niedziela, 7 grudnia 2014

Let's be optimists - Rozdział 26.

- A właśnie Rose - niosąc do zlewu kolejne szklanki, szatynkę dosłownie olśniło. - Jak poznałaś Davida? - pytanie bardzo adekwatne do chwili obecnej, gdzie wszyscy sprzątali syf, który zostawili po wczorajszej imprezie. - Już dawno chciałam o to zapytać, ale jakoś nigdy nie wiedziałam, czy powinnam... Ale skoro rany już się zagoiły, to chyba mogę, prawda?
- Ta, jasne. Skoro rany się zagoiły, to dlaczego by ich nie rozdrapać? - rzuciła sarkastycznie Joe zmywająca naczynia. Dziewczyny od razu wymieniły gniewne spojrzenia, ale zielonooka szybko załagodziła spięcie przyjaciółek.
- Mogłaś o to zapytać dużo wcześniej. Nigdy nie miałam problemu z przywoływaniem wspomnień związanych z tym blond rozczochrańcem - uśmiechnęła się pod nosem, gdy tylko przed oczami stanął jej obraz ciemnookiego przyjaciela.


Budynek szkoły w Rakoniewicach mieścił w sobie klasy podstawowe, jak i gimnazjalne. Na parterze znajdowały się sale dla klas 1- 3, na pierwszym piętrze 4 - 6, a na drugim dla gimnazjalistów, piwnice natomiast zajmowały wspólne szatnie. Dzieciaki z młodszych roczników miały surowy zakaz opuszczania swojego piętra, aby ograniczyć kontakt z ich starszymi kolegami do minimum. Tylko pod opieką lub za pozwoleniem nauczyciela, dziecko mogło wejść na inne piętro.
Rozalia, jako ulubienica nauczycieli wychowania fizycznego często opuszczała parter i była wleczona przez szkolne korytarze w celu załatwiania kolejnych spraw związanych z jej występami tanecznymi. Często angażowała się również w inne zawody sportowe, czy konkursy sprawdzające wiedzę i łapała jakąkolwiek pracę poza lekcyjną.
Była najbardziej rozpoznawalną dziewczynką w szkole. Niezależnie na którym piętrze się znajdowałeś, każdy o niej mówił. Nie udałoby Ci się przejść przez którykolwiek korytarz tej szkoły i nie usłyszeć imienia: Rozalia. W większości była obiektem zawiści ze strony żeńskiej części uczniów, zwłaszcza w klasach starszych, lecz chłopcy okazywali jej nieco inne zainteresowanie, co było kolejnym powodem na liście dziewczyn zatytułowanej: "1001 powodów, dla których nienawidzę Rozalii Anny Król".
Tym razem zielonooka drugoklasistka, została wysłana do pokoju nauczycielskiego z plikiem dokumentów. Choć raz dopisało jej szczęście, bo nauczyciel matematyki zaczepił ją tuż przed przymusowym wyjściem na dwór podczas dwudziestominutowej przerwy między trzecią a czwartą lekcją. Można powiedzieć, że integracja z innymi dziećmi, nie była jej ulubionym sposobem na spędzanie wolnego czasu, więc nie śpieszyła się z dostarczeniem papierów...
Nie wiedząc czemu dziewczynka zawsze stresowała się w takich chwilach, więc z zawieszoną w powietrzu zaciśniętą piąstką wzięła głęboki oddech i jeszcze raz zebrała się w sobie, aby zapukać w drzwi.
- Ile razy mam powtarzać?! - echo szkolnego korytarza rozniosło donośny głos starszej dziewczyny po całym budynku. - Jeszcze raz Cię tu zobaczę, a pójdziesz ze mną do dyrektora! - uczennica trzeciej klasy gimnazjum mająca dyżur ciągnęła za ucho jednego z najbardziej problematycznych szóstoklasistów. Blondyn o idealnie ciemnych oczach, stwarzał problemy na każdym kroku, a na imię miał Dawid. Szatynka doskonale znała wszystkich odwiedzających mury tej szkoły, od kadry nauczycielskiej, przez uczniów, woźnych, sprzątaczki i na bezdomnym, rudym kociaku, który zawsze szwendał się w pobliżu, więc i ten "przypadek" nie był jej obcy.
- Rozalia? - trzecioklasistka zmarszczyła brwi. - Potrzebujesz czegoś?
- Nie, nie - lekko speszona pokiwała przecząco głową, a gdy tylko zorientowała się, że jej ręka nadal wisi w powietrzu od razu schowała ją za plecami. - Pani Patalas prosiła mnie tylko, abym zaniosła te dokumenty do pokoju nauczycielskiego... - wyjaśniła nieśmiało.
- Nie wiem, czy jeszcze kogoś tam zastaniesz, ale jeśli nie masz nic przeciwko, to przekaże je, jak tylko ktoś przyjdzie - zaproponowała z ośmielającym uśmiechem wyciągając rękę po papiery.
