sobota, 28 lutego 2015

Nauka Polskiego - Lekcja 1.

Wiem, wiem, wiem... obiecałam wam, że dodam "niespodziankę" w okolicach 16.

Ale jak tylko włączyłam laptopa, to od razu przypomniało mi się, że muszę zrobić jeszcze "to", to, to i TO.
I w efekcie końcowym miałam 15 rzeczy do zrobienia, i jak to mam w zwyczaju - zaczęłam oczywiście od końca.
Jednak nadal jest sobota, więc można powiedzieć, że dotrzymałam obietnicy! xD



Tak więc...
Długo wyczekiwana niespodzianka, czyli: "Nauka Polskiego - Lekcja 1."



Komiks inspirowany innym komiksem, który kiedyś znalazłam w ciemnych zakątkach internetu. Podałabym autora, ale niestety nie mam pojęcia kim on(a) był(a)...
Pamiętam jedynie, iż komiks podpisano, jako: "Obwarzanek xD"

Mam nadzieję, że bardzo krótki komiks się wam spodobał ^^
Czekam na wasze opinie w komentarzach, tylko proszę o wyrozumiałość, bo pierwszy raz rysuję Dana i wiem, że powinnam jeszcze dużo poprawić, ale jestem taka dumna z tej krótkiej scenki, że musiałam wam ją pokazać *^*

I jeszcze jedno...
Jeśli spodobał wam się komiks i chcielibyście widywać je częściej, to pisze w komentarzach, które scenki z LbO lub Happy End mam dla was narysować i/lub jaką konkretną scenę chcielibyście widzieć w pełnometrażowym (nie wiem jak to nazwać, więc niech będzie "pełnometrażowy") arcie.
Komiksy będą bardziej humorystyczne (no chyba, że dana osoba zażyczy sobie inaczej), natomiast arty będą... ładniejsze. Pełna kolorystyka, cieniowanie, tło i ogólnie większy wkład pracy.
Więc jeśli podoba wam się ten pomysł, to czekam na wasze zlecenia ^^

Zlecenia możecie składać w komentarzach na stronie "Arty" (u góry na tym fajnym paseczku pod nagłówkiem znajdziecie odnośnik) lub na pw (fb, email, etc., etc)


P.S
Wybaczcie mój nieestetyczny charakter pisma... ale pisałam to co najmniej 20 razy (każdą kwestię...), abyście byli w stanie się doczytać. Mam nadzieję, że nie poległam, ale jeśli nadal nie możecie się doczytać, to obiecuję, że od dziś zacznę ćwiczyć pisanie! T^T

piątek, 27 lutego 2015

How far to our Happy End - Rozdział 5.

Rano niestety nie czułam się wypoczęta, czy też niczym nowo narodzona - wręcz przeciwnie. Dyskusja z Vi przeciągnęła się wystarczająco długo, aby zafundować mi noc na kanapie i zbolały kręgosłup.
Leniwie otwierając oczy uniosłam tułów znad legowiska. Przeczesałam palcami burzę włosów, która dzisiejszego dnia nie miała najmniejszego zamiaru współpracować. Z bólem wymalowanym na twarzy przyglądałam się skaczącej wokół szatynce. Moja najlepsza przyjaciółka właśnie podskakiwała na jednej nodze, aby w pośpiechu założyć but, a przy okazji trzymając w ustach niedokończone śniadanie - przypaloną grzankę.
- Pali się? - zmarszczyłam brwi czując mszczące się za noc spędzoną na kanapie kręgi, i zapach przypalonego pieczywa, ale tym razem nie miałam na myśli unoszącej się w zamkniętym pomieszczeniu woni.
- Zaspałam na zajęcia! - wyjęczała przez zaciśnięte zęby, aby nie upuścić grzanki.
- Było trzeba dłużej ciągnąć temat fizycznych zbliżeń... - syknęłam sarkastycznie, gdy nos Vi o mało nie spotkał się z podłogą podczas zakładania drugiego buta.
Na boga, czy ta dziewczyna naprawdę musiała być aż tak roztrzepana? Gdyby nie szczęście, które dziwnym trafem uczepiło się jej od chwili jej narodzin, to nie tylko twarz niebieskookiej by na tym ucierpiała... Ona miała zdecydowanie nazbyt duży talent do potykania się o własne nogi, i przy okazji wpakowywania w kłopoty, w które zdecydowanie za często wciągała również mnie.
- Kocham Cię! - rzuciła w pośpiechu ściągając kurtkę z wieszaka i zmykając za sobą drzwi z trzaskiem na tyle głośnym, abym skrzywiła się ponownie.
Setną sekundy później z tostera wyskoczyły dwie grzanki, które wyglądem raczej przypominały węgiel, niż cokolwiek, co kiedykolwiek było jadalne.
- Zapomniałaś śniadania! - krzyknęłam wiedząc, iż ściany bloku były na tyle cienkie, aby schodząca po schodach szatynka zrozumiała mnie bez problemu.
- Zrobiłam je dla ciebie! - odpowiedź dotarła do mnie błyskawicznie, a przesadnie radosny ton przyjaciółki wskazywał jedynie na jej świadomość wyglądu czegoś, co powinno być grzankami.
Tak, żadna z nas nie cechowała się wybitnym talentem kulinarnym, więc zazwyczaj jadałyśmy w knajpce na dole, lub w chwilach słabości (czyt. wyjątkowego napływu lenistwa) - zamawiałyśmy pizzę.
Ale liczą się dobre chęci, prawda?
Więc smacznego...


