Ciemne włosy Dana drażniły moją szyję. Zasnął oparty o moje ramię, w trakcie podróży samolotem, gdy ja zajęłam się czytaniem najnowszej książki Alice. Z każdą kolejną powieścią wydawała się być coraz lepsza, a jej styl urozmaicał się z każdym kolejnym rozdziałem. Zaskakujące było, jak bardzo potrafiła się rozwinąć w tak krótkim czasie.
Nic dziwnego, że Smith stracił dla niej głowę. Była piękna i inteligentna, w przeciwieństwie do mnie.
Niebieskooka blondynka z bogatą duszą, lekkością pióra, a szatynka o zielonych oczach, która z ledwością potrafiła utrzymać długopis między palcami... Wokalista chyba za bardzo obniżył swoją poprzeczkę. Jak mógł zamienić kogoś, kto miał już kilka powieści na koncie, na kogoś, kto jeszcze nigdy w życiu nie napisał niczego oprócz kilku kartek z pamiętnika w wieku dziewięciu lat... A może po prostu jej perfekcyjność przytłaczała go jeszcze bardziej, niż mnie? Czuł się przy niej tak mały i bezużyteczny, że...
Chrapanie bruneta zagłuszało moje myśli, które i tak prowadziły donikąd, choć może bardziej w stronę nieuniknionej jesiennej depresji.
Wracając do Dana i jego "obniżonej poprzeczki" - nie rozważyłam jeszcze jednej opcji.
Możliwe, że to Alice zakończyła ich związek. W końcu kto by z nim wytrzymał na dłuższą metę? Chyba tylko istota o iście anielskiej cierpliwości... Ewentualnie ktoś, kto uwielbiał towarzystwo niewyżytych dzieci, czy też sam był jednych z nich, bo nie oszukujmy się - mentalność członków tego zespołu momentami przechodziła wszelkie oczekiwania.
Ja może nie potrafiłam brać życia tak beztrosko, jak oni, ale samo patrzenie na nich sprawiało mi radość. Jak spełniają marzenia, jak pną się na szczyt, i oczywiście, jak kłócą się o ostatnią Kinder Niespodziankę...
Wchodząc do mieszkania Vi, które na chwilę obecną było również moim, odstawiłam walizkę z ciężkim westchnieniem i zdaniem oznajmującym na ustach.
-
Wróciłam.
Mój głos rozniósł nie po pustym pomieszczeniu. Wyglądało na to, że najgłośniejsza osoba, jaką znam, była nieobecna, co szczerze mówiąc trochę mnie zdziwiło, bo zawsze czekała na mnie, gdy wiedziała, że wracam z jakiejkolwiek podróży, choćby po to, abym zdała jej relację z przeglądu napotkanych przystojniaków. Niestety obie znałyśmy Polskę, aż za dobrze, aby łudzić się, że znajdziemy tam kogoś korzystniejszego od mojego brata... Trzeba mu było przyznać, że cholera należała do grupy cieszącej się zdecydowanie za dużym zainteresowaniem płci przeciwnej. Matka natura nie poskąpiła mu uroku zewnętrznego.
Vi zostawiła mnie sam na sam z wokalistą, co nigdy nie wróżyło nic dobrego, choć byłam przekonana, iż gdy mężczyzna dostanie to czego pragnął od tak dawna, to poziom jego pożądania spadnie, jednak w tym przypadku przysłowie: "apetyt rośnie w miarę jedzenia" sprawdzało się aż nadto.
Gdy tylko Smith rozejrzał się po pokoju, zrzucił z siebie balast i odgarnął mi włosy z lewego ramienia. Muskając delikatnie ustami moją szyję szeptał kuszącym tonem:
-
Może pójdziemy do sypialni?
-
A może pozwolisz mi najpierw wziąć prysznic? - z trudem oparłam się brunetowi.
-
Pod warunkiem, że weźmiesz go ze mną - zaśmiał się pod nosem obejmując mnie ramionami, tak, że nie mogłam się wyswobodzić, chowając twarz między moim barkiem, a szyją. Jego zarost delikatnie drażnił moją skórę, a dłonie zaczęły schodzić niżej, aby za chwilę wydobyć ze mnie najgłośniejsze jęki.
Tak, zaczął mnie łaskotać.
Pech chciał, iż natura obdarzyła mnie wyjątkowo wrażliwym ciałem, które na każdy najmniejszy dotyk reagowało odruchowo samozachowawczym i nieprzyjemnym dreszczem rozchodzącym się po całym ciele. W przypadku Dana było oczywiście inaczej. Gdy jego dłonie wodziły po moim ciele czułam, jak miękną mi kolana, ale to wcale nie oznaczało, że łaskotki znikały... One po prostu zasypiały na pewien czas, aby obudzić się w takich chwilach, jak te, czyli w momencie, gdy brunet zechce się nade mną poznęcać...
Moje błagania o litość mieszały się ze śmiechem, a do pokoju wszedł nie kto inny, jak na wpół przytomna Vi, ubraną jedynie w
wiśniową bluzę brodacza.
-
Widzę, że nieźle się bawicie - zauważyła przerywając moje tortury.
