tag:blogger.com,1999:blog-36379026892652636982024-02-06T22:04:50.565-08:00Imagination EneAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.comBlogger53125tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-58428427970577506492015-10-20T05:30:00.001-07:002015-10-20T05:30:46.525-07:0012/10<div style="text-align: center;">
Tak, jak teraz mam nawał zajęć, tak jakiś czas temu nudziłam się na tyle, aby narysować to...</div>
<div style="text-align: center;">
Jest to art przypisany do <a href="http://imaginationene.blogspot.com/2015/10/how-far-to-our-happy-end-rozdzia-12.html" target="_blank">rozdziału 12</a>. opowiadania "How far to our Happy End".</div>
<div style="text-align: center;">
Ja właśnie tak widzę scenę, w której Rose budzi się w ramionach Lucasa, z wyrzutami sumienia...</div>
<div style="text-align: center;">
Mam nadzieję, że mimo iż główna bohaterka na załączonym obrazu nie śpi z tym, kim powinna, to art sam w sobie się wam spodoba xD<br />
Czekam na wasze opinie ^^<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKVtmOxoRZRBzcZyv-5PiTNEn8nTeMui4IJB1fII6qKzNzva6xZoC7K7K6mcmrsHodYysW-bsfXCLpRaRjuZfDAoT8Pr3VTPR7qTHXUFDOfgjcr95UsA_4lbGV_Fd0k7agtCqiSKU3_GU/s1600/Rose+x+Lucas.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="353" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjKVtmOxoRZRBzcZyv-5PiTNEn8nTeMui4IJB1fII6qKzNzva6xZoC7K7K6mcmrsHodYysW-bsfXCLpRaRjuZfDAoT8Pr3VTPR7qTHXUFDOfgjcr95UsA_4lbGV_Fd0k7agtCqiSKU3_GU/s640/Rose+x+Lucas.png" width="640" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br />
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-69516914537266343742015-10-17T04:46:00.001-07:002015-10-17T04:46:04.179-07:00How far to our Happy End - Rozdział 12.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czekałam na Lucasa, wtulając się w kołdrę. Wodziłam za nim wzrokiem, gdy wędrował po pokoju, zdejmując z siebie ubrania, zostając w samych bokserkach. Nie było to dla mnie coś nowego, bo odkąd mieszkał z nami, niejednokrotnie przechadzał się po mieszkaniu, prezentując swoją bieliznę i delikatny zarys mięśni brzucha. Nie wspominając, jak za dawnych lat wyjeżdżaliśmy w trójkę razem na wakacje, mieszkając pod jednym namiotem. Tym razem znów miałam okazję spędzić z nim noc, choć pewnie nieco inaczej, niż wtedy.<br />
-<b> Mogłabyś się mi tak nie przyglądać? Zawstydzasz mnie...</b> - wymamrotał, rozpinając rozporek spodni.<br />
- <b>Powiedział facet, który rywalizował z Dawidem o to, kto zaliczy więcej panienek w ciągu tygodnia </b>- wzniosłam oczy do nieba, na wspomnienie o tych głupich zawodach, których nietypowych dyscyplin wciąż przybywało.<br />
- <b>Nie przypominaj... </b>- westchnął, zdejmując spodnie.<br />
- <b>Ale to ty wygrałeś</b> - przypomniałam, unosząc brew z dezaprobatą.<br />
- <b>Owszem</b> - głupawy uśmieszek znów zagościł na jego twarzy, nie kryjąc dumy.<br />
- <b>Świnia</b> - wytknęłam na niego język, po czym schowałam się pod kołdrą.<br />
- <b>Coś ty powiedziała?</b> - jęknął, udając oburzonego, po czym błyskawicznie znalazł się nade mną. Skutecznie mnie unieruchomił, włożył ręce pod kołdrę i zaczął łaskotać. Wyginałam się we wszystkie możliwe strony, czując jego zimne dłonie, na które moje ciało reagowało dreszczami.<br />
- <b>Kim jestem?</b> - pytał złośliwie.<br />
- <b>Świnią </b>- a ja wręcz prosiłam się o tortury.<br />
Nie mogłam powstrzymać śmiechu, a ten sadysta ewidentnie wykorzystywał moją wrażliwość na dotyk. W szamotaninie zsunął kołdrę z mojej twarzy, i przy okazji z torsu.<br />
- <b>Mogłabyś powtórzyć?</b> - mruknął, dając mi szansę na zaczerpnięcie powietrza.<br />
- <b>Wiem, że jesteś ode mnie starszy, ale nie sądziłam, że już dopada Cię głuchota</b> - zaśmiałam się zgryźliwie pod nosem, łapiąc haustami powietrze.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Macie pełne prawo nazwać mnie masochistką, prowokatorką, uwodzicielką, manipulantką, dziwką, czy jakkolwiek chcecie. Dlaczego? Bo przyznaję, że celowo uwodziłam Lucasa. Chciałam wzbudzić w nim pożądanie, chciałam go wykorzystać do opatrzenia swoich ran. Myślałam, że oddając się jemu, odegram się w ten sposób na Smithie. Chciałam, aby cierpiał tak jak ja, chciałam ugodzić w jego dumę, tak samo, jak on ugodził mojej.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie mogłam wytrzymać, gdy do łaskoczących mnie zimnych dłoni dołączyły jego usta, dmuchające w moją szyję, przez co wokół rozbrzmiewał dziwny dźwięk. On sam ledwo łapał powietrze, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Gdzieś pomiędzy tą rozgrywającą się komedią, można było słyszeć moje błagające jęki.<br />
- <b>Masz dość?</b> - przerwał na chwilę, opierając czoło o moje czoło.<br />
-<b> Tak</b> - oboje oddychaliśmy ciężko, jak po upojnej nocy kochanków, których rozłąka wreszcie dobiegła końca.<br />
- <b>Więc przeproś</b> - zażądał, nadal śmiejąc się pod nosem.<br />
- <b>Za co?</b><br />
- <b>Za to, jak mnie nazwałaś.</b><br />
- <b>Ale przecież dla ciebie to powinien być komplement</b> - nie mogłam powstrzymać zgryźliwości.<br />
Tak, chciałam go uwieść, ale nie potrafiłam od tak potraktować przyjaciela z dzieciństwa, jak obiekt zaspokajania swoich potrzeb. Mimo wszystko posiadałam kręgosłup moralny.<br />
- <b>Chyba nie zdajesz sobie sprawy, w jak niekorzystnej sytuacji się znajdujesz </b>- uśmiechnął się zawadiacko, chwytając mój podbródek między palec wskazujący a kciuk.<br />
- <b>Przygwożdżona do łóżka, przez jednego z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich miałam okazję spotkać... Ja widzę same korzyści.</b><br />
Chyba sam nie wierzył, że coś takiego padło akurat z moich ust, bo zwiesił głowę, śmiejąc się pod nosem, jakbym własnie powiedziała coś bardzo zabawnego.<br />
-<b> I oby tak zostało</b> - wrócił twarzą do poziomu mojej twarzy i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nie było mi więcej trzeba, aby obudzić we mnie pożądanie.<br />
Nie sądziłam, że jego usta będą smakowały tak dobrze, że będą całowały tak namiętnie.<br />
Czy grzechem będzie, jeśli odważę się stwierdzić, iż Lucas całował lepiej, niż Dan? Cóż... moje miejsce i tak jest w piekle, więc co mi szkodzi?<br />
Całował tak, że byłam w stanie zapomnieć o wszystkim innym, o byłym narzeczonym, o tym, że własnie jestem w łóżku z przyjacielem, o własnej godności. Myślałam, że to ja nim manipulowałam, że to ja go uwiodłam. W rzeczywistości tańczyłam, jak on mi zagrał, a wygrywał melodię, której nuty pieściły moje ciało, jak nikt wcześniej. Nawet jeśli było to pozbawione uczucia, nawet jeśli rano mieliśmy udawać, że nic się nie wydarzyło, to nie chciałam żałować tej przyjemności.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Niestety sumienie odezwało się we mnie, gdy fala uniesień dobiegła końca, a ja obudziłam się nad ranem w objęciach Lucasa. Tak, wyglądał uroczo, gdy spał, było mi z nim nieziemsko dobrze i byłam pewna, że gdybym tylko mogła być dla niego "tą jedyną", to byłabym najszczęśliwszą kobietą na świecie. Tkwiłam w troskliwych objęciach swojego szczęścia, więc dlaczego po moich policzkach spływały łzy? Co sprawiało, że wewnątrz krzyczałam z bólu?<br />
Nie byłam odpowiednią osobą, na odpowiednim miejscu. To nie między jego prawym a lewym ramieniem, miałam zasypiać i budzić się, co rano. I to bolało mnie najbardziej - fakt, iż nie jestem go warta. Nie zasługiwałam na to, co on mógł mi dać.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wstałam z łóżka, wciągnęłam na siebie damskie bokserki i wygrzebałam z walizki jeden z tych za dużych o kilka rozmiarów, ciepłych swetrów, którymi się otulałam, gdy nie było przy mnie Dana. Poszłam do kuchni, z przyzwyczajenia zaparzyłam dwie kawy i położyłam na stole. Usiałam na jednym z krzeseł, ujmując w dłonie kubek, nagrzany gorącym płynem, który miał mnie rozbudzić, jakby poranna dawka wyrzutów sumienia nie była wystarczająca...<br />
Jedno z kolan podsunęłam po szyję, druga noga zwisała bezwładnie. Wpatrywałam się we wstrętną pogodę za oknem, która idealnie odzwierciedlała mój obecny stan. Przesiąknięta szarością, psująca wszystkim dookoła humor, pogrążona w depresji. Zastanawiałam się, czy Dan też się tak czuł. Chociaż... dlaczego miałaby sięgać dna, skoro to nie on został zdradzony? Jednak wspomnienie jego przepraszających oczu nie dawało mi spokoju.<br />
Dan, jaki miałeś wtedy wyraz twarzy?<br />
Czy ty też siedziałeś sam, gnębiony przez własne sumienie? Czy pod twoimi oczami też malowały się sińce, po nieprzespanej nocy? Czy byłeś tak samo pozbawiony chęci do życia, jak ja?<br />
Jaki miałeś wtedy wyraz twarzy? Płakałeś? A może twoje oczy również były już zbyt obolałe, ale ronić łzy?<br />
Jeśli tak, to byliśmy siebie warci.<br />
Obdarci z godności, pozbawieni moralności, egoiści.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Lucas zwlekł się z łóżka później niż zwykle, choć nadal dość wcześnie. Nieco zdziwił się na mój widok. Nie podejrzewał, abym miała ochotę wstawać z łóżka, choć to było ostatnie miejsce, w którym chciałam być. Zwłaszcza, jeśli obok leżał on.<br />
- <b>Dzień dobry</b> - wymamrotał nadal na wpół przytomny, opierający się o framugę drzwi.<br />
- <b>Za późno wstałeś. Twoja kawa już zdążyła wystygnąć </b>- zmierzyłam go równie nietrzeźwym spojrzeniem.<br />
- <b>To o której wstałaś? </b>- zdziwił się, siadając na krześle obok.<br />
- <b>Zdecydowanie za wcześnie</b> - westchnęłam, czując, jak moje mięśnie wszczynały bunt, prowokowane przez zmęczenie.<br />
- <b>Aż tak głośno chrapię? </b>- uniósł brew, niosąc przeprosiny w spojrzeniu błękitnych oczu.<br />
- <b>Nie, ale zepchnąłeś mnie z łóżka </b>- wzruszyłam ramionami.<br />
- <b>Serio? </b>- jęknął, otwierając szeroko oczy.<br />
- <b>Niee</b> - zaśmiałam się pod nosem, próbując uspokoić przyjaciela. Jeśli nadal mogłam go tak nazywać...<br />
- <b>Nadal Cię to gryzie?</b> - zapytał, poważniejąc, choć troska nie zniknęła z jego głosu.<br />
- <b>Co?</b> - wpatrywałam się w pusty kubek, jakbym nie chciała się przyznać do własnej słabości, nawet przed sobą.<br />
- <b>Posłuchaj, wiem, że nie jest Ci łatwo.</b><br />
- <b>Skąd możesz to wiedzieć?</b> - uniosłam wreszcie wzrok znad naczynia, biorąc się na odwagę do stanięcia twarzą w twarz z przykrą prawdą.<br />
Dan mnie zdradził, a ja nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Z minuty na minutę czułam się gorzej, podupadałam, stawałam się wrakiem człowieka. Nie potrafiłam funkcjonować z myślą, iż ktoś mi go odebrał, a ja nie potrafiłam nawet o niego zawalczyć. Poddałam się.<br />
- <b>Bo sam przeżyłem coś podobnego</b> - wyznał, nie podnosząc tonu, w przeciwieństwie do mnie.<br />
- <b>Też zostałeś zdradzony?</b> - zdziwiłam się.<br />
Lucas nigdy nie angażował się w związki, więc trudno mi było uwierzyć, iż którakolwiek kobieta była mu w stanie tak zawrócić w głowie, aby uwiązać go na smyczy. Nie wspominając już o tym, która byłaby na tyle głupia, aby go zdradzić. Spędziłam z nim wystarczająco dużo czasu, aby móc mu postawić jakiekolwiek zarzuty, jednak jego czułość, troskliwość i oddanie, odkupują wszystkie jego winy.<br />
- <b>Nie, nie miałem okazji</b> - parsknął pod nosem. - <b>Zakochałem się w pewnej dziewczynie, niestety bez wzajemności. To co mógłbym porównać do uczucia, z którym teraz sobie nie radzisz, to emocje, jakie mi towarzyszyły, za każdym razem, gdy widziałem ją z jej narzeczonym</b> - unosił pokrzepiająco kącik ust, choć wiedziałam jak strasznie musiał się czuć. Podziwiałam go za to, że mimo wszystko on stał na własnych nogach, gdy ja kurczowo trzymałam się jego ramienia, aby nie upaść.<br />
- <b>Jeszcze 24 godziny temu powiedziałabym: "Dobrze Ci tak"</b> - zawsze karciłam go za to w jaki sposób traktuje kobiety, teraz sama nie byłam od niego lepsza. Wykorzystywałam innych, aby zagłuszyć własny ból, nie zważając na to, czy ich ranię.<br />
-<b> Powiedz</b> - maskował własne cierpienie uśmiechem, lecz jego oczy nie potrafiły się teraz śmiać.<br />
- <b>Nie potrafię</b> - przygryzłam wargę, aby powstrzymać cisnące się do oczu, łzy.<br />
- <b>Dlaczego?</b><br />
- <b>Bo teraz wiem, jak to boli</b> - po policzku spłynęła słona kropla, zostawiając za sobą piekący szlak.<br />
Przypominając sobie, jak ostry był nóż, który wbił się w moje serce, gdy zobaczyłam Dana z inną kobietą, nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak bardzo musiał cierpieć Lucas, za każdym razem, gdy osoba, której oddał swoje serce, okazywała miłość komuś, kto nie był nim.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Brunet już nic nie powiedział, przyciągnął krzesło, na którym siedziałam, bliżej siebie, abym mogła schować twarz w jego obojczyku. Nie zasługiwałam na jego troskę, choć w tej chwili nie potrafiłam bez niego oddychać. Jeszcze nie wiedziałam jak, ale byłam pewna, że kiedyś odwdzięczę się mu za wszystko, co dla mnie zrobił. Taką przynajmniej miałam nadzieję.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Vi wróciła do domu dopiero w okolicach południa, zastając mnie przy stole, z kolejnym kubkiem gorącej kawy. Zachodząc mnie od tyłu, owinęła ramiona wokół mojej szyi powitała radosnym tonem:<br />
- <b>Dzień dobry.</b><br />
- <b>Gdzie się szlajałaś?</b> - spytałam od razu.<br />
- <b>To tu, to tam... Wiesz, nie chciałam wam przeszkadzać </b>- zachichotała, choć wiedziałam, że nie koniecznie pałała entuzjazmem na myśl o tym, że jej młodsza siostrzyczka została przeciągnięta na ciemną stronę mocy.<br />
- <b>Może i lepiej</b> - wpatrywałam się w gorący płyn, który ogrzewał moje nadal skute lodem dłonie.<br />
- <b>W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo czujesz się zgorszona?</b> - zapytała niepewnie, nie wiedząc, czy powinna poruszać ten temat.<br />
- <b>Dwanaście</b> - odparłam, zwracając pusty wzrok ku palety szarości za oknem.<br />
- <b>Wiem, że po pierwszej jednorazowej przygodzie dopadają Cię wyrzuty sumienia, ale bez przesady... </b>- jęknęła, kładąc nogi na stole.<br />
- <b>Dołóż do tego fakt, iż zrobiłam to z przyjacielem, przy okazji go wykorzystując, bo zrobiłam to tylko po to, aby odegrać się na Danie i poczuć się lepiej </b>- wyliczałam powody, które tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że osoba, którą widzę, patrząc w lustro, jest nikim innym, jak zwykłą szmatą. - <b>Nie wspominając o tym, że to była zdrada...</b><br />
- <b>To i tak powinno się mieścić w dziesięciopunktowym przedziale </b>- stwierdziła, oglądając swoje paznokcie, jakby nasłuchała się już wystarczająco dużo, podobnych historii, aby móc moją potraktować po macoszemu. - <b>Po za tym, bez orgazmu, to nie zdrada.</b><br />
- <b>Kto powiedział, że nie szczytowałam? </b>- uniosłam pytająco brew, przyglądając się przyjaciółce, która z powodu z pewnością przesadzonego zaskoczenia, straciła równowagę na bujającym się krześle, a w efekcie końcowym wylądowała na podłodze.<br />
- <b>Żartujesz!</b> - jęknęła, zbierając się z zimnych płytek. - <b>Może jeszcze powiesz, że był lepszy od... "sama wiesz kogo".</b><br />
Skarciłam ją zirytowanym spojrzeniem, w podziękowaniu za subtelne porównanie Smitha do Lorda Voldemorta, który swoją drogą miał niewiele wspólnego z rozczochrańcem. Dan mimo wszystko posiadał nos, nie nosił czarnych szmat, nie miał obsesji na punkcie jakiegoś dzieciaka, i to nie dlatego, że nie miał zadatków na pedofila, nikt nie podejrzewał go o niezrównoważenie psychiczne, bo gadał z wężami, a przy okazji nie werbował mrocznej armii, choć muszę przyznać, że Stormers byli naprawdę grupą oddanych fanów.<br />
- <b>Wiesz... utrata dziewictwa nie była czymś przyjemnym </b>- skrzywiłam się na sam dźwięk swoich słów.<br />
- <b>Chcesz mi powiedzieć, że przybłęda był lepszy, niż największy ruchacz zespołu Bastille?</b> - zmarszczyła brwi, przeszywając mnie badawczym spojrzeniem.<br />
- <b>Tak</b> - westchnęłam, godząc się z rzeczywistością.<br />
- <b>Za cztery godziny musimy być na lotnisku, więc radzę wam zacząć się pakować </b>- oznajmił brunet, przechodząc z pokoju do kuchni, nie odrywając wzroku od tarczy czarnego zegarka, na jego lewym nadgarstku.<br />
-<b> Lucas, myliłam się, co do Ciebie</b> - wstała na równe nogi, z oficjalnym tonem na ustach. - <b>Jednak będą z Ciebie ludzie</b> - uścisnęła mu dłoń ze śmiertelnie poważnym i pełnym uznania, wyrazem twarzy.<br />
Niebieskooki zamrugał kilka razy, zdezorientowany. Gdzie "kundel", "przybłęda", czy chociażby "pies"? Czyżby awansował na wyższy szczebel społeczny?<br />
- <b>Coś się stało?</b> - wychylił się zza Vi, aby posłać mi pytające spojrzenie.<br />
Ja w odpowiedzi wzruszyłam jedynie bezradnie ramionami, z przepraszającym wyrazem twarzy.<br />
Przykro mi Lucas, ale brązowowłose uosobienie zła, uznało Cię za równego sobie. Od Ciebie zależy, czy należy się z tego cieszyć, czy też nie...<br />
Uwielbiałam, gdy ta dwójka zaczynała swój kabaret. Odciągali mnie tym przynajmniej od wszystkich zmartwień i pozwalali na chwilę beztroskiej zabawy, poziomem przypominającej tą dla dzieci z podstawówki. Jakie to szczęście mnie spotkało, że to własnie z tą parą wyrośniętych dzieci, przyszło mi mieszkać pod jednym dachem.<br /><br /><br /><br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">Tak, wiem, rozdział miał być wczoraj...<br />Ale co ja poradzę, że są jeszcze osoby, <br />które siłą zaciągają mnie do świata rzeczywistego,<br />wyrywając z mojej pięknej krainy fantazji? ;-;<br />W każdym razie...<br />Mam nadzieję, że rozdział się podobał,<br />i że nie zlinczujecie mnie za przysłowiowe "zeszmacenie" głównej bohaterki xD<br />Czekam na wasze opinie w komentarzach ^^</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-8347535235178746072015-10-15T12:46:00.002-07:002015-10-15T12:46:12.163-07:00How far to our Happy End - Rozdział 11.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zimne krople deszczu utrzymywały mnie przy trzeźwości. Już nie potrafiłam kroczyć szybko i zdecydowanie, w stronę przeciwną do hotelu. Każda komórka mojego ciała błagała, abym zawróciła, pozwoliła mu się wytłumaczyć, przemyślała to jeszcze raz. Nogi protestowały, uginając się pode mną, co jakiś czas, a serce wyło z bólu, rozdzierana na najdrobniejsze kawałki.<br />
Jak jeden człowiek mógł mnie doprowadzić do takiego stanu? Byłam wrakiem człowieka, chodzącym ciałem, którego dusza umarła w chwili, gdy zobaczyła swojego ukochanego z inną kobietą. Czy zdrada naprawdę tak bardzo bolała, że nie czułam już bólu zdartych kolan, gdy po raz drugi się potknęłam?<br />
Siedziałam na chodniku, przemoczona, zraniona i praktycznie martwa. Wpatrywałam się w czarne niebo, które chowało przede mną najpiękniejsze z gwiazd. Naprawdę nie zasługiwałam nawet na to?<br />
Wszystko mnie bolało... Zdarte kolana, trzęsące się ramiona, płuca łaknące powietrza, rozdarte serce, oczy, które nie przestawały toczyć łez. Żałowałam jedynie, że nie potrafiłam uderzyć go w twarz. Wtedy przynajmniej bolałoby mnie już wszystko.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pod drzwi domu ciotki Vi, dotarłam dopiero po dwóch godzinach. Mimo iż dzieliło go od hotelu zaledwie kilka przecznic, to postanowiłam wybrać bardziej okrężną drogę, jak zwykle z resztą. Wolałam się doprowadzić do względnego porządku, aby nie wypłakiwać się godzinami w ramiona przyjaciółki.<br />
Zapukałam delikatnie, zmarzniętymi kostkami, w drewnianą płytę, z nadzieją, że nie będę musiała tego powtarzać. Na szczęście drzwi otworzyły się niemal natychmiastowo, a w nich stał zdezorientowany Lucas. Nie zadawał nawet żadnych pytań. Widząc mnie przemoczoną, brudną, z czerwonymi oczami, od razu chwycił mnie za nadgarstek i zaprowadził do łazienki. Tam zdejmował ze mnie kolejno <a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgOejRYhlwZ7ve08vZJSdZYJ3CQ0A8SF7VB4B8xOsh27N0BHAbuYDxOMWvioHJYNPcJcEecnFRl8XGUcYbmC9uJHz6b4ii1qAdn7HIPHKgUbHh0SHIj_kXsjvpTfFVW72QauTDGNG1VEFA/s1600/Obraz+074.jpg" target="_blank">skórzaną kurtkę, obwiązaną w biodrach koszulę, szarą koszulkę, ciemne jeansy</a> i glany. Nie ruszył jedynie bielizny, choć pewnie, gdyby i nawet odważył się ją zdjąć, to wątpię, abym to zauważyła. Balansowałam na granicy snu i jawy, gdy brunet narzucił mi na głowę ręcznik i ostrożnie wycierał włosy, po czym resztę ciała.<br />
- <b>Gdzie Vi?</b> - zainteresowałam się wreszcie światem rzeczywistym, gdy wilgotny ręcznik opadł na moje ramiona.<br />
- <b>Poszła na zakupy. W lodówce nie ma za dużo rzeczy zdatnych do zjedzenia</b> - oznajmił odgarniając mi zbłąkane kosmyki z twarzy.<br />
Widząc, jak bardzo moje ciało jest bezwładne, wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu. Tam okrył mnie kocem i zniknął na chwilę w aneksie kuchennym. Przez czas jego nieobecności nie robiłam nic, po prostu siedziałam wpatrując się w bezdeń, zaprzątając sobie myśli obrazem złośliwego uśmiechu kobiety piękniejszej ode mnie i tych przepraszających niebieskich oczu. Nie sądziłam, że potrafię być na tyle nieczuła, aby im nie ulec. A jednak.<br />
- <b>Proszę </b>- Lucas wrócił po kilku minutach z kubkiem gorącej czekolady.<br />
Ujęłam go w zmarznięte dłonie bez jakiejkolwiek reakcji. Normalnie skrzywiłabym się na uczucie podrażnionej gorącem skóry, jednak w tamtym momencie nic nie równało się z bólem, jaki miażdżył moją klatkę piersiową. Brunet obserwował mnie, marszcząc brwi. Znał ten wyraz twarzy, tę pustkę w oczach i sińce pod dolnymi powiekami. Widział mnie w podobnym stanie po śmierci Davida, gdy myślałam, że moje życie straciło sens.<br />
Poprawka.<br />
Moje życie straciło sens dopiero teraz.<br />
- <b>Co się stało? Znowu ktoś umarł?</b> - jak zawsze znieczulony, usiadł obok mnie na kanapie, zabierając przy okazji źródło gorąca z moich dłoni. Odstawiając kubek na stoliku do kawy, nie spuszczał ze mnie wzroku, choć wiedział, że moje usta i tak nie drgną.<br />
Mylił się.<br />
- <b>Nienawidzę kłamców</b> - zielone tęczówki nareszcie spojrzały na jedyną osobę, która jeszcze mnie nie zraniła.<br />
- <b>Chyba mi nie powiesz, że jakieś kłamstewko doprowadziło Cię do takiego stanu</b> - w jego głosie kotłowała się lekkość, dwie łyżki zgryźliwych uwag, pół szklanki znieczulenia i szczypta humoru. Jednak danie było podane na lśniącym zmartwieniem talerzu.<br />
- <b>Co jest dla ciebie formą kłamstwa? </b>- spytałam, wpatrując się we własne palce, bawiące się snującą się nitką z ciepłego koca.<br />
- <b>Bo ja wiem...</b> - rozłożył się na kanapie zamyślony, wpatrzony w sufit. - <b>Zatajenie prawdy, nie mówienie całej prawny, telewizja, biblia, miłość...</b><br />
- <b>Zdrada</b> - przerwałam mu, unosząc ponownie wzrok, aby spojrzeć mu w oczy.<br />
- <b>Nie mów</b> - gorzkie danie, którym częstował mnie w ramach pocieszenia, ustąpiło miejsca, o wiele gorszej w smaku, powadze.<br />
- <b>Czego? </b><br />
- <b>Nie zrobił Ci tego</b> - oznajmił, jakby nie chciał pogodzić się z rzeczywistością, wykreślając tym zdaniem wyraźną linię, której szarość życia miała absolutny zakaz przekraczać. - <b>Nie mógł na tyle głupi, aby Ci to zrobić.</b><br />
Ja wzruszyłam tylko bezradnie ramionami, zacierając tym samym niewidzialną granicę. Przykro mi Lucas, ale odgradzanie się od rzeczywistości, wcale nie oznacza, że Ciebie ona nie dotyczy.<br />
- <b>Podaj numer pokoju</b> - wciągnął głośno powietrze przez usta.<br />
- <b>Nie pójdziesz tam</b> - za dobrze znałam ten dźwięk, aby pozwolić mu opuścić ten dom.<br />
-<b> Bo?</b> - wstał już na równe nogi, pozwalając wściekłości zagłuszyć głos zdrowego rozsądku.<br />
- <b>Bo nikomu tym nie pomożesz</b> - zerwałam się, aby kurczowo chwycić się jego koszulki, przez co koc zsunął się z moich ramion. - <b>Skrzywdzisz Dana i prawdopodobnie każdą osobę, która stanie Ci na drodze do niego, sam wylądujesz za kratkami, a mnie zostawisz samą. Chcesz tego?</b> - w samej bieliźnie, wychudzona, niemal sina od zimna, ze łzami cisnącymi się do i tak bolących już oczu, wyglądałam co najmniej żałośnie. Na szczęście ten obraz nędzy i rozpaczy, zdołał ugasić pożar wściekłości i stopić lód skuwający serce bruneta.<br />
Zanim pierwsza łza zdążyła spłynąć po moim policzku, byłam już uwięziona w ramionach Lucasa. Po raz pierwszy nie miałam nic przeciwko deficytowi powietrza. Już nie potrzebowałam do życia tej mieszanki azotu, tlenu i argonu, gdy otulał mnie jego cudowny zapach. Wystarczyła mi jego bliskość.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- <b>Dobra, ja poszłam po zakupy, ty robisz kolację. Zmywanie zostawimy Rose, za kare, że nas zostawiła dla rozczochrańca</b> - donośny ton rozbrzmiał w całym domu, gdy Vi tylko zamknęła za sobą drzwi, głośniej niż powinna, choć trzaskała nimi za każdym razem.<br />
Dopiero gdy stanęła w wejściu do salonu, upuściła torby z nie pozostawiającym żadnych wątpliwości, wyrazem twarzy.<br />
- <b>Powiedz, że masz na tyle nie poukładane we łbie, że sklonowałeś Rose, a to co widzę, nie jest tym, co mam na myśli.</b><br />
Tak, teoriom mojej najlepszej przyjaciółki daleko było do szeroko pojętej normalności, ale nic w tym dziwnego, skoro ona cała nie mieściła się w tym przedziale.<br />
- <b>Klonem nie jestem, ale na pewno nie robimy nic, co choćby umywało się do twoich dalekosiężnych domysłów</b> - wzruszyłam ramionami, obierając łzy, wierzchnią stroną dłoni.<br />
- <b>Wszystko byłoby lepsze od trzeciej opcji </b>- oznajmiła, poważniejąc.<br />
- <b>Którą jest?</b> - uniosłam pytająco brew, aby upewnić się, czy jej wyobraźnia znów nie wybiegła za daleko.<br />
- <b>Zdradził Cię, prawda?</b><br />
Nie odpowiedziałam, nie musiałam. Cisza krzyczała za mnie, dając jej do zrozumienia, jak bardzo boli mnie fakt, iż ja również muszę zburzyć mury, które miały chronić mnie przed rzeczywistością.<br />
- <b>Skończony idiota!</b> - dała upust złości, kopiąc w krzesło, które upadło na ziemię już bez nogi. - <b>Później to naprawisz</b> - rzuciła stanowcze spojrzenie Lucasowi, po czym usiadła obok mnie, a jemu przed nosem, tym samym dając niebieskookiemu do zrozumienia, że powinien usunąć się na dalszy plan. Wzniósł więc oczy do nieba, zabrał nasze kubki i odniósł posłusznie do zlewu.<br />
- <b>Co prawda lodów nie kupiłam, ale ciotka ma nagrany pierwszy sezon "Gry o Tron"</b> - uniosła pocieszająco kącik ust, zabierając mi kilka zbłąkanych kosmyków za ucho i gładząc kciukiem policzek.<br />
- <b>Dzięki, ale chyba pójdę już spać</b> - zmusiłam się do odwzajemnienia uśmiechu.<br />
- <b>To idziemy spać</b> - wstała, zwarta i gotowa.<br />
- <b>Właściwie, to chciałam się dzisiaj położyć z Lucasem</b> - okryłam się kocem. - <b>Chyba się nie gniewasz?</b> - doskonale wiedziałam, że ta dwójka rywalizowała ze sobą w nieoficjalnych zawodach: "Komu przypadnie miano najlepszego przyjaciela", więc szczerze bała się reakcji szatynki.<br />
- <b>Skądże</b> - przytuliła mnie mocno, co zdziwiło nie tylko mnie, ale także naszego pupila, zmywającego naczynia.<br />
Oboje odprowadzili mnie do wejścia sypialni dla gości, a Vi na pożegnanie dodała:<br />
- <b>Jakby coś się działo, np. kundel nie trzymałby łap przy sobie, to jestem w pokoju obok</b> - przytuliła mnie po raz ostatni i ucałowała w policzek, na dobranoc.<br />
- <b>Wychodzę, wracam za dwie godziny</b> - oznajmiła, niemal szeptem, gdy ja leżałam już w łóżku. - <b>Lepiej to wykorzystaj.</b><br />
- <b>Co masz na myśli?</b> - zmarszczył brwi, odprowadzając szatynkę wzrokiem do kuchni.<br />
-<b> Chyba nie muszę Ci tłumaczyć jak się robi dzieci?</b> - czasami potrafiła być nazbyt dosadna, lecz widząc, jak niebieskooki spuszcza wzrok, dodała - Kolejnej szansy możesz już nie dostać.<br />
Cisnęła do torebki klucze, telefon, po czym wyszła z domu, tym razem starając się nie trzaskać drzwiami.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Deszcz na szczęście ustał, więc szatynka nie musiała się martwić o szukanie zadaszenia. Możliwe, że doskwierał jej mróz, jednak nie chciała wracać do domu. Najchętniej przenocowałaby w hotelu, co nie było możliwe z racji, iż nie wzięła ze sobą portfela, czego szybko pożałowała.<br />
Z dna torebki dobiegł ją cichy dźwięk wibracji. Miała nadzieję, że to Rosę zapragnęła jej powrotu, więc odebrała, nie spoglądając nawet na wyświetlającą się nazwę kontaktu.<br />
- <b>Dzięki Bogu, nareszcie odebrałyście</b> - zanim Vi zdążyła cokolwiek powiedzieć, w słuchawce odezwał się Chris.<br />
- <b>Woody?</b> - odsunęła na chwilę telefon od ucha, aby się upewnić.<br />
Co prawda nazwa kontaktu wskazywała na Kyla, ale przynajmniej miała pewność, że rozmawiała z jednym z członków zespołu.<br />
- <b>Tak, jak się czuje Rose?</b> -wydawał się być nieco zestresowany, jakby obawiał się, że nastolatka w przypływie rozpaczy mogła w drodze powrotnej zahaczyć o jakiś most i z niego skoczyć.<br />
W imię miłości!<br />
-<b> Śpi</b> - odparła, jakby byłe tego pewna, choć w głębi miała nadzieję, że ma rację. - <b>Szybko się odzywasz </b>- skarciła perkusistę, ponieważ od rozstania ich przyjaciół minęło już kilka godzin.<br />
- <b>Tak, wiem, ale dopiero, co skończyliśmy opieprzać Dana i...</b><br />
- <b>Skończ pieprzyć i daj mi ten telefon! </b>- w tle, jak zwykle pobrzmiewał głos zniecierpliwionego kociarza.<br />
- <b>Kyle, usiądź wreszcie!</b> - i próbującego do uspokoić Willa...<br />
- <b>Vi? Gdzie jest Rose? Jak się czuje? </b>- brodacz dobrał się do słuchawki, zadając, jak zwykle za dużo pytań na raz.<br />
- <b>Spokojnie, jest w domu i nic się jej nie stało, więc możecie już przestać panikować</b> - westchnęła, ona jako jedna z niewielu potrafiła się dogadać z Kylem.<br />
- <b>Muszę się z nią zobaczyć</b> - oznajmił stanowczo.<br />
- <b>Spróbujesz ją obudzić, a zrobię Ci o wiele gorszą krzywdę, niż mam zamiar zrobić Smithowi </b>- chyba nie muszę mówić jak bardzo przerażająca potrafiła być Vi, gdy ktoś skrzywdził bliską jej osobę. Czułam się zaszczycona, mogąc być jedną z nich.<br />
Można było wypominać jej niezliczoną ilość wad, czym prawdopodobnie by się nie przejęła, jednak z chwilą, w której obraziłeś jej przyjaciela, czy w jakkolwiek inny sposób skrzywdziłeś, musiałeś się liczyć z faktem, iż obrałeś sobie za wroga swój najgorszy koszmar.<br />
- <b>To co mogę zrobić dla niej?</b> - zapytał, po chwili milczenia.<br />
- <b>Znaleźć wolne miejsce w swoim łóżku</b> - oznajmiła, zatrzymując się w półkroku i przyglądając się hotelowi, w którym obecnie przebywali, z drugiej strony ulicy. - Uwierz mi, to może pomóc jej bardziej, niż myślisz - uniosła delikatnie kącik ust, godząc się z faktem, iż Lucas może być mężczyzną, który da jej najlepszej przyjaciółce prawdziwe szczęście. A jeśli ja będę szczęśliwa, to ona również.<br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">Wróciłam~<br />Ostatnio często znikam i magicznie powracam,<br />ale musicie mi wybaczyć moją niesystematyczność...<br />Za dużo spraw na głowie.<br />Prawo jazdy, próbne egzaminy, organizacja 18, remont pokoju, projekty, wymiany...<br />I to wszystko w jednym miesiącu, jakim jest przeklęty październik...<br />Ale przez nawał zajęć zdołałam wywnioskować jedno,<br />a mianowicie - nie jestem stworzona do pracy w grupach,<br />ani do funkcjonowania w społeczeństwie xD<br />Z cyklu: "Kaleka mentalny to synonim artysty" xD<br />Mam nadzieję, że wybaczycie mi chwilową nieobecność,<br />i to co stanie się w następnym rozdziale, który </span><br />
<div>
<span style="font-size: x-small;">prawdopodobnie znajdzie się na blogu już jutro.<br />Mam nadzieję, że rozdział się podobał i czekam na wasze opinie ^^</span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-1215047319641338862015-09-04T12:36:00.000-07:002015-09-04T12:36:32.283-07:00Anastazja (part 2.)<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Schodząc po skrzypiących schodach patrzyłam uważnie pod nogi, wolałam nie zwiedzać piwnicy <a href="http://obliczagruzji.monomit.pl/files/georgian/pictures/638/stary-dom-z-czasow-carskich-ukryty-za-drzewami-kurort-abastumani-gruzja.jpg" target="_blank">starego dom</a>u przez jeden nieostrożny krok. Gdy tylko znalazłam się na bezpiecznym podłożu, podniosłam wzrok, a moje oczy napotkały oślepiający blask, odbijający się od czarnego samochodu. I to nie byle jakiego. Zadbane <a href="http://www.selectvehicleleasing.com/blog/wp-content/uploads/2013/03/Mitsubishi-L200-2.5-DI-D-Double-Cab-Warrior-10MY.jpg" target="_blank">Mitsubishi Warrior L200</a> dumnie prezentowało się obok swojego właściciela.<br />
- <b>Niezły wózek</b> - wydukałam wreszcie, nie ukrywając zaskoczenia. -<b> Ale wolałabym Chevroleta Impale z 67.</b> - rzuciłam z zadziornym uśmieszkiem.<br />
- <b>A ja cycatą blondynkę</b> - odparł kąśliwie, otwierając mi drzwi.<br />
Uniosłam pytająco brew, zatrzymując się w półkroku. Brunet nie wyglądał na osobę gustującą w tak stereotypowym kanonie piękna, co nie oznaczało, że nie mogłam się mylić. Choć miałam cichą nadzieję, że tym razem miałam rację.<br />
Widząc moje zmieszanie, uśmiechnął się odsłaniając zęby i kiwając przecząco głową, jakby chciał powiedzieć "<i>Oj Mała, głupiutkaś jeszcze</i>", jednak jedyne czym mnie uraczył to:<br />