Pamiętacie, gdy wspominałam o nagraniu, które Dan opublikował bez mojej wiedzy, i które zapoczątkowało moją karierę? W pewnym sensie było to prawdą, lecz to nie był jedyny czynnik przyczyniający się do nagłego zainteresowaniem moją osobą.
Za sprawą coveru wytwórnie nagraniowe zaczęły się prześcigać w tym, której uda się zwerbować nowy talent w swoje szeregi, a co do napływających propozycji w sprawie teledysków, filmów i seriali... cóż, to już dłuższa historia.

Czekając przed salą na swoją kolej Dan ściskał moją dłoń we wspierającym geście, i choć starannie ukrywał zdenerwowanie, to lewe kolano co jakiś czas mu drżało. Byłam pewna, że stresuje się tą sytuacją jeszcze bardziej, niż ja. Jego kojący uśmiech skutecznie odwodził mnie od myśli, że za kilka minut będę musiała stanąć twarzą w twarz z komisją, która składała się z Rihanny, jej menadżera, reżysera i najlepszego tancerza w USA - Brada Thompsona.
Pewnie domyślacie się, jaka była reakcja Willa, gdy okazało się, że nie będzie mógł mi towarzyszyć wraz z Danem i nie spotka miłości swego życia... Tak, przeklina swój los do dziś.
Poszukiwali tancerki do nowego teledysku, więc pomyślałam, że nie zaszkodzi się zgłosić, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jedna decyzja może aż tak zmienić moje życie...
- Następna! - rozległo się donośne wołanie, a moje serce waliło, niczym młot pneumatyczny.
Chyba dopiero w tym momencie dotarło do mnie, jak głupia byłam, aby porywać się na coś takiego. Przecież nie miałam żadnego doświadczenia, a ostatnio tańczyłam na zawodach, kilka lat temu.
Widząc panikę w moich oczach Dan mocniej splótł nasze palce i muskał ustami moje ucho mówiąc:
- Dasz radę. Wierzę w Ciebie - jego ciepły oddech wywołał przyjemne dreszcze rozchodzące się po całym moim ciele.
Wzięłam głęboki oddech i wstałam nie puszczając jeszcze dłoni bruneta. Może i wyglądałam na pewną siebie, ale w środku byłam przestraszona, jak małe dziecko, które boi się wyjrzeć spod kołdry, bo pod łóżkiem czyhają na mnie potwory zrodzone z najgorszych koszmarów. A tymi potworami była nie kto inny, jak znużona kilkugodzinnym przesłuchaniem komisja.
Niebieskie oczy mojego chłopaka spojrzały na mnie z dołu, jakby były pewne, że tak, jak szybko wejdę na salę, tak też szybko z niej wyjdę, aby ogłosić wszystkim radosną nowinę. Ucałował więc wierzch mojej dłoni, którą tak bałam się puścić i posłał ostatni uśmiech, który miał mi dodać odwagi. Niestety, uniesione kąciki ust nie zrobiły ze mnie bohaterki. Raczej zachęciły do tego, aby wyciągnąć bruneta do pobliskiego hotelu i zakopać się razem z nim w białej pościeli. Jeśli byłoby mi dane spędzić w ten sposób resztę swoich dni - nie miałabym powodów do narzekań.
- Następna! - wołanie ponownie rozbrzmiało na korytarzu, a zniecierpliwiony ton właściciela wcale nie dodał mi otuchy.
Miałam dwa wyjścia:
1. Wejść na salę i skompromitować się przed komisją.
2. Przez okno na korytarzu, które już od jakiegoś czasu mnie wzywało (przedmioty martwe mnie wzywają... to dobrze?).
Ale obiecałam Danowi, że chociaż spróbuję... więc nie pozostało mi nic innego, jak pożegnać się z własną dumą i uciec przez okno.
Koniec końców zostałam wepchnięta na salę siłą przez mężczyznę, którego uważałam za miłość swego życia. Jak mógł mi zrobić?! Zdrajca!
- Witam spóźnialską - odezwał się reżyser. - Co nam dziś zaprezentujesz?