-
A jednak jesteś - ucieszyłam się na widok przyjaciółki.
-
Zmieniłaś fryzjera? - brunet zmarszczył brwi na widok wyszukanej fryzury, która wyglądała, jakby szatynka wystawiła głowę przez okno podczas jednej z najgorszych zawieruch.
-
Nie, tylko Simmons wpadł dotrzymać mi towarzystwa - wyjaśniła przeciągając się.
To było do przewidzenia... Tylko brodacz potrafił doprowadzić tą zazwyczaj pełną życia istotę, do stanu nieużytkowego.
-
Może chcecie do nas dołączyć? - dodała żartobliwie, doprowadzając włosy do względnego porządku.
-
Nie, dzięki. Nie preferuję czworokątów... - skrzywiłam się na samą myśl widoku mojej najlepszej przyjaciółki z niebiologicznym bratem. Już raz ich widziałam - drugiego razu unikam, jak ognia!
-
Żebyś ty chociaż dwukąty preferowała - zauważyła złośliwie dziewczyna, która raczej nie zwlekała z utratą dziewictwa tak długo, jak ja.
Pomijając już fakt, iż nie istnieje coś takiego, jak dwukąt...
-
Byś się zdziwiła - wyszczerzył się głupawo Smith.
-
Żartujesz - szatynka otworzyła oczy nie dowierzając. -
Rozdziewiczyłeś ją?! - jęknęła tak głośno, że żałowałam, iż w chwili obecnej byłam zniewolona przez ramiona Dana. W przeciwnym przypadku mogłabym chociaż zasłonić uszy...
Wokalista nawet nie musiał odpowiadać, a niebieskooka już skakała w miejscu z piskiem na ustach. Po chwili rzuciła się na mnie uwalniając z objęć bruneta.
-
Jestem z Ciebie taka dumna!
-
Brzmisz, jakbym ukończyła wyższe studia z wyróżnieniem...
-
Utrata dziewictwa to coś więcej! - zachwycała się dziewczyna. -
To otwarte drzwi do świata fetyszy i bezkresnej rozkoszy! Zaczynasz od dziś nowe życie Rose!
-
Jeśli oznacza to podobną fryzurę do twojej, to ja chyba jednak podziękuję...
-
Przyzwyczaisz się.
Po długich namowach udało mi się wreszcie nakłonić dwójkę muzyków do opuszczenia mieszkania, choć muszę przyznać, że przyszło mi to z trudem. Nie łatwo wygonić za drzwi napalonych mężczyzn...
-
Jutro się widzimy? - pyta Dan opierając się o framugę ramieniem, a drugą ręką zatrzymując pchane przeze mnie drzwi.
-
Jutro masz wywiad i kilka innych ważniejszych zajęć na głowie. Czyżbyś już zapomniał? - uniosłam pytająco brew.
-
Nic nie jest ważniejsze od ciebie - zauważył zmęczonym tonem, jakby przypominał mi o tym co najmniej setny raz. -
Zawsze mogę się zerwać szybciej i...
-
Tak, tak, żegnam Pana - napierając mocniej na drzwi marzyłam już tylko o tym, aby jak najszybciej wrócić do tęskniącego za mną łóżka. SAMA. Ale brunet tylko spojrzał na mnie, jakby na coś czekał i nie miał zamiaru się stąd ruszyć, dopóki tego nie dostanie.
Wywróciłam oczami i ucałowałam wokalistę w policzek, czując na ustach dotyk delikatnego zarostu. Uwielbiałam jego rudą brodę i za każdym razem gdy przychodził czas na pozbycie się jej, ubolewałam nad tym przez kilka dni, dopóki nie zaczęła odrastać. Może i ten rdzawy odcień ani trochę nie pasował do ciemnych włosów i nieziemsko niebieskich tęczówek Smitha, ale sposób w jaki delikatnie drapał moją skórę z każdym pocałunkiem, wywoływał przyjemne dreszcze.
-
Do jutra - wyszeptał całując mnie w czoło i rzucając ostatni uśmiech, gdy już znajdował się z kociarzem przy schodach.
Pewnie zastanawiacie się, jak bardzo okrutną kobietą musiałam być, aby od tak wyrzucić jednych z najbardziej pożądanych mężczyzn na tej półkuli.
Sęk tkwi w tym, że wcale tego nie chciałam...
Najchętniej, to położyłabym się obok Dana zatapiając się w jego ostatnio silniejszych ramionach (muszę przyznać, że polubił siłownię), otulona jego zapachem i odpłynęła do świata sennych marzeń, który wzywa mnie od ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Niestety i ja, i mój organizm wiemy, że, aby jutrzejszego poranka funkcjonować względnie lepiej od chodzącego trupa, potrzebuję co najmniej czterech godzin niczym niezakłóconego snu, a obecność Smitha za bardzo by mi to utrudniała.
W obecnym stanie ten ciemnowłosy sens mojego życia na pewno nie pozwoliłby mi zasnąć, tak, jak ubiegłej nocy w hotelu, a niestety ja w przeciwieństwie do niego nie miałam okazji odespać jej w samolocie.