- <b>Wsiadaj.</b><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przez całą drogę, wypytywałam go o najdrobniejsze szczegóły i żądałam wyjaśnień, czyli robiłam dokładnie to, co powinnam zrobić od pierwszej chwili, po przebudzeniu.<br />
Dowiedziałam się, że powód, dla którego spędziłam noc w starym domu był owocem braku zasięgu i czasu. Will nie mógł wezwać pogotowia, a jako iż do najbliższego miasta czekała nas porządna godzina drogi w największej ulewie, jaką Georgia widziała od dziesięciu lat, postanowił udzielić mi pomocy na miejscu. Dom w środku lasu wydawał się być świetną opcją, aby przeczekać w nim burzę, jednak nikt nie przewidział, że błyskawice nie ustąpią nieba słońcu, dopiero nad ranem. Swoją drogą, ciekawiło mnie, skąd on wiedział gdzie szukać schronienia...<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- <b>Więc po co jedziemy do Juliette?</b> - podsunęłam kolana pod brodę, gdy już byłam pewna, że nikt nie będzie na mnie krzyczał, z powodu wkładania brudnych butów na siedzenie.<br />
- <b>Bo jest najbliżej </b>- odparł, patrząc cały czas na drogę.<br />
- <b>I co w związku z tym?</b> - burczałam oburzona brakiem muzyki.<br />
Okazało się, że mój wybawca jednak miał kilka wad. Nie lubił słuchać radia, nie jadał w fast foodach i był czterdziestodwuletnim kawalerem. Chociaż na to ostatnie nie narzekałam, to wiedziałam, że musiał być jakiś powód, dla którego tak przystojny mężczyzna nadal był sam.<br />
<i>Czyżby celibat? Nigdy nie pałałam sympatią do księży...</i><br />
Muszę przyznać, że czasami moje przemyślenia były nie na miejscu.<br />
- <b>Sprawdzimy, czy ktokolwiek zgłosił twoje zaginięcie</b> - oznajmił formalnie, jakby tego typu tłumaczenia, były jego codziennością.<br />
- <b>A jeśli nie?</b> - dopytywałam, prowadząc śledztwo we własnej sprawie.<br />
- <b>O tym pomyślimy, jak już dotrzemy na miejsce</b> - potrafił odpowiadać wymijająco, lecz wyczerpująco, w sposób, jakiego ja nienawidziłam. - <b>Ile masz lat?</b><br />
- <b>21</b> - westchnęłam, poddając się.<br />
Czułam się wobec niego bezradna, a moja pamięć sięgała jeszcze na tyle, aby ostrzec, iż nadzwyczaj rzadko spotykałam takie osoby.<br />
- <b>Czyli jednak coś pamiętasz </b>- zauważył, a ja zatrzepotałam rzęsami, ze zdziwienia.<br />
Faktycznie, miał rację. Jednak nie wszystko mi umknęło. Pamiętałam swoją datę urodzenia, imiona znajomych, a nawet nazwę uczelni, na którą uczęszczałam.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po dotarciu do Juliette, Will zaparkował samochód pod komisariatem. Czekałam na niego, opierając się o drzwi od strony pasażera, gdy on rozmawiał z policją. Wydawało mi się, że trwało to trochę zbyt długo, jak na zwykłe sprawdzenie zgłoszeń o zaginięcie, jednak pieszczona podmuchami jesiennego wiatru, większą uwagę zwróciłam na otaczające mnie miasto, niż mężczyzn zza lekko uchylonych drzwi. Znałam te okolice, zapachy, ciepło uśmiechających się ludzi. Miałam przeczucie, że w przeszłości bywałam tu dość często.<br />
- <b>Nic nie znaleźli</b> - oznajmił, wychodząc z niewielkiego białego budynku, którym był komisariat.<br />
- <b>Więc co teraz zrobimy?</b> - zapytałam, zbierając za ucho zbłąkane kosmyki czarnych włosów.<br />
- <b>Jesteś pełnoletnia, więc teoretycznie powinnaś poradzić już sobie sama </b>- wzruszył obojętnie ramionami, poprawiając zsuwające się mu z bioder, spodnie. - <b>Jednak nie jestem na tyle nieodpowiedzialny, aby Cię tak zostawić</b> - dodał, a ja odetchnęłam z ulgą, w myślach. - <b>Wsiadaj, jedziemy do szpitala.</b><br />
- <b>Zawieź mnie do Atlanty</b> - zażądałam, zanim zdążył otworzyć mi drzwi.<br />
Brunet zmarszczył brwi, najwidoczniej nie spodobał się mu mój pomysł, jednak ja nie miałam zamiaru tym razem mu ulec.<br />
- <b>Uderzyłaś się mocno w głowę, musimy jechać do szpitala</b> - chwycił za klamkę, cedząc każde słowo.<br />
- <b>Nic mi nie jest. Czuję się świetnie</b> - zapewniłam. - <b>A na uniwersytecie przynajmniej się czegoś dowiem.</b><br />
- <b>Studiujesz w Atlancie </b>- zgaduję, że to miało być pytaniem, jednak zabrzmiało jak stwierdzenie.<br />
- <b>Owszem, dlatego chce abyś mnie tam zawiózł </b>- nie wiem dlaczego zapomniałam dodać słowa "proszę". Nie zwykłam go omijać, lecz w tym przypadku coś mi mówiło, że mężczyzna stojący przede mną był w stanie dla mnie zrobić zdecydowanie więcej, niż bym sobie zażyczyła.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>I znów wylądowałam w lśniącym czernią Mitsubishi. Wszechobecna cisza przygryzała moje wargi, protestując niezręcznej chwili. Dokuczał mi brak szeleszczącego w tle radia. Za to czas umilały nam dźwięki czegoś innego - mojego brzucha.<br />
- <b>Głodna?</b> - zaśmiał się pod nosem, słysząc protesty kurczącego się żołądka.<br />
- <b>Miałam nadzieję, że nie usłyszysz...</b> - wymamrotałam z lekkim rumieńcem na twarzy.<br />
Zboczyliśmy z trasy, ale Will mógł się zatrzymać na pierwszej napotkanej stacji benzynowej, co prawda trochę zapuszczonej, ale czekała nas jeszcze godzina drogi, więc nie miałam zamiaru narzekać. Śledziłam wzrokiem bruneta, znikającego za oszklonymi drzwiami, gdy tylko upewniłam się, że na pewno mnie nie widzi, otworzyłam schowek. Wierzcie lub nie, ale całkiem sporo można się dowiedzieć o człowieku, dzięki jego zawartości.<br />
Pierwszym co napotkały moje oczy, były płyty CD i opisane kasety. Ku mojemu zdziwieniu, przeciwnik radia słuchał tych samych zespołów, co ja. Doszukałam się nawet jednej, która zawierała większość moich ulubionych utworów. Przez myśl przeszło mi, że niemożliwym jest, aby nasze gusta zbiegały się aż tak bardzo, jednak nie miałam podstaw, aby wierzyć w cokolwiek innego, niż czysty przypadek. Zaniepokojona cofnęłam dłoń, gdy zaglądając głębiej, koniuszkami palców musnęłam coś zimnego, metalowego. Zmarszczyłam brwi, karcąc się w myślach, za swoją wzmożoną ostrożność i niewydarzone domysły. Przecież mogłam dotknąć zwykłej latarki, nie koniecznie noża, czy innego niebezpiecznego przedmiotu. Chwyciłam więc owy przedmiot w dłoń i wyciągnęłam na światło dzienne. Zamarłam, gdy moim oczom ukazał się <a href="http://okop.com.pl/ProductImages/FNBaby%2001.JPG" target="_blank">Browning FN Model Baby</a>.<br />
- <b>Szóstka</b> - nieświadomie określiłam kaliber, po czym sprawdziłam magazynek.<br />
Jakaś część mnie doskonale wiedziała co robi i dlaczego, natomiast druga krzyczała z przerażenia na widok śmiercionośnego narzędzia.<br />
- <b>Uproszczona wersja modelu 1906...</b> - mamrotałam do siebie, przyglądając się dokładniej broni i przyswajając kolejne informacje, które obudziły we mnie wspomnienia.<br />
Miałam już kiedyś ten pistolet w rękach, słyszałam, jak ktoś przekazywał mi to wszystko, co ja własnie mamrotałam pod nosem. Mierzyłam z niej do czegoś, a może kogoś...<br />
W jednej chwili moją czaszkę zaczął rozsadzać pulsujący ból, znacznie bardziej intensywny od tego, który czułam zaraz po przebudzeniu. Upuściłam broń na podłogę, łapiąc się za głowę z cierpiącym wyrazem twarzy, jednak w porę zdążyłam zauważyć wracającego ze sklepu mężczyznę. Zamknęłam więc szybko schowek, a nogą wsunęłam broń pod siedzenie.<br />
- <b>Co się dzieje?</b> - wsiadł pośpiesznie do samochodu, zauważając mój wyraz twarzy.<br />
- <b>Nic, już wszystko w porządku</b> - uniosłam pokrzepiająco kącik ust, próbując przekonać samą siebie, do swoich słów. - <b>Co masz dla mnie?</b> - zainteresowałam się zawartością toreb, gdy ból ustępował.<br />
W odpowiedzi skarcił mnie spojrzeniem, za kiepskie aktorstwo i brak odwagi do przyznania się, iż nie wszystko jest tak, jak być powinno. Oszczędził mi jednak kazań, jako jeden z niewielu. Złagodniał i podał mi papierową torbę z jedzeniem.<br />
- <b>Cheeseburgera</b> - oznajmił, a ja skrzywiłam się z niesmakiem, na myśl o tym, co znajduje się w bułce. - <b>Bez ogórka</b> - westchnął.<br />
- <b>Skąd wiedziałeś, że nie lubię?</b> - rozchyliłam torbę, aby się upewnić, że wrogi obiekt rzeczywiście nie został zaproszony na obiad.<br />
- <b>Wszystko co zielone, jest złe </b>- zaśmiał się pod nosem, przekręcając kluczyk w stacyjce.<br />
Byłam pewna, że zacytował kogoś, kogo znam. Skąd mogłam to wiedzieć? Tak niedojrzałe sentencje, w jego ustach brzmiały, co najmniej dziwnie. Wydawał się być osobą zorganizowaną i odpowiedzialną, więc nijak nie potrafiłam połączyć tej kwestii z jego głębokim głosem. Brzmiały, jak jedne z wielu moich bezsensownych mądrości życiowych, jednak jego chichot był tak uroczy, że bez problemu przyćmiewał moją intuicję i niwelował wszelkie podejrzenia.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przyjemna atmosfera ulotniła się w tym samym momencie, w którym Will spojrzał w jedno z lusterek wstecznych, a jego brwi ponownie się zmarszczyły. Nie byłam pewna, co mogło go zaniepokoić. Wrzucił pierwszy bieg, po czym spokojnie opuściliśmy teren stacji benzynowej. Jego irytacja wzbierała na sile, gdy spoglądał nerwowo w lusterka, a samochód jadący za nami, nie znikał.<br />
- <b>Zbaczamy z trasy</b> - zauważyłam, możliwe, że nie w najodpowiedniejszym momencie.<br />
- <b>Spokojnie, dowiozę Cię do Atlanty</b> - zapewnił mnie, mimo niekomfortowej, z nieznanego mi powodu, sytuacji.<br />
- <b>Dzisiaj? </b>- dodałam kąśliwie, unosząc pytająco brew.<br />
- <b>Tego nie obiecuję </b>- uniósł nerwowo kącik ust, po czym dodusił pedał gazu.<br />
Prędkość z jaką się poruszaliśmy po drodze, wbijała mnie w fotel. Mimo krętych dróg i poważnego zboczenia z trasy, nasz ogon nie dawał za wygraną, co upewniło mnie w moich podejrzeniach. Mieliśmy poważne kłopoty. Pytanie jednak - dlaczego?<br />
- <b>Kim oni są i po kiego nas ścigają?</b> - próbowałam przekrzyczeć świszczący za oknem wiatr.<br />
Niestety nie doczekałam się odpowiedzi, bo zanim Will zdążył otworzyć usta, usłyszałam, jak pocisk odbija się od karoserii, pozostawiając na niej nie koniecznie pożądaną pamiątkę.<br />
Wydałam z siebie przerażony pisk, zasłaniając uszy i chowając głowę między nogi. Następna kula musnęła prawe lusterko.<br />
- <b>Cholera</b> - syknął brunet, nadal próbując ich zgubić. - <b>Nie podnoś się, dopóki Ci nie pozwolę</b> - oznajmił, wchodząc w ostry zakręt.<br />
Jego umiejętność trzymania nerwów na wodzy i jasność umysłu, spoliczkowała mnie. Zachowywałam się jak bezbronne dziecko, wołające ojca, gdy tylko nocą dobiegnie je jakikolwiek szelest ze zwykłej szafy, w której pewnie mieszkały potwory. Browning FN Baby, wydostał się spod fotela, obijając się o moje nogi. To mi przypomniało, że ja również jestem już dorosła i potrafię sama o siebie zadbać.<br />
Szybko otworzyłam okno, chwytając za broń i wychylając się w deszcz śmiercionośnych pocisków.<br />
- <b>Co ty robisz?</b> - wrzasnął Will, nie mogąc uwierzyć w moją lekkomyślność.<br />
Ja natomiast w tym czasie oddałam kilka strzałów, uszkadzając naszym przeciwnikom szybę.<br />
- <b>Jedź prosto!</b> - nakazałam, czując, jak mężczyzna usiłuje wciągnąć mnie do wnętrza samochodu, tracąc nad nim panowanie.<br />
O dziwo mnie posłuchał, a ja wreszcie stłukłam szybę wozu jadącego za nami. Wiedząc, że w magazynku została mi już tylko jedna kula, chciałam zakończyć tę pogoń, ostatnim strzałem. Niestety jedna z lecących w moją stronę kul, musnęła moje lewe ucho, przez co ja chybiłam i zamiast zestrzelić kierowcę - pozbawiłam ich przedniej opony, jednak i to pozwoliło nam uciec.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Mitsubishi powoli zwalniało, wracając do jazdy z dozwoloną prędkością. Ja nadal wisiałam za oknem, pozwalając, aby wiatr rozwiewał moje czarne włosy we wszystkich kierunkach świata. Nie mogłam uwierzyć w to, co własnie zrobiłam, co zrobić chciałam i do czego byłam zdolna. Mierzyłam w człowieka, a ręka mi nawet nie zadrżała, gdy byłam gotowa nacisnąć spust. Prawdopodobnie, gdyby nie pocisk, który musnął moje ucho, kierowca straciłby życie.<br />
<i>To byłam prawdziwa ja? Naprawdę byłam do tego zdolna?</i><br />
- <b>Brawo Mała!</b> - zawołał z aprobatą, choć wiedziałam, że tym razem kazanie mnie nie ominie.<br />
Wróciłam do wnętrza samochodu, na miejsce obok kierowcy i usiłowałam doprowadzić roztargane włosy, do względnego ładu.<br />
- <b>Oczywiście zdajesz sobie sprawę z tego, iż zachowałaś się lekkomyślnie i cudem uniknęłaś śmierci</b> - kolejne pytanie, pobrzmiewające stwierdzeniem.<br />
- <b>Nie było tak źle</b> - mruknęłam, odsuwając dłoń od krwawiącego ucha. Gdy zobaczyłam szkarłat malujący się na moich liniach papilarnych, wykrzywiłam usta w nieprzyjemnym grymasie. - <b>Chociaż mogło być lepiej...</b><br />
<i>Szczypie, jak cholera...</i><br />
Will widział, jak staram się nie zaplamić tapicerki, jednak nie skomentował tego. Do końca nie uraczył mnie żadnym pouczeniem, pocieszeniem, czy naganą. Milczeliśmy przez resztę trasy, a on zaciskał tylko mocniej ręce na kierownicy, jakby próbował zdusić w sobie wściekłość.<br /><br /><br />CDN<br />
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-45768595347006819042015-08-06T07:09:00.000-07:002015-08-06T07:09:42.859-07:00How far to our Happy End - Rozdział 10.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rano nie zwlekłam się z łóżka, jak zwykle. Wstałam wypoczęta i pełna entuzjazmu, mimo iż większą cześć nocy spędziłam nad walizką, pakując ubrania na wyjazd, a pozostałą przeleżałam na podłodze garderoby. Nie mogłam przestać myśleć o zbliżającym się spotkaniu z Danem, co nie pozwalało mi zasnąć. Z zegarkiem na nadgarstku, odliczałam minuty do odlotu. To miał być najlepszy dzień w moim życiu.<br />
Wraz ze wschodem słońca, czmychnęłam do łazienki, aby ubiec swoich nadal śpiących współlokatorów. Zimny prysznic przygotował moje ciało na spotkanie z Londyńską szarością, panującą na zewnątrz, choć nawet podłoga, potrafiąca doprowadzić niejednego do depresji, nie zdołała zdjąć z mojej twarzy uśmiechu. Szczerze mówiąc, to nawet moje odbicie w lustrze, wydawało się być bardziej korzystne, niż zazwyczaj. Nic nie było w stanie zepsuć mi tego dnia.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wychodząc z domowego azylu, omal nie wpadłam na bruneta, czekającego na swoją kolejkę.<br />
- <b>Dzień dobry, ranny ptaszku</b> - spojrzał na mnie z pytająco uniesioną brwią.<br />
Zwykle to on wstawał najwcześniej, więc nic dziwnego, że zdziwił się, gdy ktoś tym razem do ubiegł.<br />
- <b>A nawet bardzo dobry</b> - nie mogłam ukryć uśmiechu.<br />
- <b>Mogę?</b> - zapytał, wskazując skinieniem głowy na pomieszczenie za mną.<br />
- <b>Ah, jasne</b> - odzyskując kontakt ze światem rzeczywistym, ustąpiłam mu miejsca w drzwiach, przechodząc do salonu.<br />
- <b>Spałaś, prawda?</b> - dopytał, odwracając się na pięcie, zanim jeszcze wszedł do łazienki. Moje rozkojarzenie nie umknęło jego uwadze.<br />
- <b>Jeszcze czego? Całą noc słyszałam, jak tłukła się w garderobie</b> - niewyspana i wyraźnie markotna Vi, wypełzła ze swojej mrocznej jaskini, zwanej również sypialnią.<br />
- <b>Czy to aby na pewno zdrowe?</b> - niepewny, zmarszczył brwi.<br />
- <b>Poczekaj z diagnozą, do ich spotkania</b> - wyburczała szatynka, wślizgując się przed Lucasem do łazienki.<br />
- <b>Hej!</b> - jęknął brunet, gdy niebieskooka zamknęła mu drzwi przed nosem.<br />
- <b>Kto pierwszy ten lepszy</b> - zawołała zza dzielącego ich kawałka sklejki.<br />
- <b>Tylko, że to ja byłem pierwszy.</b><br />
Oglądanie tej dwójki z rana, było jednym z moich ulubionych zajęć. Doskonale uzupełniali treść programów przyrodniczych. Czasami żałowałam, że w te poranki nie odwiedzała nas Pani Krystyna Czubówna. "Cesarzowa i jej pies, w naturalnym środowisku..." Tak, wróżyłam im wielką karierę na Animal Planet.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po odprawie nie mogłam się powstrzymać, aby jeszcze raz nie odwiedzić miejsca, w którym po raz pierwszy spotkałam Dana. Korzystając z okazji, iż lotnisko świeciło jeszcze pustkami, usiadłam pod tym samym filarem. Opierając się o niego plecami, zamknęłam oczy i odchyliłam głowę w tył, przypominając sobie po kolei zapachy, dźwięki i emocje, jakie towarzyszyły mi tamtego dnia.<br />
Moja nadal wilgotna koszula była przesiąknięta zapachem deszczu, wygłuszyłam otaczający mnie świat, aby móc zatracić się w dźwiękach szarpanych strun, ogarnięta melancholią. Tak, to było zdecydowanie coś w ten deseń.<br />
Mój śpiew, choć cichy, odbijał się od ścian lotniska i kilku otaczających mnie filarów, lecz tym razem nie chciałam, aby mnie słyszano, a gitara czekała grzecznie w domu, na mój powrót. Nuciłam pod nosem słowa <a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">"More Than Words"</a>:<br />
<br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">Now I've tried to talk to you and make you understand </a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">All you have to do is close your eyes </a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">And just reach out your hands and touch me </a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">Hold me close don't ever let me go </a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">More than words is all I ever needed you to show </a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">Then you wouldn't have to say that you love me </a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">`Cause I'd already know </a><br />
<br />
Z czasem ten tekst nabierał dla mnie nowego znaczenia, jednak osoba, która była z nim kojarzona, nigdy nie uległa zmianie. Wyobrażałam sobie, jak Dan znów czai się za jednym z filarów i podsłuchuje mój prywatny koncert, co wywołało delikatny uśmiech na mojej twarzy.<br />
<br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">What would you do if my heart was torn in two </a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">More than words to show you feel </a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">That your love for me is real </a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">What would you say if I took those words away </a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=7EfWYy7KRcU" target="_blank">Then you couldn't make things new </a><br />
<br />
Miałam cichą nadzieję, że mój ukochany rozczochraniec znów dokończy za mnie, słowami: "Just by saying I love you", jednak moja wyobraźnia nie doszła jeszcze do poziomu materializowania fantazji, więc jedyne co otrzymałam, to:<br />
- <b>Mała, zaraz wchodzimy na pokład. Zbieraj się</b> - wołanie Lucasa dobiegło mnie z drogiego końca holu.<br />
Westchnęłam, otwierając oczy. Mogli mi pozwolić jeszcze chwilę pomarzyć. Przynajmniej wtedy spóźniłabym się na odlot i została w Londynie. Oczywiście nie było to możliwe, głownie dlatego, że samolot nie odleciałby beze mnie, a ja po prostu nie mogłam się doczekać spotkania z Danem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że tego pożałuję.<br />
- <b>Kolejny zarażony "Legendarnym wyczuciem czasu"?</b> - zaśmiałam się pod nosem, przechodząc obok Lucasa.<br />
- <b>Legendarnym... czym?</b> - zmarszczył brwi. Nadal "świeży" w naszym towarzystwie, miał prawo nie wiedzieć o kilku rzeczach.<br />
- <b>Poznasz Kyla, a się przekonasz</b> - uśmiechnęłam się na wspomnienie tych kilku razy, gdy kociarz naprawdę przechodził sam siebie.<br />
Zostawiając za sobą zdezorientowanego przyjaciela, dołączyłam do czekającej na nas Vi. Zabraliśmy nasze bagaże podręczne, które były jednocześnie naszymi jedynymi, ponieważ nie widzieliśmy sensu w pakowania się w wielkie torby na trzydniowy wyjazd, i wsiedliśmy na pokład samolotu. Już tylko kilka godzin dzieliło mnie od spotkania z Danem.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Siedziałam na łóżku, gdy Vi dogadywała jeszcze szczegóły, przez telefon, z ciotką, której dom właśnie zajmowaliśmy. Rodzina szatynki wyjechała w delegacji, więc na wiadomość, że ukochana chrześnica postanowiła odwiedzić USA, od razu zaoferowali jej zakwaterowanie. Nie byłam do końca pewna, jak dobrze znali moją przyjaciółkę, ale najwidoczniej nie widzieli się kilka dobrych lat, skoro od tak powierzyli jej swój dom...<br />
W tym czasie Lucas rozglądał się po posesji. Mimo zamożności właścicieli, <a href="https://najlepszedomybielsko.files.wordpress.com/2011/02/705113_31698943.jpg" target="_blank">dom wydawał się być przeciętnej wielkośc</a>i, urządzony skromnie, w jasnej kolorystyce, lecz z klasą. Nigdy nie miałam okazji poznać rodziny Vi, ale byłam pewna, że są tak samo ciepli, jak <a href="https://wnetrza24.files.wordpress.com/2012/11/meble.jpg" target="_blank">wnętrze ich domu</a>. Nic dziwnego, że niebieskooka utrzymywała z nimi jak najlepsze kontakty, i mówiła o nich w samych hiperbolach.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- <b>Załatwione</b> - oznajmiła, rozłączając się z ciotką. - <b>Wracają za cztery dni i proszą, aby nie roznieść im domu.</b><br />
- <b>Jestem prawie pewien, że zdołamy spełnić tę prośbę, pod warunkiem, że nie zbliżysz się do kuchni</b> - Lucas oparł się o framugę drzwi prowadzących do sypialni, w której Vi miała spędzić noc.<br />
Jego zadziorny uśmieszek został nagrodzony kapciem, ciśniętym przez szatynkę w jego stronę. Gdyby nie fakt, że brunet mógł się pochwalić całkiem niezłym refleksem, to prawdopodobnie dostał by nim w twarz.<br />
-<b> Nocujesz dzisiaj u Dana, czy przygotować Ci posłanie w pokoju obok? Chyba, że wolisz spać ze mną</b> - uśmiechnęła się szeroko.<br />
- <b>Wybacz, ale jak tylko przyjedzie taryfa, od razu stąd wybywam </b>- wzruszyłam przepraszająco ramionami.<br />
- <b>To nie fair. Ja zadowoliłabym Cię o wiele lepiej, niż jakiś tam rozczochraniec </b>- założyła ręce na piersi, naburmuszona.<br />
- <b>Nie gustuję w kobietach... </b>- skrzywiłam się nieco, gdy tylko w mojej głowie pojawiła się wizja mnie i Vi, robiących rzeczy, które powinny być ocenzurowane.<br />
- <b>Nigdy w żadnej nie zasmakowałaś, więc skąd możesz wiedzieć?</b><br />
- <b>A ty?</b> - uniosłam pytająco brew.<br />
- <b>Bywało się na różnych imprezach..</b>.<br />
I dlaczego mnie to nie dziwiło?<br />
- <b>Nie pytam</b> - wstałam z łóżka, na równe nogi.<br />
Czas uciekał, a każda sekunda spędzona w tym domu, oznaczała kolejną sekundę mniej w towarzystwie Dana.<br />
- <b>Baw się dobrze</b> - przyjaciółka mnie uściskała, a ja z chęcią to odwzajemniłam. - Tylko się zabezpiecz. Jestem jeszcze za młoda na bycie ciotką - pogroziła mi palcem przed twarzą, w żartobliwy sposób.<br />
Śmiech został przerwany przez dzwonek Lucasa, który cały czas się nam przyglądał. Szybko wyciągnął urządzenie z kieszeni, aby upewnić się kto dzwoni, i czy w sprawach służbowych. Jednak on na widok wyświetlającego się kontaktu wywrócił oczami i cisnął telefon z powrotem do spodni. Na pewno dzwonili jego rodzice.<br />
- <b>Odbierz </b>- poprosiłam, wiedząc jak bardzo oni się starają, aby odzyskać kontakt z synem.<br />
- <b>Innym razem</b> - rzucił wymijająco.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>To przypomniało mi, jak Dan przez jakiś czas ignorował czyjeś telefony. Nie spoglądał nawet na ekran, aby sprawdzić kto się do niego dobija, po prostu od razu odrzucał połączenie. Z każdym kolejnym dniem nabierałam podejrzeń, jednak całkiem niedawno, w jeden z tych poranków, w których budziłam się obok niego, telefon zadzwonił ponownie. Nieznośny dźwięk dzwonka wyrwał mnie z krainy snów, a zanim zdążyłam na dobre otworzyć oczy - Dana i telefonu już nie było. Wyszedł z sypialni, tylko po to, aby przeprowadzić rozmowę z osobą, która nękała do od jakiegoś czasu. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się robić czegoś w tajemnicy przede mną. Nawet najnowsze pomysły na piosenki nagrywał przy mnie, na dyktafon w telefonie, gdzie zwykle w takich chwilach udawał się do najbardziej odosobnionego miejsca, aby nikt nie mógł do usłyszeć. Jednak po tym zdarzeniu telefony ustały, więc najzwyczajniej w świecie zapomniałam o całej sprawie.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Lucas podszedł, aby również mnie uściskać, na pożegnanie. Objął ramieniem, ucałował w czoło, a w tym czasie, drugą ręką wsunął mi do tylnej kieszeni spodni prezerwatywę.<br />
- <b>Baw się dobrze</b> - wyszczerzył się głupio, podobnie jak Vi, a ja miałam ochotę wrócić po kapcia, którym szatynka wcześniej spudłowała. Gwarantuję, że w tamtym momencie na pewno bym nie chybiła.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Taryfa gnała ulicami miasta w ulewę gorszą, niż te, które dotychczas miałam okazję podziwiać w Londynie. Co prawda dom rodziny Vi od hotelu dzieliło zaledwie kilka przecznic, jednak wolałam sobie oszczędzić przemoczonych ubrań, zwłaszcza, że nie zabrałam ze sobą walizki.<br />
Taksówkarz zaparkował tuż przed wejściem, więc ładnie podziękowałam i wysiadłam z samochodu, nie musząc się martwić o dodatkową porcję wilgoci dla moich i tak już poskręcanych włosów. Wszystkim w recepcji udzielił się mój dobry nastrój. Ucięłam sobie krótką pogawędkę z blondynką stojącą za ladą, opowiadając, jak to mam zamiar zrobić niespodziankę mojemu narzeczonemu. Bez zastanowienia dała mi zapasowy klucz i życzyła udanej nocy. Czasami bycie rozpoznawanym miało swoje plusy. Nie musiałam już dzwonić do Dana, aby podał mi numer swojego pokoju, ponieważ w recepcji uznano mnie za psychofankę i kazano wyprowadzić ochronie...<br />
Cała w skowronkach, wbiegłam po schodach, nie mogąc się doczekać spotkania z brunetem. Nasza rozłąka nie trwała długo, jednak mniej więcej od czasu naszego pierwszego spotkania - nie potrafiłam bez niego funkcjonować. Idąc przez korytarz starałam się uspokoić, brałam głębokie oddechy, aby po otworzeniu drzwi nie rzucić się na niego od razu, bez żadnego ostrzeżenia. Bawiłam się kluczami w dłoniach, szukając wzrokiem pokoju im odpowiadającego. Zatrzymując się przed drzwiami z numerem 506, włożyłam klucz w zamek i przekręciłam najciszej, jak potrafiłam. Biorąc ostatni głęboki oddech weszłam do środka z uśmiechem i wesołym zawołaniem:<br />
- <b>Niespodzianka!</b><br />
Jednak to co zobaczyłam, raczej nie było tym, czego się spodziewałam.<br />
Czarnowłosa piękność o jasnej cerze była ubrana w szarą bluzę, którą rozczochraniec zawsze zakładał na koncerty, a ja owijałam się nią tuż po przebudzeniu. Zgadywałam, że pod nią nie miała już na sobie nic, za to Dan przynajmniej odział się spodnie, i pewien zbędny element, którym były kobiece dłonie, na jego klatce piersiowej. Wargi srebrnookiej właśnie składały pocałunek na ustach, których dotyk był mi tak dobrze znany.<br />
Ten obraz sprawił, że moje płuca nagle przestały prawidłowo pracować. Zamarłam. Czułam, jak niedobór tlenu, rozmazuje mi obraz przed oczami. A może to były napływające łzy?<br />
- <b>Rose?</b> - w niebieskich tęczówkach tańczyło przerażenie.<br />
Dan nie spodziewał się tej wizyty, więc nic dziwnego, że moja obecność wprawiła go w osłupienie. Zwłaszcza, gdy własnie przyłapałam do z inną kobietą.<br />
- <b>A to kto? Znajoma? </b>- złośliwy uśmiech czarnowłosej piękności, wywiercał w moim sercu jeszcze większą dziurę.<br />
Znałam ten głos. Miałam z nim styczność dwa lata temu, gdy odebrałam telefon, nieprzytomnego po libacji alkoholowej, bruneta. Nazwała się jego dziewczyną...<br />
-<b> Rose, wszystko Ci wytłumaczę</b> - próbując mnie uspokoić, uwolnił się z objęć srebrnookiej.<br />
Jednak ja nie chciałam słuchać żadnych tłumaczeń. Prawda jest taka, że nie słyszałam już niczego, bo na ten moment przestałam kontaktować ze światem rzeczywistym. Obudziłam się dopiero, gdy Dan zaczął kroczyć w moja stronę. Ja odruchowo zrobiłam krok w tył, i przyglądając się po raz ostatni osobie, dla której zmarnowałam ponad dwa lata mojego życia, która wyryła w moim sercu krater, wybiegłam z pokoju, trzaskając za sobą drzwiami.<br />
- <b>Rose? Co ty tu..?</b> - zdziwił się Woody, którego minęłam na korytarzu.<br />
Zaślepiona wściekłością, nie zwróciłam na niego uwagi i pognałam dalej, zbiegając po schodach, a Dan za mną.<br />
- <b>Rose, poczekaj!</b> - wołał za mną. - <b>Daj mi to jakoś wyjaśnić!</b><br />
Minęłam recepcjonistkę, która sama nie wierzyła w to co się działo. Najszczęśliwsza para świata fleszy, właśnie odstawiała przedstawienie, pt: "Tak, on również jest zwykłą zdradziecką świnią", a goście hotelu, zajęli miejsca w pierwszym rzędzie.<br />
- <b>Porozmawiajmy!</b> - słysząc dalsze błagania bruneta zatrzymałam się po wyjściu z hotelu.<br />
- <b>Ale o czym?</b> - warknęłam odwracając się na pięcie. - C<b>hcesz mi powiedzieć, że to co przed chwilą widziałam nie kwalifikuje się pod zdradę?</b><br />
Kipiałam wściekłością, byłam gotowa użyć swoich ciężkich butów do trwałego uszkodzenia Smitha i okolicy.<br />
- <b>Nie...</b> - spuścił wzrok, wiedząc, że na tę chwilę nie ma argumentu, który usprawiedliwiłby jego zdradę.<br />
- <b>Więc żegnam</b> - parsknęłam, próbując powstrzymać drżący głos, ściągnęłam pierścionek zaręczynowy i rzuciłam mu pod nogi.<br />
Odwróciłam się jak najszybciej i szybkim krokiem pomaszerowałam w stronę domu ciotki Vi. Przynajmniej deszcz zamaskował moje łzy, a droga była wystarczająco długa, aby wraz z kroplami spłynęła ze mnie wściekłość. Niestety nie mogłam powiedzieć tego samego o narastającym cierpieniu.<br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">I to tyle z mojego wielkiego planu xD<br />Chyba udało mi się was zaskoczyć, mimo "znaków" <br />jakie wysyłałam w poprzednich rozdziałach, co?<br />Bo przecież, kto podejrzewałby naszego rozczochrańca o zdradę?<br />Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał,<br />i że nie zlinczujecie mnie za zdradę xDD<br />Czekam na wasze opinie w komentarzach ^^</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-3191610855811555422015-07-09T06:56:00.000-07:002015-07-09T07:00:24.985-07:00How far to our Happy End - Rozdział 9.<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rano, z nowymi siłami do życia, wygramoliłam się z łóżka. Pożegnałam chwilową depresję po wyjeździe Dana, szybciej niż zazwyczaj i zaczęłam się szykować na kolejny trening z grupą taneczną Brada. Planowałam być na miejscu przed czasem, jednak zajęta łazienka przypomniała mi, że przybyło mi o kolejnego lokatora. O tej porze Vi nie powinno być już w domu, jeśli nie zaspała, tak jak dnia poprzedniego, więc za drzwiami mojego edenu pewnie ukrywał się Lucas.</div>
<div>
Zapukałam ponaglająco, nie chcąc się spóźnić na trening.</div>
<div>
- <b>Nie bój się, na pewno zdążysz na czas</b> - zwołał brunet z wnętrza łazienki.</div>
<div>
- <b>"Instruktor powinien być obecny na sali co najmniej pół godziny przed czasem</b>"- zacytowałam tancerza, wywracając oczami.</div>
<div>
- <b>To również uwzględniłem w twoim grafiku.</b></div>
<div>
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że obiecał sporządzić mój plan zajęć nazajutrz od negocjacji, jednak nie spodziewałam się, że uda mu się to zrobić aż tak szybko...</div>
<div>
- <b>A teraz przestań mi zawracać dupę i zrób śniadanie</b> - warknął zza drzwi.</div>
<div>
Faktycznie.Zapomniałam, że niebieskooki oprócz rzetelnej i biznesowej strony, miał również tę mniej wysublimowaną... Delikatnie mówiąc.</div>
<div>
Miał szczęście, że dzielił nas gruby kawałek drewna, bo w przeciwnym razie moje kolano z impetem wylądowało by między jego nogami.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Siedząc przy jednym z blatów, znajdujących się na środku kuchni, stukałam niepomalowanymi paznokciami w ściany swojego ulubionego czarnego kubka. Nadal nie potrafiłam przekonać się do kawy, jednak w Londynie, gdzie sama pogoda potrafiła wypompować z ciebie resztki chęci do jakiegokolwiek działania, byłam bliska popadnięcia w kofeinowy nałóg.</div>
<div>
Wpatrywałam się tępo w czarny płyn, krążący w czarnej porcelanie, który miał pomóc mi obudzić się do życia. Czekałam aż Mroczny Rycerz raczy łaskawie opuścić moje królestwo i zdobędzie się na odwagę, aby stanąć oko w oko z Królową Rozalią, pierwszą tego imienia, uznaną przez Cesarzową Wiktorię i członków senatu Bastille.</div>
<div>
- <b>Gdzie moje śniadanie? </b>- zjawił się i delikwent.</div>
<div>
- <b>Chcesz śniadanie, to sam sobie je zrób</b> - syczałam, unosząc wzrok znad królewskiego kielicha.</div>
<div>
- <b>Czy pies nie powinien dostawać gotowego posiłku? </b>- uniósł pytająco brew, nazbyt pewny siebie.</div>
<div>
- <b>Pies załatwia się na dworze i nie warczy na swoich</b> - zauważyłam zgryźliwie.</div>
<div>
- <b>Ale ja brałem prysznic...</b></div>
<div>
Wywróciłam oczami podsuwając mu drugi kubek z nadal ciepłą kawą.</div>
<div>
"Znaj łaskę Pana" - w głowie od razu pojawiła się kwestia, którą tylko Vi byłaby w stanie wypowiedzieć na głos, patrząc adresatowi z oczy. Nie bez powodu nosiła miano Cesarzowej... Nie była przypadkiem, której tytuł nadano z nazwiska, w przeciwieństwie do mnie.</div>
<div>
- <b>Idąc tą logiką, to ty powinnaś mnie wykąpać </b>- wykrzywił usta w zadziornym uśmiechu.</div>
<div>
- <b>Może następnym razem</b> - wzięłam ostatni łyk kawy i odstawiłam kubek do zlewu.</div>
<div>
Nie zostało mi wiele czasu, więc szybkim krokiem zmierzałam do łazienki.</div>
<div>
- <b>Więc do wieczora?</b></div>
<div>