- Byłabym wdzięczna - odparła szatynka podając starszej koleżance plik, w tym czasie ciemnooki wyswobodził się z uchwytu i pognał na drugi koniec korytarza, rzucając:
- To do następnego brzydulo - puszczając tylko oczko zbiegł z szarmanckim uśmiechem na parter. Nie wiedząc czemu Rozalia miała dziwne wrażenie, że to właśnie do niej była kierowana ta wypowiedź...
- Dawid, wracaj tu! - zawołała za nim gimnazjalistka. - Co za utrapienie z tym Tomaszewskim... - syknęła i rzuciła się w pogoń za problematycznym blondynem.
"Czyli jednak to prawda, że chłopcy dojrzewają emocjonalnie tylko do siódmego roku życia?" - pomyślała dojrzała jak na swój wiek, drugoklasistka. Zawsze uczono ją jak się zachowywać, jak nie okazywać zbędnych emocji, i jak nie patrzeć na świat przez różowy pryzmat rozszczepiający światło tylko na ciepłe barwy lata. Wielu pomyślałoby, że to odbieranie dzieciństwa, ale ośmiolatce to nie przeszkadzało. Nie potrafiła być, jak inne dzieci, brać życia tak lekko i cieszyć się każdą jedną chwilą. Jej życie kręciło się tylko i wyłącznie wokół ciągłych treningów i nauki. Zabrakło czasu na popełnianie błędów, czy najzwyklejszą zabawę. Musiała być perfekcyjna, aby rodzice byli z niej dumni, tak samo jak z Patryka.
Cud chłopiec grający na każdym instrumencie, którego się dotknie i dobry w każdym sporcie, nie zależnie, czy wykonuje go pierwszy raz w życiu, nie wspominając o wzorowych ocenach. Tak, Rozalia miała wysoko zawieszoną poprzeczkę, co nie demotywowało jej do dalszej pracy. Jeszcze tylko rok, a jeden z rodziny Król miał opuścić mury tej szkoły, a oznaczało to tylko jedno - drobna szatynka będzie jedyną "gwiazdą" i może wreszcie przestaną ją ciągle porównywać do jej brata...
- Jeszcze raz, od początku - rozkazała trenerka, gdy tylko zielonooka skończyła swój układ, a muzyka ucichła. Zawody zbliżały się wielkimi krokami, a konkurencja na pewno nie próżnowała. Rozalia co roku zajmowała pierwsze miejsce w swojej kategorii wiekowej, co nie oznaczało, że i tym razem powtórzy swój sukces. Takiego zdania przynajmniej była jej trenerka, która na miesiąc przed zawodami, zwykła ją katować pięciogodzinnymi treningami, męcząc w kółko ten sam układ, aby doprowadzić go do perfekcji. Należało wyeliminować każdy najmniejszy niuans. To właśnie od krótko ściętej blondynki szatynka zaraziła się perfekcjonizmem, z czego nie zdołała się wyleczyć do dziś. - Źle, ląduj na palcach, ręce proste w łokciach. Jeszcze raz.
Powtarzając w kółko ten sam układ, dziewczynka zaczynała opadać z sił po czwartej godzinie nieustannego treningu. Traciła równowagę, powieki same jej opadały, a ostatnia kropla wody z półtoralitrowej butelki wyschła już jakąś godzinę temu. Kilka zawrotów głowy i nieprzytomna ośmiolatka wylądowała na parkiecie ogromnej sali gimnastycznej.
Po krótkim ataku paniki ze strony zebranych osób, dziewczynka została zaniesiona do gabinetu pielęgniarki, gdzie przespała zaledwie piętnaście minut. Nikt nie jest na tyle bezlitosny, aby w dalszym ciągu katować na pół żywe dziecko, więc pozwolono jej wrócić do domu, jednak nie samej. Co by było, gdyby drugoklasistka zasłabła w drodze? W końcu szkoła była oddalona od jej miejsca zamieszkania o prawie dwa kilometry, więc niebezpiecznie było puszczać ją samą.
- I co teraz? - zapytała zielonooka, uciskając dwoma palcami nasadę nosa.
zero błędów!
- Ktoś będzie musiał Cię odwieźć - rzuciła trenerka. Problem pojawiał się, gdy tylko miała zapaść decyzja z kim szatynka będzie wracać do domu. Sprzątaczki nie mogły opuszczać w czasie pracy terenu szkoły, a blondynka miała skłonności do popijania whisky w przerwach między zajęciami, więc nie była w stanie usiąść za kółkiem jeszcze przez najbliższe dwie godziny.
- Ale kto? - dopytywała dziewczynka, świadoma zaistniałej sytuacji i jej okoliczności.
- Ja już chyba wiem, kto będzie tym "szczęśliwcem" - tajemniczy uśmiech trenerki nigdy nie wskazywał na nic dobrego, zwiastował jedynie kłopoty.