Zamykając drzwi, opieram się o nie plecami i ciężko wzdycham, ale nie z ulgą. Czuję w kościach, że jeszcze przez najbliższą godzinę nie będę miała okazji na wyczekiwane spotkanie z białą pościelą. Powodem tego będzie nie kto inny, jak istota, której głośny pisk właśnie rozniósł się po całym piętrze.
-
Opowiadaj, opowiadaj! - Vi złapała mnie za rękę i podskakując z podekscytowania zaciągnęła mnie na kanapę.
-
Co tu dużo opowiadać... wesele, jak wesele - zmęczona przeczesałam palcami włosy, które aż błagały, aby umówić się ze szczotką na romantyczne wyczesywanie kołtunów.
-
Nie o wesele pytam! - jęknęła, a ja wzdycham ze zrezygnowaniem.
Głupia łudziłam się, że w jakiś magiczny sposób uda mi się ominąć temat nocy spędzonej w hotelu i odłożyć go w czasie przynajmniej do jutra.
-
Opowiadaj, jak było. Ze szczegółami! - domagała się niebieskooka.
-
Czy to takie ważne? Są o wiele ciekawsze rzeczy do opowiedzenia... - wzruszyłam leniwie ramionami. -
Na przykład to, że dziś nie padało - wyciągnęłam pierwszy i najprawdopodobniej najgłupszy przykład, który przeszedł mi przez myśl. -
A zauważ, że jesteśmy z Londynie - mieście, w którym pada - średnio - dwieście dni w roku.
Mina mojej ulubionej szatynki wskazywała na to, iż moja wypowiedź była głupsza, niż mi się zdawało. Najwidoczniej szukanie argumentów w stanie wpółprzytomnym, nie jest moją mocną stroną.
-
Co może być ważniejsze od nocy, w której moja najlepsza przyjaciółka straciła dziewictwo? - oburzona skrzyżowała ręce na piersi, i tym razem mogłam już być pewna, że nie odpuści, a żadne z moich wyszukanych wymówek już nie zdołają pogorszyć mojej sytuacji.
-
Nie wiem od czego zacząć...
-
Najlepiej od początku.
-
Tak więc... - zaczęłam niepewnie, próbując posklejać napływające do mojej głowy obrazy w miarę spójną wypowiedź.
-
Ze szczegółami - powtórzyła stanowczo.
-
Leżeliśmy prawie nadzy w łóżku i...
Nie spodziewałam się, że opisywanie sceny łóżkowej może być aż tak trudne. W książkach to wszystko wydawało się być ujęte w tak lityczny sposób, że równie dobrze mogłeś pomylić seks z tańcem pełnym namiętności.
-
I wtedy on znalazł się nade mną i...
Natomiast mój opis romantycznej sceny, jaką miałam okazję przeżyć ubiegłej nocy przypominał kiepski film pornograficzny, interpretowany przez dwunastolatkę z brakami we słowniku.
-
Nie potrafię ująć tego w słowa - w końcu westchnęłam z rezygnacją.
-
No dobra, to może ja Ci trochę pomogę? - zasugerowała niebieskooka, a widząc moje zmarszczone pytająco brwi od razu wyjaśnia. -
Ty będziesz mówić, a ja kończyć, podsuwać Ci słowa, których powinnaś użyć.
Mogła się to wydawać na pozór banalna współpraca, ale w rzeczywistości była wręcz niemożliwa...
-
Zacznij od początku.
-
Leżeliśmy prawie nadzy w łóżku, gdy Dan znalazł się nade mną i zaczął pozbywać się resztek mojej garderoby...
-
Wtedy poczułam w sobie jego męskość, która rozpaliła całe moje ciało. Jego usta ssały moje sutki, a biodra ruszały się sprawiając mi taką przyjemność...
-
Wystarczy - przerwałam przyjaciółce, gdy ta zaczęła się rozkręcać opisując najprawdopodobniej to, co nie tak dawno działo się w jej sypialni.
-
No co? Nie było tak? - jęknęła pewna swojej wersji wydarzeń.
-
Nie - skrzywiłam się na samo wspomnienie o "przyjemności" jakiej doświadczyłam tamtej nocy.
-
Jak to? - otworzyła szeroko oczy zdziwiona odpowiedzią.
-
Po prostu... Nie było tak kolorowo.
-
Więc jak?
-
Bolało, jak cholera!No i wróciłam po krótkiej przerwie.
Cały tydzień ferii spędziłam na czytaniu książek
i jeszcze kilku innych ciekawych zajęciach,
co pomogło mi odzyskać wenę i chęci do pracy.
Mam nadzieję, że kolejny rozdział z serii "zapychaczy"
się wam spodobał, a tymczasem zdradzę wam,
iż przygotowałam dla was małą niespodziankę,
którą mam zamiar wam pokazać,
gdy tylko stuknie mi 10k wyświetleń.
Co prawda trochę mi jeszcze do tego brakuję,
ale mam nadzieję, że sprawicie mi tą przyjemność
i w najbliższym czasie dosięgnę tej, nie do tak dawna
niewyobrażalnej dla mnie liczby.
Trzymam za was kciuki i czekam na wasze opinie ^^