose.
Przy teledysku do utworu, który miał się stać letnim hitem, było więcej pracy, niż przy kręceniu hollywoodzkiego filmu... Według mnie Oscar całkiem nieźle radził sobie ze swoją rolą, choć był trochę onieśmielony moją osobą, co wydawało mi się całkowicie zbędne. Oboje staliśmy na tym samym szczeblu, pracowaliśmy w tej samej branży, z tą różnicą, że ja czułam się jeszcze świeża.
Obracałam się w towarzystwie gwiazd dopiero od niecałych dwóch lat, a to wszystko przez to, że Dan wpadł na głupi pomysł umieszczenia nagrania ze studia na swoim twitterze... Od tamtej pory moje życie zmieniło się o 540 stopni, co wcale nie jest hiperbolą.
Z każdym kolejnym coverem zaczęły do mnie napływać propozycje od wytwórń, konta na portalach społecznościowych były zasypywane komentarzami, a Dan nie pozwolił mi zmarnować szansy na zaistnienie w świecie ciągłej pogoni za pieniądzem i ukrywania się przed aparatami paparazzi. Kto by pogardził życiem w pełnym dostatku, otoczonym kłamliwymi nagłówkami gazet? No tak, zapomniałabym - JA.
Mimo wszystko znajduję się obecnie na planie do najnowszego teledysku. Dlaczego? Sama zadaje sobie to pytanie od wczoraj.
- Kolejna piosenka o letnim romansie... to już zaczyna się robić nudne.
Na szczęście nie byłam tu sama. Vi zawsze odwiedzała mnie na różnych planach i wbrew pozorom, nie pozwalała się zniechęcać. Po za tym, tym razem musi napisać artykuł na swoje studia dziennikarskie, a widok nowego klipu zza kamery jest całkiem niezłym materiałem do pracy.
- Przydała by się historia bez Happy Endu - przymknęłam oko, aby wizażystka mogła poprawić czarną kreskę na ruchomej powiece.
- Też nie jestem fanką kąpieli w endorfinach, ale zgaduje, że prawdopodobnie należymy do znacznej mniejszości, co jest powodem, dla którego takowych powieści już nie wydają - westchnęła ciężko niebieskooka szatynka, której włosy ostatnio urosły o kilka centymetrów i sięgały już wystających obojczyków.
- Dlatego po dziś dzień, na mojej szafce gości "Pan Tadeusz" - wzruszyłam ramionami krzyżując spojrzenia z przyjaciółką, która uważnie przyglądała się mojemu odbiciu w lustrze.
- Powieści romantyczne to nie moja bajka. Nieszczęśliwie zakochani chłopcy, którzy po duchowej metamorfozie idą na wojnę, aby walczyć za ojczyznę i oddać za kogoś życie, w geście pokuty - banał.
- Który stał się lekturą obowiązkową, jeśli chcesz zdać maturę - zauważyłam.
- Od czasu kiedy dostałaś ten głupi świstek "dojrzałości", to zrobiłaś się strasznie mądra, wiesz? - szatynka wzniosła oczy do nieba.
- Masz na myśli - bardziej, niż zwykle?
Możliwe, że lubiłam się z nią droczyć, ale tylko troszeczkę... Wcale nie uprzykrzałam jej życia 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Przecież z nią nie mieszkałam. No dobra... zajmowałam jej pokój gościnny już od roku i do dziś nie mogę wyjść z podziwu, że jeszcze ze mną wytrzymuje. To pewnie dlatego, że nie często bywam w domu, bo zazwyczaj jeżdżę w trasę, lub nocuje u Dana.
- Bardzo zabawne - parsknęła. - Swoją drogą - dlaczego zdawałaś maturę z polskiego, skoro ukończyłaś szkołę w Londynie?
No tak, zapomniałabym... W niecały rok udało mi się zdać trzy lata liceum, a nawet prawo jazdy. Co prawda, nie było to łatwe, ale po długich namowach przyjaciół i wsparciu Smitha, udałam się do psychologa. Po dwóch sesjach udało mi się pogodzić z przeszłością, a nawet pozbyć się większości kompleksów, co wcale nie oznacza, że popadłam w samouwielbienie...
- Szykuj się na zmianę makijażu - reżyser stwierdził, że trzeba Cię przebrać - Joe wynurzyła się zza mojego fotela z lekkim zmęczeniem na zazwyczaj promiennej twarzy.
Ciemnooka blondynka przez dwa lata, również poczyniła postępy w swojej karierze. Zaczęła projektować własne kolekcje i robić niesamowite pokazy, które ja zazwyczaj otwierałam. Pomagałam jej wypromować swoją markę, po za tym większość sukienek, i tak miało trafić do mnie. Pokazywałam się w nich na czerwonych dywanach i najróżniejszych galach. Jako dziewczyna wokalisty Bastille musiałam się jakoś prezentować, więc nie mogłam nosić byle czego, a jako wschodząca gwiazda musiałam zadbać o swój oryginalny styl. Na szczęście Joe zawsze służyła mi radą i swoimi zjawiskowymi projektami.
- Cóż... mam już wszystkie potrzebne materiały do artykułu, więc będę się powoli zbierać. Bawcie się dobrze dziewczynki - machając nam ręką na odchodne zniknęła w tłumie stażystów, zostawiając nas same, na pastwę reżysera perfekcjonisty...
Czekało mnie jeszcze kilka godzin katorgi, udawania zakochanej i szczęśliwie pławiącej się w promieniach słonecznych dziewczyny.
Nienawidzę słońca...
To jedna z niewielu przyczyn, dla których mieszkam w Londynie...