Słońce zachodziło powoli za nadal wznoszącą się halą sportową. Rok szkolny dobiegał końca, więc dzień stawał się coraz dłuższy, a ubrania uczennic coraz bardziej skąpe. Najwyraźniej i tę zasadę Rose obchodziła bez większych przeszkód, bo jej dzisiejszy strój nie składał się z bluzki na ramiączkach i krótkich szortów. Ubrana w białą, zwiewną bluzeczkę, jasne jeansy i czarny żakiecik ze skróconymi rękawami schodziła po schodach szkolnego budynku. Na dole czekał już na nią rower i ciemnooki blondyn, który został zwolniony z kary za uciekanie dyżurnym i chowanie się po kątach, w zamian za odwiezienie drugoklasistki do domu.
- Dzień dobry, pani profesor - skrzywił się dwunastolatek na widok dziewczynki.
- Również się cieszę, że Cię widzę - syknęła sarkastycznie nie zmieniając łagodnego wyrazu twarzy.
- Nie miałem okazji się przedstawić - zauważył przypominając sobie ich wcześniejsze spotkanie. - Jestem David - uniósł kącik ust podając szatynce dłoń.
- Miło mi - zmarszczyła brwi zastanawiając się dlaczego chłopak wypowiada swoje imię w tak dziwny sposób. - Rozalia - uchwyciła delikatnie dłoń starszego kolegi.
- Więc... - zaczął niepewnie. - Gdzie Cię zawieźć Panno Rose?
- Na ulicę Cmentarną - odpowiedziała mechanicznie, a po chwili zorientowała się, co właśnie powiedział blondyn. - Zaraz, chwila... Rose?
- Nie uważasz, że jest o wiele mniej sztywne, niż Rozalia? - ciemnooki uniósł pytająco brew.
- Moje imię wcale nie jest sztywne - oburzyła się dziewczyna nie nauczona dystansu do siebie.
- Mi się kojarzy z moją prababcią, ale jak uważasz... - śmiejąc się pod nosem, wzruszył obojętnie ramionami.
- Niech będzie Rose... - burknęła siadając na bagażnik. - Kierunek: ulica Cmentarna - dodała łapiąc za tył jego skórzanej kurtki.
- Wedle życzenia - odparł z powagą, lecz nie mógł powstrzymać uśmiechu. Blondyn był bardzo pozytywną osobą, na którą nikt nie potrafił być zły dłużej, niż pięć minut, więc i zielonooka po krótkim czasie zaczęła z nim normalnie rozmawiać, a nawet żartować.
Od tej pory ta dwójka wpadała na siebie co rusz w szkole i na ulicach miasta. Koniec końców, zapałali do siebie sympatią jeszcze przed końcem roku szkolnego i spędzili razem całe wakacje.