Gdy otworzyłam usta, by wyjąkać prawdopodobnie najmniej poprawną stylistycznie, pozbawioną jakiegokolwiek sensu wypowiedź, odezwał się przystojny mężczyzną siedzący po lewej stronie stołu:
- Biorę ją!
- Wiem, że dziewczyna jest śliczna, ale nie umówi się z tobą, tylko dlatego, że załatwiłeś jej pracę - westchnęła zrezygnowana Rihanna, która była już najwyraźniej zmęczona kilkoma godzinami przesłuchań, które już dawno spisała na straty.
- I tak jest zajęta, więc nie mam nawet co próbować - wzruszył obojętnie ramionami przeglądając moją kartę, która oprócz imienia i nazwiska, nie zawierała absolutnie nic.
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się skąd ten mężczyzna mógł to wiedzieć, przecież nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek go spotkała.
- Ale i tak jest za tym, aby ją wziąć.
- Pokaż - obiekt pożądań większości osób (nie tylko płci męskiej) na tej planecie wyciągnął rękę po oślepiającą bielą kartkę. - Tu nic nie ma - zauważyła unosząc brwi. - Więc na jakiej podstawie chcesz ją przyjąć? - oparła się łokciem o blat, odwróciła twarzą do mężczyzny siedzącego obok niej i rzuciła kartkę. - Wybacz mała, ale szukam doświadczonej tancerki z zajebistymi umiejętnościami, więc zrób sobie i nam przy okazji przysługę, i nie rób sobie wstydu, a nam nie marnuj czasu.
- To nie tak... - usiłowałam się jakoś bronić, ale byłam na tyle przestraszona zaistniałą sytuacją, że pozwoliłam sobie przerwać.
- Więc jak? Może masz jednak jakieś doświadczenie? - dopytywała piosenkarka.
- Nie... - spuściłam głowę czując na sobie wzrok całej komisji. - Przepraszam za zmarnowanie państwa czasu.
Bardziej już skompromitować się nie mogłam, więc postanowiłam podkulić ogon niczym niechciany kundel i opuścić salę.
- Nie bądź taka skromna - odezwał się szatyn siedzący z lewej strony stołu zatrzymując mnie tym samym w półkroku. - Jesteś Rozalia Anna Król, zgadza się? - wymówił mą godność z dziwnym akcentem.
Odwróciłam się ponownie w stronę komisji, która była gotowa wykopać stąd mnie i jednego z członków z tego pomieszczenia, aby mogli wywiesić białą flagę i wrócić do domu z niczym.
Magnetycznie ciemne oczy nagle wydawały mi się być dziwnie znajome. Byłam pewna, że już go gdzieś spotkałam, ale nie sięgałam pamięcią aż tak daleko, aby sprecyzować kiedy.
- Wielokrotne zwycięstwa w zawodach tanecznych powiatowych i gminnych. Kilkukrotna Mistrzyni Polski. Osiągnęła Mistrzostwo Świata w wieku zaledwie dwunastu lat w kategorii wiekowej 13-16. Z tego co wiem, to twoja trenerka nalegała, aby zakwalifikować Cię do wyższej kategorii, bo jej zdaniem w swojej nie miałaś absolutnie żadnej konkurencji. Jak widać nie doceniła twoich możliwości - recytował listę moich dawnych osiągnięć z pamięci, jakby wiedział, że zjawię się na tym przesłuchaniu z pustą kartą.
- Później słuch po tobie zaginął - dodał wzruszając ramionami. - Można wiedzieć dlaczego?
- Przestałam tańczyć - rzuciłam tak obojętnie, że wszyscy członkowie komisji unieśli brwi ze zdziwienia.
- Tak po prostu? - dopytywał szatyn.
- Tak, tak po prostu.
- I później już nic? Zero?
- Zero - skwitowałam, bo niespecjalnie miałam ochotę wspominać, że przez dwa lata zarabiała na życie tańcząc w nocnym klubie.