Wiedziałam co temu zbereźnemu człowiekowi chodzi po głowie, i szczerze nie chciałam sobie tego wizualizować, a tym bardziej doświadczać...</div>
<div>
- <b>Oh, czyżbyś nie wiedział?</b> - zatrzymałam się w półkroku, teatralnie zdziwiona. - <b>Psy kąpie się najwyżej raz w miesiącu.</b></div>
<div>
Zadowolona z siebie zostawiłam oniemiałego Lucasa za zamykającymi się drzwiami łazienki.</div>
<div>
"Niech kundel zna swoje miejsce" - tak zapewne skwitowała by to Cesarzowa Vi.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po treningu wszyscy uczestnicy zajęć opuścili salę, w której, jak zawsze zostawałam razem z Bradem, aby sprzątnąć sprzęt i pozostawić pomieszczenie we względnym porządku. Gdy ciemnooki zwijał kable kilku potężnych głośników, ja stałam przy panelu pełnym przeróżnych guzików, diod i przełączników. Wyłączałam po kolei nagłośnienie i klimatyzację, wstrzymując się jeszcze od wyłączenia oświetlenia, do czasu, aż tancerz dołączy do mnie przy wyjściu.</div>
<div>
- Widzę, że posłuchałaś wreszcie mojej rady i zatrudniłaś kogoś na stanowisko menadżera. - zauważył, pakując ręcznik do swojej sportowej torby.</div>
<div>
Czułam, że ten temat ciśnie mu się na usta od momentu, w którym wbiegłam na salę, jak zwykle przed czasem, jednak spóźniona, według szatyna.</div>
<div>
- <b>Można tak powiedzieć</b> - wymamrotałam, wodząc palcem wokół przełącznika odpowiedzialnego za światło.</div>
<div>
- <b>Konkretny, elokwentny... </b>- wymieniał jego zalety, jakby chciał utwierdzić mnie w moim wyborze.</div>
<div>
Szkoda, że ja znałam tego delikwenta zdecydowanie za dobrze, i wiedziałam, że to tylko maska, którą przywdziewał podczas spraw biznesowych. Najwidoczniej odziedziczył po ojcu więcej, niż tylko nieziemsko niebieskie oczy.</div>
<div>
- <b>Jak długo pracuje w zawodzie?</b></div>
<div>
- <b>Od wczoraj </b>- wzruszyłam obojętnie ramionami.</div>
<div>
- <b>Słucham?</b> - otworzył szeroko oczy, wyraźnie zdziwiony.</div>
<div>
- <b>To przyjaciel z dzieciństwa... Dopiero co przyjechał do Londynu i potrzebuje trochę kasy</b> - wyjaśniłam od razu, choć niepewna, czy aby na pewno właściwie.</div>
<div>
- <b>Pracowanie z bliskimi nie jest dobrym pomysłem </b>- choć jego ton był łagodny, to wiedziałam, że miał ochotę pogrozić mi palcem przed nosem, mówiąc: "Tak niewolno!".</div>
<div>
Doskonale wiedziałam, że sprawy biznesowe należało trzymać z daleka od rodziny i przyjaciół, jednak wiedziałam, że niebieskookie wcielenie zła nie rzucało słów na wiatr.</div>
<div>
- <b>Ufam mu</b> - uniosłam kąciki ust w delikatnym uśmiechu. - P<b>o za tym sam stwierdziłeś, że chłopak się nadaje.</b></div>
<div>
- <b>Tego nie powiedziałem...</b></div>
<div>
-<b> Czytam między wierszami.</b></div>
<div>
Duża męska dłoń pogłaskała mnie po głowie, w sposób jaki był najbardziej pożądany w tym momencie. Delikatnie, czule i pokrzepiająco, jak starszy brat, którego obecności brakowało mi od jakiegoś czasu. Nie posiadałam się ze szczęścia mając takie zastępstwo na miejsce Patricka.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Do mieszkania wróciłam dopiero wieczorem. Po drodze wstąpiłam do ulubionej knajpy, znajdującej się blisko klubu fitness, aby zjeść lunch z Bradem. Jak zwykle rozmawiało się nam bardzo miło, jednak nie obyło się bez wykładu na temat ostrożności w dobieraniu współpracowników. Prawda, ten szatyn potrafił być irytujący i narcystyczny, ale posiadał kilka zalet, które zaskarbiły sobie moją sympatię, nawet jeśli starał się o moje względy bardziej, niż pewien rozczochraniec, który zostawił mnie w Londynie, a sam pojechał w trasę koncertową...</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rozsznurowując leniwie glany w przedpokoju, wychylałam się, aby sprawdzić czym zajmował się mój przyjaciel, siedzący na kanapie w salonie. Rozmawiał przez telefon i kreślił coś na kartce, którą ułożył sobie na kolanie. Zapewne był w trakcie dopracowywania mojego grafiku, bo ton jego głosu, dochodzący do moich uszu, był dla mnie zupełnie obcy. Poważny, elokwentny, stanowczy, lecz z nutą szarmancji, którą pewnie własnie omamiał niczego nie świadomą sekretarkę. Biedna... wpadła w sidła uosobienia grzechu.</div>
<div>
Nie chcąc mu przeszkadzać przemknęłam szybko przez salon, aby dotrzeć do łazienki, i zamknęłam za sobą drzwi najciszej jak potrafiłam. Stając przed lustrem przyjrzałam się swojej bladej twarzy. Zielone oczy traciły blask, ustępując zmęczeniu, usta były spierzchnięte od smagającego je zimnego wiatru, który równie dobrze podrażnił pozostałe odsłonięte skrawki mojej skóry. Założyłam zbłąkany kosmyk za lewe ucho, odsłaniając tym samym bliznę na policzku, pamiątkę po najgorszym dniu w moim życiu. Niewiele osób wiedziało o jej istnieniu, ponieważ za każdym razem, gdy musiałam pokazać się światu, była ona zakrywana cienką warstwą podkładu. Trzeba było przyznać, że wizażystki naprawdę zasługują na uznanie, doprowadzając mnie do stanu użytkowego, za pomocą kilku mazideł, których nazw nie potrafiłam nawet wymówić.</div>
<div>
Ściągnęłam szybko kolczyki i spiralę, odwracając wzrok od własnego odbicia. Nie przepadałam za nim, więc po co miałam wpatrywać się w coś, co mnie nie satysfakcjonuje? O wiele bardziej podobał mi się wyraz mojej twarzy, gdy stał za mną Dan, próbujący wycisnąć resztki pasty do zębów z, już i tak wymęczonej tubki. Jego obecność zawsze sprawiała, że wszystko wydawało się być bardziej korzystne, czy to odbicie mojej zmęczonej twarzy, deszczowy poranek, czy Vi, która jak zwykle zapomniała pozmywać naczynia. Wszystko wydawało się być malowane w ciepłych barwach, żegnając wszystkie odcienie szarości.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wyszłam z łazienki po relaksującym prysznicu, z nadal wilgotnymi włosami. Niepewnie podeszłam do kanapy od tyłu i oparłam się łokciami o oparcie, zaglądając w stos kartek, które zadomowiły się na większej części kanapy, niż sam właściciel. Kończył właśnie kolejna rozmowę telefoniczną, odsuwając słuchawkę od ucha.</div>
<div>
- <b>I jak?</b> - odważyłam się zapytać, gdy tylko usłyszałam charakterystyczny dźwięk, kończący połączenie.</div>
<div>
- <b>Przygotowałem Ci grafik na trzy miesiące</b> - nabrał powietrza w płuca, przeglądając kilka kartek, których kreślenia i oznaczenia zapewne potrafił rozszyfrować jedynie ich autor. - <b>Później masz wolne.</b></div>
<div>
-<b> Kiedy dokładnie?</b> - nachyliłam się bardziej nad papierkową robotą przyjaciela, w nadziei, że mnie również uda się z nich coś wyczytać.</div>
<div>
-<b> Kilka dni przed powrotem twojego rozczochranego Romeo. Will był na tyle wspaniałomyślny, aby podać mi numer Dicka, a on zaś zaznajomił mnie z ich grafikiem, tak abym mógł go zestawić z twoim, na tyle, na ile będzie to możliwe.</b></div>
<div>
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Nigdy nie posądzałabym Lucasa o taką zaradność. Byłam pod wrażeniem, wręcz oczarowana tą stroną jego osobowości. Szczęśliwa, uwięziłam go w objęciach. Nie sądziłam, że będzie w stanie tak bardzo się postarać, i to wszystko dla mnie.</div>
<div>
- <b>Dziękuję </b>- pisnęłam, całując go w policzek.</div>
<div>
Pod ustami czułam, jak jego twarz się krzywi. Bardzo nie lubił wszelkiego rodzaju czułości, zwłaszcza, jeśli to ja byłam ich nadawcą. Jednak czasami pozwalałam sobie na naruszenie jego przestrzeni osobistej, a on zdawał się to dzielnie znosić.</div>
<div>
Dopiero po chwili szczęście przestało mi przyćmiewać rzeczywistość, a ona postawiła mi następujące pytanie:</div>
<div>
- <b>Ale skąd wziąłeś numer Willa?</b> - uwolniłam niebieskookiego z objęć moich wątłych ramion.</div>
<div>
- <b>Zostawiłaś telefon w domu.</b></div>
<div>
- <b>Więc uznałeś, że wolno Ci w nim grzebać? </b>- zmarszczyłam brwi, wyraźnie niezadowolona.</div>
<div>
- <b>Cel uświęca środki </b>- skwitował. - <b>Potrzebowałem kilku kontaktów, a ty nie raczyłaś mi nawet podać swojego numeru telefonu</b> - skarcił mnie spojrzeniem, odwracając sytuację na swoją korzyść.</div>
<div>
W tym momencie zdałam sprawę, jak niekomfortowo czuł się Dan, gdy za każdym razem potrafiłam, mówiąc kolokwialnie - "odwrócić kota ogonem".</div>
<div>
- <b>Przepraszam</b> - wymamrotałam, przyznając się do błędu, czując jak hańba okrywa mnie swoim brudnym płaszczem.</div>
<div>
- <b>Nic się nie stało</b> - za to zwycięzca odhaczał triumfalnie kolejną pozycję na swojej liście:</div>
<div>
Upokorzenie Rose - JEST.</div>
<div>
- <b>Radziłbym Ci się szybko doprowadzić do porządku</b> - spojrzał na <a href="http://www.krasta.pl/pol_pl_ELit-CURREN-mocny-zegarek-meski-ZM205-CZARNY-6635_5.jpg" target="_blank">czarny zegarek</a>, na lewym nadgarstku. - <b>Zaraz będziesz odpowiadać za swoje roztrzepanie.</b></div>
<div>
Zdezorientowana, uniosłam pytająco brew. W głowie przetworzyłam tę kwestię jeszcze kilka razy, lecz nadal nie miałam pojęcia, co mógł mieć na myśli. Dopiero po chwili moja niezawodna pamięć uznała za stosowne, aby uświadomić mi, że jednak powinnam zainwestować w kartki samoprzylepne. Tak, znowu zapomniałam o czymś bardzo istotnym...</div>
<div>
- <b>Masz szczęście, że Cię lubię!</b> - do mieszkania z impetem wparowała ciemnooka blondynka.</div>
<div>
- <b>Też się cieszę, że Cię widzę... </b>- skuliłam się, jakby moje ciało krzyczało za mnie: "Tylko nie w twarz!".</div>
<div>
Miałam otwierać pokaz Joe, do którego zostały niespełna dwie godziny, więc kurwiki w jej oczach były w stu procentach uzasadnione. Byłam świadoma swojej winy, jednak wolałam trzymać się od niej z daleka, na tyle, aby nie znaleźć się w promieniu rażenia... A uwierzcie, że dziewczyna miała całkiem pokaźny zasięg prawego sierpowego.</div>
<div>
- <b>Ubieraj się, przed nami pół godziny drogi </b>- biorąc głęboki oddech blondynka trzymała swoje nerwy na wodzy.</div>
<div>
Pobiegłam szybko do swojego pokoju, aby wygrzebać z garderoby<a href="http://stylio.pl/ogloszenia/boyfriendy-bershka-36-1019223l.jpg" target="_blank"> boyfriendy, białą koszulę i czarne szpilki</a>. Jako osoba publiczna musiałam dbać o swój wizerunek, nawet jeśli czas uciekał szybciej, niż bym sobie tego życzyła, choć tym razem wolałam odpuścić sobie stratę kolejnych pięciu minut, na maskowanie blizny i delikatne podkreślenie rzęs.</div>
<div>
Zamykając za sobą drzwi, ubierałam w pośpiechu drugiego buta. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam gotowa do wyjścia, w tak zaskakująco szybkim tempie.</div>
<div>
- <b>Powodzenia</b> - rzucił brunet, nie ruszając nie z kanapy, nadal pogrążony w swoich papierach.</div>
<div>
- <b>Nie dziękuję</b> - przebiegłam przez salon, tak szybko, jak pozwalały mi na to wysokie obcasy. - <b>Lucas, a mógłbyś przesunąć grafik o kilka dni, tak abym miała wolne, jeszcze w tym tygodniu?</b></div>
<div>
Ponaglająco drepcząc w miejscu, przyjaciółka pomogła mi ubrać <a href="http://www.cocomoda.pl/img/product_media/5001-6000/133.png" target="_blank">szarą narzutkę.</a></div>
<div>
- <b>Postaram się coś zdziałać</b> - podrapał się pod głowie długopisem, wyraźnie zakłopotany natłokiem pracy.</div>
<div>
- <b>Dzięki</b> - pożegnałam go promiennym uśmiechem, po czym razem z Joe zniknęłyśmy za drzwiami.</div>
<div>
Z entuzjazmem zbiegłam po schodach prowadzących do wyjścia apartamentowca. Nie mogłam się doczekać tego jednego dnia, na którym tak bardzo mi zależało. Miałam nadzieję, że będzie to jeden z najlepszych dni w moim życiu.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Kolejny rozdział za nami...<br />Ten również mogę nazwać pewnego rodzaju "łącznikiem",<br />ponieważ potrzebowałam czegoś, co połączy PEWNE wydarzenia.<br />Tak, "PEWNE" oznacza nic innego, jak mój kolejny niecny plan<br />i (mam nadzieję) kolejne zaskoczenie dla was.<br />Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał.<br />Czekam na wasze opinie w komentarzach ^^</span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-66283398377370249442015-06-14T05:55:00.001-07:002015-06-14T05:55:09.517-07:00How far to our Happy End - Rozdział 8.<br />
<div style="text-align: center;">
<b><span style="color: orange;">(odnośnik do strony z opisem mieszkania znajdziecie w Spisie Postaci, przy opisie Vi)</span></b></div>
<br /><br /><span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nigdy nie sądziłam, że nienaganne wyczucie czasu brodacza może udzielić się osobom w jego otoczeniu, jednak najwyraźniej Kyle zaraził tym moją najlepszą przyjaciółkę. Dodając do tego jej zbliżające się do geniuszu pomysły, otrzymywałam mieszankę, która postawiła mnie właśnie w tamtej sytuacji. W sytuacji, z której dosłownie nie było innego wyjścia, niż przez okno... Innymi słowy - Lucas z dresach, których właściciel stał w drzwiach do naszego mieszkania.<br />
- <b>Czy to nie przypadkiem ten rozczochraniec, sprzed dwóch lat?</b> - brunet zmarszczył brwi, jak zawsze nie potrafiąc trzymać języka za zębami.<br />
Złapałam Dana za rękę i bez słowa zaprowadziłam do swojego pokoju, zostawiając za sobą nadal oniemiałą Vi i zdezorientowanego Lucasa. Sadzając wokalistę na łóżku, czułam na sobie jego wyczekujące spojrzenie.<br />
- <b>Zapewne czekasz na klasyczne: "To nie tak jak myślisz"</b> - wciągnęłam głośno powietrze, zdając sobie sprawę, że znajduję się w naprawdę niekorzystnej sytuacji, bez jakiegokolwiek wytłumaczenia.<br />
- <b>A jak myślisz?</b> - uniósł pytająco brew, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Wydawał się zachowywać spokój, jednak ja czułam emanującą zazdrość z nutą wściekłości w jego głosie.<br />
Nastała chwila ciszy, w której próbowałam zebrać wszystkie swoje myśli we w miarę spójną całość i ułożyć z nich logiczne zdania, tłumaczące, poprzednią scenę. Przerwałam ją głębokim westchnięciem, nie wytrzymując rosnącego napięcia.<br />
- <b>Przecież wiesz, że mnie i Lucasa nic nie łączy</b> - jęknęłam rzucając się na łóżko, twarzą do poduszki. - <b>Opowiadałam Ci o nim tyle razy.</b><br />
- <b>I własnie dlatego mam prawo być zazdrosny</b> - zauważył, choć nie do końca trafnie.<br />
- <b>Doprawdy?</b> - podparłam się na łokciach. - <b>Twierdzisz, że mogłabym Cię zdradzić z mężczyzną, którego zawsze określałam jako "przyjaciel z dzieciństwa"?</b> - tym razem to ja uniosłam pytająco brew, a Dan nadal milczał. - <b>Twierdzisz, że w ogóle mogłabym Cię zdradzić z jakimkolwiek mężczyzną?</b> - dodałam już nieco podniesionym tonem, nie słysząc odpowiedzi na poprzednie pytanie.<br />
- <b>Oczywiście, że nie</b> - westchnął kładąc się obok mnie.<br />
- <b>Czyżbyś mi nie ufał?</b> - dopytywałam naburmuszona.<br />
- <b>Nie ufam jemu</b> -stwierdził śmiejąc się pod nosem, po czym odgarnął zbłąkane kosmyki z mojej twarzy, powiódł palcem wskazującym od mojego ucha, przez krawędź szczęki, aż uchwycił mój podbródek i złożył na ustach delikatny pocałunek. - <b>W twoją wierność nie śmiałbym wątpić</b> - wyszeptał przed kolejnym zetknięciem się warg.<br />
Zaskakujące jak szybko potrafiłam obrócić najbardziej niefortunny bieg wydarzeń, na własną korzyść. Muszę sobie przyznać, że niewątpliwie miałam do tego talent, zwłaszcza, jeśli w grę wchodziły nawet najmniejsze ułamki sekund spędzone z Danem.<br />
- <b>Za godzinę muszę być na lotnisku</b>.<br />
Dlaczego musiał przerywać? Nie miałam ochoty słuchać o kolejnym rozstaniu, a już na pewno nie wtedy, gdy wreszcie miałam do tylko dla siebie.<br />
- <b>Wracam za trzy miesiące </b>- dodał, nie widząc z mojej strony żadnej reakcji.<br />
Ich kariera zamiast zwalniać, nabierała tempa. Dan tworzył naprawdę świetne utwory, a zespół w pełni zasłużył sobie na uznanie, jakim się cieszyli. Ale czy to wszystko musiało dziać się kosztem naszego szczęścia?<br />
-<b> Powiedz coś...</b> - wydusił z siebie błagalnym tonem, przerywając kolejną chwilę ciszy.<br />
- <b>A co powinnam powiedzieć? "Bezpiecznej podróży. Wracaj szybko."?</b> - do oczu zaczęły napływać mi niechciane łzy.<br />
- <b>A gdzie moje: "To nie tak jak myślisz"?</b> - zaśmiał się pod nosem, przytulając mnie do siebie.<br />
Doskonale wiedział, że źle znoszę rozłąki, po za tym sam nie przepadał za koniecznością zostawiania mnie w Londynie, gdy on miał okazje zwiedzać świat. Chciał mnie zabierać ze sobą, choć oboje wiedzieliśmy, że jest to niemożliwe. Nie mogłam już po prostu jeździć z nimi, grać na ulicach i czekać co koncert za kulisami.<br />
- <b>Głupek </b>- wyjąkałam, chowając twarz w jego czarnej koszulce.<br />
Zauważyłam, że ostatnio zaczął zakładać koszulki z bardziej higroskopijnych materiałów, niż zazwyczaj. Czyli moje łzy w dzień wyjazdu, stały się już rytuałem?<br />
Spędziliśmy tak jeszcze kilka minut, zanim doprowadziłam się do stanu użytkowego, i zanim mój niebieskooki sens życia zechciał wypuścił mnie z objęć.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wychodząc z pokoju, przemierzyliśmy salon połączony z kuchnią, bez słowa. Dreptałam za nim wpatrując się w jego, jak zawsze kolorowe skarpety, dopiero przy wyjściu odważyłam się unieść głowę, aby po raz ostatni przyjrzeć się, jak zakłada jeansową kurtkę. Minie co najmniej trzy miesiące, zanim będę miała okazję znowu ujrzeć ten mechanicznie wykonywaną czynność, więc chciałam nacieszyć nią oczy, póki mogłam.<br />
- <b>Do zobaczenie za trzy miesiące</b> - uśmiechnął się pocieszająco stojąc w drzwiach, po czym ucałował w czoło z szeptem na ustach. - Kocham Cię - po czym zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie po ich drogiej stronie.<br />
W myślach zadawałam sobie pytanie: "Czy gdy już doznałam tej prawdziwej bliskości, to czy tym razem będzie mi go brakować jeszcze bardziej?". Otarłam ostatnią łzę spływającą po policzku i ruszyłam do kuchni. <a href="http://bi.gazeta.pl/im/3/10047/z10047353Q.jpg" target="_blank">Biało grafitowe meble rozciągały się przy lewej ścianie, w prawą została wbudowana lodówka z zamrażarką. Na środku stał kolejny blat, który pełnił funkcję stołu</a>, a przy nim siedzieli już moi przyjaciele z kubkami po kawie, w dłoniach.<br />
- <b>Jak zwykle muszę po nim sprzątać</b> - westchnęła brunetka, wyciągając z zamrażarki pudełko lodów czekoladowych.<br />
Ona również doskonale wiedziała, jak kończą się nasze pożegnania, więc zawsze miała przygotowany arsenał "pocieszycieli", aby jak najszybciej wyciągnąć mnie z dołka.<br />
Zmusiłam się do uśmiechu, gdy podsunęła mi pudełko pod nos i położyła obok łyżkę.<br />
- <b>Miałaś mnie pocieszyć, nie utuczyć</b> - zauważyłam żartobliwie, gdy ona wracała na swoje miejsce.<br />
- <b>Powiedziała anemiczka, której od piętnastego roku życia nie przybyło ani kilograma</b> - skwitowała, po czym gestem ponagliła, abym otworzyło pudełko zakazanej rozkoszy. Ona również czekała zniecierpliwiona, z łyżką w ręku.<br />
"Jeśli mamy tyć, to razem" - oto damska solidarność!<br />
- <b>Lepiej mi wyjaśnij co ten narcystyczne źródło wspomnień, robi w moim mieszkaniu</b> - z pełnymi ustami lodów, spiorunowała mnie spojrzeniem żądającym wyjaśnień.<br />
- <b>Te narcystyczne źródło wspomnień, ma imię </b>- oburzył się Lucas.<br />
- <b>I tak chciałaś kupić psa, więc przygarnęłam przybłędę z ulicy</b> - wzruszyłam obojętnie ramionami, nabierając kolejną porcję lodów na srebrną łyżkę.<br />
- <b>Wiesz chociaż, co to za rasa?</b> - najwidoczniej obie postanowiłyśmy zignorować egzystencję przyjaciela, siedzącego po przeciwnej stronie blatu.<br />
- <b>Pies na baby </b>- kącik ust mi zadrżał, gdy czułam na sobie poirytowane spojrzenie bruneta. - <b>Nie ma pcheł, nie jest nosicielem żadnych chorób wenerycznych... Idealny materiał na pupila!</b><br />
- <b>I jestem niedrogi w utrzymaniu </b>- zauważył niebieskooki, postanawiając jednak pomóc mi w przekonywaniu Vi, nawet jeśli wiązało się to z porównaniem go do psa.<br />
- <b>Więc zgoda...</b> - westchnęła szatynka, a ja wymieniłam z Lucasem triumfalne spojrzenia. -<b> ... pod warunkiem, że go wykastrujemy</b> - dodała ze swoim słynnym wyrazem twarzy, pt. "Demon Vi właśnie doszedł do głosu".<br />
Otworzyliśmy szeroko oczy, a nasz nowy pupil skrzywił się na sam dźwięk tych słów. Chyba za wcześnie cieszyliśmy się z naszego zwycięstwa.<br />
- <b>Nie dość, że mój żywot jest o wiele krótszy, niż twój, to ty chcesz mi jeszcze odbierać jedyną przyjemność z życia? </b>- jęknął.<br />
- <b>No dobrze</b> - wywróciła teatralnie oczami. - <b>Ale masz absolutny zakaz gwałcenia mnie, gdy śpię</b> - zabrzmiało to zadziwiająco poważnie, jak na tak niepoważną dyskusję.<br />
- <b>Nie kręci mnie nekrofilia...</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Vi wskoczyła pod prysznic, ja zajęłam się zmywaniem naczyń, a Lucas miał chwilę czasu, aby rozejrzeć się po niewielkim mieszkaniu składającego się z dwóch pokoi, kuchni połączonej z salonem i łazienki. Krążył powoli po pomieszczeniach przyglądając się zdjęciom wiszącym na ścianach. Moim, Vi i chłopaków, sprzed roku, czy dwóch lat. Wtedy jeszcze wszystko było tak proste... Mogłam z nimi jeździć na koncerty, pomagać Coopowi z nagłośnieniem, stroić im gitary i przesiadywać razem z nimi w studiu. Nigdy nie sądziłam, że jeden cover będzie potrafił wywrócić całe moje życie do góry nogami. Od tego się zaczęło... Teledysk Rihanny tylko nadał rozpędu mojej karierze, i tak oto znalazłam się w stercie białych kopert.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Lucas usiadł na <a href="http://www.adrembooks.pl/wp-content/uploads/2012/09/sofy-do-domu.jpg" target="_blank">brązowej sofie</a> i odruchowo chwycił z ręce moją klątwę. Przyjrzał się im dokładnie z obu stron, sprawdzając nadawcę i adresata, aż w końcu zabrał się za ich otwieranie.<br />
- <b>Nie wiesz, że nie przegląda się cudzej poczty?</b> - upomniałam go, wołając z kuchni.<br />
- <b>Wybacz, opiekunka nie wpoiła mi dobrych manier </b>- zaśmiał się pod nosem i przeczytał zawartość pierwszej koperty. - <b>To propozycja pracy.</b><br />
- <b>Wiem</b> - oznajmiłam nieco oschle, wycierając ręce w mały ręcznik, który zawsze znajdował się pod zlewem.<br />
- <b>Virgin Records zaprasza Cię do współpracy</b> - uniósł brwi, wyraźnie zdziwiony. - <b>I przy okazji jeszcze kilka innych wytwórni</b> - stwierdził, przeglądając szybko resztę nadawców.<br />
- <b>Wiem</b> - westchnęłam ciężko.<br />
Te białe koperty były moją klątwą, a z dnia na dzień przybywało ich coraz więcej. Przeglądanie ich zaczęło mnie nużyć już pół roku temu. Chyba powinnam wtedy zainwestować w niszczarkę, aby nie zalegały na stoliku, i aby nie dorwał ich nikt, kogo świerzbiły ręce, czy na przykład Lucasa...<br />
- <b>Zastanawiałaś się już którą przyjmiesz? Bo z tego co widzę, to masz tu jeszcze propozycje wystąpienia w teledysku...</b><br />
- <b>Nie, nie zastanawiałam się, i szczerze nie mam zamiaru</b> - wyrwałam przyjacielowi koperty z rąk.<br />
- <b>Dlaczego?</b> - zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony.<br />
- <b>Nie jestem wokalistką, a na kolejny teledysk nie mam ochoty.</b><br />
- <b>Zachowujesz się, jak rozpieszczony bachor</b> - warknął, widząc mój obojętny stosunek do pracy.<br />
- <b>Powiedział spadkobierca sieci hoteli, który uciekł z domu, bo nie podobało mu się, że ktoś chce dać mu dogodne życie na tacy</b> - syknęłam zgryźliwie.<br />
Lucas pochodził z zamożnej rodziny, więc niczego mu nigdy nie brakowało. Nijak nie wpasowywał się z zgraję Davida, składającą się z dzieciaków pokrzywdzonych przez życie. Jednak on nie był taki, jak reszta z jego szczebla. W sercu miał ten sam bunt i żal do świata, co my. Mimo wygód, jakie czekały na niego w domu, on wolał biegać z nami po dachach i drapać kolana. Wtedy nie widziałam w tym żadnego problemu, jednak gdy przyszedł czas, aby dorosnąć, on nadal nie chciał pogodzić się z własnym losem.<br />
- <b>To źle, że chce do czegoś dojść o własnych siłach?</b><br />
Nie lubiłam się z nim kłócić, jednak czasami było to nieuniknione. Nie mogłam znieść faktu, że ktoś kto miał całą rodzinę, potrafił się nad sobą tak użalać. Ja nie miałam już rodziców i musiałam sama radzić sobie w życiu.<br />
- <b>Jak na razie, to nie zaszedłeś o własnych siłach dalej , niż do burdelu</b> - cedziłam przez zęby, kierując się do kuchni, aby wyrzucić koperty.<br />
- <b>A ty gdzie zaszłaś? </b>- nasze tony podnosiły się, sięgając krzyku. - <b>Nic nie robisz, tylko żerujesz na sławie tego rozczochrańca.</b><br />
- <b>Coś powiedział?</b> - zatrzymałam się w półkroku i odwróciłam na pięcie.<br />
- <b>Dokładnie to co słyszałaś</b> - warknął, wstając z kanapy.<br />
- <b>Nigdy nie wykorzystywałam Dana!</b><br />
-<b> Doprawdy? Więc jak stałaś się tak rozpoznawalna z dnia na dzień?</b> - uniósł pytająco brew, stawiając wolno kroki w moim kierunku. - <b>Sama byś niczego nie osiągnęła, więc nie waż się mnie pouczać</b> - nie dał mi nawet dojść do słowa.<br />
Miałam ochotę uderzyć go twarz. Złość we mnie wzbierała, a to prawdopodobnie dlatego, że ten cholerny brunet miał rację. Gdyby nie Dan, nadal tańczyłabym w klubach i grała na ulicach. Byłam beznadziejna i nie miałam prawa ubliżać innym.<br />
- <b>Ale chyba wiem, jak możemy sobie nawzajem pomóc</b> - zatrzymał moją rękę, która szykowała się właśnie do nagłego spotkania z jego policzkiem. - <b>Pozwól mi być twoim menadżerem, a gwarantuje Ci, że to nie ty będziesz kojarzona z Danem, lecz Dan z tobą</b> - uśmiechnął się złowieszczo, jakby w jego głowie już zrodził się iście szatański plan. Dopiero wtedy zrozumiałam, że ta cała kłótnia była tylko przedstawieniem, aby mnie sprowokować. W przeciwnym razie nigdy bym nie chciała zatrudniać nikogo na to stanowisko.<br />
- <b>Ile chcesz?</b> - zmarszczyłam brwi.<br />
- <b>50%</b> - oznajmił, a jego ton zmienił się momentalnie na ten, który mogłabym uznać na "służbowy".<br />
- <b>30.</b><br />
Może i byłam młoda, ale nie głupia. Niestety skarbie, kochajmy się jak bracia, ale liczmy się jak żydzi.<br />
- <b>40.</b><br />
- <b>35</b> - wyraźnie zaznaczyłam, że nie miałam zamiaru już podnosić stawki, więc niebieskooki nie miał dużego pola do negocjacji.<br />
- <b>Zgoda</b> - splunął na dłoń.<br />
- <b>Zgoda</b> - również umieściłam swoje DNA na dłoni, po czym podaliśmy sobie ręce, tak jak mieliśmy w zwyczaju robić to w dzieciństwie.<br />
Można było to uznać za zawarcie pewnego rodzaju umowy.<br />
- <b>Mam nadzieję, że wywiążesz się z obietnicy</b> - rzuciłam stanowczo.<br />
- <b>Jak zawsze</b> - wyciągnął z mojej dłoni białe koperty i uniósł kącik ust w tajemniczym uśmiechu. - <b>Do jutra ustalę Ci grafik.</b><br />
Nie wiedziałam dlaczego, ale czułam, że mogłam mu zaufać. Lucas mimo swoich wad, których lista ciągnęła się w nieskończoność, potrafił być sumienny i zawsze dotrzymywał danego słowa. Powierzając mu siebie, mogłam być pewna, że oddałam się w dobre ręce.<br />
W tym momencie Vi wyszła z łazienki:<br />
- <b>Co tu się wyrabia?</b> - jęknęła, żądając wyjaśnień.<br />
Jeszcze niecałe dwie minuty temu toczyła się tu prawdziwa wojna, więc nic dziwnego, że szatynka była wyraźnie zaniepokojona.<br />
- <b>Musimy nauczyć naszego pupila, że nie szczeka się na "swoich"</b> - wzruszyłam ramionami, jakby nic się nie stało.<br />
- <b>Zły pies! Dzisiaj śpisz na podłodze! </b>- niebieskooka pogroziła mu palcem.<br />
- <b>Ale za co?</b> - skomlał.<br />
Nasza trójka w jednym mieszkaniu, to nie był najlepszy pomysł, jednak cieszyłam się na myśl, że będę miała go znowu przy sobie. Może i momentami działał mi na nerwy, ale był moim najlepszym przyjacielem. Nawet Dan nie potrafiłby mi go zastąpić.<br /><br /><br /><br /><br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">Dla wszystkich tych, którzy, tak jak ja, nie mogli dziś pojechać na OWF... ;-;</span><br /><span style="font-size: x-small;">I tak oto na stałe witamy nową postać Happy End.</span><br /><span style="font-size: x-small;">Mam nadzieję, że Lucas przypadł wam do gustu,</span><br /><span style="font-size: x-small;">bardziej niż Brad, bo będzie go tu dość sporo ^^"</span><br /><span style="font-size: x-small;">Ehh... znowu muszę zedytować "Spis Postaci".</span><br /><span style="font-size: x-small;">Dodałam również opis mieszkania Vi,</span><br /><span style="font-size: x-small;">abyście się mniej więcej orientowali, co i jak wygląda xD</span><br /><span style="font-size: x-small;">Mam nadzieję, że ten rozdział się wam podobał</span><br /><span style="font-size: x-small;">i czekam na wasze komentarze ^^</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-69289378101699920822015-06-13T10:47:00.001-07:002015-06-13T10:48:50.697-07:00Anastazja (part 1.)<span style="font-size: x-small;">Historia, którą zaczęłam pisać już jakiś czas temu, i która zainspirowała mnie do stworzenia zakładki "Oneshot". Daję wam do przeczytania part 1. i mam nadzieję, że zachęci on do przeczytania kontynuacji. Muszę przyznać, że trochę tego już jest, i mam zamiar pisać dalej, więc będzie bardzo bolało, jeśli nikt nie będzie chciał tego czytać ;-;<br />Jeśli są tutaj fani Hugh'a Jackman'a, to gorąco polecam, bo to opowiadanie z czasów, kiedy moja miłość do niego sięgała zenitu xD<br />Miłego czytania ^^</span><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nieznośny ból rozrywał mi czaszkę z siłą dwustu mężczyzn. Czułam się jakby właśnie wyrwano mnie ze stuletniego snu, używając do tego teflonowej patelni... Bądź, co bądź - nieciekawe uczucie.</div>
<div>
Spadające z nieba, lśniące srebrem igły wbijały się w przeżarte rdzą parapety ze stukotem, który tylko potęgował moje męki. Jako iż jestem utajnioną masochistką, rozwarłam powieki, aby światło mogło mnie oślepić. Co prawda w pomieszczeniu było dość ponuro, ale wszystko, co nie było czernią równało się ze szpilką, wbijaną w gałkę oczną.</div>
<div>
<i>Która godzina? Gdzie jestem? Kim jest ten facet?</i></div>
<div>
Tysiące pytań nasuwały mi się na myśl, gdy usiadłam na łóżku i przetarłam oczy, zewnętrzną stroną dłoni, a obraz wreszcie się wyostrzył.</div>
<div>
<i>Zaraz, chwila... co ja do diabła robiłam w łóżku?!</i></div>
<div>
- <b>Dzień dobry, Śpiąca Królewno.</b></div>
<div>
<a href="http://e.lansik.pl/la437/1fc20e1900175af15204a603" target="_blank">Wysoki, postawny mężczyzna</a> krążył po pokoju zakładając zegarek na lewy nadgarstek. Nie miałam pojęcia, jak ma na imię, czy ile ma lat, jednak wyglądał na dojrzałą osobę, która zapewne już odśpiewała hymn pożegnalny dla młodości, pt. "Czterdzieści lat minęło".</div>
<div>
Nie wyglądał staro, wręcz przeciwnie. Nie wiem, jak wyglądał dwadzieścia lat temu, ale nawet teraz z chęcią wpakowałabym mu się do łóżka. Czego mam nadzieję nie zrobiłam po pijaku...</div>
<div>
- <b>Jak się czujesz?</b> - ciemne oczy spojrzały na mnie z troską, o jaką bym go nie podejrzewała. Wydawał się być szorstki i stanowczy, więc miłym zaskoczeniem było, gdy okazało się, że nie był hartowanym żelazem.</div>
<div>
- <b>Głowa mi pęka</b> - przyłożyłam dłoń do miejsca spotkania kości czołowej z ciemieniową, dokładnie tam, gdzie czułam największy ból.</div>
<div>
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zachowywałam się dość swobodnie, jakby to nie był pierwszy, i ostatni raz, gdy spotykam się z tym mężczyzną rano, tuż po przebudzeniu. Co prawda nie przypominałam sobie, aby tak było, ale szczerze mówiąc - nie pamiętałam dosłownie nic.</div>
<div>
Nie miałam pojęcia gdzie się znajdowałam , po co, z kim, i dlaczego - do jasnej cholery - sceneria oraz ogólny klimat w promieniu kilometra, przypominały tę z filmu "Ostatni dom po lewej". </div>
<div>
Z każdą kolejna sekundą przybywało pytań, a z każdym kolejnym pytaniem - wątpliwości. Jedyne do czego udało mi się dojść, to to, że miałam dwie opcje:</div>
<div>
Pierwsza - uciec przez okno starej chaty i błąkać się po lesie w poszukiwaniu pomocy, której i tak pewnie nie znajdę.</div>
<div>
Druga - zachować się jak cywilizowany człowiek, zapytać stojącego przede mną Pana o zaistniałą sytuację i mieć nadzieję, że on zachowa się równie rozsądnie. Nie wyglądał na gwałciciela, ale wolałam zachować ostrożność, przy kimś tak dobrze zbudowanym...</div>
<div>
Gdy ja starałam się ułożyć w głowie zestaw pytań, mężczyzna usiadł na brzegu skrzypiącego łóżka i obrzucił badawczym spojrzeniem. Ciemne oczy wpatrywały się we mnie, tak intensywnie, że zapomniałam nawet jak się oddycha. Szorstkie dłonie delikatnie wplątały się w moje włosy, rozlewając przy tym przyjemne ciepło, po całym moim ciele. Zamknęłam oczy i poczułam przyjemną błogość, przez którą o mało nie wylądowałam w ramionach bruneta.</div>
<div>
- <b>Czujesz się na siłach, aby dojść do samochodu, czy mam Cię zanieść?</b> - zmarszczył brwi i chwycił mnie delikatnie za ramiona myśląc, że powoli tracę przytomność.</div>
<div>
- <b>Dojdę sama</b> - zapewniłam wracając na ziemię, znad obłoków rozkoszy.</div>
<div>
- <b>To świetnie</b> - wstał pozwalając sprężyną w materacu wrócić do ich pierwotnego kształtu. - <b>Ubieraj się i wyjeżdżamy</b> - oznajmił kierując się ku wyjściu, po czym gwałtownie zatrzymał się w półkroku. - <b>No tak, przecież nie masz w co... </b>- odwrócił się twarzą do mnie, zdjął szybko <a href="http://ozonee.pl/pol_pl_HH60-BLUZA-MESKA-Z-KAPTUREM-GRAFIT-1378_8.jpg" target="_blank">ciemnoszarą bluzę</a> i rzucił mi ją na kolana. - <b>Masz, ubierz.</b></div>