Rzucając klucze na stół opadłam bezwładnie na kanapę. Kręciliśmy tę samą scenę niemal dwadzieścia razy, w piętnastu różnych wersjach. Mam dość... Jedynym pocieszeniem jest to, że jutro zapowiada się powtórka z rozrywki.
- Sprawdź pocztę - z kuchni dobiegł głos Vi, która najprawdopodobniej wertowała zawartość lodówki w poszukiwaniu czegoś zjadliwego.
- Znowu? - jęknęłam przeciągle ujmując w dłonie coś, co jeszcze kilka lat temu wywoływało na mojej twarzy uśmiech, zwłaszcza, jeśli było zaadresowane do mnie. Niestety od jakiegoś czasu nawet to się zmieniło.
Codziennie na ciemnym blacie stołu pojawiały się białe koperty, które oznaczały tylko jedno - nową podpałkę do kominka, którego Vi w swoim mieszkaniu nie posiadała.
Z wytwórni...
Kolejny teledysk...
Nowa część Step Up, tylko po to, abym ja mogła w niej zagrać?!
Nie, dziękuję.
Tak wyglądało moje sprawdzanie poczty, której z dnia na dzień przybywało. Nie musiałam nawet chodzić na castingi, a i tak z góry przydzielano mi rolę, którą zazwyczaj odrzucałam. Nie paliłam się do pracy przed obiektywem kamery... Wolałabym przez 12 godzin stać za kasą na stacji benzynowej, niż paradować w sukienkach po czerwonych dywanach.
To nie była praca... To była tortura.
Swoją drogą, bawiło mnie to, jak świat show biznesu potrafił oszaleć na punkcie nowej buźki na okładkach gazet. Każdy od razu rwał się do tego, aby zwerbować takową osobę do swojego orszaku i przeciągnąć na ciemną stronę mocy, zakażając system wartości, wpajając płytkie ideały oraz powoli psując ją od środka, aby na końcu nie pozostało z niej nic, tylko wrak człowieka obnażonego ze swoich sekretów, nie posiadającego życia prywatnego i uwiązanego przez nałogi.
Tak, taki koniec był z pewnością ziszczeniem moich najskrytszych marzeń.
- Spalić to - rzuciłam stanowczym tonem pokazując koperty przyjaciółce.
- Nie pozwolę Ci znowu zasmrodzić całego mieszkania, tylko dlatego, że chcesz się pobawić zapalniczką - burczała wspominając moje ostatnie pozbywanie się zbędnych papierów... Tak, zapomniałam otworzyć okien. - To też chcesz spalić? - uniosła pytająco brew wyciągając z wachlarza kopert jedyną wypisaną ręcznie.
- Co to? - od razu zainteresowałam się listem wpatrując się w niego badawczym wzrokiem.
- Mnie nie pytaj - wzruszyła ramionami oddając mi znalezisko i wracając do lodówki.
Może i zrozumiałabym to tępe wpatrywanie się w zawartość sprzętu AGD, gdyby naprawdę świeciło pustkami, ale tam było pełno jedzenia... Problem w tym, że obecnie nie znajdowało się tam nic, na co by szatynka miała ochotę.
Przykro mi skarbie, ale nawet jeśli ją zamkniesz i wrócisz do niej po kilku minutach, jej zawartość się nie zmieni - nie ważne, jakbyś tego chciała.
Nie zwracając uwagi na nadawcę listu, od razu otworzyłam kopertę, którą wcześniej udało mi się przeoczyć. Na widok charakteru pisma i wiadomości, jaki była w nim zapisana - zamarłam.
- Patryk się żeni?! - jęk sam wydostał się z moich ust.
- Chyba żartujesz - przejęta niebieskooka od razu przybiegła, używając oparcia kanapy, jako hamulca. - Prędzej bym zrozumiała, gdyby wyszedł za mąż, ale żeby się od razu żenić... bez przesady!
Co prawda nasze zdziwienie było trochę przesadzone, bo dość często widywałam się z bratem i utrzymywaliśmy stały kontakt, ale nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek wspominał o ślubie... Choć kiedyś musiało to nadejść. W końcu miał narzeczoną, z którą był naprawdę szczęśliwy, więc nic nie stało im na drodze, aby rozpocząć nowy rozdział w życiu już jako małżeństwo.
W pewnym momencie w pokoju rozbrzmiał odgłos wibracji mojego telefonu.
- Rose przy telefonie - nie sprawdzając nawet z kim będę miała przyjemność rozmawiać, odebrałam automatycznie.
- Cześć Mała. Dostałaś już zaproszenie? - w słuchawce odezwał się radosny głos brata, którego uśmiech właśnie dobie wizualizowałam.
- Właśnie je otworzyłam... - nie potrafiłam ukryć wątpliwego tonu, wtedy gdy powinnam... a byłam aktorką do cholery!
- Niech się przyzna - zawołała z kuchni Vi. - Na pewno wpadli i teraz muszą się hajtać, bo rodzina nie pozwoli na nieślubne dziecko.
Ta kobieta naprawdę nie wiedziała kiedy ugryźć się w język, a w swoim słowniku postanowiła zastąpić definicję miłości słowami: "zbędny problem, o którym głoszą legendy".
- Nie, Zuza nie jest w ciąży, a ja jeszcze nie oszalałem - westchnął po drugiej stronie słuchawki. - I mam nadzieję, że razem z Danem nas odwiedzicie, w ten wyjątkowy dzień - błagalny ton Patryka grawerował datę uroczystości na moim sercu.
- Nadzieja matką głupich - ale najlepsza przyjaciółka zawsze poratuje Cię w chwilach słabości.
- Bez przesady - jęknął szatyn. -To tylko jeden dzień. Przynajmniej zobaczysz się z rodziną.
- Mówiłeś im? - zdziwiona, otworzyłam szeroko zielone oczy.
- Nie. Tak, jak obiecałem - nikt nie wie o twojej wizycie w Rakoniewicach sprzed dwóch lat. Wszyscy są nadal przekonani, że nie żyjesz - westchnął głęboko, próbując wywołać tym we mnie poczucie winy. - Wiesz, że to nie fair wobec nich, prawda?
- Tak, wiem.
Oczywiście, że byłam świadoma swojego egoizmu i głupoty, ale nie potrafiłam im spojrzeć w twarz, po tym wszystkim, co zrobiłam i ile musieli przeze mnie wycierpieć. Byłam pewna, że o wiele lepiej będzie im beze mnie.
- Powinnaś się wreszcie przełamać - stwierdził zielonooki, ale nie słysząc odpowiedzi dodał - Jeśli jednak zmienisz zdanie, to zawsze będziecie tam mile widziani - po czym się rozłączył, a ja odsunęłam wolno słuchawkę od ucha.
Byłam beznadziejna...
Jak mogłam utrzymywać własną rodzinę w przekonaniu, że jestem martwa?
Jak mogłam pozwolić im tak cierpieć z mojego powodu?
Dlaczego nie potrafiłam znaleźć w sobie odwagi, aby spojrzeć im w oczy?