- W każdym razie... - oparł się wygodnie o krzesło. - Nie powinnaś być taka skromna - stwierdził pokazując mi biały skrawek papieru z moim imieniem. - I mam nadzieję, że reszta nie ma już żadnych wątpliwości co do słuszności mojej decyzji - dodał odwracając leniwie twarz do swoich towarzyszy, jakby dyskusja z nim nie miała najmniejszego sensu, ponieważ on od początku był pewien swoich racji.
- Ale... mówiła, że nie tańczyła od jakiegoś czasu. Może wyszła z wprawy? - menadżer najwidoczniej próbował złapać się czegokolwiek, aby udowodnić, że szatyn się myli.
- Więc pozwól, że to sprawdzę.
Mężczyzna wstał od stołu i pilotem włączył wybraną ścieżkę dźwiękową, którą okazał się nie być utwór siedzącej obok Rihanny.
"All of me" w dziwnie Latynoskiej wersji odbijało się echem od ścian wszechstronnego pomieszczenia. Szatyn wyciągnął rękę w oczekiwaniu na to, iż ją ujmę. Wraz z pierwszymi słowami piosenki wykonywaliśmy pierwsze kroki. Ciemnooki zgodnie z układem zbliżył się do mnie i odgarnął zbłąkane kosmyki włosów za ucho. Znajomy szept informował mnie kolejno co mam robić i w jakim tempie. Układ był tak intymny i zmysłowy, że jedyne czego jeszcze tutaj brakowało, to przyglądający się załączonej scenie Dan...
Nie zajęło mi dużo czasu, aby rozpoznać wszystkie piruety, kroki i dłonie wodzące po moim torsie. Wraz z kolejnymi obrotami upewniałam się, iż już kiedyś tańczyłam z tym mężczyzną, do tego samego utworu, wykonując dokładnie te same ruchy. Jedyną rzeczą, której nie mogłam sobie przypomnieć, to miejsce i czas...
- W klubie tańczyło się o wiele lepiej, choć tam definitywnie czułem na sobie wzrok twojego partnera - szepnął mi do ucha śmiejąc się pod nosem, a mnie nagle olśniło.
- Nowy York - otworzyłam oczy z nie dowierzaniem.
Jak mogłam być tak głupia, aby tamtej nocy nie przyjrzeć się takiemu przystojniakowi, jakim był Brad? Ah tak... Zupełnie zapomniałam, że byłam w tak złym nastroju, że tylko pokraczny taniec z Danem potrafił poprawić mi humor.
- Tym razem mi nie uciekniesz Rozalio. Szukałem Cię zdecydowanie za długo, aby pozwolić Ci zwiać i tym razem - uśmiechnął się odsłaniając białe zęby. - Nie sądziłem, że znajdę Cię w LA, ale jak już się pojawiłaś, to musiałem się chwytać czegoś, co by Cię zainteresowało - byłem pewien, że przyjdziesz na przesłuchanie, więc zgłosiłem się na choreografa, wygryzając przy okazji poprzedniego... Ale czego się nie robi dla kobiet - zaśmiał się, a ja osłupiałam wpatrując się w ciemne oczy, których wzrok czułam na sobie od jakiegoś czasu. Nie potrafiłam tylko dopasować ich do odpowiedniej osoby, którą, jak się okazało poznałam już jakiś czas temu.
Do końca układu zostało jeszcze kilka obrotów, więc w międzyczasie zapytałam:
- Po co zadałeś sobie tyle trudu, aby do mnie dotrzeć?
- Powiedzmy, że mam słabość do Księżniczek Disneya - ponownie uniósł kąciki ust w uśmiechu, któremu uległa by każda dziewczyna. Każda, włącznie ze mną.
Choć muszę przyznać, że nie przepadałam za porównywaniem mnie do Kopciuszka, to w tym momencie nawet ja zaśmiałam się pod nosem.
Kończąc ostatni obrót, stanęliśmy obok siebie z ręką na talii partnera i ukłoniliśmy się, tak samo, jak tamtej nocy w klubie.
- Biorę ją! - piosenkarka klasnęła w dłonie z entuzjazmem.
Ja dostałam pracę, Rihanna tancerkę do teledysku, Brad mnie, a komisja mogła wreszcie zakończyć dłużące się przesłuchanie.
Każdy z nas z pewnością mógł zaliczyć ten dzień do udanych.