<div>
Spojrzałam na niego nieco podejrzliwie, lecz mężczyzna nie uraczył mnie odpowiedzią. Odziałam się więc w bluzę, w której dosłownie tonęłam. Zaczęłam ubierać glany, stojące obok starego łóżka, choć najchętniej zapięłabym się pod szyję, założyła na głowę kaptur, zwinęła w kłębek i nie ruszała przez następny tydzień. Tak, zapach bruneta, który wsiąknął głęboko w materiał bluzy, źle na mnie działał...</div>
<div>
- <b>A dokąd mnie zabierasz, jeśli mogę spytać?</b> - chyba wreszcie uznałam, że należało zacząć zadawać pytania.</div>
<div>
- <b>Odwiozę Cię do domu</b> - odparł zakładając skórzaną kurtkę.</div>
<div>
- <b>Wiesz gdzie mieszkam?</b> - zapytałam z lekkim zdziwieniem, ale i nutką nadziei w głosie.</div>
<div>
-<b> Nie, ale ty powinnaś.</b></div>
<div>
<i>Dobij mnie...</i></div>
<div>
- <b>Tak się niefortunnie składa, że wypadło mi z głowy...</b></div>
<div>
Brunet spojrzał na mnie marszcząc brwi. Chyba nie tylko ja nie spodziewałam się nagłej częściowej utraty pamięci...</div>
<div>
- <b>Jak mocno uderzono Cię w głowę?</b> - zapytał nie spuszczając ze mnie ciemnych oczu.</div>
<div>
- <b>Po częstotliwości bólu mogę jedynie stwierdzić, że kurewsko mocno</b> - skrzywiłam się czując, jak pulsujący ból rozrywa mi łeb. - <b>Zaraz... Uderzono?!</b> - jęknęłam z nie dowierzaniem.</div>
<div>
- <b>Więc tego też nie pamiętasz...</b> - zamilknął na chwilę w zastanowieniu.</div>
<div>
-<b> A co dokładniej powinnam pamiętać?</b> - zmarszczyłam brwi w oczekiwaniu na szybkie i w miarę treściwe streszczenie ostatniej nocy.</div>
<div>
- <b>Nie wiem, znalazłem Cię w środku nocy, nieprzytomną, przy drodze.</b></div>
<div>
I nagle cały świat zwolnił...</div>
<div>
<i>Nieprzytomną?! Przy drodze?! Co ja do cholery robiłam i ile wypiłam?!</i></div>
<div>
- <b>Boję się sprawdzić spis połączeń wychodzących</b> - oparłam głowę na lewej ręce, tworząc w myślach najczarniejsze scenariusze wczorajszej nocy. Znając mój talent do robienia głupot pod wpływem alkoholu, niemożliwym było, abym nie miała jakiegokolwiek dowodu w postaci zdjęcia, więc prawą ręką sięgnęłam odruchowo do kieszeni.</div>
<div>
- <b>Nie miałaś przy sobie telefonu, ani żadnych dokumentów potwierdzających twoją tożsamość</b> - oznajmił opierając się o framugę drzwi prowadzących do pomieszczenia, które można było nazwać sypialnią. - <b>A bać powinnaś się raczej o swoją cnotę, a nie spis połączeń</b> - dodał wyraźnie poirytowany.</div>
<div>
<i>To ja byłam dziewicą..?</i></div>
<div>
Spojrzałam na mężczyznę unosząc pytająco brew. Czyżby przyczynił się do jej utraty? </div>
<div>
Szczerze mówiąc, to nie miałabym nic przeciwko, choć żałowałabym, że widok jego nagiego torsu przepadł razem z częścią pozostałych wspomnień.</div>
<div>
- <b>Na mnie nie patrz, ja nie mam z tym nic wspólnego </b>- wyparł się zakładając ręce na piersi.</div>
<div>
<i>A szkoda...</i></div>
<div>
Tak, towarzystwo tego ciemnookiego bruneta, starszego ode mnie o jakieś 20 lat, nie zdawało się dobrze na mnie wpływać.</div>
<div>
- <b>Jak masz na imię?</b> - zapytał wyrywając mnie z przemyśleń na temat mojej moralności.</div>
<div>
- <b>A... Anna </b>- chwila zawahania nie umknęła ciemnookiemu.</div>
<div>
- <b>Czyli tego też nie pamiętasz</b> - skwitował.</div>
<div>
- <b>Niestety </b>- przyznałam z rezygnacją.</div>
<div>
Nie potrafiłam przypomnieć sobie nawet własnego imienia... Ciekawe jak mocno i w co musiałam przydzwonić, aby po tak banalnych informacjach, jak mój adres, czy też nazwisko, została jedynie luka.</div>
<div>
- <b>Anastazja</b> - oznajmił wpatrując się w podłogę.</div>
<div>
Zmarszczyłam brwi. Czyżby mężczyzna stojący przede mną miał, jednak kiedyś styczność z moją osobą? Był częścią mojej przeszłości skrytej za mgłą? Jeśli tak, to jaką, i ile wiedział na mój temat?</div>
<div>
- <b><a href="http://media.giphy.com/media/yo9CgaZ0JSjm0/giphy.gif" target="_blank">Pasuje do ciebie</a></b> - dodał, unosząc wzrok znad czegoś, co kiedyś najprawdopodobniej było panelami. Delikatny uśmiech ukoił nieznośny ból głowy, ale również ugasił ostatni promyk nadziei, odebrał ostatnią przepustkę do jakiegokolwiek skrawka wspomnień, choćby ochłapu.</div>
<div>
- <b>Więc Pan Dymitr, jak mniemam?</b> - założyłam nogę na nogę z zadziornie uniesionym kącikiem ust.</div>
<div>
Skoro ja miałam być księżniczką bez wspomnień, to równie dobrze on mógł być przystojniakiem ratującym damę z opresji, i choć różnica wieku między nami była o wiele większa, nie miałam zamiaru z nim tańczyć na pokładzie statu, a już na pewno wychodzić za niego za mąż, to chyba mogłam sobie pozwolić na spełnienie jednego z marzeń pięciolatki.</div>
<div>
- <b><a href="http://media.tumblr.com/tumblr_lk4mxkrpuX1qbreo4o1_500.gif" target="_blank">William</a> </b>- poprawił mnie z uroczym uśmiechem na ustach. - <b><a href="http://static.stereogum.com/uploads/2011/10/hughjackmanprank5.gif" target="_blank">Powiedzmy, że byłaś blisko. Ale dla Ciebie, Mała, mogę być nawet Dymitrem, tylko nie Panem.</a></b></div>
<div>
<i>Will...</i></div>
<div>
Przyjrzałam mu się jeszcze raz. Nie wiedziałam dlaczego, ale budził we mnie sympatię, wydawał się być ciepłą osobą, mimo swojej postawnej postury i przymarszczonych brwi. Sprawiał, że czułam się przy nim swobodnie, a zarazem bezpiecznie.</div>
<div>
- <b>Chodź, Mała</b> - wyciągnął do mnie rękę, jakby chciał pokazać świat znajdujący się za drzwiami tego starego domu, świat, który jest zbyt niebezpieczny, abym kroczyła po nim sama. Ujęłam więc jego dłoń i pozwoliłam się prowadzić.</div>
<div>
Może i byłam naiwna, spoufalając się z nieznajomym mężczyzną, ale byłam pewna, że on mnie nie skrzywdzi. Co prawda kobieca intuicja nie zwykła być nieomylna, ale tym razem czułam, że mam rację. I tego miałam zamiar się trzymać aż do końca bajki, którą przyszło mi pisać.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">I to na tyle, jeśli chodzi o part 1.<br />Dajcie znać, czy chcecie znać ciąg dalszy<br />i mam nadzieję, że się wam podobało ^^<br />Opinie i sugestie, co do kontynuacji mile widziane ;)</span></div>
<div>
<br /></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-63993591131601709032015-06-12T06:42:00.003-07:002015-06-12T06:43:21.536-07:00Jak NIE uczyć się na poprawę<br />
<div style="text-align: center;">
To znowu ja, i to znowu moje ary z postaciami.</div>
<div style="text-align: center;">
Tym razem przedstawiam wam moją wersję Vi - najbardziej zwariowanej, pozytywnej, szczerej, etc., etc., czyli najlepszy materiał na najlepszą przyjaciółkę xD</div>
<div style="text-align: center;">
Art powstał już jakoś czas temu, ale jakoś nie miałam czasu go opublikować, więc tradycyjnie znalazłam go wtedy, kiedy miałam do najmniej, czyli podczas nauki na poprawę z języka polskiego.</div>
<div style="text-align: center;">
Tak, osoba pisząca ff'y musi poprawić swoje oceny z akurat tego przedmiotu xD Ale to nie dlatego, że mam problem z ortografią, składnią, fleksją, czy czymkolwiek innym... Ja mam po prostu problem z Panią profesor xD</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Tak więc.. oto nasza urocza Vi!<br />
Mam nadzieję, że i ona się wam spodoba ^^</div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6nsAYkShSL-ZYPCcXIQKL62hYisgZxboz6QvtEnlQB63LcVFBsEtAnGcpqJVrjWBV4FvvqY8VHfs4PwBKXWHJQBm-M34FvJfn_vrVXpAW4jzTzGzJQvH9zpsH-gAk2wT5-IKTxiBQ_5o/s1600/vi.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh6nsAYkShSL-ZYPCcXIQKL62hYisgZxboz6QvtEnlQB63LcVFBsEtAnGcpqJVrjWBV4FvvqY8VHfs4PwBKXWHJQBm-M34FvJfn_vrVXpAW4jzTzGzJQvH9zpsH-gAk2wT5-IKTxiBQ_5o/s640/vi.png" width="426" /></a></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-33037167857543043272015-05-30T12:27:00.003-07:002015-05-30T12:30:37.254-07:00Jak NIE poprawiać projektów do dokumentacji<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: center;">
<span style="text-align: start;">Już wyjaśniam.</span></div>
<span style="text-align: start;"></span><br />
<div style="text-align: center;">
<span style="text-align: start;">Nie tak dawno w mojej szkole odbył się "Dni otwarte", a na nich pokaz - mój pokaz, na którym mnie oczywiście nie było, ponieważ nie mogłam od tak sobie przylecieć z Hiszpanii do Polski na dzień, czy dwa, i wrócić... Tak więc mój pierwszy pokaz odbył się bez projektanta xD</span></div>
<span style="text-align: start;">
</span><span style="text-align: start;"></span>
<br />
<div style="text-align: center;">
<span style="text-align: start;">Jakoś to przebolałam i nadal czekam na naganie, które obiecała mi moja wychowawczyni - organizatorka części artystycznej "Dni otwartych".</span></div>
<span style="text-align: start;">
</span><span style="text-align: start;"></span>
<div style="text-align: center;">
<span style="text-align: start;">Kreacje, które wyszły na pokazie (4) były uszyte przeze mnie i moje koleżanki z klasy, na zajęciach, więc wczoraj nauczycielka poprosiła mnie, abym naniosła na projekty poprawki, które zostały uwzględnione w gotowych sztukach odzieży. Mówiąc prościej - dwa komplety szły do poprawki, aby były zgodne z uszytym modelem.</span></div>
<span style="text-align: start;">
</span><span style="text-align: start;"><div style="text-align: center;">
Rozłożyłam sprzęt, włączyłam muzykę na full, z zamiarem wzięcia się do pracy.</div>
</span><span style="text-align: start;"><div style="text-align: center;">
Oto jej efekt...<br />
<br /></div>
</span><br />
<div style="text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhisAZShc_OrxDx82C3DwpRaQw1l5685rOcOgZQFwV8nesEwWNrhDR2bsx8ZN3tAn0khdhi0ZkFC7lpo7m_UnXk6JvUw6ZExWANgO8wpw2EMaLdRRD93Q3vqEEIOj0_n5wuW0YoLSDQodM/s1600/rose.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="640" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhisAZShc_OrxDx82C3DwpRaQw1l5685rOcOgZQFwV8nesEwWNrhDR2bsx8ZN3tAn0khdhi0ZkFC7lpo7m_UnXk6JvUw6ZExWANgO8wpw2EMaLdRRD93Q3vqEEIOj0_n5wuW0YoLSDQodM/s640/rose.png" width="426" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Słynę z tego, że zajmę się wszystkim, aby tylko nie robić nic do szkoły, tak więc zabrałam się za portret Rose...</div>
<div style="text-align: center;">
Zrobiony na szybko, niedokładny, i wgl niedokończony, ale jednak chciałam wam go pokazać.</div>
<div style="text-align: center;">
Mam nadzieję, że podoba się wam moje wyobrażenie Rose ^^</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Jednak nie radzę poprawiać w ten sposób projektów do dokumentacji techniczno-technologicznej...</div>
<div style="text-align: center;">
Nie bierzcie ze mnie przykładu i przykładajcie się do rzeczy związanych ze szkołą, jak należy xD</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-86594635050725974092015-05-26T12:52:00.000-07:002015-05-26T12:53:06.887-07:00How far to our Happy End - Rozdział 7.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wszystko mnie bolało, jak cholera... Nie miałem pojęcia którą godzinę, czy noc już tam przesiedziałem. Poobijany, brudny, wyczerpany i przy okazji okradziony ze wszystkiego, co miałem, gdy przybyłem do tego ponurego miasta. Wszystkiego, oprócz tej cholernej kurtki, która pamiętała ostatnie łzy zielonookiej dziewczynki, skopanej przez życie bardziej, niż ja w tamtym momencie...<br />
<i>Obiecałem Ci, że będę ją chronić, ale - kurwa mać! - nie potrafię za nią nadążyć David</i> - przeklinałem w myślach własną bezradność i sięgałem pamięcią do czasów, w których patrzyłem na plecy tego pieprzonego blondyna. Zawsze był lepszy ode mnie, we wszystkim, spoglądał daleko ponad coś, czego ja nawet nie potrafiłem dostrzec. A później? Goniłem za osobą, którą widziałem dwa lata temu, której widok uświadomił mi, jak bardzo się myliłem, gdy myślałem, że pogodziłem się z przeszłością i zaakceptowałem swój pieprzony los. Skazany na samotność, gdy siłą odebrano najcenniejsze mi osoby.<br />
<i>Rose, David... dlaczego zostawiliście mnie samego? Cholera...</i> - zaciskałem zęby czując, jak gula rośnie mi w gardle, a łzy napływają do oczu.<br />
- <b>Rose...</b><br />
Byłem beznadziejny. Facet powinien być oparciem dla kobiety, chronić ją, a nie jej szukać, aby to ona osłaniała go przed resztą świata. Jak nisko musiałem upaść? Jak bardzo bezwładne i poobijane było moje ciało? Mimo wszystko, mimo stanu w jakim się obecnie znajdowałem, fizycznym i psychicznym, to pragnąłem ją zobaczyć. Te zielone oczy, które nie patrzyły na mnie, tylko w głąb mej duszy. Ten uśmiech, który mimo iż pojawiał się tak rzadko, to potrafił rozproszyć chmury ponurego Londynu.<br />
- <b>Rose...</b> - Nawet się nie zorientowałem, gdy moje powieki powoli opadły i straciłem przytomność.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Z nieba spadały coraz większe krople, które głośnym echem odbijały się od czarnego, przeciwdeszczowego materiału parasola. Nigdy nie wychodziłam bez niego z domu. W Londynie padało 200 dni w roku, więc nawet nie warto było go chować do szafy.<br />
Wokół rozciągała się wszechobecna szarość, a od wilgoci włosy zakręcały się dosłownie we wszystkie strony, ale nigdy mi to nie przeszkadzało. Dlaczego? Po prostu zapach, który był siłą ściągany przez deszcz na ziemię, wszystko mi rekompensował. Zapach nieba, który wszędzie był taki sam, czy w Londynie, czy w Polsce... Nigdy się nie zmieniał i to własnie dzięki niemu mogłam się, choć na chwilę przenieść do rodzinnego miasta, do chwil, które spędzałam z przyjaciółmi pod zadaszeniem mojej klatki schodowej, obserwując krople spadające z miejsca, którego my zawsze chcieliśmy dosięgnąć. Własnie w takie deszczowe dni pochłaniało mnie uczucie głębokiej melancholii, i właśnie to uczucie popchnęło ku temu, aby tym razem wracać z treningu pieszo.<br />
Im dłużej spacerowałam, wdychając wilgotne powietrze, tym bardziej okrężne ścieżki wybierałam. Nie śpieszyło mi się do mieszkania pełnego białych kopert, a Vi i tak uprzedziła mnie, że tego dnia wróci nieco później. Chciała spędzić z brodaczem jak najwięcej czasu, zanim znowu wyjadą w trasę. Oczywiście ja również nie marzyłam o niczym innym, jak o deszczowym popołudniu ze swoim ukochanym rozczochrańcem, ale niektóre marzenia niestety nie doczekały się spełnienia.<br />
Oboje byliśmy pochłonięci pracą, a nikt nie był na tyle miłosierny, aby jakimś magicznym sposobem dodać nam do doby 8 godzin, chociażby na sen...<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Stanęłam w półkroku, czując na plecach nieprzyjemny dreszcz, który stawiał mi wyraźne ultimatum: <i>Albo ruszysz dupsko i pójdziesz wreszcie do domu, albo wpakujesz się w kolejne kłopoty.</i> Ciemne uliczki, od których nocą powinno się trzymać z daleka, w tamtej chwili nie wydawały się być aż tak odstraszające. Kilka myszy, czy zbłąkany kot, wtedy nie potrafiły mnie skutecznie do nich zniechęcić. Najwidoczniej potrzebowałam nauczki, aby opuściła mnie pokusa zawitania do jednej z nich, w którą z niewiadomych przyczyn wbijałam oczarowane spojrzenie. Wpatrywałam się w mroczną bezdeń. Bezdeń emanującą tajemnicą, bezdeń, z której wydobywało się ledwo słyszalne wołanie o pomoc. A może to było moje imię? Czułam się jak Ewa, wabiona przez przebiegłego, wijącego się w ciemnościach gada.<br />
Jak myślicie, co wtedy zrobiłam?<br />
Oczywiście, że zaryzykowałam i kupiłam bilet w jedną stronę z mojego małego, prywatnego raju. Która kobieta by tego nie zrobiła? Popełnianie głupich błędów mamy już we krwi od początku świata...<br />
Jednak nie ważne, ile razy ktoś będzie Ci wpajał przestrogi - wszystkiego musisz się nauczyć na własnych błędach.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nabrałam głośno powietrza w płuca, jakbym właśnie zamierzała wskoczyć do bezdennego akwenu, wypełnionego lodowatą wodą. Kroczyłam niepewnie w głąb ciemnej uliczki, uważając aby po drodze nie nadepnąć jakiemuś śpiącemu kocurowi na ogon...<br />
Ciche nawoływania brzmiały znajomo, co tylko potęgowało moje przeczucie, iż nie powinno mnie tu być.<br />
Stanęłam przed ścianą, która oznaczała nic innego, jak koniec mojej jakże emocjonującej podróży. Rozejrzałam się dookoła, ale jedyne co dostrzegałam to porozrywane worki na śmieci i mysz, przebiegającą mi między nogami. Nie było tam nic nadzwyczajnego. Uliczka, jak każda inna; zapuszczona i nie najprzyjemniej pachnąca.<br />
Odwracając się na pięcie, karciłam samą siebie w myślach:<br />
<i>Dlaczego ja tam w ogóle polazłam? Co mi strzeliło, żeby od tak wybrać się na wycieczkę po ciemnych uliczkach Londynu? Do tego słyszałam jakieś głosy... Boże, Rose - to się leczy!</i><br />
Dopiero w połowie drogi zauważyłam, że przestało padać, a słońce nieśmiało wyglądało zza chmur. Cóż... najwyższa pora, aby wrócić do domu; a taki przynajmniej miałam zamiar, dopóki nie usłyszałam cichego mruknięcia:<br />
<b>- Rose...</b><br />
Oniemiała wlepiłam wzrok w mężczyznę, któremu promienie słońca delikatnie pieściły sine usta i worki pod oczami, chowające się za mokrymi kosmykami ciemnych włosów. Nie wierzyłam w to co widzę. Łzy napłynęły mi do oczu, odruchowo zrobiłam szybki krok w tył i zasłoniłam usta dłonią, aby zdusić szloch. To był naprawdę on...<br />
Wierzchem dłoni otarłam nos i odgarnęłam wszystkie wątpliwości, nasuwające się pytania na bok. Pozwoliłam zaślepić się bezgranicznemu szczęściu.<br />
Przykucnęłam przy wybudzającym się przyjacielu.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tkwiąc w ciemności, słyszałem w oddali czyjeś kroki.<br />
Kto to?<br />
Przyjaciel? Wróg?<br />
O co ja w ogóle pytałem... przecież nie miałem już przyjaciół. Straciłem ich dawno temu i nie potrafiłem się z tym pogodzić. Wzywałem ich imiona przez sen, choć nigdy nie usłyszałem odpowiedzi.<br />
Tym razem nie dbałem o to, kim mogła być osoba przemierzająca ciemności. Chciałem jedynie, aby mnie stamtąd wyciągnęła, aby pomogła mi pożegnać strach i samotność, aby przecięła niewidzialne nici, wiążące mnie z przeszłością.<br />
Czy naprawdę prosiłem o zbyt wiele?<br />
Tym razem uzyskałem odpowiedź.<br />
Do mojego spowitego mrokiem świata, wdarł się jasny promień zwiastujący zmianę na lepsze.<br />
Kto pomagał mi się wyrwać z własnej klatki? Komu powinienem być wdzięczny?<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Powoli podnosiłem ociężałe powieki, a to co ujrzałem od razu wyrwało mnie z otępienia.<br />
Te piękne zielone oczy, promienny uśmiech... Mała Rose była tuż przede mną. Wydawała się taka realistyczna, niemalże namacalna. Byłem przekonany, że pewnie zmęczenie mąci mi w głowie i skutecznie próbuje oszukać moje oczy, ale nie dbałem o to. Prosiłem, aby ta iluzja nie rozmywała się przedwcześnie, abym mógł wpatrywać się w twarz dziewczyny, piękniejszej, niż niejedno wybitne dzieło sztuki, jeszcze przez chwilę.<br />
Jednak iluzja nie rozpływała się, a wręcz przeciwnie. Obraz stawał się coraz ostrzejszy, a do moich uszu dobiegł delikatny, kobiecy głos.<br />
- <b>Wzywałeś, <a href="http://m.natemat.pl/de3f7ab47387fd58051cf984c2d67d97,641,0,0,0.jpg" target="_blank">Lucas</a>?</b><br />
- <b>Och, Mała, gdybyś wiedziała ile razy...</b> - uniosłem kąciki ust w odpowiedzi na przepełniony czułością uśmiech Rose.<br />
A więc to ona miała być moim wybawieniem. To ona wdarła się siłą do mojego spowitego mrokiem świata i usiłowała uczynić go lepszym.<br />
Och, Mała... nie wątpiłem w to, że pomożesz mi pokonać strach, że pomożesz mi pożegnać samotność, jednak nie byłem przekonany, co do tego, czy uda ci się przeciąć nici, wiążące mnie z przeszłością - moje główne źródło bólu.<br />
Choć nie miałem nic przeciwko cierpieniu z twojego powodu, to nie mogłem znieść myśli, że od tamtej pory pozwoliłem Ci cierpieć przeze mnie.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy tylko weszliśmy do mieszkania, wysłałam przyjaciela pod prysznic. Oczywiście przemoczony rozebrał się w pośpiechu, zostawiając wszystkie ubrania na podłodze, co ani trochę mnie nie zdziwiło. Z anielską cierpliwością zebrałam wszystkie i wrzuciłam do kosza na brudy, no... prawie wszystkie. Moje dłonie nie chciały uwolnić z uścisku skórzanej kurtki, którą lata temu oddałam Lucasowi. Wtedy czułam, że jemu również należy się jakaś pamiątka po Davidzie, choć teraz, gdy spojrzę wstecz, mam wrażenie, że tylko utrudniłam mu pogodzenie się z jego utratą. Tak samo, jak sobie ją utrudniałam, nie rozstając się z glanami, które od niego dostałam.<br />
Czasami świadomie sprawiamy sobie ból, i nikt nie jest w stanie powiedzieć dlaczego... Taka już nasza natura. W głębi każdy z nas był masochistą.<br />
- <b>Pozwoliłem sobie użyć ręcznika leżącego na pralce</b> - wyszedł z łazienki, wycierając włosy.<br />
- <b>Zostawiłam go tam specjalnie dla ciebie</b> - odłożyłam kurtkę na oparciu kanapy, czując na sobie jego spojrzenie.<br />
- <b>W takim razie - dziękuję bardzo.</b><br />
Mimo iż nie widzieliśmy się tyle lat, nie czułam skrępowania widokiem jego bez koszulki. Ten widok nie należał do obcych, i choć brunet nieco zmężniał, to nie potrafiłam spojrzeć na niego inaczej, niż na starszego brata.<br />
- <b>Macie coś do picia?</b><br />
- <b>W lodówce. Szklanki są w szafce nad zlewem - czuj się jak u siebie.</b><br />
A może jednak coś się zmieniło?<br />
<i>Chodzi na siłownie...</i> - stwierdziłam, przyłapując się tym samym na zbyt uważnym przyglądaniu się jego sylwetce.<br />
- <b>Więc? Co Cię przygnało do Londynu? Jeszcze nie tak dawno siedziałeś w Rakoniewicach</b> - przesłuchanie czas zacząć.<br />
- <b>Dwa lata temu</b> - zauważył, wyciągając szklankę. - <b>Też chcesz?</b><br />
- <b>Nie, dzięki</b> - usadowiłam się na podłokietniku kanapy, nie spuszczając z niego wzroku. - <b>Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.</b><br />
- <b>Rzeczowa, jak zawsze. Nic się nie zmieniłaś, co? </b>- odwrócił się twarzą do mnie i oparł o blat. - <b>Obietnica </b>- ponaglany moim niezadowolonym wyrazem twarzy, wreszcie udzielił odpowiedzi.<br />
- <b>Obietnica?</b> - powtórzyłam unosząc pytająco brew.<br />
- <b>Tak, i to ściśle związana z tobą, Mała</b> - zsunął ręcznik z głowy na barki.<br />
Nigdy nie lubiłam, gdy mnie tak nazywali, choć później żałowałam, że nie mogłam tego usłyszeć ponownie. Raz, tylko jeden raz...<br />
- <b>"Opiekuj się nią", czy coś w tym stylu</b> - zacytował, celowo zmieniając ton głosu.<br />
- <b>Komu ją składałeś?</b> - zmarszczyłam brwi, a w odpowiedzi otrzymałam jedynie porozumiewawczo uniesiony kącik ust. - <b>Po co w ogóle pytam...</b><br />
Tamten dzień nie należał do najłatwiejszych. Po powrocie z Polski, wszystko ciągnęło mnie do domu, do chwil spędzonych z rodziną, przyjaciółmi... Jednak nie uporałam się jeszcze z przeszłością. Nie potrafiłam z nią walczyć, a co dopiero się pogodzić. Nadal cierpiałam przez pustkę w sercu, którą kiedyś wypełniali oni - osoby, które przedwcześnie mi odebrano.<br />
- <b>Zawsze byłaś naszym oczkiem w głowie</b> - widząc, że wbiłam wzrok z podłogę, podszedł, chwycił mój podbródek dwoma palcami i unosząc go zmusił do spojrzenia mu w oczy.<br />
- <b>Dlatego przypomniałeś sobie o mnie dopiero teraz?</b> - zabrzmiało to jakbym miała do niego pretensje o to, że w ogóle się pojawił.<br />
A wcale tak nie było... Po prostu przez ten cały czas czułam się samotna bez nich, a natłok wspomnień kazał mi to z siebie wyrzucić.<br />
- <b>Jeszcze dwa lata temu byłem przekonany, że nie żyjesz, jak wszyscy z resztą</b> - skarcił mnie, marszcząc brwi. - <b>Po za tym, czego oczekiwałaś od małoletniego smarkacza?</b> - westchnął przypominając sobie jak bezradny był, jeszcze kilka lat temu.<br />
- <b>Że okażesz się mądrzejszy ode mnie i pogodzisz się z rzeczywistością</b> - oboje byliśmy bezradni, tak wtedy, jak i teraz.<br />
- <b>Niestety, ja też potrafiłem tylko uciekać. Z tą różnicą, że nie miałem odwagi uciec do świata z gitarą i pancerną walizką, tylko tkwiłem zamknięty we własnym</b> - jego głos był tak łagodny... jeszcze bardziej, niż jego dłonie.<br />
Wiedziałam, że nawiązuje do mojej irracjonalnej ucieczki z rodzinnego miasta, ale nie mogłam się powstrzymać od zgryźliwej uwagi:<br />
- <b>Z gitarą? Z twoim antytalentem muzycznym? </b><br />
- <b>Warto mieć marzenia... </b>- zaśmiał się pod nosem, żegnając smętną atmosferę.<br />
Zdecydowanie wolałam go w tej wersji. Nie znosiłam chwil, w których z jego twarzy znikał uśmiech, nawet ten zadziorny, czy drwiący. To do niego po prostu nie pasowało, do najbardziej ogarniętego dzieciaka z grupy fanów dwóch kółek. Tego, który jako jeden z niewielu potrafił utrzymać tę hołotę w ryzach. Ahh, jak bardzo za nimi tęskniłam... za wiecznymi wyścigami z wiatrem, za warkotem silników, za barem, który odwiedzali co wieczór.<br />
Jak bolesny był moment, w którym dotarło do mnie, że ani jedna z tych rzeczy już nigdy nie wróci. Nawet tamten uśmiechnięty chłopak, o oczach w kolorze bezchmurnego nieba.<br />
Lucas, tak bardzo się zmieniłeś od tamtego czasu... Ile musiałeś wziąć na swoje barki, aby twoje tęczówki nie przypominały już tej bezkresnej przestrzeni, której tak chcieliśmy dosięgnąć?<br />
- <b>Wróciłam!</b> - oznajmiła wchodząca do mieszkania Vi. - <b>Wiem, że się spóźniłam, ale zobacz co Ci przyniosłam</b> - jej entuzjazm zgasł, gdy tylko podniosła wzrok znad klamki. - <b>Chyba przyniosłam Pana "Prezent na pocieszenie" w nieodpowiednim momencie..</b>. - osłupiała stanęła w drzwiach, a za jej plecami czekał owy Pan Prezent.<br />
Na widok Dana od razu stanęłam na równe nogi, układając błyskawicznie w głowie najbardziej wiarygodne i racjonalne wytłumaczenie.<br />
- <b>Czy to są moje spodnie?</b> - zdziwiony uniósł pytająco brew.<br />
W myślach przybiłam piątkę z twarzą. Jak wytłumaczyć mu kim jest Lucas, dlaczego nie ma na sobie koszulki i chodzi po naszym mieszkaniu w jego dresach?<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Tak, wiem...<br />Wieki mnie tu nie było...<br />Bo to brak weny, praktyki w Hiszpanii, nauka, nadrabianie, itd...<br />Zrozumiem, jeśli jesteście na mnie źli i odechciało wam się<br />czytać moje wypociny...<br />Ale wróciłam! I tym razem się mnie tak szybko nie pozbędziecie.<br />W każdym razie - przepraszam tych, których czekali<br />na kolejny rozdział, i mam nadzieję, <br />że przyjmiecie mnie znów z otwartymi ramionami.</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-34472030105971571162015-03-10T10:42:00.002-07:002015-03-17T08:02:59.051-07:00How far to our Happy End - Rozdział 6.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>W pośpiechu weszłam na salę, której cała jedna ściana była pokryta lustrami. Lampy kąpały w swoim świetle mężczyznę ubranego w <a href="http://ozonee.pl/pol_pl_BBG-321-SPODNIE-MESKIE-DRESOWE-GRAFIT-2736_2.jpg" target="_blank">grafitowe, dresowe spodnie</a> i szczerze mówiąc nie miał na sobie już nic więcej, oprócz nich i ulubionych butów do tańca. Brad miał nieprzyjemny zwyczaj zapominania o górnej części garderoby, ale tylko do czasu, aż na sali pojawiła się osoba, która nie jest mną.<br />
- <b>Spóźniona</b> - odsłonił śnieżnobiałe zęby w uśmiechu.<br />
Nie znosiłam tego. Sposobu w jaki unosił uwodzicielsko kącik ust, w jaki emanował seksem po prostu <a href="https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpf1/v/t1.0-9/1610875_10152589256760373_3905236818957099229_n.jpg?oh=a770f77902e319ea18002b0fcb80aa85&oe=5574C127&__gda__=1433807640_f4165171b96d5c978ab125a3e837380d" target="_blank">stojąc z koszulką przewieszoną na szyi</a>. Ten mężczyzna był po prostu niemożliwie atrakcyjny.<br />
I właśnie to było jego największą wadą.<br />
- <b>I tak przed czasem</b> - rzuciłam zamykając za sobą masywne, dwuskrzydłowe drzwi.<br />
Potruchtałam przez całą długość sali, tak jakbym próbowała przemknąć obok szatyna niezauważona i zwinąć klucz leżący na parapecie. Niestety glany spotykając się z parkietem wydawały głośne odgłosy tupania i piski.<br />
- <b>Instruktor powinien być obecny na sali co najmniej pół godziny przed czasem</b> - oznajmił ujmując w dłoń mój cel.<br />
- <b>Nie jestem instruktorem</b> - zauważyłam próbując odebrać tancerzowi przepustkę do wygodniejszych ubrań.<br />
W <a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhnaNTpILQgEv9ih0sxKa5QcCLDNqvaYQdbBREg-qDzHiSZayIVCJOuXovAqtuqK01TStInJ4w8aa_kC_lLQncUJSjg_1r8H2GmWBM0eY8WzXcrtKtTbecBs1h47hhojRn7HiuNzHLgL81Z/s1600/outfit+19.JPG" target="_blank">brązowym swetrze, poprzecieranych rurkach i beżowym szalu w kwieciste wzory</a> niemal idealnie wpisywałam się w otoczenie...<br />
- <b>Ale mogłabyś być</b> - stwierdził unosząc rękę jak najwyżej, abym musiała robić z siebie idiotkę skacząc, jak mała dziewczynka, której odebrano lizaka. -<b> Uwolniłabyś się od tych ciągłych wyjazdów, grania w teledyskach, propozycji od wytwórń i reżyserów </b>- mówił z udawanym współczuciem w głosie.<br />
Doskonale wiedział, ile ludzi marzy o takim trybie życia, i jak bardzo ja byłam z niego niezadowolona.<br />
Nic dziwnego, skoro ty musisz wyjechać do USA, kiedy twój ukochany siedzi w Londynie po raz pierwszy od kilku miesięcy...<br />
Tak, mimo iż uwielbiałam podróżować, to o wiele bardziej chciałam spędzać ten czas z Danem. Nasz tryb życia sprawiał, że dom był dla nas hotelem, a wolne dni zdecydowanie za często się ze sobą nie pokrywały. W rezultacie spotykaliśmy się raz na miesiąc, a gdy już do tego dochodziło, to nie wychodziliśmy z łóżka i to nie dlatego, że robienie pewnych rzeczy w innym miejscu jest nieprzyzwoite; zmęczenie po prostu brało nad nami górę.<br />
- <b>Miło, że rozumiesz moją sytuację, ale jeśli chcesz, abym była gotowa przed czasem </b>- oddaj mi klucz. Proszę - przecedziłam przez zęby zirytowana brakiem kilku centymetrów, dzielących mnie od istotnego w tej chwili kawałka metalu.<br />
- <b>Jasne, nie ma sprawy</b>.<br />
Schował obie dłonie za plecami.<br />
- <b>Tylko musisz zgadnąć w której ręce je trzymam.</b><br />
Zadziornie uniesiony kącik ust doprowadzał mnie do szału, i to nie tylko dlatego, że osoba stojąca przede mną była wyjątkowo irytująca w całym swoim jestestwie, ale również, że w każdym ruchu, słowie, czy oddechu przypominał mi osobę, z której tak trudno było mi się wyleczyć.<br />
Gdyby odjąć mu kilka lat, przefarbować włosy na blond i pozwolić zarostowi żyć własnym życiem, to nawet ja byłabym skłonna stwierdzić, iż David w jakiś niewytłumaczalnie cudowny sposób zmartwychwstał. A ten fakt irytował mnie bardziej, niż to, że Brad uwielbiał się ze mną droczyć na każdym kroku.<br />
- <b>Prawa</b> - wywróciłam oczami ciężko wzdychając.<br />
I pomyśleć, że już miałam go dość... a dzień dopiero się zaczął.<br />
- <b>Pudło</b> - oznajmił i ku mojemu zdziwieniu, zamiast pustej dłoni przed nosem zobaczyłam różę. - <b>Wszystkiego najlepszego</b> - uśmiechnął się w sposób, w jaki odkupił wszystkie swoje dotychczasowe grzechy.<br />
- <b>Z jakiej to okazji?</b> - zdziwiona przyjęłam piękny kwiat iskrzący czerwienią.<br />
- <b>Dnia Kobiet.</b><br />
- <b>Jest ósmy marca</b> - uniosła wzrok znad delikatnych płatków. - <b>W Wielkiej Brytanii to święto obchodzi się dziesiątego, i z tego co pamiętam, to nie macie w zwyczaju obdarowywania kobiet kwiatami.</b><br />
- <b>Najpiękniejsze kobiety zasługują na specjalne traktowanie.</b><br />
Tak, wiem - nie tylko różnorodność przedstawicielek płci pięknej w Polsce była przyczyną powstania stwierdzenia, iż - "polki są najpiękniejsze", jednak miałam dziwne przeczucie, iż tym razem Brad nie miał na myśli mojego pochodzenia.<br />
I wcale nie wskazywała na to jego dłoń, która wodząc delikatnie od mojej skroni założyła mi za ucho zbłąkane kosmyki.<br />
Nie, to z pewnością nie było żadnym dowodem na to, iż uroczy gest mógł mieć ukryte drugie dno...<br />
Tymczasem ja zbliżyłam się do niego na tyle blisko, aby wyciągnąć klucze, które ukrył na dnie kieszeni dresowych spodni.<br />
A to, że on źle odczytał moje intencje i schylał się powoli do pocałunku, to już absolutnie nie moja wina!<br />
Zanim jednak doszło do czegokolwiek - szybko wyjęłam to co chciałam i odsunęłam się na bezpieczną odległość.<br />
-<b> Dziękuję</b> - z triumfalnym uśmiechem na ustach zabrzęczałam mu kluczami przed nosem.<br />
Zaskakujące, jak późno zorientował się, iż ktoś grzebał mu w kieszeniach...<br />
Biedny naiwny tancerzyk ze słabością do kobiet.<br />
Zastanawiało mnie ile razy stracił portfel ulegając wpływom ładnej buzi, której właścicielka okazała się być kieszonkowcem.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po niecałych pięciu minutach wróciłam przebrana na salę.<br />
<a href="https://33.media.tumblr.com/a88ae33e7932c432a215236901f25895/tumblr_my5uxj0GVv1syyu0jo3_250.gif" target="_blank">Czarne, luźne spodnie, burgundowy top</a> i wygodne<a href="http://cdn100.iofferphoto.com/img3/item/210/327/666/justin-bieber-supry-luxury-footwear-trends-09178.png" target="_blank"> buty do tańca</a>, to był strój w jakim najczęściej można było mnie tu zobaczyć. Nie przejmowałam się odsłoniętym brzuchem, nie raziły mnie skąpsze stroje koleżanek, braki koszulek kolegów. Tutaj był inny świat, tutaj każdy był świadomy swojego ciała i nie miał żadnych problemów, aby je eksponować. Nikt Cię również nie oceniał, czy krytykował, jeśli byłeś gorzej zbudowany. Akceptowaliśmy się wzajemnie i szanowaliśmy.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Sala była już pełna, a ja przyszłam, jako jedna z ostatnich. Wiedziałam, że przekomarzanie się z Bradem to strata czasu...<br />