Pierwszy rozdział kontynuacji LbO!

I co myślicie? Przeskoczyliśmy o dwa lata w przyszłość...
Pierwszoosobowa narracja lepiej się sprawdza,
niż trzecioosobowa?
Chciałam abyście tym razem poznali bardziej Rose
i spojrzeli na świat z jej pesymistycznego punktu widzenia.
Mam nadzieję, że "How far to our Happy End" również się wam spodoba ^^

Na pożegnanie zmęczona życiem Joe xDD

2 komentarze:

  1. Wow, wiedzialam ze mnie zaskoczysz :) Zapowiada sie ciekawie.
    Taka narracja mi sie podoba. Czuje ze bedziemy miec tu wiecej Rose niz Bastille ale moge sie mylic. Z reszta jakby nie bylo i tak pozostaje wierna fanka ;)
    Nie wiem co wiecej moge napisac, ale rozdzial przeczytalam z zapartym tchem :)
    No i bardzo chce sie dowiedziec jak rozwina sie sprawy rodzinne Rose w Polsce.
    Ehhh *rozmarzyła się* ciesze sie na Twoją nową część ❤

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię zaskakiwać, choć raczej rzadko mi to wchodzi xD
      Ciesze się, że taka narracja Ci się podoba, bo mi o wiele wygodniej się w takowej pisze. Fakt, faktem - będzie dużo Rose (bo to przecież ona jest narratorem), ale miejsce dla Bastille również się znajdzie. Może nieco mniej niż poprzednio, ale zawsze jakieś.
      Ahh mam fankę *^* Nie zawiodę Cię! Obiecuję! *^*
      Ja również się cieszę ^^ Choć brakuje chęci do pisania (co jest dziwne, bo nie mogłam doczekać się kontynuacji, to mam nadzieję, że co najmniej jeden rozdział na tydzień uda mi się wstawić.

      Usuń