Wow! 10 000 wyświetleń! *^*
Cóż za piękny dzień T^T
Mam nadzieję, że rozdział i Brad się wam spodobał,
bo w przeciwieństwie do flashbacków
tego ciemnookiego szatyna będzie dość sporo xD
Wybaczcie też, że nie pokażę wam
niespodzianki, którą przygotowałam
specjalnie na tę okazję, ale...
Nie zdążyłam jej jeszcze poprawić...
Zobaczycie ją dopiero jutro, gdy wrócę z pracy.
(czyli w okolicach 16)
Dziękuję wam, że jesteście i mam nadzieję,
że zostaniecie jeszcze ze mną na tyle długo,
abyście poznali zakończenie historii Roan.
A kto wie... może nawet i dłużej.
Taką mam przynajmniej nadzieję ^^

poniedziałek, 23 lutego 2015

How far to our Happy End - Rozdział 4.

Ciemne włosy Dana drażniły moją szyję. Zasnął oparty o moje ramię, w trakcie podróży samolotem, gdy ja zajęłam się czytaniem najnowszej książki Alice. Z każdą kolejną powieścią wydawała się być coraz lepsza, a jej styl urozmaicał się z każdym kolejnym rozdziałem. Zaskakujące było, jak bardzo potrafiła się rozwinąć w tak krótkim czasie.
Nic dziwnego, że Smith stracił dla niej głowę. Była piękna i inteligentna, w przeciwieństwie do mnie.
Niebieskooka blondynka z bogatą duszą, lekkością pióra, a szatynka o zielonych oczach, która z ledwością potrafiła utrzymać długopis między palcami... Wokalista chyba za bardzo obniżył swoją poprzeczkę. Jak mógł zamienić kogoś, kto miał już kilka powieści na koncie, na kogoś, kto jeszcze nigdy w życiu nie napisał niczego oprócz kilku kartek z pamiętnika w wieku dziewięciu lat... A może po prostu jej perfekcyjność przytłaczała go jeszcze bardziej, niż mnie? Czuł się przy niej tak mały i bezużyteczny, że...
Chrapanie bruneta zagłuszało moje myśli, które i tak prowadziły donikąd, choć może bardziej w stronę nieuniknionej jesiennej depresji.
Wracając do Dana i jego "obniżonej poprzeczki" - nie rozważyłam jeszcze jednej opcji.
Możliwe, że to Alice zakończyła ich związek. W końcu kto by z nim wytrzymał na dłuższą metę? Chyba tylko istota o iście anielskiej cierpliwości... Ewentualnie ktoś, kto uwielbiał towarzystwo niewyżytych dzieci, czy też sam był jednych z nich, bo nie oszukujmy się - mentalność członków tego zespołu momentami przechodziła wszelkie oczekiwania.
Ja może nie potrafiłam brać życia tak beztrosko, jak oni, ale samo patrzenie na nich sprawiało mi radość. Jak spełniają marzenia, jak pną się na szczyt, i oczywiście, jak kłócą się o ostatnią Kinder Niespodziankę...