Wszyscy siedzieli już pod lustrami wyczekując nowego układu, który miałam powtarzać z szatynem w ciągu ostatnich trzech dni. Problem tkwił w tym, iż nie mieliśmy na to za dużo czasu... Ja wywędrowałam do Polski, a ciemnooki zajął się swoimi sprawami.<br />
Ale zasad trzeba było przestrzegać: zwycięzcy piątkowych "zawodów" byli zobowiązani przedstawić ponownie swój układ i nauczyć kroków pozostałą część grupy.<br />
Zawody polegały na tym, iż chętne grupy tworzyły choreografię, do wyznaczonego utworu, którą następnie musiały zaprezentować. Zwycięzca wybierał piosenkę do kolejnej tury, a jego układ był tym, który uczestnicy warsztatów musieli opanować do piątku.<br />
O wyniku decydowała ilość butów zebrana przez daną grupę, duet, czy solistę.<br />
Tak - butów.<br />
Piosenkarzy obsypuje się kwiatami, pluszakami, a tancerzy - obuwiem. Jeśli miałeś na sobie czapkę - miałeś dodatkowy głos do oddania. Zdarzały się nawet przypadki, w których pod stopami znalazłam czyjeś spodnie...<br />
Idąc tą logiką - możesz oddać tyle głosów na ile jesteś odważny, aby rozebrać się prawie do naga.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Stanęłam obok Brada, który już ubrany w koszulkę czekał zwrócony twarzą do luster. Moje niepewne spojrzenie od razu zdradziło, iż przez ten weekend nie odświeżyłam sobie pamięci na tyle, aby zatańczyć całą choreografię od początku do końca, jednak szatyn się tym nie przejął. Jedynie zaśmiał się pod nosem.<br />
Wiedziałam.<br />
Ten wizualnie idealny idiota również nic nie pamiętał!<br />
Z jednej strony było to nieodpowiedzialne z naszej strony wiedząc, że to na naszych barkach spoczywa nauczanie innych każdej choreografii, ale z drugiej było świetną okazją do przypomnienia sobie, że taniec jest dziedziną sportu, która nie polega na rygorystycznych treningach i trzymaniu się wyznaczonych norm, ale na pokazaniu samego siebie i zabawie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><a href="http://youtu.be/WJ4ilOPxu0c" target="_blank">Muzyka odbijała się od żółtoczarnych ścian sali,</a> za nami stał rząd wiatraków, które w najcieplejsze dni były niczym błogosławieństwo. Wyszliśmy na środek zamieniając jeszcze kilka zdań:<br />
- <b>Pamiętasz cokolwiek?</b> - ciemnooki wolał się upewnić.<br />
- <b>Niektóre fragmenty...</b> - przyznałam niechętnie.<br />
- <b>No to czas popisać się naszą grą aktorską </b>- wzruszył beztrosko ramionami z szerokim uśmiechem na twarzy.<br />
<a href="http://youtu.be/WJ4ilOPxu0c?t=17s" target="_blank">Zaczęliśmy krążyć wokół siebie robiąc małe kroczki na lekko ugiętych kolanach.</a> Wskazując na sąsiada uśmiechaliśmy się do siebie bezradnie, próbując w myślach przywołać prawidłowe kroki układu. Kilka kroków w tył, znów okrążyliśmy się kilka razy w rytmie piosenki i <a href="http://youtu.be/WJ4ilOPxu0c?t=43s" target="_blank">w zasadzie prawdziwy taniec zaczął się dopiero po czterdziestu pięciu sekundach robienia z siebie idiotów.</a><br />
Kilka efektywnych kroków i w pomieszczeniu rozbrzmiały krzyki aprobaty, które wzbierały na sile, gdy tylko <a href="http://youtu.be/WJ4ilOPxu0c?t=57s" target="_blank">ciemne oczy Brada zsunęły się na moje pośladki, a on z głupawym uśmieszkiem tańczył dalej.</a> Oczywiście efekt był zamierzony, choć nie wynikł z mojej inicjatywy.<br />
Jako duet lubiliśmy wchodzić ze sobą w interakcję, więc często tańczyliśmy razem, a nie obok siebie. Nasze ruchy były uzależnione od drugiej osoby, co zawsze zwiększało ilość decybeli na tej sali.<br />
Poruszaliśmy się idealnie równo, choć każdy na swój sposób, i mimo odmienności stylów - nadal tworzyliśmy spójną całość. Nawet w chwilach, w których nie mieliśmy pojęcia co robić, czyli takiej jak ta, gdy dalsza część choreografii była zakodowana w odmętach pamięci.<br />
- <b>I co dalej?</b> - zapytałam wykonując jeden z ostatnich kroków, jaki pamiętałam w tej części utworu.<br />
- <b>Po prostu stój</b> - odparł tancerz, a gdy tylko <a href="http://youtu.be/WJ4ilOPxu0c?t=1m2s" target="_blank">zrobiłam to co kazał wzbogacając to o kilka subtelnych gestów - znalazł się na ziemi przede mną.</a><br />
Rozłożyłam bezradnie ręce nie wiedząc co zrobić.<br />
Jeden z najprzystojniejszych facetów, jakich miałam okazję poznać własnie leżał u moich stóp, a ja stałam, jak słup soli. Na samą myśl o tym, zaczęłam się śmiać, a w tym czasie Brad wrócił do pionu.<br />
- <b>Jedziemy dalej</b> - uśmiechnął się ciemnooki słysząc, że widowni, mimo wszystko się podoba.<br />
<a href="http://youtu.be/WJ4ilOPxu0c?t=1m13s" target="_blank">Następnie stojąc obok mnie dyktował, którą nogą i co mam robić, aby chociaż zachować pozory jakiejkolwiek choreografii.</a><br />
- <b>Spójrz w prawo i w lewo</b> - wziął mnie pod rękę i instruował dalej.<br />
Trzeba mu było przyznać, że w wymyślaniu układu w trakcie tańca był niedyplomowanym mistrzem.<br />
<a href="http://youtu.be/WJ4ilOPxu0c?t=1m23s" target="_blank">Następny fragment przebrnęliśmy tak, jak powinniśmy.</a> Nasze ruchy znów idealnie się zgrywały, a na kolejną interakcję publiczność nagrodziła jeszcze większą ilością decybeli, niż poprzednią.<br />
- <b>Teraz idziesz sama</b> - <a href="http://youtu.be/WJ4ilOPxu0c?t=1m42s" target="_blank">piękny sygnał, który nie oznaczał nic innego, jak ten piękny moment, w którym mogłam zaszaleć.</a><br />
I najwidoczniej nie tylko ja byłam z tego powody zadowolona, bo publiczność również zareagowała entuzjastycznie.<br />
Oczywiście lubiłam układać choreografię z Bradem i wykonywać ją z innymi, ale układ stawał się o wiele bardziej efektywny, jeśli znalazło się w nim miejsce na freestyle.<br />
<a href="http://youtu.be/WJ4ilOPxu0c?t=1m50s" target="_blank">A po chwili moje miejsce zajął szatyn.</a><br />
I w tym momencie wszystkie panie obecne na sali budziły się do życia.<br />
Ale co dalej?<br />
Cóż... jeśli nie masz pomysły, to najprawdopodobniej najlepszą opcją jest po prostu się wygłupiać, co i my uczyniliśmy.<br />
Po Kilku krokach zrobionych ku sobie oparliśmy się wzajemnie o swoje plecy.<br />
- <b>Gotowa na zrobienie z siebie idiotki?</b><br />
- <b>Z tobą zawsze.</b><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=WJ4ilOPxu0c&feature=youtu.be&t=2m8s" target="_blank">Oparci o siebie ugięliśmy kolana i zaczęliśmy krążyć, wykonując przy tym dziwne ruchy rękoma.</a> Nie skończyliśmy całego obrotu, a ja już nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, który również rozbrzmiewał w całym pomieszczeniu.<br />
Nie tylko my się dobrze bawiliśmy, ale również pozostali uczestnicy warsztatów, którzy na nowo zrozumieli, że taniec to nie tylko idealne kroki, robiące wrażenie, ale również wygłupy z przyjaciółmi, które są jego prawdziwą istotą.<br />
<a href="http://youtu.be/WJ4ilOPxu0c?t=2m49s" target="_blank">Dreptałam za Bradem, gdy występ schylał się ku końcowi. Szatyn złapał mnie za ręce, uwiesił na plecach i z zadowoleniem wyniósł z sali, a odprowadziły go radosne śmiechy publiczności.</a><br />
Ta choreografia zapadła nam wszystkim głęboko w pamięci i zapisała się na kartach pozytywnych wspomnień, które z pewnością jeszcze nie raz przejrzę.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">I tak oto kolejny rozdział dobiega końca.<br />Mam nadzieję, że mimo obecności Brada,<br />którego ja nawiasem mówiąc uwielbiam,<br />rozdział się wam spodobał.<br />Cóż... miał być z okazji Dnia Kobiet,<br />ale uznajmy, że pamiętałam o naszych kochanych<br />mężczyznach i napisałam ten rozdział specjalnie<br />z okazji Dnia Mężczyzny!<br />(choć pewnie i tak żaden tego nie czyta xD)<br />To wszystko na dziś.<br />Mam nadzieję, że się podobało <br />i jak zwykle czekam na wasze opinie ^^</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-85583003920139115652015-02-28T11:51:00.000-08:002015-02-28T12:05:49.960-08:00Nauka Polskiego - Lekcja 1.<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div style="text-align: left;">
Wiem, wiem, wiem... obiecałam wam, że dodam "niespodziankę" w okolicach 16.</div>
<span style="text-align: start;"></span><br />
<div style="text-align: left;">
<span style="text-align: start;">Ale jak tylko włączyłam laptopa, to od razu przypomniało mi się, że muszę zrobić jeszcze "to", to, to i TO.</span></div>
<span style="text-align: start;">
</span><span style="text-align: start;"></span>
<div style="text-align: left;">
<span style="text-align: start;">I w efekcie końcowym miałam 15 rzeczy do zrobienia, i jak to mam w zwyczaju - zaczęłam oczywiście od końca.</span></div>
<span style="text-align: start;">
</span><span style="text-align: start;"><div style="text-align: left;">
Jednak nadal jest sobota, więc można powiedzieć, że dotrzymałam obietnicy! xD</div>
</span><br />
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<span style="text-align: start;"></span><br />
<div style="text-align: left;">
<span style="text-align: start;">Tak więc...</span></div>
<span style="text-align: start;">
</span><span style="text-align: start;"></span>
<div style="text-align: left;">
<span style="text-align: start;">Długo wyczekiwana niespodzianka, czyli: "Nauka Polskiego - Lekcja 1."</span></div>
<span style="text-align: start;">
</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTdVBGvMFi1aVmPhPwyt03jJr8Tf_GK6xJP1hPAVjYtZJ7MTghbBBm6xFy75hcjKcr_cVFzbjta10UCCFAegGG7y897tY9dUs8d2uVs7khxU5fWImVm_Usgw1baE0oTwtP8qI4dih5Ww0/s1600/large.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiTdVBGvMFi1aVmPhPwyt03jJr8Tf_GK6xJP1hPAVjYtZJ7MTghbBBm6xFy75hcjKcr_cVFzbjta10UCCFAegGG7y897tY9dUs8d2uVs7khxU5fWImVm_Usgw1baE0oTwtP8qI4dih5Ww0/s1600/large.png" /></a></div>
<br />
<br />Komiks inspirowany innym komiksem, który kiedyś znalazłam w ciemnych zakątkach internetu. Podałabym autora, ale niestety nie mam pojęcia kim on(a) był(a)... <br />Pamiętam jedynie, iż komiks podpisano, jako: "Obwarzanek xD"<br />
<br />
Mam nadzieję, że bardzo krótki komiks się wam spodobał ^^<br />
Czekam na wasze opinie w komentarzach, tylko proszę o wyrozumiałość, bo pierwszy raz rysuję Dana i wiem, że powinnam jeszcze dużo poprawić, ale jestem taka dumna z tej krótkiej scenki, że musiałam wam ją pokazać *^*<br />
<br />
I jeszcze jedno...<br />
Jeśli spodobał wam się komiks i chcielibyście widywać je częściej, to pisze w komentarzach, które scenki z LbO lub Happy End mam dla was narysować i/lub jaką konkretną scenę chcielibyście widzieć w pełnometrażowym (nie wiem jak to nazwać, więc niech będzie "pełnometrażowy") arcie.<br />
Komiksy będą bardziej humorystyczne (no chyba, że dana osoba zażyczy sobie inaczej), natomiast arty będą... ładniejsze. Pełna kolorystyka, cieniowanie, tło i ogólnie większy wkład pracy.<br />
Więc jeśli podoba wam się ten pomysł, to czekam na wasze zlecenia ^^<br />
<br />
Zlecenia możecie składać w komentarzach na stronie "Arty" (u góry na tym fajnym paseczku pod nagłówkiem znajdziecie odnośnik) lub na pw (fb, email, etc., etc)<br />
<br />
<br />
P.S<br />
Wybaczcie mój nieestetyczny charakter pisma... ale pisałam to co najmniej 20 razy (każdą kwestię...), abyście byli w stanie się doczytać. Mam nadzieję, że nie poległam, ale jeśli nadal nie możecie się doczytać, to obiecuję, że od dziś zacznę ćwiczyć pisanie! T^TAnonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-5275189239007085282015-02-27T03:59:00.001-08:002015-02-28T11:52:18.474-08:00How far to our Happy End - Rozdział 5.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rano niestety nie czułam się wypoczęta, czy też niczym nowo narodzona - wręcz przeciwnie. Dyskusja z Vi przeciągnęła się wystarczająco długo, aby zafundować mi noc na kanapie i zbolały kręgosłup.<br />
Leniwie otwierając oczy uniosłam tułów znad legowiska. Przeczesałam palcami burzę włosów, która dzisiejszego dnia nie miała najmniejszego zamiaru współpracować. Z bólem wymalowanym na twarzy przyglądałam się skaczącej wokół szatynce. Moja najlepsza przyjaciółka właśnie podskakiwała na jednej nodze, aby w pośpiechu założyć but, a przy okazji trzymając w ustach niedokończone śniadanie - przypaloną grzankę.<br />
- <b>Pali się?</b> - zmarszczyłam brwi czując mszczące się za noc spędzoną na kanapie kręgi, i zapach przypalonego pieczywa, ale tym razem nie miałam na myśli unoszącej się w zamkniętym pomieszczeniu woni.<br />
- <b>Zaspałam na zajęcia!</b> - wyjęczała przez zaciśnięte zęby, aby nie upuścić grzanki.<br />
- <b>Było trzeba dłużej ciągnąć temat fizycznych zbliżeń... </b>- syknęłam sarkastycznie, gdy nos Vi o mało nie spotkał się z podłogą podczas zakładania drugiego buta.<br />
Na boga, czy ta dziewczyna naprawdę musiała być aż tak roztrzepana? Gdyby nie szczęście, które dziwnym trafem uczepiło się jej od chwili jej narodzin, to nie tylko twarz niebieskookiej by na tym ucierpiała... Ona miała zdecydowanie nazbyt duży talent do potykania się o własne nogi, i przy okazji wpakowywania w kłopoty, w które zdecydowanie za często wciągała również mnie.<br />
- <b>Kocham Cię!</b> - rzuciła w pośpiechu ściągając kurtkę z wieszaka i zmykając za sobą drzwi z trzaskiem na tyle głośnym, abym skrzywiła się ponownie.<br />
Setną sekundy później z tostera wyskoczyły dwie grzanki, które wyglądem raczej przypominały węgiel, niż cokolwiek, co kiedykolwiek było jadalne.<br />
- <b>Zapomniałaś śniadania!</b> - krzyknęłam wiedząc, iż ściany bloku były na tyle cienkie, aby schodząca po schodach szatynka zrozumiała mnie bez problemu.<br />
- <b>Zrobiłam je dla ciebie!</b> - odpowiedź dotarła do mnie błyskawicznie, a przesadnie radosny ton przyjaciółki wskazywał jedynie na jej świadomość wyglądu czegoś, co powinno być grzankami.<br />
Tak, żadna z nas nie cechowała się wybitnym talentem kulinarnym, więc zazwyczaj jadałyśmy w knajpce na dole, lub w chwilach słabości (czyt. wyjątkowego napływu lenistwa) - zamawiałyśmy pizzę.<br />
Ale liczą się dobre chęci, prawda?<br />
Więc smacznego...<br />
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Pamiętacie, gdy wspominałam o nagraniu, które Dan opublikował bez mojej wiedzy, i które zapoczątkowało moją karierę? W pewnym sensie było to prawdą, lecz to nie był jedyny czynnik przyczyniający się do nagłego zainteresowaniem moją osobą.<br />
Za sprawą coveru wytwórnie nagraniowe zaczęły się prześcigać w tym, której uda się zwerbować nowy talent w swoje szeregi, a co do napływających propozycji w sprawie teledysków, filmów i seriali... cóż, to już dłuższa historia.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czekając przed salą na swoją kolej Dan ściskał moją dłoń we wspierającym geście, i choć starannie ukrywał zdenerwowanie, to lewe kolano co jakiś czas mu drżało. Byłam pewna, że stresuje się tą sytuacją jeszcze bardziej, niż ja. Jego kojący uśmiech skutecznie odwodził mnie od myśli, że za kilka minut będę musiała stanąć twarzą w twarz z komisją, która składała się z Rihanny, jej menadżera, reżysera i najlepszego tancerza w USA - Brada Thompsona.<br />
Pewnie domyślacie się, jaka była reakcja Willa, gdy okazało się, że nie będzie mógł mi towarzyszyć wraz z Danem i nie spotka miłości swego życia... Tak, przeklina swój los do dziś.<br />
Poszukiwali tancerki do nowego teledysku, więc pomyślałam, że nie zaszkodzi się zgłosić, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jedna decyzja może aż tak zmienić moje życie...<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>-<b> Następna!</b> - rozległo się donośne wołanie, a moje serce waliło, niczym młot pneumatyczny.<br />
Chyba dopiero w tym momencie dotarło do mnie, jak głupia byłam, aby porywać się na coś takiego. Przecież nie miałam żadnego doświadczenia, a ostatnio tańczyłam na zawodach, kilka lat temu.<br />
Widząc panikę w moich oczach Dan mocniej splótł nasze palce i muskał ustami moje ucho mówiąc:<br />
- <b>Dasz radę. Wierzę w Ciebie</b> - jego ciepły oddech wywołał przyjemne dreszcze rozchodzące się po całym moim ciele.<br />
Wzięłam głęboki oddech i wstałam nie puszczając jeszcze dłoni bruneta. Może i wyglądałam na pewną siebie, ale w środku byłam przestraszona, jak małe dziecko, które boi się wyjrzeć spod kołdry, bo pod łóżkiem czyhają na mnie potwory zrodzone z najgorszych koszmarów. A tymi potworami była nie kto inny, jak znużona kilkugodzinnym przesłuchaniem komisja.<br />
Niebieskie oczy mojego chłopaka spojrzały na mnie z dołu, jakby były pewne, że tak, jak szybko wejdę na salę, tak też szybko z niej wyjdę, aby ogłosić wszystkim radosną nowinę. Ucałował więc wierzch mojej dłoni, którą tak bałam się puścić i posłał ostatni uśmiech, który miał mi dodać odwagi. Niestety, uniesione kąciki ust nie zrobiły ze mnie bohaterki. Raczej zachęciły do tego, aby wyciągnąć bruneta do pobliskiego hotelu i zakopać się razem z nim w białej pościeli. Jeśli byłoby mi dane spędzić w ten sposób resztę swoich dni - nie miałabym powodów do narzekań.<br />
- <b>Następna!</b> - wołanie ponownie rozbrzmiało na korytarzu, a zniecierpliwiony ton właściciela wcale nie dodał mi otuchy.<br />
Miałam dwa wyjścia:<br />
1. Wejść na salę i skompromitować się przed komisją.<br />
2. Przez okno na korytarzu, które już od jakiegoś czasu mnie wzywało (przedmioty martwe mnie wzywają... to dobrze?).<br />
Ale obiecałam Danowi, że chociaż spróbuję... więc nie pozostało mi nic innego, jak pożegnać się z własną dumą i uciec przez okno.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Koniec końców zostałam wepchnięta na salę siłą przez mężczyznę, którego uważałam za miłość swego życia. Jak mógł mi zrobić?! Zdrajca!<br />
- <b>Witam spóźnialską </b>- odezwał się reżyser. -<b> Co nam dziś zaprezentujesz?</b><br />
Gdy otworzyłam usta, by wyjąkać prawdopodobnie najmniej poprawną stylistycznie, pozbawioną jakiegokolwiek sensu wypowiedź, odezwał się przystojny mężczyzną siedzący po lewej stronie stołu:<br />
- <b>Biorę ją!</b><br />
- <b>Wiem, że dziewczyna jest śliczna, ale nie umówi się z tobą, tylko dlatego, że załatwiłeś jej pracę</b> - westchnęła zrezygnowana Rihanna, która była już najwyraźniej zmęczona kilkoma godzinami przesłuchań, które już dawno spisała na straty.<br />
- <b>I tak jest zajęta, więc nie mam nawet co próbować </b>- wzruszył obojętnie ramionami przeglądając moją kartę, która oprócz imienia i nazwiska, nie zawierała absolutnie nic.<br />
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się skąd ten mężczyzna mógł to wiedzieć, przecież nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek go spotkała.<br />
- <b>Ale i tak jest za tym, aby ją wziąć.</b><br />
- <b>Pokaż </b>- obiekt pożądań większości osób (nie tylko płci męskiej) na tej planecie wyciągnął rękę po oślepiającą bielą kartkę. - <b>Tu nic nie ma</b> - zauważyła unosząc brwi. - <b>Więc na jakiej podstawie chcesz ją przyjąć?</b> - oparła się łokciem o blat, odwróciła twarzą do mężczyzny siedzącego obok niej i rzuciła kartkę. - <b>Wybacz mała, ale szukam doświadczonej tancerki z zajebistymi umiejętnościami, więc zrób sobie i nam przy okazji przysługę, i nie rób sobie wstydu, a nam nie marnuj czasu.</b><br />
- <b>To nie tak... </b>- usiłowałam się jakoś bronić, ale byłam na tyle przestraszona zaistniałą sytuacją, że pozwoliłam sobie przerwać.<br />
- <b>Więc jak? Może masz jednak jakieś doświadczenie?</b> - dopytywała piosenkarka.<br />
- <b>Nie... </b>- spuściłam głowę czując na sobie wzrok całej komisji. - <b>Przepraszam za zmarnowanie państwa czasu.</b><br />
Bardziej już skompromitować się nie mogłam, więc postanowiłam podkulić ogon niczym niechciany kundel i opuścić salę.<br />
- <b>Nie bądź taka skromna -</b> odezwał się szatyn siedzący z lewej strony stołu zatrzymując mnie tym samym w półkroku. - <b>Jesteś Rozalia Anna Król, zgadza się?</b> - wymówił mą godność z dziwnym akcentem.<br />
Odwróciłam się ponownie w stronę komisji, która była gotowa wykopać stąd mnie i jednego z członków z tego pomieszczenia, aby mogli wywiesić białą flagę i wrócić do domu z niczym.<br />
Magnetycznie ciemne oczy nagle wydawały mi się być dziwnie znajome. Byłam pewna, że już go gdzieś spotkałam, ale nie sięgałam pamięcią aż tak daleko, aby sprecyzować kiedy.<br />
- <b>Wielokrotne zwycięstwa w zawodach tanecznych powiatowych i gminnych. Kilkukrotna Mistrzyni Polski. Osiągnęła Mistrzostwo Świata w wieku zaledwie dwunastu lat w kategorii wiekowej 13-16. Z tego co wiem, to twoja trenerka nalegała, aby zakwalifikować Cię do wyższej kategorii, bo jej zdaniem w swojej nie miałaś absolutnie żadnej konkurencji. Jak widać nie doceniła twoich możliwości -</b> recytował listę moich dawnych osiągnięć z pamięci, jakby wiedział, że zjawię się na tym przesłuchaniu z pustą kartą.<br />
- <b>Później słuch po tobie zaginął </b>- dodał wzruszając ramionami. -<b> Można wiedzieć dlaczego?</b><br />
- <b>Przestałam tańczyć</b> - rzuciłam tak obojętnie, że wszyscy członkowie komisji unieśli brwi ze zdziwienia.<br />
- <b>Tak po prostu?</b> - dopytywał szatyn.<br />
- <b>Tak, tak po prostu.</b><br />
<b>- I później już nic? Zero?</b><br />
<b>- Zero </b>- skwitowałam, bo niespecjalnie miałam ochotę wspominać, że przez dwa lata zarabiała na życie tańcząc w nocnym klubie.<br />
-<b> W każdym razie...</b> - oparł się wygodnie o krzesło. -<b> Nie powinnaś być taka skromna</b> - stwierdził pokazując mi biały skrawek papieru z moim imieniem. - <b>I mam nadzieję, że reszta nie ma już żadnych wątpliwości co do słuszności mojej decyzji </b>- dodał odwracając leniwie twarz do swoich towarzyszy, jakby dyskusja z nim nie miała najmniejszego sensu, ponieważ on od początku był pewien swoich racji.<br />
- <b>Ale... mówiła, że nie tańczyła od jakiegoś czasu. Może wyszła z wprawy?</b> - menadżer najwidoczniej próbował złapać się czegokolwiek, aby udowodnić, że szatyn się myli.<br />
- <b>Więc pozwól, że to sprawdzę.</b><br />
Mężczyzna wstał od stołu i pilotem włączył wybraną ścieżkę dźwiękową, którą okazał się nie być utwór siedzącej obok Rihanny.<br />
<a href="https://www.facebook.com/video.php?v=728412433884693" target="_blank">"All of me" w dziwnie Latynoskiej wersji odbijało się echem od ścian wszechstronnego pomieszczenia. Szatyn wyciągnął rękę w oczekiwaniu na to, iż ją ujmę. Wraz z pierwszymi słowami piosenki wykonywaliśmy pierwsze kroki. Ciemnooki zgodnie z układem zbliżył się do mnie i odgarnął zbłąkane kosmyki włosów za ucho. Znajomy szept informował mnie kolejno co mam robić i w jakim tempie. Układ był tak intymny i zmysłowy, że jedyne czego jeszcze tutaj brakowało, to przyglądający się załączonej scenie Dan...</a><br />
Nie zajęło mi dużo czasu, aby rozpoznać wszystkie piruety, kroki i dłonie wodzące po moim torsie. Wraz z kolejnymi obrotami upewniałam się, iż już kiedyś tańczyłam z tym mężczyzną, do tego samego utworu, wykonując dokładnie te same ruchy. Jedyną rzeczą, której nie mogłam sobie przypomnieć, to miejsce i czas...<br />
- <b>W klubie tańczyło się o wiele lepiej, choć tam definitywnie czułem na sobie wzrok twojego partnera </b>- szepnął mi do ucha śmiejąc się pod nosem, a mnie nagle olśniło.<br />
- <b>Nowy York </b>- otworzyłam oczy z nie dowierzaniem.<br />
Jak mogłam być tak głupia, aby tamtej nocy nie przyjrzeć się takiemu przystojniakowi, jakim był <a href="https://scontent-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-xfp1/v/t1.0-9/10945580_10152592793065373_7550710452870168526_n.jpg?oh=ffedd71ff55b08391c29c000a05f3df3&oe=554BE06F" target="_blank">Brad</a>? Ah tak... Zupełnie zapomniałam, że byłam w tak złym nastroju, że tylko pokraczny taniec z Danem potrafił poprawić mi humor.<br />
- <b>Tym razem mi nie uciekniesz Rozalio. Szukałem Cię zdecydowanie za długo, aby pozwolić Ci zwiać i tym razem</b> - uśmiechnął się odsłaniając białe zęby. -<b> Nie sądziłem, że znajdę Cię w LA, ale jak już się pojawiłaś, to musiałem się chwytać czegoś, co by Cię zainteresowało - byłem pewien, że przyjdziesz na przesłuchanie, więc zgłosiłem się na choreografa, wygryzając przy okazji poprzedniego... Ale czego się nie robi dla kobiet</b> - zaśmiał się, a ja osłupiałam wpatrując się w ciemne oczy, których wzrok czułam na sobie od jakiegoś czasu. Nie potrafiłam tylko dopasować ich do odpowiedniej osoby, którą, jak się okazało poznałam już jakiś czas temu.<br />
Do końca układu zostało jeszcze kilka obrotów, więc w międzyczasie zapytałam:<br />
- <b>Po co zadałeś sobie tyle trudu, aby do mnie dotrzeć?</b><br />
- <b>Powiedzmy, że mam słabość do Księżniczek Disneya </b>- ponownie uniósł kąciki ust w uśmiechu, któremu uległa by każda dziewczyna. Każda, włącznie ze mną.<br />
Choć muszę przyznać, że nie przepadałam za porównywaniem mnie do Kopciuszka, to w tym momencie nawet ja zaśmiałam się pod nosem.<br />
Kończąc ostatni obrót, stanęliśmy obok siebie z ręką na talii partnera i ukłoniliśmy się, tak samo, jak tamtej nocy w klubie.<br />
- <b>Biorę ją!</b> - piosenkarka klasnęła w dłonie z entuzjazmem.<br />
Ja dostałam pracę, Rihanna tancerkę do teledysku, Brad mnie, a komisja mogła wreszcie zakończyć dłużące się przesłuchanie.<br />
Każdy z nas z pewnością mógł zaliczyć ten dzień do udanych.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Wow! 10 000 wyświetleń! *^*<br />Cóż za piękny dzień T^T<br />Mam nadzieję, że rozdział i Brad się wam spodobał,<br />bo w przeciwieństwie do flashbacków<br />tego ciemnookiego szatyna będzie dość sporo xD<br />Wybaczcie też, że nie pokażę wam<br />niespodzianki, którą przygotowałam<br />specjalnie na tę okazję, ale...<br />Nie zdążyłam jej jeszcze poprawić...<br />Zobaczycie ją dopiero jutro, gdy wrócę z pracy.<br />(czyli w okolicach 16)<br />Dziękuję wam, że jesteście i mam nadzieję,<br />że zostaniecie jeszcze ze mną na tyle długo,<br />abyście poznali zakończenie historii Roan.<br />A kto wie... może nawet i dłużej.<br />Taką mam przynajmniej nadzieję ^^</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-23075428992786205942015-02-23T04:28:00.001-08:002015-02-23T04:28:20.459-08:00How far to our Happy End - Rozdział 4.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ciemne włosy Dana drażniły moją szyję. Zasnął oparty o moje ramię, w trakcie podróży samolotem, gdy ja zajęłam się czytaniem najnowszej książki Alice. Z każdą kolejną powieścią wydawała się być coraz lepsza, a jej styl urozmaicał się z każdym kolejnym rozdziałem. Zaskakujące było, jak bardzo potrafiła się rozwinąć w tak krótkim czasie.<br />
Nic dziwnego, że Smith stracił dla niej głowę. Była piękna i inteligentna, w przeciwieństwie do mnie.<br />
Niebieskooka blondynka z bogatą duszą, lekkością pióra, a szatynka o zielonych oczach, która z ledwością potrafiła utrzymać długopis między palcami... Wokalista chyba za bardzo obniżył swoją poprzeczkę. Jak mógł zamienić kogoś, kto miał już kilka powieści na koncie, na kogoś, kto jeszcze nigdy w życiu nie napisał niczego oprócz kilku kartek z pamiętnika w wieku dziewięciu lat... A może po prostu jej perfekcyjność przytłaczała go jeszcze bardziej, niż mnie? Czuł się przy niej tak mały i bezużyteczny, że...<br />
Chrapanie bruneta zagłuszało moje myśli, które i tak prowadziły donikąd, choć może bardziej w stronę nieuniknionej jesiennej depresji.<br />
Wracając do Dana i jego "obniżonej poprzeczki" - nie rozważyłam jeszcze jednej opcji.<br />
Możliwe, że to Alice zakończyła ich związek. W końcu kto by z nim wytrzymał na dłuższą metę? Chyba tylko istota o iście anielskiej cierpliwości... Ewentualnie ktoś, kto uwielbiał towarzystwo niewyżytych dzieci, czy też sam był jednych z nich, bo nie oszukujmy się - mentalność członków tego zespołu momentami przechodziła wszelkie oczekiwania.<br />
Ja może nie potrafiłam brać życia tak beztrosko, jak oni, ale samo patrzenie na nich sprawiało mi radość. Jak spełniają marzenia, jak pną się na szczyt, i oczywiście, jak kłócą się o ostatnią Kinder Niespodziankę...<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span><br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wchodząc do mieszkania Vi, które na chwilę obecną było również moim, odstawiłam walizkę z ciężkim westchnieniem i zdaniem oznajmującym na ustach.<br />
- <b>Wróciłam.</b><br />
Mój głos rozniósł nie po pustym pomieszczeniu. Wyglądało na to, że najgłośniejsza osoba, jaką znam, była nieobecna, co szczerze mówiąc trochę mnie zdziwiło, bo zawsze czekała na mnie, gdy wiedziała, że wracam z jakiejkolwiek podróży, choćby po to, abym zdała jej relację z przeglądu napotkanych przystojniaków. Niestety obie znałyśmy Polskę, aż za dobrze, aby łudzić się, że znajdziemy tam kogoś korzystniejszego od mojego brata... Trzeba mu było przyznać, że cholera należała do grupy cieszącej się zdecydowanie za dużym zainteresowaniem płci przeciwnej. Matka natura nie poskąpiła mu uroku zewnętrznego.<br />
Vi zostawiła mnie sam na sam z wokalistą, co nigdy nie wróżyło nic dobrego, choć byłam przekonana, iż gdy mężczyzna dostanie to czego pragnął od tak dawna, to poziom jego pożądania spadnie, jednak w tym przypadku przysłowie: "apetyt rośnie w miarę jedzenia" sprawdzało się aż nadto.<br />
Gdy tylko Smith rozejrzał się po pokoju, zrzucił z siebie balast i odgarnął mi włosy z lewego ramienia. Muskając delikatnie ustami moją szyję szeptał kuszącym tonem:<br />
- <b>Może pójdziemy do sypialni?</b><br />
-<b> A może pozwolisz mi najpierw wziąć prysznic?</b> - z trudem oparłam się brunetowi.<br />
- <b>Pod warunkiem, że weźmiesz go ze mną</b> - zaśmiał się pod nosem obejmując mnie ramionami, tak, że nie mogłam się wyswobodzić, chowając twarz między moim barkiem, a szyją. Jego zarost delikatnie drażnił moją skórę, a dłonie zaczęły schodzić niżej, aby za chwilę wydobyć ze mnie najgłośniejsze jęki.<br />
Tak, zaczął mnie łaskotać.<br />
Pech chciał, iż natura obdarzyła mnie wyjątkowo wrażliwym ciałem, które na każdy najmniejszy dotyk reagowało odruchowo samozachowawczym i nieprzyjemnym dreszczem rozchodzącym się po całym ciele. W przypadku Dana było oczywiście inaczej. Gdy jego dłonie wodziły po moim ciele czułam, jak miękną mi kolana, ale to wcale nie oznaczało, że łaskotki znikały... One po prostu zasypiały na pewien czas, aby obudzić się w takich chwilach, jak te, czyli w momencie, gdy brunet zechce się nade mną poznęcać...<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Moje błagania o litość mieszały się ze śmiechem, a do pokoju wszedł nie kto inny, jak na wpół przytomna Vi, ubraną jedynie w <a href="https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/87/10/7d/87107d0460302320e1c17a7a69b74d8e.jpg" target="_blank">wiśniową bluzę brodacza</a>.<br />
- <b>Widzę, że nieźle się bawicie</b> - zauważyła przerywając moje tortury.<br />
- <b>A jednak jesteś</b> - ucieszyłam się na widok przyjaciółki.<br />
- <b>Zmieniłaś fryzjera?</b> - brunet zmarszczył brwi na widok wyszukanej fryzury, która wyglądała, jakby szatynka wystawiła głowę przez okno podczas jednej z najgorszych zawieruch.<br />
- <b>Nie, tylko Simmons wpadł dotrzymać mi towarzystwa </b>- wyjaśniła przeciągając się.<br />
To było do przewidzenia... Tylko brodacz potrafił doprowadzić tą zazwyczaj pełną życia istotę, do stanu nieużytkowego.<br />
- <b>Może chcecie do nas dołączyć? </b>- dodała żartobliwie, doprowadzając włosy do względnego porządku.<br />
- <b>Nie, dzięki. Nie preferuję czworokątów... </b>- skrzywiłam się na samą myśl widoku mojej najlepszej przyjaciółki z niebiologicznym bratem. Już raz ich widziałam - drugiego razu unikam, jak ognia!<br />
-<b> Żebyś ty chociaż dwukąty preferowała</b> - zauważyła złośliwie dziewczyna, która raczej nie zwlekała z utratą dziewictwa tak długo, jak ja.<br />
Pomijając już fakt, iż nie istnieje coś takiego, jak dwukąt...<br />
- <b>Byś się zdziwiła </b>- wyszczerzył się głupawo Smith.<br />
- <b>Żartujesz</b> - szatynka otworzyła oczy nie dowierzając. - <b>Rozdziewiczyłeś ją?!</b> - jęknęła tak głośno, że żałowałam, iż w chwili obecnej byłam zniewolona przez ramiona Dana. W przeciwnym przypadku mogłabym chociaż zasłonić uszy...<br />
Wokalista nawet nie musiał odpowiadać, a niebieskooka już skakała w miejscu z piskiem na ustach. Po chwili rzuciła się na mnie uwalniając z objęć bruneta.<br />
- <b>Jestem z Ciebie taka dumna!</b><br />
- <b>Brzmisz, jakbym ukończyła wyższe studia z wyróżnieniem...</b><br />
- <b>Utrata dziewictwa to coś więcej!</b> - zachwycała się dziewczyna. - <b>To otwarte drzwi do świata fetyszy i bezkresnej rozkoszy! Zaczynasz od dziś nowe życie Rose!</b><br />
- <b>Jeśli oznacza to podobną fryzurę do twojej, to ja chyba jednak podziękuję...</b><br />
- <b>Przyzwyczaisz się.</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po długich namowach udało mi się wreszcie nakłonić dwójkę muzyków do opuszczenia mieszkania, choć muszę przyznać, że przyszło mi to z trudem. Nie łatwo wygonić za drzwi napalonych mężczyzn...<br />
-<b> Jutro się widzimy?</b> - pyta Dan opierając się o framugę ramieniem, a drugą ręką zatrzymując pchane przeze mnie drzwi.<br />