- Kto by pomyślał, że zwykły przypadek zmieni moje życie o 180 stopni? - westchnęła zielonooka wspominając tamten dzień.
- Nic nie dzieje się przypadkiem - zapewniła donośnym głosem Vi, układając w szafce czyste naczynia.
- Chyba masz rację... - zbierając kawałki potłuczonego talerza, Rose uśmiechała się sama do siebie. To były najlepsze lata jej życia, te spędzone z Davidem, którego teraz tak bardzo jej brakowało. Dlaczego złośliwy los musiał jej go odebrać tak szybko?





Wybaczcie, że kazałam wam czekać na
flashback prawie tydzień...
Chciałam go wstawić już w piątek, ale miałam wyjazd
i oczywiście Pats Geniusz
ZAPOMNIAŁA ŁADOWARKI DO LAPTOPA
Tak więc rozdział macie dzisiaj i
mam nadzieję, że się wam spodobał ;)

6 komentarzy:

  1. Buuu, nieznoszę flaszbaków q.q zamiast tego flaszbaka mogliśmy mieć wnerwioną albo ignorującą Rosi, a to przecież takie cenne xD.
    Za to wiem, że nauczycielka Rose była alkoholiczką i mordowała fizycznie dzieci lekcjami tańca :D
    Flashback może być, złośnico, czy mi każdy musi robić na złość? Dobrze wiesz, że nie lubie zapychaczy xDD. Czuje się jakbym oglądała fillery q.q

    FAJNA AKCJA NA ROWERZE. Tak, to mi się podobało... dobrze, że Polska to nie Japonia i można w dwójkę na jednym rowerze zapierdzielać przez miasto xD. Aż bym poszła na rower, niestety za zimno, no i nie mam roweru xD.

    Co do kwestii Will x Ktoś. Chyba mnie będziesz musiała przekupić czymś, żebym sie dała namówić, myhyhyhyhy <3 xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że kochasz flashbacki dlatego ten z Davidem jest specjalnie dla cb xD
      Zapychacze powiadasz? Jeszcze za nimi zatęsknisz, jak LbO się skończy... Będę specjalnie dla cb pisała dodatkowe rozdziały xDD
      Moja nauczycielka też lubiła nas zamęczać zwłaszcza przed zawodami... nie wiem czy była alkoholiczką, ale to moja historia, więc mogę w niej robić co chce xD

      Na prawdę? A ja myślałam, że to tak wyjdzie, jakby było z przysłowiowej "dupy" wzięte i wgl takie... sztywne i nienaturalne? Ale cieszę się, że się spodobało, a jeżdżenie w dwóch na jednym rowerze też nie jest u nas dozwolone, tylko Polska to kraj na tyle piękny, że tu mało kto przestrzega prawa xD

      Już mamy umowę, więc ja szykuję projekt dla cb i zabieram się za naginanie fabuły tak, aby wtrynić w nią momenty Will x KTOŚ xDDD

      Usuń
  2. Jeeeeeestem! Udało mi się normalnie usiąść! Wow jest pod wrażeniem wolnego czasu xd
    No to lecimy z tym koksem