Wchodząc do mieszkania Vi, które na chwilę obecną było również moim, odstawiłam walizkę z ciężkim westchnieniem i zdaniem oznajmującym na ustach.
- Wróciłam.
Mój głos rozniósł nie po pustym pomieszczeniu. Wyglądało na to, że najgłośniejsza osoba, jaką znam, była nieobecna, co szczerze mówiąc trochę mnie zdziwiło, bo zawsze czekała na mnie, gdy wiedziała, że wracam z jakiejkolwiek podróży, choćby po to, abym zdała jej relację z przeglądu napotkanych przystojniaków. Niestety obie znałyśmy Polskę, aż za dobrze, aby łudzić się, że znajdziemy tam kogoś korzystniejszego od mojego brata... Trzeba mu było przyznać, że cholera należała do grupy cieszącej się zdecydowanie za dużym zainteresowaniem płci przeciwnej. Matka natura nie poskąpiła mu uroku zewnętrznego.
Vi zostawiła mnie sam na sam z wokalistą, co nigdy nie wróżyło nic dobrego, choć byłam przekonana, iż gdy mężczyzna dostanie to czego pragnął od tak dawna, to poziom jego pożądania spadnie, jednak w tym przypadku przysłowie: "apetyt rośnie w miarę jedzenia" sprawdzało się aż nadto.
Gdy tylko Smith rozejrzał się po pokoju, zrzucił z siebie balast i odgarnął mi włosy z lewego ramienia. Muskając delikatnie ustami moją szyję szeptał kuszącym tonem:
- Może pójdziemy do sypialni?
- A może pozwolisz mi najpierw wziąć prysznic? - z trudem oparłam się brunetowi.
- Pod warunkiem, że weźmiesz go ze mną - zaśmiał się pod nosem obejmując mnie ramionami, tak, że nie mogłam się wyswobodzić, chowając twarz między moim barkiem, a szyją. Jego zarost delikatnie drażnił moją skórę, a dłonie zaczęły schodzić niżej, aby za chwilę wydobyć ze mnie najgłośniejsze jęki.
Tak, zaczął mnie łaskotać.
Pech chciał, iż natura obdarzyła mnie wyjątkowo wrażliwym ciałem, które na każdy najmniejszy dotyk reagowało odruchowo samozachowawczym i nieprzyjemnym dreszczem rozchodzącym się po całym ciele. W przypadku Dana było oczywiście inaczej. Gdy jego dłonie wodziły po moim ciele czułam, jak miękną mi kolana, ale to wcale nie oznaczało, że łaskotki znikały... One po prostu zasypiały na pewien czas, aby obudzić się w takich chwilach, jak te, czyli w momencie, gdy brunet zechce się nade mną poznęcać...
Moje błagania o litość mieszały się ze śmiechem, a do pokoju wszedł nie kto inny, jak na wpół przytomna Vi, ubraną jedynie w wiśniową bluzę brodacza.
- Widzę, że nieźle się bawicie - zauważyła przerywając moje tortury.
- A jednak jesteś - ucieszyłam się na widok przyjaciółki.
- Zmieniłaś fryzjera? - brunet zmarszczył brwi na widok wyszukanej fryzury, która wyglądała, jakby szatynka wystawiła głowę przez okno podczas jednej z najgorszych zawieruch.
- Nie, tylko Simmons wpadł dotrzymać mi towarzystwa - wyjaśniła przeciągając się.
To było do przewidzenia... Tylko brodacz potrafił doprowadzić tą zazwyczaj pełną życia istotę, do stanu nieużytkowego.
- Może chcecie do nas dołączyć? - dodała żartobliwie, doprowadzając włosy do względnego porządku.
- Nie, dzięki. Nie preferuję czworokątów... - skrzywiłam się na samą myśl widoku mojej najlepszej przyjaciółki z niebiologicznym bratem. Już raz ich widziałam - drugiego razu unikam, jak ognia!
- Żebyś ty chociaż dwukąty preferowała - zauważyła złośliwie dziewczyna, która raczej nie zwlekała z utratą dziewictwa tak długo, jak ja.
Pomijając już fakt, iż nie istnieje coś takiego, jak dwukąt...
- Byś się zdziwiła - wyszczerzył się głupawo Smith.
- Żartujesz - szatynka otworzyła oczy nie dowierzając. - Rozdziewiczyłeś ją?! - jęknęła tak głośno, że żałowałam, iż w chwili obecnej byłam zniewolona przez ramiona Dana. W przeciwnym przypadku mogłabym chociaż zasłonić uszy...
Wokalista nawet nie musiał odpowiadać, a niebieskooka już skakała w miejscu z piskiem na ustach. Po chwili rzuciła się na mnie uwalniając z objęć bruneta.
- Jestem z Ciebie taka dumna!
- Brzmisz, jakbym ukończyła wyższe studia z wyróżnieniem...
- Utrata dziewictwa to coś więcej! - zachwycała się dziewczyna. - To otwarte drzwi do świata fetyszy i bezkresnej rozkoszy! Zaczynasz od dziś nowe życie Rose!
- Jeśli oznacza to podobną fryzurę do twojej, to ja chyba jednak podziękuję...
- Przyzwyczaisz się.