- <b>Jutro masz wywiad i kilka innych ważniejszych zajęć na głowie. Czyżbyś już zapomniał?</b> - uniosłam pytająco brew.<br />
- <b>Nic nie jest ważniejsze od ciebie</b> - zauważył zmęczonym tonem, jakby przypominał mi o tym co najmniej setny raz. -<b> Zawsze mogę się zerwać szybciej i...</b><br />
- <b>Tak, tak, żegnam Pana </b>- napierając mocniej na drzwi marzyłam już tylko o tym, aby jak najszybciej wrócić do tęskniącego za mną łóżka. SAMA. Ale brunet tylko spojrzał na mnie, jakby na coś czekał i nie miał zamiaru się stąd ruszyć, dopóki tego nie dostanie.<br />
Wywróciłam oczami i ucałowałam wokalistę w policzek, czując na ustach dotyk delikatnego zarostu. Uwielbiałam jego rudą brodę i za każdym razem gdy przychodził czas na pozbycie się jej, ubolewałam nad tym przez kilka dni, dopóki nie zaczęła odrastać. Może i ten rdzawy odcień ani trochę nie pasował do ciemnych włosów i nieziemsko niebieskich tęczówek Smitha, ale sposób w jaki delikatnie drapał moją skórę z każdym pocałunkiem, wywoływał przyjemne dreszcze.<br />
-<b> Do jutra</b> - wyszeptał całując mnie w czoło i rzucając ostatni uśmiech, gdy już znajdował się z kociarzem przy schodach.<br />
Pewnie zastanawiacie się, jak bardzo okrutną kobietą musiałam być, aby od tak wyrzucić jednych z najbardziej pożądanych mężczyzn na tej półkuli.<br />
Sęk tkwi w tym, że wcale tego nie chciałam...<br />
Najchętniej, to położyłabym się obok Dana zatapiając się w jego ostatnio silniejszych ramionach (muszę przyznać, że polubił siłownię), otulona jego zapachem i odpłynęła do świata sennych marzeń, który wzywa mnie od ostatnich czterdziestu ośmiu godzin. Niestety i ja, i mój organizm wiemy, że, aby jutrzejszego poranka funkcjonować względnie lepiej od chodzącego trupa, potrzebuję co najmniej czterech godzin niczym niezakłóconego snu, a obecność Smitha za bardzo by mi to utrudniała.<br />
W obecnym stanie ten ciemnowłosy sens mojego życia na pewno nie pozwoliłby mi zasnąć, tak, jak ubiegłej nocy w hotelu, a niestety ja w przeciwieństwie do niego nie miałam okazji odespać jej w samolocie.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zamykając drzwi, opieram się o nie plecami i ciężko wzdycham, ale nie z ulgą. Czuję w kościach, że jeszcze przez najbliższą godzinę nie będę miała okazji na wyczekiwane spotkanie z białą pościelą. Powodem tego będzie nie kto inny, jak istota, której głośny pisk właśnie rozniósł się po całym piętrze.<br />
- <b>Opowiadaj, opowiadaj!</b> - Vi złapała mnie za rękę i podskakując z podekscytowania zaciągnęła mnie na kanapę.<br />
- <b>Co tu dużo opowiadać... wesele, jak wesele </b>- zmęczona przeczesałam palcami włosy, które aż błagały, aby umówić się ze szczotką na romantyczne wyczesywanie kołtunów.<br />
-<b> Nie o wesele pytam!</b> - jęknęła, a ja wzdycham ze zrezygnowaniem.<br />
Głupia łudziłam się, że w jakiś magiczny sposób uda mi się ominąć temat nocy spędzonej w hotelu i odłożyć go w czasie przynajmniej do jutra.<br />
- <b>Opowiadaj, jak było. Ze szczegółami! </b>- domagała się niebieskooka.<br />
- <b>Czy to takie ważne? Są o wiele ciekawsze rzeczy do opowiedzenia... </b>- wzruszyłam leniwie ramionami. - <b>Na przykład to, że dziś nie padało</b> - wyciągnęłam pierwszy i najprawdopodobniej najgłupszy przykład, który przeszedł mi przez myśl. - <b>A zauważ, że jesteśmy z Londynie - mieście, w którym pada - średnio - dwieście dni w roku.</b><br />
Mina mojej ulubionej szatynki wskazywała na to, iż moja wypowiedź była głupsza, niż mi się zdawało. Najwidoczniej szukanie argumentów w stanie wpółprzytomnym, nie jest moją mocną stroną.<br />
- <b>Co może być ważniejsze od nocy, w której moja najlepsza przyjaciółka straciła dziewictwo?</b> - oburzona skrzyżowała ręce na piersi, i tym razem mogłam już być pewna, że nie odpuści, a żadne z moich wyszukanych wymówek już nie zdołają pogorszyć mojej sytuacji.<br />
- <b>Nie wiem od czego zacząć..</b>.<br />
- <b>Najlepiej od początku.</b><br />
- <b>Tak więc...</b> - zaczęłam niepewnie, próbując posklejać napływające do mojej głowy obrazy w miarę spójną wypowiedź.<br />
- <b>Ze szczegółami </b>- powtórzyła stanowczo.<br />
-<b> Leżeliśmy prawie nadzy w łóżku i...</b><br />
Nie spodziewałam się, że opisywanie sceny łóżkowej może być aż tak trudne. W książkach to wszystko wydawało się być ujęte w tak lityczny sposób, że równie dobrze mogłeś pomylić seks z tańcem pełnym namiętności.<br />
- <b>I wtedy on znalazł się nade mną i...</b><br />
Natomiast mój opis romantycznej sceny, jaką miałam okazję przeżyć ubiegłej nocy przypominał kiepski film pornograficzny, interpretowany przez dwunastolatkę z brakami we słowniku.<br />
- <b>Nie potrafię ująć tego w słowa -</b> w końcu westchnęłam z rezygnacją.<br />
- <b>No dobra, to może ja Ci trochę pomogę? </b>- zasugerowała niebieskooka, a widząc moje zmarszczone pytająco brwi od razu wyjaśnia. - <b>Ty będziesz mówić, a ja kończyć, podsuwać Ci słowa, których powinnaś użyć.</b><br />
Mogła się to wydawać na pozór banalna współpraca, ale w rzeczywistości była wręcz niemożliwa...<br />
- <b>Zacznij od początku.</b><br />
- <b>Leżeliśmy prawie nadzy w łóżku, gdy Dan znalazł się nade mną i zaczął pozbywać się resztek mojej garderoby...</b><br />
- <b>Wtedy poczułam w sobie jego męskość, która rozpaliła całe moje ciało. Jego usta ssały moje sutki, a biodra ruszały się sprawiając mi taką przyjemność...</b><br />
- <b>Wystarczy </b>- przerwałam przyjaciółce, gdy ta zaczęła się rozkręcać opisując najprawdopodobniej to, co nie tak dawno działo się w jej sypialni.<br />
- <b>No co? Nie było tak? </b>- jęknęła pewna swojej wersji wydarzeń.<br />
- <b>Nie</b> - skrzywiłam się na samo wspomnienie o "przyjemności" jakiej doświadczyłam tamtej nocy.<br />
- <b>Jak to? </b>- otworzyła szeroko oczy zdziwiona odpowiedzią.<br />
- <b>Po prostu... Nie było tak kolorowo.</b><br />
- <b>Więc jak?</b><br />
- <b>Bolało, jak cholera!</b><br /><br /><br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">No i wróciłam po krótkiej przerwie.<br />Cały tydzień ferii spędziłam na czytaniu książek<br />i jeszcze kilku innych ciekawych zajęciach,<br />co pomogło mi odzyskać wenę i chęci do pracy.<br />Mam nadzieję, że kolejny rozdział z serii "zapychaczy"<br />się wam spodobał, a tymczasem zdradzę wam,<br />iż przygotowałam dla was małą niespodziankę,<br />którą mam zamiar wam pokazać,<br />gdy tylko stuknie mi 10k wyświetleń.<br />Co prawda trochę mi jeszcze do tego brakuję,<br />ale mam nadzieję, że sprawicie mi tą przyjemność<br />i w najbliższym czasie dosięgnę tej, nie do tak dawna<br />niewyobrażalnej dla mnie liczby.<br />Trzymam za was kciuki i czekam na wasze opinie ^^</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-35388734100533253872015-01-30T08:51:00.002-08:002015-01-30T08:51:19.041-08:00How far to our Happy End - Rozdział 3.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Oblężona przez kuzynki, siedziałam przy stole spoglądając co jakiś czas na Dana, którego cała moja rodzina wydawała się lubić. Brat sprawnie wprowadził go w towarzystwo, którym byli mężczyźni z mojej rodziny. Siedzieli przy jednym stole i rozmawiali na rozmaite tematy, a gdy brunet czegoś nie rozumiał, Patryk starał się mu to przełożyć na język angielski.<br />
Faktycznie... nie uczyłam niebieskookiego gwary poznańskiej, bo nie sądziłam, że kiedykolwiek mu się przyda, a słownik wulgaryzmów mamy tak rozmaity, że życia by mi nie starczyło, aby przerobić z nim choć połowę.<br />
W czasie, gdy panowie zgorszyli mojego wybranka, kuzynki zachwycały się srebrnym pierścionkiem. Nie rozumiałam co mogło być w nim tak wyjątkowego, choć muszę przyznać, że sama nie mogłam oderwać od niego wzroku. Zastanawiało mnie, jak długo ten głupek musiał szukać <a href="http://www.wec.com.pl/pol_pl_Pierscionek-z-bialego-zlota-w-ksztalcie-rozy-z-diamentami-LP-4221B-404_2.jpg" target="_blank">pierścionka w kształcie róży</a>... Jednak moja kobieca intuicja wyczuwała w tym inwencję Joe, bo to ona mnie wypytywała, o to jakiego rodzaju biżuterię najbardziej lubię. Zdumiewające, jak sprawnie potrafiła streścić delikatność i subtelność w kawałku białego złota, kształtem przypominającym różę.<br />
- <b>Zmęczona?</b> - Dan nachylił się nade mną i szepnął czule do ucha.<br />
- <b>Może trochę...</b><br />
Dochodziła czwarta nad ranem, większość gości wycofała już swoje samochody z podjazdu, a wszystkie szkła zostały opróżnione, jak to na polaków przystało. Nie znali umiaru, jeśli w grę wchodziły napoje wysokoprocentowe...<br />
- <b>Już się zbieracie?</b><br />
Nie miałam pojęcia, jak on to robi, ale Patrykowi najwidoczniej nigdy nie brakowało energii. Mógł imprezować przez 48 godzin i po godzinnej drzemce pójść do swojego biura pełen sił, i zapału do pracy. To nie był człowiek... to była maszyna.<br />
-<b> Taa... Jutro musimy wracać do Londynu.</b><br />
Jakie to piękne uczucie, gdy wiesz, że w domu czeka na ciebie sterta kopert, sceptyczna lokatorka i zaplanowane dwa pokazy... Po prostu nie mogłam się doczekać powrotu do przesiąkniętego szarością miasta.<br />
- <b>Gdzie się zatrzymaliście? </b>- zaciekawił się zielonooki.<br />
- <b>W hotelu na drugim końcu miasta</b> - jęknęłam na samą myśl, że czeka mnie jeszcze godzinna podróż samochodem.<br />
- <b>Tylko mi nie mów, że masz zamiar prowadzić w takim stanie.</b><br />
- <b>W jakim stanie? Przecież nic nie piłam... </b><br />
- <b>Ale zasypiasz na stojąco</b> - zauważył Dan.<br />
Cóż, nie zaprzeczę... Gdybym była jeszcze na obcasach, to prawdopodobnie właśnie wylądowałabym na podłodze, ale jako iż pozbyłam się ich już jakiś czas temu, to zimno płytek utrzymywało mnie przy resztkach świadomości.<br />
Ewidentnie nie nadawałam się do uroczystości trwających do samego rana... Chyba, że poprzedziłabym ją kilkugodzinnym, niczym nie zakłóconym snem, a nie zarwaną nocą w poszukiwaniu sukienki.<br />
- <b>Przesadzasz </b>- machnęłam obojętnie ręką.<br />
- <b>O nie, nie pozwolę mojej ukochanej siostrzyczce tłuc się nocą przez pół miasta.</b><br />
I nagle w narcystycznym chłopcu odezwała się odpowiedzialność, którą powinien się cechować, jako starszy brat. Szkoda, że w jego przypadku były to jedynie przebłyski.<br />
- <b>Na górze są pokoje. Zarezerwowałem jeden dla was na wypadek, jakbyście jednak przyjechali, więc zapraszam.</b><br />
- <b>Abym słuchała relacji na żywo, jak spędzacie swoją noc poślubną? </b>- skrzywiłam się na samą myśl o jękach wydawanych przez Zuzie. Naprawdę to była ostatnia rzecz, jaką chciałam słyszeć...<br />
- <b>Wasz pokój jest na drugim końcu korytarza</b> -syknął. - <b>Ja również nie jestem zainteresowany zabawami świeżo upieczonych narzeczonych.</b><br />
Czy on miał coś na myśli? A mówiąc "coś" w domyśle rozumując, jako fizyczne zbliżenie między kobietą i mężczyzną? Nie...<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czekając aż Dan otworzy drzwi, w uszach dudniły mi słowa brata:<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
"Wasze bagaże dowiozą przed południem."</div>
<br />
Dodając do tego jego głupawy uśmieszek mogłam być pewna, że zaplanował to, gdy tylko się dowiedział, że jednak przyjeżdżamy. A osobą, która go o tym poinformowała na kilka godzin przed wyjazdem był Dan, więc nic dziwnego, że mnie to nie dziwiło... Oni zdecydowanie za dobrze się ze sobą dogadywali. Gdyby nie fakt, iż Patryk właśnie się ożenił, to pomyślałabym, że próbuje mi odbić rozczochrańca...<br />
- <b>Panie przodem </b>- brunat przepuścił mnie w drzwiach, jak to miał w zwyczaju.<br />
Weszłam do pokoju, w którym wokół zaścielonego dwuosobowego łóżka paliły się świece zapachowe. Pomijając fakt, iż nie należało to do najbezpieczniejszych form ozdoby, to tak tworzony nastrój sprawiał wrażenie tandetnego i wymuszonego. Zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno nie wylądowaliśmy w pokoju dla nowożeńców...<br />
- <b>Nareszcie</b> - westchnął niebieskooki zamykając za sobą drzwi i pozbywając się marynarki. Rozpinając kolejno guziki koszuli, przeszedł na swoją stronę łóżka, po czym spojrzał na mnie pytająco unosząc brew.<br />
- <b>Masz zamiar spać w sukience?</b><br />
Stałam z rękoma skrzyżowanymi na piersi i czekałam na cud, który ześle mi jeden z najpiękniejszych wynalazków ludzkości, czyli piżamę. W moim przypadku była to zawsze koszulka Dana lub inna dużych rozmiarów, ale w takowej sytuacji nie byłabym wybredna.<br />
-<b> Nie... </b>- westchnęłam godząc się z losem.<br />
Szczerze mówiąc, to ta sytuacja nie przerażałaby mnie tak bardzo, gdyby nie fakt, iż nie miałam na sobie stanika... Widok Dana w bokserkach nie był dla mnie niczym nowym, ale brak górnej części bielizny dosłownie mnie paraliżował, jednak zmęczenie brało nade mną górę, a w wysadzanej świecidełkami sukni spać nie mogłam. Rozpuściłam więc włosy, które po całym dniu uwiązania mściły się nieznośnym bólem cebulek i zaczęłam rozpinać zamek błyskawiczny, który, jak na złość postanowił mieć dziś gorszy dzień. Po kilku minutach walki z suwakiem podszedł do mnie niebieskooki.<br />
- <b>Pozwól, że pomogę </b>- jednym ruchem uporał się z humorzastym zapięciem i wrócił do zdejmowana własnej garderoby.<br />
- <b>Dzięki</b> - wydukałam onieśmielona knując, jakby tu pozbyć się sukienki, jednocześnie nie musząc eksponować swojego biustu w świetle płonących świec.<br />
Może i to wydawać się dziwne, że wstydziłam się rozebrać przy... no właściwie już narzeczonym, ale zapewniam was, że nie jestem aż tak staroświecka, aby czekać z wymarzonym "pierwszym razem" do ślubu. Ja po prostu mam swoje kompleksy, a fakt, iż Dan miał już przyjemność oglądać nie jedno kobiece ciało, jeszcze bardziej mnie peszył.<br />
Koniec końców odwróciłam się do niego plecami i pozwoliłam sukience powoli opaść na dół. Siadając na łóżku zasłoniłam biust ręką i szybko wskoczyłam pod kołdrę po czym położyłam się na brzuchu, zakrywając się po same uszy z nadzieją, że przez te kilka sekund Dan patrzył w inną stronę.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Świece powoli przygasały, a palce wokalisty wodziły po moich plecach malując rozmaite wzory, które rozchodziły się przyjemnym dreszczem po całym ciele.<br />
Dlaczego akurat teraz musiało mu się zebrać na pieszczoty, gdy jestem prawie naga?! Powinien od razu zasnąć, po tak wyczerpującym dniu, a nie nieświadomie doprowadzać mnie do białej gorączki zmieszanej z falą rozkoszy.<br />
- <b>Idź już spać</b> - mruknęłam wpatrując się w ścianę.<br />
- <b>Jak długo masz jeszcze zamiar mnie odpychać?</b><br />
Dan nie był idiotą, a tym bardziej świętym, więc to oczywiste, że jeśli leżał w łóżku z półnagą kobietą, to nie potrafił trzymać rąk przy sobie. Natomiast ja nie pierwszy raz wyznaczałam między nami wyraźną granicę.<br />
- <b>Nie odpycham Cię</b> - odwróciłam głowę w stronę bruneta.<br />
- <b>Kochasz mnie? </b><br />
- <b>Oczywiście, że Cię kocham. W przeciwnym razie nie przyjęłabym twoich oświadczyn.</b><br />
- <b>Więc o co chodzi? </b>- zapytał marszcząc brwi i odgarniając mi z twarzy zbłąkane kosmyki pachnących szamponem włosów. - <b>Chyba nie myślisz, że ucieknę, jak tylko dostanę to, czego chce? </b><br />
Strzał w dziesiątkę...<br />
Muszę przyznać, że bałam się pozwolić mu na coś więcej, niż niewinne pieszczoty i pocałunki. Miałam przeczucie, że jeśli już zdobędzie swoje trofeum, przestanie się mną interesować i ruszy na dalsze podboje. Mimo iż wiedziałam, że Dan nie jest tego typu osobą, to jednak część mnie nie pozwalała przestać o tym myśleć.<br />
Nie uzyskując odpowiedzi wokalista podparł się na łokciach i wlepił we mnie karcące spojrzenie.<br />
- <b>Naprawdę tak myślisz?</b><br />
- <b>Nie -</b> skłamałam. - <b>Po prostu...</b><br />
Nie miałam pojęcia jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji i błądziłam myślami w poszukiwaniu w miarę wiarygodnej wymówki, gdy nagle odezwał się szorstki głos Dana.<br />
-<b> Rose, spójrz na mnie</b> - poprosił.<br />
Jego cierpiący wyraz twarzy ciął głębiej i boleśniej, niż skalpel w rękach niewprawionego chirurga, który zapomniał dać mi znieczulenie.<br />
- <b>Spójrz na mnie </b>- powtórzył bardziej stanowczym tonem.<br />
Niechętnie odwróciłam się do bruneta przyciskając osuwającą się kołdrę do klatki piersiowej. Uniosłam wzrok, aby spojrzeć w niebieskie oczy, które wyraźnie były zawiedzione moją osobą.<br />
Jak mogłam mieć o nim takie zdanie? Jak mogłam pozwolić, aby taka irracjonalna rzecz w ogóle przeszła mi przez myśl? On tyle dla mnie robił, tyle poświęcił, a ja w ten sposób mu się rewanżowałam...<br />
- <b>Przepraszam </b>- odwróciłam głowę w bok, nie mogąc dłużej wpatrywać się w niebieskie oczy.<br />
W tym momencie gardziłam samą sobą.<br />
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo musiałam być głupia, aby mieć aż tak mylne pojęcie o własnym narzeczonym.<br />
- <b>Wiesz, że teraz powinienem się obrazić? </b>- zaśmiał się pod nosem, obracając sobie kosmyk moich włosów między palcami.<br />
- <b>Ale tego nie zrobisz?</b> - spojrzałam na niego szczenięcymi oczkami, w których tlił się błysk nadziei<br />
- <b>Za dobrze mnie znasz...</b> - westchnął zrezygnowany, po czym ucałował mnie w czoło i położył się tuż obok.<br />
Przez chwile wpatrywaliśmy się sobie w oczy, podczas gdy on gładził moje włosy jak zawsze. Kilka świec już przygasło spowijając nas mrokiem, a pozostawiając po sobie przyjemny zapach unoszący się wokół. Nie spostrzegłam nawet, gdy pod wpływem chwili złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek i ułożyłam się na plecach, czekając aż zrozumie co mogło mi chodzić po głowie.Na szczęście Dan należał do wąskiej grupy niezwykle domyślnych mężczyzn, więc niemal od razu znalazł się nade mną.<br />
Odsuwając kompleksy, na temat swojego ciała i prześladujące mnie myśli o wierności Dana, pozwoliłam, aby jego usta schodziły od mojej szyi powoli w dół. Dłonie wokalisty wodziły po całym moim ciele pozostawiając po sobie szlaki przyjemnych dreszczy.<br />
- <b>Mogę?</b> - zapytał wracając ustami do moich ust, gdy już powoli zdejmował ostatnią część garderoby, która dzieliła mnie od całkowitej nagości.<br />
Przygryzając wargę i wplatając palce w jego czuprynę skinęłam głową wydając z siebie twierdzący jęk:<br />
- <b>Yhm.</b><br /><br /><br /><br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">I urywamy w najlepszym monecie! Muahahah~<br />Wiem, że jestem okrutna, ale sadyści już tak mają.<br />Dla usprawiedliwienia - NIE POTRAFIĘ PISAĆ SCEN ŁÓŻKOWYCH.<br />Jestem totalna kaleka, jeśli rozchodzi się o obracanie w tych tematach,<br />więc musicie mi wybaczyć...<br />Oczywiście mogłam zlecić to zadanie mojej ukochanej Żonie,<br />ale nie sądzę, aby udało się jej odtworzyć tę scenę,<br />tak jak ja to widzę w swojej głowie...<br />Dlatego resztę pozostawiam waszej wyobraźni!<br />Tylko mnie za to nie zlinczujcie... ;-; </span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-42901038259977049012015-01-24T13:48:00.001-08:002015-01-24T13:48:17.022-08:00How far to our Happy End - Rozdział 2.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przed nami malowały się dwuskrzydłowe drzwi z ciemnego mahoniu, a za nimi mieszały się ze sobą głosy, których tak dawno nie słyszałam, a tak doskonale potrafiłam rozpoznać nawet po latach.<br />
- <b>Nie dam rady tam wejść... Wracajmy do domu </b>- mój oddech stawał się coraz głębszy i nieregularny. Stres i pewien rodzaj przerażenia brały nade mną górę. Ciało się trzęsło, a twarz stawała bledsza, niż zwykle. Teraz już wiem co to znaczy być sparaliżowanym przez strach...<br />
- <b>Nie ma mowy. Nie po to tłukłem się tu z tobą i wysłuchiwałem twojego marudzenia przez całą drogę, aby teraz pozwolić Ci uciec z podkulonym ogonem</b> - stanowczy ton Dana karcił mnie za każdym razem, gdy próbowałam uniknąć spotkania z przeszłością. Najwidoczniej nawet on stracił cierpliwość do mojego tchórzostwa.<br />
- <b>Też Cię kocham</b> - mruknęłam sarkastycznie, jak to miałam w zwyczaju, gdy ktoś robił mi na złość, czy też się na mnie złościł.<br />
- <b>Gotowa? </b>- łagodniejąc, mężczyzna podał mi ramię. Gdy tylko ułożyłam na nim rękę od razu poczułam wypełniającą moje ciało falę ciepła, która za każdym razem koiła ból, niwelowała stres i przeganiała strach, jednak nie tym razem.<br />
Drzwi powoli się rozchylały, a ja kurczowo trzymałam się ramienia ukochanego, jakby prowadził mnie na egzekucję. Światło przeszyło mrok panujący na korytarzu i oślepiło mnie blaskiem swych ostrzy. Odruchowo osłoniłam oczy dłonią, po czym wolno ją opuszczając przyzwyczaiłam się do wszechobecnej <a href="http://www.kwiaty.lublin.pl/blog/wp-content/uploads/2011/05/dekoracja-sali-weselnej-4.jpg" target="_blank">bieli panującej na sali</a>. Rozmowy ucichły, a spojrzenia wszystkich obecnych wbiły się w nas niczym sztylety rzucane przez nożownika w tarczę z wymalowanym czerwoną farbą celem. Czułam się, jakbym stała przed nimi naga. <a href="http://img.szafa.pl/ubrania/0/015807212/1377252410/cudowna-piekna-sukienka-krysztalki.jpg" target="_blank">Zjawiskowa suknia wysadzana kryształkami, z rozcięciem, sięgająca ziemi,</a> która absolutnie nie była w moim stylu - nagle zniknęła. Obnażona z każdej zalety, pozostawiona sama sobie, obrzucona błotem ze swych wad i grzechów, stałam z niemym przerażeniem na twarzy.<br />
Nie powinno mnie tu być.<br />
Mogłam uciec, gdy tylko miałam na to okazję.<br />
Uciec...<br />
Znowu...<br />
- <b>Rose! </b>- uradowany ton brata odbijał się o ściany sali, aż wreszcie dotarł do mych uszu. Wstał, aby nas powitać, a towarzystwo oniemiało. Wokół rozbrzmiewały niedowierzające szepty: "To jest Rose? Nasza Rose? Ale jak to możliwe?". Sama nie dowierzałam, że tu stoję, przed nimi, w sukni, jak ze snu i wyrazem twarzy, jakbym właśnie wybudziła się z najgorszego koszmaru.<br />
- <b>Cześć wszystkim</b> - wydukałam zastanawiając się, czy naprawdę zdobyłam się na powiedzenie czegokolwiek, czy rozbrzmiewało to tylko w mojej głowie.<br />
- <b>Cieszę się, że jednak przyjechaliście</b> - panna młoda z gracją podeszła do nas i uwięziła mnie na chwilę w swoich objęciach. <a href="http://sukienkaslubna.pl/p/2013/11/suknia-slubna-suknie-slubne-koronki-duzy-wybor-2-3687463934.jpg" target="_blank">W skromnej sukni ślubnej z gorsetem zdobionym koronkowymi kwiatami i puszczonym luźno dołem, sięgającym do ziemi</a> wyglądała zaskakująco skromnie, ale zarazem piękniej, niż kiedykolwiek. <a href="http://whiteday.pl/pics/t/619.jpg" target="_blank">Ciemne włosy miała delikatnie podkręcone, częściowo upięte z tyłu i wplecione w nie kilka białych kwiatków</a>, które idealnie komponowały się z zdobieniami sukienki. Całokształt prezentował się tak doskonale, że nikt nie śmiał by zwątpić w wybór mojego jedynego brata. Tak pięknej kobiety nie mijało się na ulicy codziennie...<br />
Jej skromność idealnie kłóciła się z lśniącymi na mojej kreacji kryształkami. Jedyne w czym mogłam jej dorównać, to fryzura. <a href="http://artzycreations.com/wp-content/uploads/2013/04/kim-kardashian-sleep-ponytail-holiday-hair-tutorial-6.jpg" target="_blank">Związane wysoko brązowe włosy</a> były przeciwwagą dla wyjściowej sukni, którą Joe udało się wykopać z dna szafy na ostatnia chwilę. Gdybym pozwoliła się uczesać dziewczynom, to byłabym wręcz idealnym przeciwieństwem Zuzanny... Pomijając już fakt, że wyglądałabym, jakbym dopiero co zeszła z czerwonego dywanu.<br />
- <b>To ja się cieszę, że nas zaprosiliście</b> - uniosłam kącik ust onieśmielona. Dlaczego zawsze czułam się przy niej taka mała? Jakbym stała przed księżniczką, która mimo swojej pozycji,i nie patrzy na mnie z góry, choć w każdej chwili może mnie zdeptać, niczym bezwartościowego insekta.<br />
- <b>Gotowa na może łez?</b> - zawsze się zastanawiałam, jak Patryk mógł mówić takie rzeczy z uśmiechem na twarzy...<br />
Uniosłam pytająco brew, ale nie uzyskałam słownej odpowiedzi. Nie musiałam. Rodzina sama zaczęła mnie oblegać i uwieszać się na szyi ze łzami w oczach. Wszystkie ciotki, wujowie, kuzynki i dziadkowie odgrodzili mnie od Dana. W natłoku pytań i propozycji tańca dotarłam do miejsca przy stole obok ukochanego bruneta.<br />
- <b>Nie wiedziałam, że to się tak skończy </b>- westchnęłam ciężko zmęczona już towarzystwem rodziny, o co jeszcze godzinę temu sama bym się nie posądzała. Najwidoczniej zapomniałam, jak bardzo potrafią być nachalni...<br />
- <b>A ja się tego spodziewałem </b>- z delikatnym uśmiechem na ustach splątał palce naszych dłoni pod stołem. Jak dobrze, że miałam tego rozczochrańca przy sobie. Chodź dzisiaj jego <a href="https://pbs.twimg.com/media/Bh1Kz3pIgAAtcmM.jpg:large" target="_blank">fryzura była we względnym ładzie, a garnitur</a> zastąpił moją ulubiona szarą bluzę, to nadal nie posiadałam się z radości, iż to właśnie ja z tysięcy innych dziewczyn mogę tak przy nim trwać. - <b>Zatańczymy?</b><br />
To coś nowego... mój partner, który zawsze zapierał się swoim kalectwem na parkiecie, nagle zadaje mi takie pytanie. Nie sądzę, aby w tak krótkim czasie zdołał wejść w stan upojenia alkoholowego, więc nie miałam pojęcia co mogło być przyczyną tak niecodziennej propozycji.<br />
- <b>Rosi, nie ładnie tak uciekać przed wujkiem!</b> - zdecydowanie najwyższy gość dzisiejszej uroczystości nachylał się nade mną z szerokim uśmiechem na twarzy. Sławek zawsze był pozytywna osobą, ale dziś przechodził samego siebie.<br />
- <b>Ale ja właśnie...</b><br />
- <b>Nie szkodzi, idź</b> - przerwał mi Dan zanim zdążyłam dokończyć zdanie i tym samym skazał mnie na kilkugodzinną potańcówkę z każdym mężczyzną znajdującym się na sali.<br />
Muszę przyznać, że nienawidzę tańczyć z członkami rodziny. Nie lubiłam tego za dzieciaka i teraz również nie potrafię się do tego przemóc, więc każdy kolejny utwór był dla mnie torturą. Czekałam tylko na ten piękny moment, gdy orkiestra znowu odegra "A teraz idziemy na jednego", a ja wreszcie będę mogła zmienić buty.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Zanim zdążyłam uwolnić się od brata Zuzanny obległy mnie kuzynki: Jessica, Maja, Klaudia i Paulina. Ochoczo podreptały za mną do łazienki zadając masę pytań na raz.<br />
- <b>Ale chwila, po kolei proszę... </b>- westchnęłam opierając się o szereg umywalek.<br />
- <b>Gdzie teraz mieszkasz? </b>- zapytała rok starsza ode mnie Paulina.<br />
- <b>W Londynie </b>- odpowiadałam mechanicznie, jednak wywiady mnie czegoś nauczyły...<br />
- <b>Od kiedy jesteś gwiazdą?</b> - zaciekawiła się moja rówieśniczka - Klaudia.<br />
- <b>Nie nazwałabym tak tego... </b>- skrzywiłam się na sam dźwięk określenia "gwiazda". - <b>Występuje czasem w teledyskach, trochę tańczę i to wszystko. Chodzę po czerwonych dywanach tylko dlatego, że Dan zaciąga mnie tam siłą.</b><br />
- <b>Ty to masz dobrze</b> - Klaudia zawsze chciała żyć w blasku fleszy, więc nuta zazdrości w jej głosie wcale mnie nie zdziwiła.<br />
- <b>A twój chłopak?</b> - z rękoma skrzyżowanymi na piersi Maja zadała pytanie, które wszystkim już od dawna cisnęło się na usta.<br />
- <b>Dan, tak?</b> - Jessica zasłoniła usta młodszej siostrze i przybrała bardziej uprzejmy ton, niż wścibska trzynastolatka. -<b> Ładnie razem wyglądacie. Jak wam się układa?</b><br />
- <b>Normalnie... - </b>naprawdę nie miałam pojęcia co mogłabym jeszcze powiedzieć na ten temat.... Nie znałam się na związkach, ale nie sądzę, aby nasz różnił się od innych.<br />Streściłam im naszą historię od dnia spotkania do teraz, omijając kilka niezręcznych momentów. Miałam nadzieję, że zaspokoiłam ich ciekawość, gdy nagle najmłodsza w gronie doszła do słowa:<br />
- <b>A robiliście już "to"?</b><br />
Oblałam się rumieńcem. Skąd to dziecko wzięło tak zbereźne pytanie? Czego ich uczą w tych szkołach?! Ach tak... zapomniałam, jak to kiedyś Jessica opowiadała mi, jak to w trzeciej klasie uczyli ich, jak założyć kondoma na banana...<br />
- <b>Przestań Maja! </b>- upomniała ją najstarsza. - <b>Oczywiście, że już to zrobili.</b><br />
Boże... zabierzcie mnie stąd!<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy wróciłam na salę zastałam Patryka zagadującego niebieskookiego bruneta, który od razu zauważył szóstkę dziewczyn przy wejściu. Obdarzył mnie ciepłym uśmiechem, lecz zanim zdążyłam wykonać choć krok w jego stronę, kuzynki wyciągnęły mnie na środek sali.<br />
Za jakie grzechy...<br />
Wszystkie panny zebrały się wokół Zuzanny, co mogło oznaczać tylko jedno - wybiła godzina zero, a tradycji musiało stać się zadość. Welon miał trafić do szczęśliwej przyszłej panny młodej.<br />
Wszystkie dziewczyny ustawiły się w kółku i w rytm muzyki krążyłyśmy wokół zasłaniającej sobie oczy Zuzanny. Darowałyśmy sobie trzymanie się za ręce i po prostu wyczekiwałyśmy momentu wstrzymania melodii, która na szczęście nie okazała się być repertuarem Disco-polo. Jednak na gust muzyczny Patryka zawsze można było liczyć.<br />
Cały czas szukałam wzrokiem Dana, który umknął mi gdzieś w tumie, a gdy tylko udało mi się go namierzyć - nastała cisza. Szybujący w powietrzu welon wylądował na mojej głowie zasłaniając mi całą twarz, na której właśnie malowała się irytacja.<br />
Naprawdę wystarczyło mi już wrażeń, jak na jeden dzień. Nie potrzebowałam kolejnego tańca z kimś, kogo widzę pierwszy raz na oczy. Chciałam jedynie usiąść obok wokalisty, spleść jego palce z moimi i poczuć ten przyjemny dreszcz, który czułam za każdym razem, gdy muskał moja skórę.<br />
Czy naprawdę proszę o zbyt wiele?<br />
Tym razem przyszła kolei na panów. Wszyscy kawalerzy ustawili się wokół mojego brata, a było ich niewielu. Kilku kuzynów Zuzanny, mój dziewięcioletni kuzyn - Wojtek i Dan, który nie wiadomo dlaczego, uległ namowom Patryka z darem przekonywania równego zeru.<br />
I powtórka z rozrywki: Braciszek z zasłoniętymi oczami bujał się w rytm muzyki, a panowie wokół niego. Gdy <a href="http://i.pinger.pl/pgr330/313162fb000a420850ee941d/organizacja-slubu-i-wesela-eweselny-pl-162.jpg" target="_blank">mucha</a> znalazła się w powietrzu wszyscy wlepili w nią wyczekujące spojrzenia. Zanim zaczęła pikować w dół, wiedziałam w czyich rękach wyląduje. To było zbyt oczywiste zwłaszcza, że Patryk i Dan jeszcze chwilę temu wymienili ze sobą porozumiewawcze spojrzenia. Dlaczego te dwa dorki musiały być aż tak przewidywalne?<br />
Mucha dotarła do swojego nowego właściciela i ku mojemu zdziwieniu nie był nim Smith. Wojtek stojący tuż obok niego był tym szczęśliwcem lub też nieszczęśliwcem, który musiał odtańczyć ze mną ten jeden utwór, jako nowa para młoda...<br />
- <b>Wybacz stary</b> - szatyn poklepał niebieskookiego po ramieniu z przepraszającym uśmiechem na twarzy.<br />
- <b>Spoko, najwidoczniej mały będzie dla niej lepszym partnerem życiowym, niż ja</b> - zaśmiał się pod nosem wokalista, choć wiedziałam, że gdzieś głębiej żałował, że ich szatański plan się nie powiódł. Chciał zatańczyć ze mną ten jeden raz, ale najwidoczniej tej nocy nie było mu to dane.<br />
- <b>Masz</b> - blondyn podszedł niezdarnie do dwóch mężczyzn z wyciągniętą przez siebie muchą.<br />
- <b>To dla mnie? </b>- zdziwił się brunet.<br />
- <b>Tak. Ja nie umiem tańczyć, i nie mogę być mężem Rozalii... ona jest moją kuzynką </b>- z rumieńcem na twarzy dziewięciolatek najwidoczniej nie rozumiał, że oczepiny to tylko zabawa.<br />
- <b>Więc dziękuję</b> - Dan przykucnął przy małym, pogłaskał go po głowie, a Patryk wziął od niego muchę i założył nowemu panu młodemu, gdy tylko ten stanął na równe nogi.<br />
- <b>Życzę wam, jak najlepiej, ale nie zaciągaj mojej małej siostrzyczki przedwcześnie przed ołtarz </b>- uśmiechnął się zielonooki, po czym pozwolił Smith'owi dołączyć do zniecierpliwionej panny młodej czekającej na środku sali. Tak, nigdy nie należałam do osób cierpliwych, a już zwłaszcza, gdy w grę wchodziło spotkanie z moim ukochanym, po całym dniu niechcianych wrażeń.<br />
- <b>Nareszcie przyszła kolej na mnie</b> - z uśmiechem na ustach, brunet objął mnie w tali, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Jego ciepło, jego zapach... to wszystko działało na mnie, jak narkotyk, a jego dotyk doprowadzał mnie do szaleństwa. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby wszyscy goście wyszli z sali i zostawili nas na chwilę samych. Tylko na chwilę.<br />
- <b>Przywitajmy nową Parę Młodą!</b><br />
Nie wiadomo dlaczego, mój brat znalazł się na małym podeście, na którym stacjonował obecnie zespół umilający nam dzisiejszy wieczór. Szatyn z rękawami koszuli podwiniętymi po łokcie, czarną kamizelką i gitarą na ramieniu najwyraźniej coś knuł, a ja chyba już wiedziałam co.<br />
- <b>Pozwólcie, że pomęczę was chwile moim skrzeczeniem, ale jakby co - to wszystko wina Pani Młodej.</b><br />
Wiedziałam. Ten stary piernik zagra specjalnie dla nas. Doskonale wiedział, jak bardzo nienawidziłam tego, że marnuje swoje talenty muzyczne i jak bardzo starałam się go do nich przekonać. On jednak wolał produkować gry komputerowe i odstawić gitarę w kąt, aby się kurzyła przez lata czekając na dzień, w którym ponownie wyda z siebie jakiekolwiek dźwięki. To był właśnie ten dzień.<br />