    Mała Rosie jest meeeeega urocza! Takie malutkie kochane odpowiedzialne dzieciątko aw <3 jakbym miała taką siostrzyczkę, to bym pewnie jej dokuczała i bardzo bardzo kochała :D i Daviiiiiiiid! Wybrałaś to zdjęcie! To jest moje ulubione zdjęcie. Jeśli spojrzysz na polską okładkę (która jak zawsze jest do dupy) Miasta Kości, na punkcie którego miałam świra przez kilka dobrych lat... (bosze w sumie chyba się cieszę, że wyrosłam xd) to chłopak z tej właśnie okładki aka Jace wygląda dokładnie jak to właśnie zdjęcie Davida aka Alexa! A że jako gimnazjalistka uwielbiaaaaaaałam Jace'a, to można z łatwością wywnioskować jak bardzo uwielbiam to zdjęcie (mimo że już mi przeszło... Wciąż miło powspominać xd)

    Szkoda mi Rose, że tak ją męczyli, a scena z rowerem jest urocza i mega uroczo kojarzy mi się z anime (tak, to również było obiektem mojej fascynacji przez jakiś czas xd próbowałam wszystkiego). Jazda we dwójkę na tym rowerku i do tego dorzucić ocean w tle i można umierać <3

    Aw ten paring jest taki uroczy. Ale i tak Roan jest na pierwszym miejscu xd no ewentualnie zajmują miejsce na podium razem z Vi&Kyle (jak się nazywa ich paring? o.o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też byłam taka malutka, sztywna, odpowiedzialna, tylko z tą różnicą, że nie urocza... Wyglądałam, jak szczerbate siedem nieszczęść z wielkimi zielonymi oczami, które przerażają niektórych do dziś xDD
      Tak! Wybrałam to zdjęcie! Chociaż zastanawiałam się, czy jest odpowiednie dla dwunastolatka... Ale David zawsze wygląda na starszego, więc yebać xD
      Nigdy nie czytałam Miasta Kości, co jest chyba największym błędem mojego życia (ale mam zamiar nadrobić zaległości), dlatego tez nie mam pojęcia, jak wygląda okładka i uwielbiany przez ciebie w przeszłości Jace... Muszę znaleźć chwilę wolnego czasu i się za to zabrać.

      Powiem Ci, że jeśli lubi się to co się robi, to nawet taki pięciogodzinny trening i najbardziej wymagająca trenerka pod słońcem, nie stanowi problemu. Ja jakoś przeżyłam siedem lat takiej katorgi i żyje xD Co prawda teraz żałuję, że rzuciłam taniec, ale gdyby nie to, to nie zaczęłabym kroczyć drogą, która prowadzi do "świata mody", więc "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" xD
      Tez kiedyś fascynowałam się anime i świata po za nim nie widziałam, ale później pojawiło się Bastille, szkoła średnia i tak jakby wyrosłam z tego... Nadal lubię je czasem oglądać, czy rysować, ale już nie jest na pierwszym miejscu. A co do sceny na rowerze - kojarzy mi się z mangami shoujo, ale niestety Rakoniewice to taka pipidówa, że oceanu tu nie znajdziesz. Najwyżej zapuszczony stawek w parku xD

      Mi też ten paring się podoba i zaczynam mieć ból dupy, że LbO jest o Roan, a nie o Davidzie&Rose (ten paring chyba można by nawet nazwać Dase... albo Rovid xDDDD)
      Co do Vi&Kyle... rozkminiałam nad tym wczoraj z moją żoną i doszłam do wniosku, że Kyvi będzie idealne (zwłaszcza, gdy wymawia się to jako KIWI *^*) xDD

      Usuń
  3. wszystko tylko nie flashbacki ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? Aż tak bardzo ich nie lubisz? xD
      Ja tam lubię je pisać. Urozmaicają historię i pozwalają zrozumieć w jaki sposób ukształtowała się osobowość Rose... Nie są tylko po to, aby robić wam na złość xD

      Usuń