Po długich namowach udało mi się wreszcie nakłonić dwójkę muzyków do opuszczenia mieszkania, choć muszę przyznać, że przyszło mi to z trudem. Nie łatwo wygonić za drzwi napalonych mężczyzn...
- Jutro się widzimy? - pyta Dan opierając się o framugę ramieniem, a drugą ręką zatrzymując pchane przeze mnie drzwi.
- Jutro masz wywiad i kilka innych ważniejszych zajęć na głowie. Czyżbyś już zapomniał? - uniosłam pytająco brew.
- Nic nie jest ważniejsze od ciebie - zauważył zmęczonym tonem, jakby przypominał mi o tym co najmniej setny raz. - Zawsze mogę się zerwać szybciej i...
- Tak, tak, żegnam Pana - napierając mocniej na drzwi marzyłam już tylko o tym, aby jak najszybciej wrócić do tęskniącego za mną łóżka. SAMA. Ale brunet tylko spojrzał na mnie, jakby na coś czekał i nie miał zamiaru się stąd ruszyć, dopóki tego nie dostanie.
Wywróciłam oczami i ucałowałam wokalistę w policzek, czując na ustach dotyk delikatnego zarostu. Uwielbiałam jego rudą brodę i za każdym razem gdy przychodził czas na pozbycie się jej, ubolewałam nad tym przez kilka dni, dopóki nie zaczęła odrastać. Może i ten rdzawy odcień ani trochę nie pasował do ciemnych włosów i nieziemsko niebieskich tęczówek Smitha, ale sposób w jaki delikatnie drapał moją skórę z każdym pocałunkiem, wywoływał przyjemne dreszcze.
- Do jutra - wyszeptał całując mnie w czoło i rzucając ostatni uśmiech, gdy już znajdował się z kociarzem przy schodach.
Pewnie zastanawiacie się, jak bardzo okrutną kobietą musiałam być, aby od tak wyrzucić jednych z najbardziej pożądanych mężczyzn na tej półkuli.
Sęk tkwi w tym, że wcale tego nie chciałam...
Najchętniej, to położyłabym się obok Dana zatapiając się w jego ostatnio silniejszych ramionach (muszę przyznać, że polubił siłownię), otulona jego zapachem i odpłynęła do świata sennych marzeń, który wzywa mnie od ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Niestety i ja, i mój organizm wiemy, że, aby jutrzejszego poranka funkcjonować względnie lepiej od chodzącego trupa, potrzebuję co najmniej czterech godzin niczym niezakłóconego snu, a obecność Smitha za bardzo by mi to utrudniała.
W obecnym stanie ten ciemnowłosy sens mojego życia na pewno nie pozwoliłby mi zasnąć, tak, jak ubiegłej nocy w hotelu, a niestety ja w przeciwieństwie do niego nie miałam okazji odespać jej w samolocie.
Zamykając drzwi, opieram się o nie plecami i ciężko wzdycham, ale nie z ulgą. Czuję w kościach, że jeszcze przez najbliższą godzinę nie będę miała okazji na wyczekiwane spotkanie z białą pościelą. Powodem tego będzie nie kto inny, jak istota, której głośny pisk właśnie rozniósł się po całym piętrze.
- Opowiadaj, opowiadaj! - Vi złapała mnie za rękę i podskakując z podekscytowania zaciągnęła mnie na kanapę.
- Co tu dużo opowiadać... wesele, jak wesele - zmęczona przeczesałam palcami włosy, które aż błagały, aby umówić się ze szczotką na romantyczne wyczesywanie kołtunów.
- Nie o wesele pytam! - jęknęła, a ja wzdycham ze zrezygnowaniem.
Głupia łudziłam się, że w jakiś magiczny sposób uda mi się ominąć temat nocy spędzonej w hotelu i odłożyć go w czasie przynajmniej do jutra.
- Opowiadaj, jak było. Ze szczegółami! - domagała się niebieskooka.