Pierwsze szarpnięcia za struny uświadomiły wszystkim, jaki utwór będzie teraz rozbrzmiewał na sali. Goście powoli kołysali się w rytmie <a href="http://youtu.be/7t5cRm2CIts" target="_blank">"All For Love" - Bryana Adamsa</a>, a ja z Danem zaczęliśmy tańczyć.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/7t5cRm2CIts" target="_blank">When it's love you give </a><br />
I'll be a man of good faith<br />
Then in love you live<br />
I'll make a stand, I won't break<br />
<br />
- <a href="http://youtu.be/7t5cRm2CIts?t=27s" target="_blank"><b>I'll be the rock you can build on </b></a>- nucili goście, problem w tym, że każdy co innego.<br />
- <b>To może zacznijmy jeszcze raz... Gotowi?</b> - Patryk zaśmiał się pod nosem, a z nim cała sala, po czym zaczął od początku.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/7t5cRm2CIts?t=38s" target="_blank">When it's love you give </a><br />
I'll be a man of good faith<br />
Then in love you live<br />
I'll make a stand, I won't break<br />
<br />
I'll be the rock you can build on<br />
Be there when you're old<br />
To have and to hold<br />
<br />
When there's love inside<br />
I swear I'll always be strong<br />
Then there's a reason why<br />
I'll prove to you we belong<br />
<br />
I'll be the wall that protects you<br />
From the wind and the rain<br />
From the hurt and pain<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/7t5cRm2CIts?t=1m27s" target="_blank">Let's make it...</a><br />
Na ten moment wszyscy czekali. Tłum odezwał się chórem. Nawet ja i Dan zaśpiewaliśmy ten piękny wers głośniej, niż pozostałe. -<b><a href="http://youtu.be/7t5cRm2CIts?t=1m30s" target="_blank"> ... all for one and all for love!</a> </b><br />
<br />Let the one you hold be the one you want<br />
The one you need<br />
<br />
'Cause when it's all for one, it's one for all<br />
When there's someone that should know<br />
Then just let your feelings show<br />
And make it all for one and all for love<br />
<br />
When it's love you make<br />
I'll be the fire in your night<br />
Then it's love you take<br />
I will defend, I will fight<br />
<br />
- <a href="http://youtu.be/7t5cRm2CIts?t=2m16s" target="_blank"><b>I'll be there when you need me!</b></a> - wskazany niebieskooki, przez Patryka niemal wykrzyczał wers, po którym do moich oczy napłynęły łzy, a wszyscy kobiety wokół już dawno się nimi zalewały.<br />
<br />
When honor's at stake<br />
This vow I will make, yeah<br />
<br />
'Cause when it's all for one, it's one for love<br />
When there's someone that should know<br />
Then just let your feelings show<br />
<a href="http://youtu.be/7t5cRm2CIts?t=3m2s" target="_blank">Let's make it all for one...</a><br />
<br />
Wpatrywałam się w niebieską bezdeń oczu wokalisty, gdy z zamyślenia wyrwało mnie przerwanie utworu akurat w takim momencie. Spojrzałam pytająco na brata, który jedynie z uśmiechem na twarzy wskazała skinieniem głowy na mojego partnera.<br />
- <b>Podobno mówi się u was: "do trzech razy sztuka"</b> - brunat z uniesionymi uroczo kącikami przygryzał delikatnie dolna wargę, jakby się czymś stresował. - <b>W takim razie... </b>- gdy mężczyzną uklęknął przede mną nie mogłam uwierzyć własnym oczom. - <b>Rozalio Anno Król, kocham Cię. Czy zechcesz wyjść za mnie? Czy uczynisz mi te zaszczyt i zostaniesz moją żoną? </b>- nie powinnam go uczyć języka polskiego... Ale skąd mogłam wiedzieć, że wykorzysta go właśnie w tym momencie?!<br />
Zaniemówiłam. Mężczyzna, którego poznałam przez przypadek, który wiedział o mnie tak dużo i znał mnie tak dobrze, że dziwnym jest, iż jeszcze nie uciekł na druga stronę globu, właśnie klęczał przede mną prosząc mnie o rękę...<br />
Odruchowo zasłoniłam usta dłonią, a po policzku spłynęła pojedyncza łza. Co miałam teraz zrobić? Pierwszy raz znajdowałam się w takowej sytuacji... Nie miałam pojęcia, jak się zachować!<br />
- <b>Tak </b>- wyszeptałam, po czym poczułam, jak silne ramiona obejmują mnie w tali, a ziemia znika spod moich stóp. Dan przytulał mnie mocno do siebie i obracał się powoli z radości, a goście wiwatowali.<br />
-<a href="http://youtu.be/7t5cRm2CIts?t=3m15s" target="_blank"><b> ... and all for love</b></a> - dokończyli chórem, a Patryk skwitował to szybkim szarpnięciem za struny.<br />
<div style="text-align: start;">
<span style="text-align: center;">- </span><b style="text-align: center;">Niech żyją narzeczeni!</b></div>
<br />
<br /><br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">No i doczekaliśmy się zaręczyn!<br />Roan już oficjalnie są parą! Co wy na to?<br />Co sądzicie o sukni Zuzanny i Rose?<br />Jak myślicie, o co jeszcze mogły wypytywać kuzynki?<br />Co sądzicie o iście szatańskim planie Patryka i Dana?<br />O występie Patryka?<br />O zaręczynach naszego kochanego dorka w języku polskim?<br />I nareszcie... CO SĄDZICIE O ROZDZIALE?<br />Czekam na wasze opinie w komentarzach ^^<br /><br />Na pożegnanie gif, którym moja ukochana żona skwitowała <br />ten rozdział i tym samym zrobiła mi dzień xD<br /></span><br />
<div style="text-align: left;">
<span style="font-size: x-small;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcgtlv_XYVC757e3tdVO2LYMLrmiJ8gSTy1CFeVUniMRmHdTGMnWBvvddDuhjdhy8iBNwS7uy5zEBDJq1_c2NrovsCaQ6ox9hSmRk84JASz69pJeE6ZYePPoCTI02aCkryKUSNJqn3_4c/s1600/thatslove.gif" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhcgtlv_XYVC757e3tdVO2LYMLrmiJ8gSTy1CFeVUniMRmHdTGMnWBvvddDuhjdhy8iBNwS7uy5zEBDJq1_c2NrovsCaQ6ox9hSmRk84JASz69pJeE6ZYePPoCTI02aCkryKUSNJqn3_4c/s1600/thatslove.gif" height="142" width="320" /></a></span></div>
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-4682139508300968402015-01-20T10:30:00.002-08:002015-01-20T11:10:26.836-08:00How far to our Happy End - Rozdział 1.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Kroczyliśmy środkiem ulicy, a promienie słońca muskały nasze ciała. Wysoka temperatura sprzyjała skąpym ubraniom, które zdobiły opalone ciała atrakcyjnych dziewcząt. W tle rozbrzmiewała muzyka, wszyscy się bawili, jakby te chwile były ich ostatnimi. Alkohole nie musiały się lać hektolitrami i nikt nie narzekał na wszechobecny upał. Byliśmy gotowi na podbój świata. Ja, moi przyjaciele i mężczyzna, którego ciemne oczy przyciągały mnie, niczym magnez. Dłoń powiodła delikatnie po moim policzku, zmuszając do zerknięcia w ciemną bezdeń jego tęczówek, w której zawsze tonęłam bez pamięci. Jak to możliwe, że znał tak doskonale moje wszystkie słabości? W tej chwili, nie dbałam o to. Chciałam po prostu dać się ponieść chwili, pozwolić palcom jego dłoni wplątać się w moje włosy i zmniejszać odległość między ustami...<br />
- <b>Cięcie! </b>- donośny głos reżysera nie potrzebował megafonu, aby roznieść się w promieniu kilometra. - <b><a href="http://freshfacemalemodels.com/gallery/2014/04/Nick-140424-03-400x530.jpg" target="_blank">Oscar</a>, ty masz ją uwieść, a nie ciągnąć na egzekucję! Wizażyści - poprawić makijaż Rose.</b><br />
Przy teledysku do utworu, który miał się stać letnim hitem, było więcej pracy, niż przy kręceniu hollywoodzkiego filmu... Według mnie Oscar całkiem nieźle radził sobie ze swoją rolą, choć był trochę onieśmielony moją osobą, co wydawało mi się całkowicie zbędne. Oboje staliśmy na tym samym szczeblu, pracowaliśmy w tej samej branży, z tą różnicą, że ja czułam się jeszcze świeża.<br />
Obracałam się w towarzystwie gwiazd dopiero od niecałych dwóch lat, a to wszystko przez to, że Dan wpadł na głupi pomysł umieszczenia nagrania ze studia na swoim twitterze... Od tamtej pory moje życie zmieniło się o 540 stopni, co wcale nie jest hiperbolą.<br />
Z każdym kolejnym coverem zaczęły do mnie napływać propozycje od wytwórń, konta na portalach społecznościowych były zasypywane komentarzami, a Dan nie pozwolił mi zmarnować szansy na zaistnienie w świecie ciągłej pogoni za pieniądzem i ukrywania się przed aparatami paparazzi. Kto by pogardził życiem w pełnym dostatku, otoczonym kłamliwymi nagłówkami gazet? No tak, zapomniałabym - JA.<br />
Mimo wszystko znajduję się obecnie na planie do najnowszego teledysku. Dlaczego? Sama zadaje sobie to pytanie od wczoraj.<br />
- <b>Kolejna piosenka o letnim romansie... to już zaczyna się robić nudne.</b><br />
Na szczęście nie byłam tu sama. Vi zawsze odwiedzała mnie na różnych planach i wbrew pozorom, nie pozwalała się zniechęcać. Po za tym, tym razem musi napisać artykuł na swoje studia dziennikarskie, a widok nowego klipu zza kamery jest całkiem niezłym materiałem do pracy.<br />
- <b>Przydała by się historia bez Happy Endu</b> - przymknęłam oko, aby wizażystka mogła poprawić czarną kreskę na ruchomej powiece.<br />
- <b>Też nie jestem fanką kąpieli w endorfinach, ale zgaduje, że prawdopodobnie należymy do znacznej mniejszości, co jest powodem, dla którego takowych powieści już nie wydają </b>- westchnęła ciężko niebieskooka szatynka, której włosy ostatnio urosły o kilka centymetrów i sięgały już wystających obojczyków.<br />
-<b> Dlatego po dziś dzień, na mojej szafce gości "Pan Tadeusz"</b> - wzruszyłam ramionami krzyżując spojrzenia z przyjaciółką, która uważnie przyglądała się mojemu odbiciu w lustrze.<br />
<b>- Powieści romantyczne to nie moja bajka. Nieszczęśliwie zakochani chłopcy, którzy po duchowej metamorfozie idą na wojnę, aby walczyć za ojczyznę i oddać za kogoś życie, w geście pokuty - banał.</b><br />
- <b>Który stał się lekturą obowiązkową, jeśli chcesz zdać maturę </b>- zauważyłam.<br />
- <b>Od czasu kiedy dostałaś ten głupi świstek "dojrzałości", to zrobiłaś się strasznie mądra, wiesz? </b>- szatynka wzniosła oczy do nieba.<br />
- <b>Masz na myśli - bardziej, niż zwykle?</b><br />
Możliwe, że lubiłam się z nią droczyć, ale tylko troszeczkę... Wcale nie uprzykrzałam jej życia 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Przecież z nią nie mieszkałam. No dobra... zajmowałam jej pokój gościnny już od roku i do dziś nie mogę wyjść z podziwu, że jeszcze ze mną wytrzymuje. To pewnie dlatego, że nie często bywam w domu, bo zazwyczaj jeżdżę w trasę, lub nocuje u Dana.<br />
-<b> Bardzo zabawne </b>- parsknęła. - <b>Swoją drogą - dlaczego zdawałaś maturę z polskiego, skoro ukończyłaś szkołę w Londynie?</b><br />
No tak, zapomniałabym... W niecały rok udało mi się zdać trzy lata liceum, a nawet prawo jazdy. Co prawda, nie było to łatwe, ale po długich namowach przyjaciół i wsparciu Smitha, udałam się do psychologa. Po dwóch sesjach udało mi się pogodzić z przeszłością, a nawet pozbyć się większości kompleksów, co wcale nie oznacza, że popadłam w samouwielbienie...<br />
- <b>Szykuj się na zmianę makijażu - reżyser stwierdził, że trzeba Cię przebrać</b> - Joe wynurzyła się zza mojego fotela z lekkim zmęczeniem na zazwyczaj promiennej twarzy.<br />
Ciemnooka blondynka przez dwa lata, również poczyniła postępy w swojej karierze. Zaczęła projektować własne kolekcje i robić niesamowite pokazy, które ja zazwyczaj otwierałam. Pomagałam jej wypromować swoją markę, po za tym większość sukienek, i tak miało trafić do mnie. Pokazywałam się w nich na czerwonych dywanach i najróżniejszych galach. Jako dziewczyna wokalisty Bastille musiałam się jakoś prezentować, więc nie mogłam nosić byle czego, a jako wschodząca gwiazda musiałam zadbać o swój oryginalny styl. Na szczęście Joe zawsze służyła mi radą i swoimi zjawiskowymi projektami.<br />
- <b>Cóż... mam już wszystkie potrzebne materiały do artykułu, więc będę się powoli zbierać. Bawcie się dobrze dziewczynki </b>- machając nam ręką na odchodne zniknęła w tłumie stażystów, zostawiając nas same, na pastwę reżysera perfekcjonisty...<br />
Czekało mnie jeszcze kilka godzin katorgi, udawania zakochanej i szczęśliwie pławiącej się w promieniach słonecznych dziewczyny.<br />
Nienawidzę słońca...<br />
To jedna z niewielu przyczyn, dla których mieszkam w Londynie...<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Rzucając klucze na stół opadłam bezwładnie na kanapę. Kręciliśmy tę samą scenę niemal dwadzieścia razy, w piętnastu różnych wersjach. Mam dość... Jedynym pocieszeniem jest to, że jutro zapowiada się powtórka z rozrywki.<br />
- <b>Sprawdź pocztę</b> - z kuchni dobiegł głos Vi, która najprawdopodobniej wertowała zawartość lodówki w poszukiwaniu czegoś zjadliwego.<br />
- <b>Znowu?</b> - jęknęłam przeciągle ujmując w dłonie coś, co jeszcze kilka lat temu wywoływało na mojej twarzy uśmiech, zwłaszcza, jeśli było zaadresowane do mnie. Niestety od jakiegoś czasu nawet to się zmieniło.<br />
Codziennie na ciemnym blacie stołu pojawiały się białe koperty, które oznaczały tylko jedno - nową podpałkę do kominka, którego Vi w swoim mieszkaniu nie posiadała.<br />
Z wytwórni...<br />
Kolejny teledysk...<br />
Nowa część Step Up, tylko po to, abym ja mogła w niej zagrać?!<br />
Nie, dziękuję.<br />
Tak wyglądało moje sprawdzanie poczty, której z dnia na dzień przybywało. Nie musiałam nawet chodzić na castingi, a i tak z góry przydzielano mi rolę, którą zazwyczaj odrzucałam. Nie paliłam się do pracy przed obiektywem kamery... Wolałabym przez 12 godzin stać za kasą na stacji benzynowej, niż paradować w sukienkach po czerwonych dywanach.<br />
To nie była praca... To była tortura.<br />
Swoją drogą, bawiło mnie to, jak świat show biznesu potrafił oszaleć na punkcie nowej buźki na okładkach gazet. Każdy od razu rwał się do tego, aby zwerbować takową osobę do swojego orszaku i przeciągnąć na ciemną stronę mocy, zakażając system wartości, wpajając płytkie ideały oraz powoli psując ją od środka, aby na końcu nie pozostało z niej nic, tylko wrak człowieka obnażonego ze swoich sekretów, nie posiadającego życia prywatnego i uwiązanego przez nałogi.<br />
Tak, taki koniec był z pewnością ziszczeniem moich najskrytszych marzeń.<br />
- <b>Spalić to</b> - rzuciłam stanowczym tonem pokazując koperty przyjaciółce.<br />
- <b>Nie pozwolę Ci znowu zasmrodzić całego mieszkania, tylko dlatego, że chcesz się pobawić zapalniczką </b>- burczała wspominając moje ostatnie pozbywanie się zbędnych papierów... Tak, zapomniałam otworzyć okien. - <b>To też chcesz spalić?</b> - uniosła pytająco brew wyciągając z wachlarza kopert jedyną wypisaną ręcznie.<br />
- <b>Co to?</b> - od razu zainteresowałam się listem wpatrując się w niego badawczym wzrokiem.<br />
- <b>Mnie nie pytaj </b>- wzruszyła ramionami oddając mi znalezisko i wracając do lodówki.<br />
Może i zrozumiałabym to tępe wpatrywanie się w zawartość sprzętu AGD, gdyby naprawdę świeciło pustkami, ale tam było pełno jedzenia... Problem w tym, że obecnie nie znajdowało się tam nic, na co by szatynka miała ochotę.<br />
Przykro mi skarbie, ale nawet jeśli ją zamkniesz i wrócisz do niej po kilku minutach, jej zawartość się nie zmieni - nie ważne, jakbyś tego chciała.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Nie zwracając uwagi na nadawcę listu, od razu otworzyłam kopertę, którą wcześniej udało mi się przeoczyć. Na widok charakteru pisma i wiadomości, jaki była w nim zapisana - zamarłam.<br />
- <b>Patryk się żeni?! </b>- jęk sam wydostał się z moich ust.<br />
- <b>Chyba żartujesz -</b> przejęta niebieskooka od razu przybiegła, używając oparcia kanapy, jako hamulca. - <b>Prędzej bym zrozumiała, gdyby wyszedł za mąż, ale żeby się od razu żenić... bez przesady!</b><br />
Co prawda nasze zdziwienie było trochę przesadzone, bo dość często widywałam się z bratem i utrzymywaliśmy stały kontakt, ale nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek wspominał o ślubie... Choć kiedyś musiało to nadejść. W końcu miał narzeczoną, z którą był naprawdę szczęśliwy, więc nic nie stało im na drodze, aby rozpocząć nowy rozdział w życiu już jako małżeństwo.<br />
W pewnym momencie w pokoju rozbrzmiał odgłos wibracji mojego telefonu.<br />
-<b> Rose przy telefonie</b> - nie sprawdzając nawet z kim będę miała przyjemność rozmawiać, odebrałam automatycznie.<br />
- <b>Cześć Mała. Dostałaś już zaproszenie?</b> - w słuchawce odezwał się radosny głos brata, którego uśmiech właśnie dobie wizualizowałam.<br />
-<b> Właśnie je otworzyłam... </b>- nie potrafiłam ukryć wątpliwego tonu, wtedy gdy powinnam... a byłam aktorką do cholery!<br />
- <b>Niech się przyzna</b> - zawołała z kuchni Vi. - <b>Na pewno wpadli i teraz muszą się hajtać, bo rodzina nie pozwoli na nieślubne dziecko.</b><br />
Ta kobieta naprawdę nie wiedziała kiedy ugryźć się w język, a w swoim słowniku postanowiła zastąpić definicję miłości słowami: "zbędny problem, o którym głoszą legendy".<br />
- <b>Nie, Zuza nie jest w ciąży, a ja jeszcze nie oszalałem</b> - westchnął po drugiej stronie słuchawki. - <b>I mam nadzieję, że razem z Danem nas odwiedzicie, w ten wyjątkowy dzień</b> - błagalny ton Patryka grawerował datę uroczystości na moim sercu.<br />
- <b>Nadzieja matką głupich</b> - ale najlepsza przyjaciółka zawsze poratuje Cię w chwilach słabości.<br />
- <b>Bez przesady </b>- jęknął szatyn. -<b>To tylko jeden dzień. Przynajmniej zobaczysz się z rodziną.</b><br />
- <b>Mówiłeś im?</b> - zdziwiona, otworzyłam szeroko zielone oczy.<br />
- <b>Nie. Tak, jak obiecałem - nikt nie wie o twojej wizycie w Rakoniewicach sprzed dwóch lat. Wszyscy są nadal przekonani, że nie żyjesz </b>- westchnął głęboko, próbując wywołać tym we mnie poczucie winy. - Wiesz, że to nie fair wobec nich, prawda?<br />
- <b>Tak, wiem.</b><br />
Oczywiście, że byłam świadoma swojego egoizmu i głupoty, ale nie potrafiłam im spojrzeć w twarz, po tym wszystkim, co zrobiłam i ile musieli przeze mnie wycierpieć. Byłam pewna, że o wiele lepiej będzie im beze mnie.<br />
-<b> Powinnaś się wreszcie przełamać </b>- stwierdził zielonooki, ale nie słysząc odpowiedzi dodał - <b>Jeśli jednak zmienisz zdanie, to zawsze będziecie tam mile widziani</b> - po czym się rozłączył, a ja odsunęłam wolno słuchawkę od ucha.<br />
Byłam beznadziejna...<br />
Jak mogłam utrzymywać własną rodzinę w przekonaniu, że jestem martwa?<br />
Jak mogłam pozwolić im tak cierpieć z mojego powodu?<br />
Dlaczego nie potrafiłam znaleźć w sobie odwagi, aby spojrzeć im w oczy?<br />
<span style="font-size: x-small;"><br /><br /><br /><br /><br /><br /><br />Pierwszy rozdział kontynuacji LbO!</span><br style="font-size: small;" /><span style="font-size: x-small;">I co myślicie? Przeskoczyliśmy o dwa lata w przyszłość...</span><br style="font-size: small;" /><span style="font-size: x-small;">Pierwszoosobowa narracja lepiej się sprawdza,</span><br style="font-size: small;" /><span style="font-size: x-small;">niż trzecioosobowa?</span><br style="font-size: small;" /><span style="font-size: x-small;">Chciałam abyście tym razem poznali bardziej Rose</span><br style="font-size: small;" /><span style="font-size: x-small;">i spojrzeli na świat z jej pesymistycznego punktu widzenia.</span><br style="font-size: small;" /><span style="font-size: x-small;">Mam nadzieję, że "How far to our Happy End" również się wam spodoba ^^</span><br style="font-size: small;" /><br style="font-size: small;" /><span style="font-size: x-small;">Na pożegnanie zmęczona życiem Joe xDD<br /></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaI02KMu7IHThyrUYMaG0Q4kWTlLmMcm02t7dy2gCUOEhmhfa_6q4_jVap-N3OMfsZTJgLnzRSdGFE_p5Vo6TMQv0Xq1vhwpmcP8DMEIRGdNZ7KMOUjs1gXZ0wrw_U_g9p1MQX8xO1d9U/s1600/dolcecroptop.tumblr.com_.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiaI02KMu7IHThyrUYMaG0Q4kWTlLmMcm02t7dy2gCUOEhmhfa_6q4_jVap-N3OMfsZTJgLnzRSdGFE_p5Vo6TMQv0Xq1vhwpmcP8DMEIRGdNZ7KMOUjs1gXZ0wrw_U_g9p1MQX8xO1d9U/s1600/dolcecroptop.tumblr.com_.gif" height="153" style="cursor: move;" width="320" /></a></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-63938454807203880762015-01-06T13:09:00.002-08:002015-01-06T13:09:25.108-08:00Let's be optimists - Rozdział 33.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wiosenne słońce ogrzewało wspomnienia o mroźnej zimie, a Bastille właśnie szykowało się do kolejnego koncertu. Stojący przy keyboardzie wokalista ustawiał statyw mikrofonu i wygrywał pierwsze dźwięki muskając klawisze instrumentu. Perkusista przykręcał talerze, a najmłodszy z najstarszym rozwijali ostatnie kable. Rose w tym czasie sprawdzała nagłośnienie każąc co jakiś czas brzdąknąć na basie, czy też odezwać się do konkretnego mikrofonu. Gdy już wszystko było w porządku, dziewczyna zostawiła wszystko w rękach dźwiękowca i potruchtała do przyjaciół błąkających się po scenie.<br />
- <b>Nastroiłam twoją gitarę Will </b>- oznajmiła, co wprawiło wszystkich w lekkie osłupienie, bo szatynka nigdy dotąd nie odważyła się tknąć instrumentów basisty.<br />
- <b>Dzięki</b> - wydukał zdziwiony.<br />
-<b> A moją? </b>- jęknął ciemnooki mając nadzieję, że nastolatka znów go wyręczy.<br />
- <b>Też</b> - westchnęła, a brodacz objął ją ramionami i ucałował mocno w policzek.<br />
-<b> Dziękować</b> - po czym pognał w kierunku swoich klawiszy.<br />
- <b>Jakaś ty dziś uczynna</b> - zauważył niebieskooki zachodząc dziewczynę od tyłu i obejmując ja wokół szyi. -<b> Czyżbyś czegoś potrzebowała?</b> - zaśmiał się pod nosem.<br />
- <b>Co do tego...</b> - zaczęła niepewnie odwracając się twarzą do bruneta. - <b>Niestety nie mogę dziś zostać na waszym koncercie </b>- zgarbiła się lekko chwytając za bluzę przyjaciela, jakby czekała na karcące spojrzenie z jego strony.<br />
- <b>Dlaczego?</b> - dłonie mężczyzny powędrowały w dół zatrzymując się na wcięciu w talii zielonookiej. - <b>Coś się stało?</b> - zmartwiony ton i przymarszczone brwi wywoływały w szatynce uczucie poczucia winy, którego wręcz nienawidziła.<br />
- <b>Nie, po prostu mam... pewną sprawę do załatwienia</b> - zawahała się przy wyjaśnieniach.<br />
- <b>Może Ci pomóc? Najwyżej spóźnię się kilka minut na koncert</b> - ten facet to skarb, a siedemnastolatka była aż nadto świadoma tego, iż na niego nie zasługuje. Choćby żyła sto lat, i tak nie dałaby rady zrobić dla niego tyle, ile on był w stanie poświęcić dla niej.<br />
- <b>Nie, nie trzeba. Sama sobie poradzę </b>- zapewniła gładząc dłonią jego policzek. Ciche westchnienie mężczyzny wyrażało jego bezradność w tej sytuacji, ale niestety musiał się z tym pogodzić, że jego dziewczyna zawsze wolała zająć się wszystkim sama. - <b>Do zobaczenia rano </b>- wyszeptała z trudem, nie chcąc odstępować Smitha na krok.<br />
- <b>Będę czekał </b>- chwycił delikatnie jej podbródek i ucałował w czoło. Przebiegła bestia... wiedział co zrobić, aby zatrzymać ją przy sobie, jednak nie tym razem. Przykro mi, ale owa "sprawa" była w tym momencie priorytetem, więc zielonooka wzięła głęboki oddech i szybkim krokiem zeszła ze sceny kierując się do wyjścia. Nie odwracała się, bo wiedziała, że gdy zobaczy szczenięce spojrzenie niebieskookiego, na pewno nie uda jej się stąd wyjść.<br />
- <b>A Rose gdzie się wybiera? </b>- zaciekawił się Woody, widząc znikającą za drzwiami nastolatkę.<br />
- <b>Mówiła, że ma coś do załatwienia i wróci dopiero rano</b> - wokalista wpatrywał się w powoli domykające się skrzydło wyjścia.<br />
- <b>Uuu, czyżby nasza Różyczka miała kochanka?</b> - zażartował brodacz, choć pozostałym wcale nie było do śmiechu. Mieli powody, by się o nią martwić... Nastolatka, sama włócząca się po nocach, cholera wie gdzie. To nie wróży nic dobrego... - <b>Znając życie teraz będziesz marudził do rana, że twojej maskotki nie ma w odległości dwóch metrów</b> - westchnął ciężko kociarz, po czym uwiesił się jednym ramieniem na szyi przyjaciela. - <b>Może więc skorzystamy z okazji i pójdziemy do jakiegoś klubu?</b> - zbereźny ton brodacza nie pozostawiał wątpliwości, jaki rodzaj lokalu miał na myśli.<br />
- <b>Nie mam ochoty</b> - mruknął Smith strącając rękę przyjaciela z ramienia.<br />
- <b>Po kilku drinkach na pewno zmienisz zdanie</b> - uparty klawiszowiec nie chciał dać za wygraną. Spojrzał w kierunku pozostałej dwójki z nadzieją, że pomogą mu namówić wokalistę. Perkusista spędzał dzisiaj wieczór ze swoją małżonką, więc nie byłby za bardzo pomocny, ale może najstarszy ze członków coś zdziała.<br />
- <b>Co Ci szkodzi posiedzieć w klubie pełnym pięknych dziewczyn? Ty coś wypijesz, odstresujesz się, a Kyle skorzysta z okazji i poogląda sobie zgrabne tancerki. Przyjemne z pożytecznym</b> - Will przybył z odsieczą. - <b>Ja też chętnie wybrałbym się na jakiegoś drinka, a skoro tym razem nie będzie z nami Rose, to możemy sobie pozwolić na jednorazowy wypad do nocnego klubu</b> - jednak słowa najbardziej dojrzałego członka zespołu były bardziej przekonywujące, niż bełkot wyrośniętego dzieciaka.<br />
- <b>Zgoda</b> - westchnął wreszcie niebieskooki, po chwili zastanowienia. Skoro siedemnastolatka wolała zachować w tajemnicy "swoje sprawy", to i oni nie musieli mówić jej wszystkiego.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po koncercie, chłopcy udali się do jednego z najlepszych klubów w Londynie. Już przy samym wejściu uderzyły w nich fale ciepła i mieszaniny przeróżnych zapachów, od damskich perfum, po różnego rodzaju alkohole i na wodzie kolońskiej kończąc. W pomieszczeniu roiło się od neonowych świateł, a w ich kolorystyce górowały odcienie fioletu i błękitu. Na dużej scenie tańczyły półnagie dziewczyny, których wiek na pewno nie przekraczał dwudziestu pięciu wiosen. Blat baru również wyposażony był w rury do tańca, lecz na chwilę obecną nie stukało na nim nic więcej, oprócz opróżnionych szklanek po trunkach.<br />
Członkowie zespołu niepewnie przekroczyli próg klubu i zasiedli w jednym z boksów oddalonych od tłumu pijanych mężczyzn, oblegających główną scenę. Siedząc w kącie wokalista zastanawiał się po jaką cholerę zgodził się na wypad do takiego miejsca. Szumiący w głowie alkohol nie zagłuszył natłoku myśli związanych z Rose, a tancerki ani trochę nie przyciągały jego uwagi. W przeciwieństwie do Kyla, który był w nie zapatrzony, jak w obrazek. Basista również wolał odpuścić sobie seans wirujących ciał i porozmawiać z przyjacielem, który bynajmniej tego wieczoru był w wybornym nastroju.<br />
- <b>Może zmieniłbyś wreszcie ten wyraz twarzy? </b>- burknął brodacz widząc niezadowoloną minę wokalisty. - Popatrzyłbyś na tancerki, a nie tylko siedzisz i marudzisz.<br />
- <b>Nie przepadam za tego typu dziewczynami</b> - rzucił brunet. Najwidoczniej jego "typ" nie streszczał się w <a href="http://youtu.be/seL3KVc-Uwc" target="_blank">tandetnych, skąpych strojach, sztucznej opaleniźnie, tlenionym blondzie, dopinkach i przesadnym makijażu. Wulgarny taniec</a>, charakterystyczny dla takowych klubów również nie należał do jego ulubionych, więc nic dziwnego, że nie potrafił się tu dobrze bawić w przeciwieństwie do pijanego tłumu, w którym znajdowały się również dziewczyny nie lepiej wyglądające od tych, znajdujących się na scenie.<br />
Muzyka ucichła, a światła zgasły zupełnie, jakby ktoś dobrał się do bezpieczników. Nic bardziej mylnego. Ten nastrój został zbudowany dla najbardziej wyczekiwanej osoby tego wieczoru, osoby, którą każdy stały klient doskonale znał.<br />
W mroku rozbrzmiał stukot obcasów, a na sam ich dźwięk na widowni uniosła się fala ekscytacji. Pojedynczy reflektor ukazał postać pięknej kobiety ubranej w <a href="http://www.beafashionshark.com/wp-content/uploads/2014/08/il-rossetto_il-galateo-secondo-b_3.png" target="_blank">skromny, czarny kostium składający się ze stanika i majtek z wysokim stanem</a>. Oczy miała przysłonięte <a href="https://fbcdn-sphotos-g-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpf1/t31.0-8/c0.0.851.315/p851x315/1979949_221157794758101_1187223623_o.jpg" target="_blank">maską z czarnej koronki,</a> która doskonale zakrywała jej oczy, a jednocześnie pozwalała na dostrzeżenie każdego gościa lokalu. Na głowie <a href="http://www.zeberka.pl/img_new/2014/06/13/maffashion-w-basenie.jpg" target="_blank">ciemne włosy nie sięgające ramion i prosto ścięta grzywka</a>. <br />Tajemnicza i piękna istota kroczyła wolno po po blacie baru ściągając na siebie uwagę wszystkich zebranych. Królowa wkroczyła na parkiet, więc inne tancerki nie odważyły się nawet pokazać. Te pięć minut było zarezerwowane wyłącznie dla tajemniczej piękności.<br />
<a href="http://youtu.be/NnbfRj2igL8" target="_blank">W tle rozbrzmiała muzyka, a brunetka o śnieżnobiałej cerze podeszła do jednej z rur, zeszła do parteru i powoli pięła się w górę. Im wyżej znajdowały się jej biodra tym głośniejsze były wiwaty. Obracała się wokół niej, a w połowie okręciła się jeszcze wokół własnej osi. Chwytając się mocno uniosła swoje nogi i wyrysowała nimi w powietrzu coś na kształt koła, po czym wróciła na ziemię, obróciła się ponownie i znów znalazła się w powietrzu robiąc pełny szpagat. Stawiając krok w bok zarzuciła ciemnymi włosami, wracając wykonała obrót i spuściła się po rurze na sam dół. Wijąc się na blacie baru wykonała kilka szybkich figur, o wykonaniu których pozostałe tancerki mogły tylko pomarzyć, i stając w rozkroku uniosła tors, kusząco wodząc dłonią po udzie. Zdołała kupić sobie publiczność zaledwie kilkoma następnymi obrotami i wymachem bioder. W momencie, gdy muzyka stała się bardziej dynamiczna, dziewczyna wspięła się na rurę za pomocą swoich pozornie wątłych rąk i wykonała kilka szybkich akrobacji, a widownia wprost oszalała. Brunetka ruszała się tak zwinnie i płynnie, że niewielu zauważyło jej przewroty, gdy już znalazła się na blacie. Przekładając nogi, robiła kolejne szpagaty, aż w końcu znalazła się obok rury, na której podciągnęła się powoli, zmysłowo do góry i zaczęła wspinać jeszcze wyżej.</a><br />
To był jedyny występ, jaki przykuł uwagę wszystkich obecnych w klubie, członków zespołu.<br />
- <b>A co powiesz na tę?</b> - brodacz skierował pytanie do niebieskookiego, nie dowierzając w to, <a href="http://youtu.be/NnbfRj2igL8?t=1m30s" target="_blank">co ta dziewczyna potrafi zrobić ze swoim ciałem.</a> Wokalista jednak nie uraczył go odpowiedzią. On jako jedyny dostrzegł w niej coś podejrzanego, więc wstał bez słowa i zaczął przepychać się przez labirynt ludzkich ciał. Nie spuszczał tancerki z oczu, gdy ta <a href="http://youtu.be/NnbfRj2igL8?t=1m57s" target="_blank">zachwycała publiczność kolejnymi figurami wykonywanymi w powietrzu i akrobacjami w zawrotnym tempie.</a> Will i Kyle po chwili osłupienia zrozumieli zachowanie przyjaciela. Dziewczyna wijąca się na blacie wydawała się być znajoma, mimo iż ten wygląd i pusty wyraz twarzy był im zupełnie obcy.<br /><a href="http://youtu.be/NnbfRj2igL8?t=2m45s" target="_blank">Gdy tylko tancerka znalazła się przy drugiej rurze, powtórzyła swój pokaz akrobacji</a>, a Dan był coraz bliżej próbując się dostać do baru. <a href="http://youtu.be/NnbfRj2igL8?t=3m23s" target="_blank">Schodząc do parteru pozwoliła widowni nacieszyć się widokiem swojego zmysłowo poruszającego się ciała</a>. <a href="http://youtu.be/NnbfRj2igL8?t=3m46s" target="_blank">Zakończyła występ opierając czoło o kolana i pozostała w tej pozie przez dłuższą chwilę.</a> Głośne wiwaty zagłuszały jej szybko bijące serce. Unosząc głowę poczuła, jak ktoś delikatnie ściąga jej koronkową maskę, lecz zanim zdążyła zaprotestować, czy choćby otworzyć oczy, odezwał się głos mężczyzny, którego nie dał by rady zagłuszyć nawet największy hałas. Tancerka zbyt dobrze znała ten ton, aby nie rozróżnić go wśród innych.<br />
-<b> Rose?</b> - marszczący brwi brunet stał tuż obok niej. Dziewczyna zaniemówiła.<br />
Dlaczego on tutaj był? Po co tu przyszedł? Jakim cudem ją rozpoznał? - w głowie siedemnastolatki kotłowało się tak wiele myśli, że zapomniała, aby nie dać po sobie niczego poznać. Szeroko otwarte oczy i rozchylone w milczeniu usta od razu zdradziły całą prawdę.<br />
- <b>A nie mówiłem... </b>- przypomniał brodacz, jak to kiedyś wspomniał o sposobie zarabiania zielonookiej, lecz po raz pierwszy w życiu nie cieszył się ze swojej racji. Wręcz przeciwnie - tym razem chciał się mylić.<br />
- <b>Dan, wszystko Ci wyjaśnię... </b>- zaczęła spokojnie widząc, jak w niebieskookim wzbiera złość, lecz zanim zdążyła cokolwiek dodać - on zniknął w tłumie.<br />
Chcąc za nim gonić zeskoczyła z blatu. Zatrzymała ją grupa mężczyzn, którzy w stanie upojenia alkoholowego najwidoczniej zapomnieli, że dziewczyna jest tancerką, a nie dziwką. Wkładając jej banknoty do bielizny żądali rzeczy, o których nastolatka nie śniła nawet w najgorszych koszmarach. Banda pijaków była obrzydliwa pod każdym względem i gdyby nie ochroniarz, kto wie, który z nich pierwszy oberwał by szklaną butelką w łeb.<br />
Umięśniony mężczyzna okrył siedemnastolatkę marynarką i zaprowadził do jej garderoby. Ze spuszczoną głową weszła do pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi opierając o nie czoło. Głęboko wzdychając zdjęła perukę, uwalniając wiezione pod nią długie, brązowe włosy. Oparta plecami o masywny kawał zimnej stali, pozwoliła ciału zsunąć się bezwładnie na dół. Siedząc na podłodze przeczesywała pachnące szamponem włosy, a gdy tylko uchyliła powieki, jej oczom ukazał się stojący z rękoma w kieszeniach Will.<br />
- <b>Masz coś przeciwko, abym Cię wysłuchał?</b> - łagodny głos mężczyzny był, jak aspiryna kojąca nieznośny ból głowy. Przyniósł zielonookiej natychmiastową ulgę.<br />
- <b>Spadłeś mi z nieba</b> - stwierdziła podnosząc się i rzucając w bok perukę wraz z butami, które zdjęła zanim rzuciła się w pogoń za Smithem. Na tak wysokim obcesie daleko by nie pobiegła. - <b>Gdzie Dan?</b> - zapytała stojąc przed basistą.<br />