- Czy to takie ważne? Są o wiele ciekawsze rzeczy do opowiedzenia... - wzruszyłam leniwie ramionami. - Na przykład to, że dziś nie padało - wyciągnęłam pierwszy i najprawdopodobniej najgłupszy przykład, który przeszedł mi przez myśl. - A zauważ, że jesteśmy z Londynie - mieście, w którym pada - średnio - dwieście dni w roku.
Mina mojej ulubionej szatynki wskazywała na to, iż moja wypowiedź była głupsza, niż mi się zdawało. Najwidoczniej szukanie argumentów w stanie wpółprzytomnym, nie jest moją mocną stroną.
- Co może być ważniejsze od nocy, w której moja najlepsza przyjaciółka straciła dziewictwo? - oburzona skrzyżowała ręce na piersi, i tym razem mogłam już być pewna, że nie odpuści, a żadne z moich wyszukanych wymówek już nie zdołają pogorszyć mojej sytuacji.
- Nie wiem od czego zacząć...
- Najlepiej od początku.
- Tak więc... - zaczęłam niepewnie, próbując posklejać napływające do mojej głowy obrazy w miarę spójną wypowiedź.
- Ze szczegółami - powtórzyła stanowczo.
- Leżeliśmy prawie nadzy w łóżku i...
Nie spodziewałam się, że opisywanie sceny łóżkowej może być aż tak trudne. W książkach to wszystko wydawało się być ujęte w tak lityczny sposób, że równie dobrze mogłeś pomylić seks z tańcem pełnym namiętności.
- I wtedy on znalazł się nade mną i...
Natomiast mój opis romantycznej sceny, jaką miałam okazję przeżyć ubiegłej nocy przypominał kiepski film pornograficzny, interpretowany przez dwunastolatkę z brakami we słowniku.
- Nie potrafię ująć tego w słowa - w końcu westchnęłam z rezygnacją.
- No dobra, to może ja Ci trochę pomogę? - zasugerowała niebieskooka, a widząc moje zmarszczone pytająco brwi od razu wyjaśnia. - Ty będziesz mówić, a ja kończyć, podsuwać Ci słowa, których powinnaś użyć.
Mogła się to wydawać na pozór banalna współpraca, ale w rzeczywistości była wręcz niemożliwa...
- Zacznij od początku.
- Leżeliśmy prawie nadzy w łóżku, gdy Dan znalazł się nade mną i zaczął pozbywać się resztek mojej garderoby...
- Wtedy poczułam w sobie jego męskość, która rozpaliła całe moje ciało. Jego usta ssały moje sutki, a biodra ruszały się sprawiając mi taką przyjemność...
- Wystarczy - przerwałam przyjaciółce, gdy ta zaczęła się rozkręcać opisując najprawdopodobniej to, co nie tak dawno działo się w jej sypialni.
- No co? Nie było tak? - jęknęła pewna swojej wersji wydarzeń.
- Nie - skrzywiłam się na samo wspomnienie o "przyjemności" jakiej doświadczyłam tamtej nocy.
- Jak to? - otworzyła szeroko oczy zdziwiona odpowiedzią.
- Po prostu... Nie było tak kolorowo.
- Więc jak?
- Bolało, jak cholera!




No i wróciłam po krótkiej przerwie.
Cały tydzień ferii spędziłam na czytaniu książek
i jeszcze kilku innych ciekawych zajęciach,
co pomogło mi odzyskać wenę i chęci do pracy.
Mam nadzieję, że kolejny rozdział z serii "zapychaczy"
się wam spodobał, a tymczasem zdradzę wam,
iż przygotowałam dla was małą niespodziankę,
którą mam zamiar wam pokazać,
gdy tylko stuknie mi 10k wyświetleń.
Co prawda trochę mi jeszcze do tego brakuję,
ale mam nadzieję, że sprawicie mi tą przyjemność
i w najbliższym czasie dosięgnę tej, nie do tak dawna
niewyobrażalnej dla mnie liczby.
Trzymam za was kciuki i czekam na wasze opinie ^^