- <b>Ostatni raz widziałem go, jak w amoku wychodził z klubu, potrącając przy tym kilka osób... </b>- widząc, jak dziewczyna opada bezradnie na kanapę, dodał lekko krzywiąc się na samą myśl o tym, że będzie musiał ją jeszcze dobić-<b> ... i pewnie nie poprawię Ci humoru, mówiąc, że wychodził z jakąś dziewczyną...</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Słońce powinno już świecić jasno na nieboskłonie, lecz szare chmury nie pozwoliły nacieszyć się Londyńczykom jego blaskiem. Tymczasem w jednym z pokoi hotelowych panował jeszcze większy mrok, niż na zewnątrz. Zasłonięte rolety nie pozwalały światłu dziennemu wedrzeć się do środka, lecz niedomknięte okna mściły się niosąc z chłodnym wiatrem, odgłosy ulicy.<br />
Brunet obudził się z nieznośnym bólem głowy i wspomnieniami z wczorajszego wieczoru, które starał się wymazać za pomocą alkoholu. Niestety i tym razem pamięć go nie zawiodła. Pamiętał każdy szczegół, co zmusiło go do natychmiastowego sprawdzenia zawartości swoje portfela. Gwałtowny ruch został nagrodzony bólem wszystkich mięśni spotęgowanych do potęgi entej, jednak ulgę przyniósł mu fakt, iż blondynka, z którą spędził noc nie okazała się być złodziejką i zabrała tylko tyle na ile się wyceniła.<br />
Delikatne pukanie w futrynę zwróciło uwagę wpół przytomnego wokalisty.<br />
- <b>Co ty tu robisz?</b> - warknął na widok Rose stojącej w drzwiach ubraną w <a href="http://polki.pl/we-dwoje/files/Image/galerie/26180/galeria_we_dwoje_8.jpg" target="_blank">podarte jeansy i za dużą, męską koszulę</a>. Nie czekając na odpowiedź, zadał kolejne pytanie. - <b>Gdzie Emily?</b><br />
- <b>Nataly</b> - poprawiła go zielonooka. - <b>Wyszła dwie godziny temu. Myślała, że nie będziesz nic pamiętał</b> - wolnym krokiem zbliżyła się do krawędzi z drugiej strony łóżka.<br />
- <b>Znasz ją?</b> - zmarszczył brwi próbując zignorować wiecznie przypominającego o sobie kaca.<br />
- <b>Oczywiście, znam wszystkie dziewczyny pracujące ze mną</b> - westchnęła siadając na łóżku.<br />
- <b>Chciałaś powiedzieć "dziwki"</b> - poprawił ją ignorant. - <b>Jeszcze nie spotkałem "normalnej" dziewczyny, która poszłaby z facetem do łóżka za pieniądze </b>- dodał wymieniając z nią złowieszcze spojrzenia.<br />
- <b>Niestety nie każdy ma kochającą rodzinę i środki do życia, jak co niektórzy </b>- nie trudno się było domyślić, o kim była mowa.<br />
- <b>Dlatego najlepiej dawać dupy </b>- nie co dzień wokalista zdobywał się na taką bezpośredniość, jednak dziś przychodziło mu to z nadzwyczajną łatwością. - <b>I przy okazji łgać w żywe oczy</b> - dodał sycząc.<br />
- <b>Co masz na myśli?</b> - mrużąc oczy wbiła badawcze spojrzenie w bruneta.<br />
- <b>Że jesteś kłamcą </b>- stwierdził.<br />
- <b>Nigdy Cię nie okłamałam</b> - zapewniła próbując zachować spokój.<br />
- <b>Doprawdy? A kto udawał cnotkę przez ten cały czas?</b> - lecz to mężczyzna jako pierwszy podniósł ton.<br />
- <b>Myślisz, że każda striptizerka jest panną lekkich obyczajów?</b> - starała się unikać słów, które mylnie kojarzone są z jej zawodem.<br />
- <b>Nie, myślę, że każda jest dziwką</b> - jednak najwidoczniej niebieskooki używał ich z premedytacją.<br />
- <b>Przykro mi, ale się mylisz </b>- przecedziła przez zęby. - <b>Więc wierz mi lub nie, ale Cię nie okłamałam.</b><br />
- <b>Ale nie wmówisz mi, że nie rozbierałaś się na oczach tych napaleńców, że nie pozwalałaś się im dotykać</b> - dziewczyna milczała brzydząc się sama sobą, a Dan ukrywał swoją wściekłość za obojętnością. - <b>Tak myślałem</b> - dodał z nutą rozczarowania w głosie, której nie udało mu się zamaskować.<br />
Bolesną ciszę przerwał szelest banknotów wyciąganych z portfela.<br />
- <b>Co ty robisz?</b> - szatynka uniosła wzrok i zmarszczyła brwi na widok rzuconych przed nią wartościowych papierów.<br />
-<b> Rozbieraj się</b> - rozkazał.<br />
- <b>Chyba sobie żartujesz... </b>- taką miała nadzieję.<br />
- <b>Nie, przecież na tym polega twoja "praca"</b> - oznajmił dorzucając cały portfel z zawartością. - <b>Rozbieraj się</b> - rozkazał ponownie, tym razem bardziej stanowczo. Brunet niestety nie żartował. Siedział z założonymi rękoma i czekał, a zdezorientowana nastolatka nie mogła uwierzyć własnym oczom, jednak po chwili rozchylone ze zdziwienia usta zamknęły się. Skoro tego właśnie sobie życzył, to dostanie to, czego chce.<br />
Z zaciśniętymi ze wściekłosci zębami dziewczyna odpinała kolejno guziki koszuki w kratę. Nie śpieszyła się wiedząc, że Dan z trudem stara się nie odwracać od niej wzroku.<br />
- <b>Przestań</b> - odezwał się ledwo słyszalny głos bruneta, gdy zauważył, że nastolatka nie ma na sobie stanika, lecz ona tylko uniosła głowę z zawistnym wyrazem twarzy i kontynuowała. -<b> Przestań</b> - powtórzył odwracając wzrok, gdy ta zsunęła koszulę z ramion i zaczęła rozpinać rozporek w spodniach. - <b>Przestań!</b> - krzyknął łamiącym się głosem. Nie chciał widzieć jej nagiego ciała, nie teraz, nie w taki sposób. A szatynka dostała to, co chciała. Wiedziała, jak to się skończy, lecz nie potrafiła się cieszyć swoim triumfem. Nie potrafiła patrzeć na łzy płynące po policzkach jej przyjaciela.<br />
Zakładając koszulę na ramiona, zbliżyła się powoli do bruneta z opuszczoną głową i palcami wplątanymi w czuprynę. Dłoń dziewczyny delikatnie musnęła zarośnięty policzek wokalisty, a usta złożyły pocałunek na jego czole. Mężczyzna objął ją ramionami w talii i położył się ciągnąc ją za sobą.<br />
- <b>Przepraszam</b> - wyszeptał, chowając twarz w jej obojczyku. - <b>Ale obiecaj mi, że już nigdy więcej tam nie wrócisz, że zostaniesz ze mną, że będziesz już tylko moja </b>- zaciskając uścisk, mówił jak małe dziecko, które nie chce dzielić się z nikim swoją ulubioną zabawką, ale można powiedzieć, że miało to w sobie pewien urok, któremu siedemnastolatka ulegała za każdym razem.<br />
- <b>Obiecuję</b> - wyszeptała przeczesując delikatnie palcami czuprynę niebieskookiego. Nim się obejrzała, Dan zasnął w jej objęciach, a ona nie przestając go głaskać, nie mogła odpędzić się od myśli.<br />
Ona rozbierała się za pieniądze, a on przespał się z jej koleżanką z pracy... czy można powiedzieć, że byli kwita? W każdym razie Rose nie tym zaprzątała sobie teraz głowę.<br />
Ponoć, jeśli znajdzie się trzy powody, które są przeciw byciu z pewną osobą, to najwidoczniej nie jest im dane być razem... Szatynka znalazła ich dwanaście, ale koniec końców zaśmiała się pod nosem sama do siebie i wyszeptała -<b> I tak Cię kocham głupku.</b><br /><br /><br /><br /><br /><br /><i>I tak oto dotarliśmy do końca "Let's be optimists". Zrezygnowałam z jednego flashbacku, bo im więcej pisze o Davidzie w tym większą popadam depresję, po za tym nie mogę się doczekać kontynuacji.<br />A co do niej... własnie.<br />Mam do was dwie prośby:<br />Po 1. Pomóżcie mi wymyślić tytuł dla drugiej części historii Roan.<br />Po 2. Chciałabym, abyście zadali mi nurtujące was pytania dotyczące LbO i to, co chcielibyście zobaczyć w kontynuacji. Postaram się spełnić wszystkie wasze wymagania i odpowiedzieć na każde pytanie w nadchodzących rozdziałach.<br />Wracając do pierwszej części...<br />Mam nadzieję, że ostatni rozdział się wam spodobał i czekam na wasze opinie w komentarzach ^^</i>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-35126231982677025162015-01-05T11:26:00.002-08:002015-01-05T11:26:56.950-08:00Let's be optimists - Rozdział 32.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tygodnie mijały, a Rose i Dan stawali się sobie coraz bliżsi, spędzali ze sobą każdą wolną chwilę i mimo, iż w ich zachowaniu nic się nie zmieniło, to jednak przyjaciele zauważyli wiszący w powietrzu zalążek uczucia. A może to po prostu były resztki jemioły ze świąt? W każdym razie w relacjach pary nie zaszły jakieś widoczne zmiany. Nie trzymali się za ręce, nie całowali po kątach. Dalej byli dla siebie najlepszymi przyjaciółmi, lecz ciche pragnienie swojej bliskości nie umknęło uwadze czujnych strażników skarbu na końcu tęczy.<br />
Irytująca melodia budzika wyrwała Smitha z krainy wiecznego zamysłu. Nie spał już od kilku godzin myśląc "co by było gdyby", albo "co będzie jeśli". Po omacku szukał na stoliku nocnym telefonu wydającego niepożądane dźwięki, po czym nieprzytomnym spojrzeniem sprawdził, która godzina pragnie być przez niego znienawidzona. Ósma rano...<br />
Nachylił się nad śpiącą na drugim końcu łóżka nastolatkę zwiniętą w kłębek. Miała lekko rozchylone usta i jego <a href="http://media-cache-ec0.pinimg.com/736x/c0/69/18/c06918f801c3a91f5b09fd4d16888d4d.jpg" target="_blank">bluzę Nasa</a>, w której oczywiście tonęła, ale było jej zimno, a wokalista cechuje się wielką chęcią do dzielenia się swoją garderobą. W zasadzie, to nawet woli, gdy szatynka nosi jego ubrania zamiast swoich. Są przesiąknięte jej zapachem. Oczywiście jemu nie wystarczy, że prawie co noc kładzie się spać dokładnie z tym samym zapachem do łóżka... ON MUSI GO MIEĆ JESZCZE W SZAFIE.<br />
- <b>Rose...</b> - szepnął odgarniając z jej twarzy zbłąkane kosmyki brązowych włosów za ucho. Wyglądała tak słodko, że niebieskooki nie miał serca jej budzić, ale jednocześnie nie mógł pozwolić jej spać do południa i pozwolić narzekać kolejne pół dnia, że jej nie obudził. - Wstawaj - tak, jego głos był tak donośny i stanowczy, że obudził śpiącego w pokoju obok Willa... Może i byłoby to możliwe, gdyby nie jego cholerna słabość do istotki, która właśnie odwróciła się na plecy wydając z siebie przeciągłe stęknięcie. Niestety Rose potrafi być urocza tylko i wyłącznie, gdy śpi, co dla nachylającego się nad nią wokalisty nie miało najmniejszego znaczenia. Odległość między ich ustami malała z każdym uderzeniem serca, a oczy nastolatki powoli się rozchyliły.<br />
-<b> Jesteś fatalnym budzikiem</b> - mruknęła chwytając bruneta za podbródek, tak, że jej kciuk znajdował się na jego ustach, zachowując je w bezpiecznej odległości.<br />
- <b>A ciebie stanowczo za łatwo obudzić </b>- zabrał jej rękę i szybko pocałował. Policzki dziewczyny oblały się lekkim rumieńcem, który bezskutecznie usiłowała ukryć odwracając głowę w drugą stronę, co tylko wywołało głupawy uśmiech na twarzy Smitha. Siedemnastolatka nie zdążyła jeszcze przywyknąć do zburzonego muru, który jeszcze kilka tygodni temu starała się wznosić wokół siebie, tylko po to, aby zachować dystans od niebieskookiego rzepa przyklejonego do jej ogona. Najwidoczniej tu również bez skutku...<br />
- <b>Wybieracie się dzisiaj do studia?</b> - usiadła na łóżku odprowadzając wzrokiem do łazienki, wokalistę siłującego się z paskiem od spodni i złośliwą szlufką.<br />
- <b>Tak, więc musimy zaraz zejść na śniadanie, bo za godzinę wyjeżdżamy</b> - zakładając bluzę wrócił się po telefon.<br />
- <b>To znaczy, że mogę jechać z wami?</b> - zapytała nieśmiało, jakby pytała ojca, czy by ją wydziedziczył, gdyby okazało się, że zaszła w ciąże z przypadkowym facetem na imprezie...<br />
- <b>Jeszcze pytasz</b> - przeczesał włosy palcami, po czym usiadł na krawędzi łóżka. - <b>Za każdym razem pomagasz nam przygotować sprzęt, nadzorujesz próby, wyręczasz naszego dźwiękowca... Dlaczego mielibyśmy nie zabrać Cię na nagrania?</b> - zmarszczył brwi próbując domyślić się co takiego skłoniło honorowego członka zespołu do zadania tak bezsensownego pytania.<br />
- <b>No wiesz, myślałam, że może nie do końca mi ufacie i...</b> - przeciągała samogłoskę "i", bo wiedziała, jak mężczyzna zareaguje słysząc ciąg dalszy - <b>... może myślicie, że coś nagram, puszczę do sieci, czy cokolwiek. </b><br />
- <b>Zwariowałaś!?</b> - jęknął o kilka decybeli za głośno. Właśnie tej reakcji obawiała się dziewczyna, ale ku jej zdziwieniu Dan nie nakrzyczał na nią, tak jak zwykle, tylko przyciągnął do siebie i wygilgał każdy skrawek ciała, co było dla szatynki największą torturą. Śmiech towarzyszył protestującym okrzykom i nieudanym próbom wyswobodzenia się z ramion bruneta. - <b>Obiecaj, że już nigdy takie bzdury nie przyjdą Ci na myśl</b> - zaprzestał inwazji, a zielonooka z trudem dostrzegała jego poważny wraz twarzy przez zeszklone oczy. - <b>Obiecujesz?</b> - dopytywał dla pewności, a w odpowiedzi otrzymał tylko przytakujące skinienie głową. - No to ubieraj się Śpiąca Królewno - zsunął ją sobie z kolan i wstał z łóżka kierując się w stronę salonu.<br />
- <b>Kopciuszek, Śpiąca Królewna... Co jeszcze?</b> - jęknęła przypominając sobie, jak chłopcy zwykli ją zwać, zanim się zaprzyjaźnili.<br />
- <b>Dzwonnik z Notre Dame</b> - zawołał z pomieszczenia obok, a naburmuszona Rose od razu posłała tam poduszkę, która wylądowała ledwo za progiem drzwi do sypialni. - <b>Chyba nie trafiłaś...</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Czarny van zaparkował pod studio już trzy godziny temu, a członkowie zespołu nadal byli zamknięci w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu. To chyba był dla nich zły dzień, na co zielonooka przestała zwracać uwagę, już godzinę temu. Pozwoliła im się wykłócać o różne pierdoły, a sama zajęła się pochłanianiem wiedzy na temat wszystkich przycisków, pokręteł, światełek i nie tylko znajdujących się w studio. W czasie, gdy jej przyjaciele byli w impasie, ona słuchała uważnie każdego słowa mężczyzny siedzącego obok niej, który trzymał piecze nad całym studio.<br />
Minuty mijały, a chłopcy zdawali się być coraz bardziej zrezygnowani. Widząc to, nastolatka włączyła mikrofon i przypomniała przyjaciołom o swojej obecności.<br />
- <b>Przykro mi Dan, ale tym razem nie mamy dla ciebie "Łez Jednorożca", abyś mógł wyciągać tak wysokie dźwięki, więc może po prostu spróbuj zaśpiewać to o półtonu niżej?</b> - uwaga czterech mężczyzn skupiła się na siedzącej za konsolą.<br />
- <b>Dlaczego wcześniej o tym nie powiedziałaś?</b> - jęknął Kyle, choć to co powiedziała siedemnastolatka było tak banalnie oczywiste...<br />
- <b>Prawdopodobnie dlatego, że byliście zbyt zajęci sobą, aby dać dojść mi do słowa</b> - stwierdziła wzruszając obojętnie ramionami. Ale taka była prawda... chłopcy po prostu czasami wdając się w dyskusje, zapominają o reszcie świata. - <b>Proponuję wam małą przerwę. Perkusja się rozluźni, gitara odpocznie, klawisze zrelaksują, a struny głosowe przestaną błagać o pomoc... </b><br />
-<b> Nie zapomnij o mikrofonach </b>- zauważył Woody.<br />
- <b>Wybacz, mikrofony też mają prawo do przerwy </b>- westchnęła świadoma kilkuletniej mentalności swoich starszych o co najmniej 10 lat przyjaciół. - <b>A teraz proszę iść na obiad, bo nawet ja słyszę, jak wam w brzuchach burczy </b>- co było prawdą, bo jelita każdego z członków dawały o sobie znać przynajmniej raz...<br />
W czasie, gdy zespół zaspokajał głód, Rose bawiła się konsolą. Dźwiękowiec najwidoczniej darzył ją sporym zaufaniem, skoro zostawił ją samą w pokoju pełnym nieograniczonych możliwości muzycznych i nieznanej jej jeszcze technologii.<br />
- <b>Chcesz zobaczyć, jak to jest być po drugiej stronie? </b>- Smith podszedł do niej od tyłu i oparł się o oparcie obrotowego fotela.<br />
- <b>Chyba jednak podziękuję... </b>- skrzywiła się na samą myśl o swoim głosie rozbrzmiewającym w tym pokoju. To nie byłoby ciekawe doświadczenie dla nikogo...<br />
-<b> Chociaż spróbuj</b> - namawiał brunet. - <b>Zaśpiewasz jedną piosenkę i dam Ci spokój. Obiecuję</b> - ukucnął przy niej i odwrócił fotel przodem do siebie, aby zmusić nastolatkę do spojrzenia w te proszące, szczenięce oczy...<br />
- <b>Różyczka będzie śpiewać? Super</b> - brodacz wszedł do pokoju wraz z resztą zespołu, co wcale nie zaowocowało entuzjazmem ze strony szatynki. Im więcej osób będzie słyszeć jej straszne jęki, tym gorzej.<br />
Po odmowach i protestach, zielonooka wreszcie dała się zaciągnąć do dźwiękoszczelnego pomieszczenia, w którym znajdowała się tylko ona, Will, kilka instrumentów i pełno kabli. Krótka narada z instrumentalistą i nastolatka była względnie gotowa do okaleczenia uszu wszystkich zebranych. Stanęła przed mikrofonem i nałożyła słuchawki, tak aby jedno ucho było odkryte. Ostatni głęboki oddech, a słowa same składały się w piękną melodię i płynęły tworząc historię wartą opowiedzenia. Może i piosenka nie była jej autorstwa, ale trzeba przyznać, że Ed Sheeran w pisaniu tekstów nie ma sobie równych.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Oh, misty eye of the mountain below</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Keep careful watch of my brothers' souls</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">And should the sky be filled with fire and smoke</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Keep watching over Durin's sons</a><br />
<br />
Pierwsze szarpnięcia za struny, pomogły szatynce się w pełni rozluźnić i rozwiązać supeł ściskający jej gardło. Początek już za nami, więc teraz powinno być z przysłowiowej "górki".<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">If this is to end in fire</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Then we should all burn together</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Watch the flames climb high into the night</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank"><br /></a>
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Calling out father, oh,</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Stand by and we will</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Watch the flames burn auburn on</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">The mountain side </a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank"><br /></a>
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">And if we should die tonight</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Then we should all die together</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Raise a glass of wine for the last time</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank"><br /></a>
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Calling out father, oh,</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Prepare as we will</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Watch the flames burn auburn on</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">The mountain side</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank"><br /></a>
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Desolation comes upon the sky</a><br />
<br />
Z opuszczonymi powiekami, zielonooka pozwoliła się ponieść muzyce.<br />
Nie miała co zrobić z rękoma, więc zawieszone w powietrzu zmieniały pozycję w zależności od wysokości dźwięku. Łączyło się to w miarę naturalne i płynne ruchy, którymi wspomaga się większość wokalistów.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Now I see fire inside the mountain</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">I see fire burning the trees</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">And I see fire hollowing souls</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">I see fire blood in the breeze</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">And I hope that you'll remember me</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank"><br /></a>
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">I will cover my eyes</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">For if the dark returns</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Then my brothers will die</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">And as the sky is falling down</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">It crashed into this lonely town</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">And with that shadow upon the ground</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">I hear my people screaming out</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank"><br /></a>
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">Now I see fire inside the mountain</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">I see fire burning the trees</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">I see fire hollowing souls</a><br />
<a href="http://youtu.be/gDNMb0q_xTY" target="_blank">And I see fire burn auburn on the mountain side</a><br />
<br />
Gdy tylko ucichły ostatnie dźwięki gitary, dziewczyna ściągnęła słuchawki i powiesiła je na mikrofonie. Bała się podnieść wzrok i zobaczyć reakcję przyjaciół, ale zanim zdążyła drgnąć, jej plecy boleśnie odczuły spotkanie z otwartą dłonią Willa.<br />
- <b>Całkiem nieźle, jak na pierwszy raz</b> - stwierdził zadowolony basista odkładając gitarę.<br />
- <b>Robimy dubla </b>- odezwał się głos uśmiechniętego Chrisa.<br />
- <b>Chyba śnisz</b> - rzuciła złowieszcze spojrzenie w kierunku przyjaciół, których stres i obawy nastolatki najwidoczniej bawiły bardziej, niż powinny.<br />
- <b>Nagrałeś to? </b>- zaciekawił się brodacz, gdy perkusista wyłączył mikrofon.<br />
- <b>Oczywiście</b> - uśmiechnął się udając, że cały czas tylko bawił się telefonem i wcale nie miał przy tym włączonej kamery.<br />
- <b>I ja również </b>- wtrącił się dźwiękowiec, który właśnie zdjął palec z przycisku nagrywania na konsoli. Najwidoczniej męska telepatia działa na najwyższych obrotach, więc nie pozostało już nic innego, jak przybić triumfalną piątkę i wracać do pracy.<br /><br /><br /><br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">I tak oto powoli zbliżamy się do końca~<br />Z jednaj strony jest mi smutno, bo to jednak KONIEC,<br />ale z drugiej - cieszę się, że będę mogła wam<br />pokazać świat Rose z nieco innej perspektywy<br />w drugiej części.<br />Problem mam tylko z tym, jak ją zatytułować.<br />bo "Let's be optimists 2" brzmi tak trochę drętwo xD<br />Wracając do rozdziału - mam nadzieję,<br />że się podobał i czekam na wasze opinie ^^</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-16005253150843859172015-01-04T09:14:00.000-08:002015-01-04T09:14:09.803-08:00Let's be optimists - Rozdział 31.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Ciemnooki blondyn był znany ze swej arogancji, stanowczości i brutalnej siły, której często używał zamiast słów. Typowy mężczyzna lub raczej przykładny "samiec alfa". Jednak, gdy tylko owy wzór męskości przekraczał próg swojego domu, sytuacja ulegała nagłej zmianie. Rozczochraniec zostawiał wszystkie negatywne cechy swojego charakteru za drzwiami i stawał się odpowiedzialną głową rodziny. Jedyną osobą z zewnątrz, jaka wiedziała o drugim obliczu najbardziej pożądanego nastolatka, była mała Rose. Zdecydowanie wolała tą stronę medalu, dlatego często spędzali czas w jego domu.<br />
Pani Katarzyna, jak co dzień wychodziła do pracy w weekend jeszcze przed południem. Do jej powrotu David miał się zająć młodszym bratem i nie sprowadzać znajomych, jednak zielonooka nie była byle jaką znajomą. Najlepsza przyjaciółka blondyna była niepisanym członkiem rodziny Tomaszewskich. Często przychodziła Davidowi z odsieczą, gdy ten był skazany na kilkugodzinne uwięzienie w czterech ścianach, lub przyprowadzała do domu kompletnie pijanego nad ranem. Mały anioł stróż, czuwający nad wiecznie roztrzepanym nastolatkiem, ulubiona opiekunka Krzysia i doskonała kandydatka na żonę, według Pani Kasi.<br />
- <b>Na razie chłopcy</b> - matka ucałowała czule synów w policzek. - <b>Rozalia powinna zaraz przyjść, więc do tego czasu - proszę nie roznieście domu, dobrze?</b> - uniosła pytająco brew, znając możliwości swoich pociech.<br />
- <b>Dzień dobry Pani </b>- zza pleców ciemnookiej odezwał się dziewczęcy głos dwunastolatki.<br />
-<b> O, witaj Rosi</b> - kobieta przywitała drobną szatynkę szerokim uśmiechem i wpuściła do środka. - <b>Bądźcie grzeczni</b> - przestrzegła synów, po czym z łagodniejącym wyrazem twarzy zniknęła za zamkniętymi drzwiami.<br />
- <b>Co ja mam sześć lat?</b> - parsknął poirytowany, kierując się do swojego pokoju.<br />
- <b>Masz rację... Pani Kasia chyba trochę przesadziła </b>- stwierdziła krocząc za przyjacielem, który ucieszył się z jej poparcia. - <b>W końcu twoja mentalność nie sięga nawet poziomu pięciolatka</b> - lecz dumny uśmieszek szybko zniknął mu z twarzy.<br />
- <b>Bardzo zabawne</b> - mruknął kładąc się na łóżku, a drobna szatynka zaraz znalazła się obok niego. Pozwoliła objąć się silnym ramieniem i położyła głowę na piersi przyjaciela, wsłuchując się w jego spokojne bicie serca. Często spędzali tak całe noce rozmawiając o wszystkim, żaląc się sobie nawzajem i żartując.<br />
- <b>Muszę dzisiaj wyjść wcześniej </b>- westchnęła ciężko zielonooka.<br />
- <b>Dlaczego? Patryk znowu próbuje zgrywać przykładnego braciszka i "chronić" Cię przede mną?</b> - syknął marszcząc brwi. Na samą myśl o narcystycznym szatynie, dostawał białej gorączki. Na szczęście nienawiść była odwzajemniona, więc chłopcy przy każdym spotkaniu najchętniej by się pozabijali. Niestety zachowali jeszcze resztki zdrowego rozsądku i nie chcieli, aby Rozalia oglądała tego typu sceny. Jednak zdarzały się dni, w których korzystali z jej nieobecności i potykali się tylko po to, aby rozlać trochę krwi.<br />
- <b>Nie, mam dodatkowy trening przed zawodami</b> - wyjaśniła, od razu słysząc złość w głosie przyjaciela.<br />
-<b> Ta kobieta kiedyś Cię zamęczy</b> - westchnął z lekką ulgą, ciesząc się, że tym razem nie chodziło o nadopiekuńczego brata.<br />
- <b>Ale zanim to zrobi, osiągnę Mistrzostwo Polski</b> - z szerokim uśmiechem na ustach, podparła się na łokciach, aby spojrzeć w ciemne oczy.<br />
- <b>Ambitna jesteś </b>- zaśmiał się pod nosem siadając na łóżku. - <b>Ale skoro już jesteśmy w temacie tańca... </b>- zaczął niepewnie. - <b>Nauczyłabyś mnie kilku podstawowych kroków, abym nie wyszedł na idiotę?</b><br />
- <b>Przecież umiesz tańczyć</b> - szatynka zmarszczyła brwi pamiętając, jak to uwiódł już nie jedną dziewczynę na parkiecie.<br />
- <b>Ale nie TAK...</b> - przeczesał palcami blond czuprynę.<br />
- <b>Mam rozumieć, że impreza, na którą się wybierasz, wymaga od ciebie znajomości podstawowych kroków tańca towarzyskiego i "obroży"?</b> - zaśmiała się pod nosem. Nawet ona nie była tak okrutna, aby kazać przyjacielowi założyć krawat.<br />
- <b>Niestety</b> - mruknął nie do końca zadowolony. - <b>Ale mam nadzieję, że zgodzisz się mi towarzyszyć </b>- uniesiony kącik ust zachęciłby każdą dziewczynę do pójścia za nim w ogień, lecz Rozalia tego nie potrzebowała. Zrobiłaby to od razu, bez zastanowienia.<br />
- <b>Jeśli zdradzisz mi datę i rodzaj uroczystości, to może to przemyślę</b> - próbowała zachować powagę, ale uniesiona komicznie brew ciemnookiego jej na to nie pozwoliła.<br />
- <b>Wesele, siedemnastego dnia, dwunastego miesiąca </b>- wyjaśnił.<br />
- <b>Za tydzień mam zawody...</b> - przygryzła wargę z ciepiącym wyrazem twarzy.<br />
- <b>Trudno</b> - westchnął opierając się o ścianę. - <b>Będę musiał wytrzymać towarzystwo ciągle ciągnących mnie na parkiet ciotek.</b><br />
- <b>Nie jesteś zły?</b> - wlepiła wielkie, smutne, zielone oczy w blondyna.<br />
- <b>Skądże</b> - zaśmiał się pod nosem. -<b> Nie mogę od ciebie wymagać opuszczenia zawodów z mojego powodu</b> - wyjaśnił czochrając jedną ręką włosy szatynki.<br />
- <b>Ale mówiłam, że zawsze możesz na mnie liczyć </b>- burczała doprowadzając do ładu zbłąkane kosmyki. - <b>A teraz, gdy mnie potrzebujesz - ja nie mogę Ci pomóc.</b><br />
- <b>Wystarczy, że nauczysz mnie tańczyć </b>- uśmiechnął się delikatnie.<br />
- <b>To wstawaj</b> - dziewczyna zerwała się z łóżka. - <b>Zaczynamy lekcję</b> - stanowczo oznajmiła.<br />
- <b>Już?</b> - uniósł pytająco brew zsuwając się powoli na krawędź materaca.<br />
- <b>Tak, ale zanim zaczniemy... </b>- zrobiła pauzę, aby podładować napięcie - <b>... założysz garnitur.</b><br />
- <b>Chyba żartujesz</b> - zaśmiał się pod nosem.<br />
- <b>Może i nie mogę Ci towarzyszyć na weselu, ale nie mam zamiaru przegapić okazji na oglądanie twoich tortur </b>- skrzyżowała wyczekująco ręce na piersi.<br />
- <b>Sadystka</b> - syknął leniwie wstając z łóżka i wyszedł z pokoju. Po kilku minutach stanął w drzwiach w <a href="http://image.ceneo.pl/data/products/31701598/p-pier-one-chinosy-czarny.jpg" target="_blank">czarnych spodniach,</a> białej koszuli i ciemnoszarej marynarce. Na widok niemego "wow" na twarzy dziewczyny <a href="http://data.whicdn.com/images/31593731/tumblr_lg3nji2lxs1qdz2cqo1_500_large.gif" target="_blank">odsłonił zęby w uśmiechu, po czym spuszczając z niej wzrok przygryzł wargę zakłopotany jej zielonymi oczami wlepionymi w jego sylwetkę.</a><br />
- <b>Całkiem nieźle</b> - stwierdziła wreszcie szatynka.<br />
- <b>Dzięki </b>- rzucił mimochodem. - <b>Ale wiesz, że to jest niesprawiedliwe? Skoro ja musiałem się specjalnie ubrać w garnitur, ty powinnaś wbić się w sukienkę </b>- zauważył mierząc wzrokiem szatynkę ubraną w zwykłe<a href="http://i.sabah.com.tr/sb/galeri/dunya/dunyanin-en-kucuk-mankeni-tartisma-konusu-oldu/23_d.jpg" target="_blank"> jeansy, białą bluzkę z 3/4 rękawem i czarną, skórzaną kurtkę, którą przed chwilą rzuciła na łóżko</a>.<br />
- <b>Nie marudź i chodź</b> - włączyła radio stojące na szafce i wyciągnęła rękę do przyjaciela. Pierwsze dźwięki, jakie rozbrzmiały w pokoju były początkiem utworu <a href="http://youtu.be/gCadlN8fexk" target="_blank">Mariah Carey - I Want To Know What Love Is.</a><br />
- <b>Chyba żartujesz... nie będę do tego tańczył </b>- jęknął robiąc krok w tył.<br />
- <b>Wybacz, że nie mam wpływu na to co aktualnie puszczają w radiu </b>- podeszła gwałtownym krokiem do ciemnookiego, chwyciła za nadgarstek i zaciągnęła na środek pokoju. Po pokazaniu, jak powinna wyglądać rama w tańcu, zaczęła go uczyć podstawowych kroków licząc na głos. - <b>Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy...</b><br />
Stacja radiowa przygrywała im w rytmach <a href="http://youtu.be/26PAgklYYvo" target="_blank">Jamesa Morrisona,</a> <a href="http://youtu.be/AWpsOqh8q0M" target="_blank">Beyoncé</a>, <a href="http://youtu.be/HtNS1afUOnE?t=1m9s" target="_blank">OneRepublic </a>i <a href="http://youtu.be/VdQY7BusJNU" target="_blank">Cyndi Lauper</a>. Z czasem David radził sobie coraz lepiej, jedyną rzeczą, która mu przeszkadzała był wzrost zielonookiej. Nijak niewygodnie tańczyło się z dziewczynką, która miała niecałe sto pięćdziesiąt centymetrów wzrostu, zwłaszcza, gdy jej partner mógł pochwalić się swoim metr osiemdziesiąt.<br />
- <b>Jesteś strasznie niska</b> - westchnął odchylając głowę w tył.<br />
- <b>To może dlatego, że jestem od ciebie o cztery lata młodsza?</b> - burknęła, zmęczona ciągłym marudzeniem przyjaciela.<br />
W tle rozbrzmiał utwór <a href="http://youtu.be/EDEEzS7OV2k" target="_blank">A Fine Frenzy - Almost Lover,</a> jeden z niewielu ulubionych smętów blondyna. Objął więc dziewczynkę w udach jedną ręką i uniósł, tak, że była teraz nawet nieco wyższa od niego.<br />
- <b>Od razu lepiej</b> - uniósł zadowolony kącik ust, a szatynka oblała się rumieńcem.<br />
-<b> Głupek... </b>- mruknęła, gdy blondyn śmiał się pod nosem z jej reakcji. Zaczęli tańczyć w rytm spokojnej melodii i rozpływać się z każdym kolejnym dźwiękiem pianina. Gdy piosenka skłaniała się ku końcowi mężczyzna zwalniał tępa wpatrując się w zielone oczy przyjaciółki. Tak drobna, tak delikatna, tak niewinna... czasami bał się ją dotykać z myślą, że rozpadnie mu się w dłoniach, zniknie niczym piękny sen i nie pozostawi po sobie śladu. Stąpająca po ziemi anielica, widząc zmartwienie na twarzy ciemnookiego pogładziła dłonią jego zarośnięty policzek z delikatnie uniesionymi kącikami ust, a on stanął w miejscu wraz z ostatnimi dźwiękami melodii.<br />
- <b>Kiedy obiad?</b> - zza drzwi wychylił się Kriss. - <b>I dlaczego ubrałeś garnitur?</b> - zmarszczył brwi widząc starszego brata stojącego na środku pokoju z Rozalią na rękach.<br />
- <b>Nie twój interes</b> - burknął, odstawiając przyjaciółkę na ziemię.<br />
- <b>Oj już przestań</b> - jęknęła z rękoma na biodrach. Nie przepadała za tonem, jakim David zwykł odnosić się do siedmiolatka. - <b>Za chwilę coś przygotuję </b>- łagodniejąc zwróciła się do małego szatyna, podobnego do matki.<br />
- <b>To ty umiesz gotować?</b> - zdziwił się ciemnooki, gdy tylko Kriss wyszedł z pokoju.<br />
- <b>Nigdy nie próbowałam, ale to chyba nie może być takie trudne... </b>- wzruszyła obojętnie ramionami.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>David poszedł się przebrać w normalne ubrania, a dwunastolatka w tym czasie buszowała w kuchni. Gotowanie okazało się być trudniejsze, niż sądziła, więc blat, na którym pracowała nie wyglądał najlepiej... Na pewno nie zdał by testu białej rękawiczki. Rozbawiony tym widokiem blondyn oparł się o framugę drzwi i przyglądał męczarniom przyjaciółki.<br />
- <b>To nie jest zabawne</b> - syknęła, czując na sobie jego wzrok.<br />
- <b>Czy ja coś powiedziałem?</b> - ubrany w ciemne jeansy i <a href="http://i99.beon.ru/data.whicdn.com/images/16827866/tumblr_ltqu9aJYWA1r5pwv0o1_500_large.gif" target="_blank">szary sweter zaśmiał się pod nosem robiąc głupią minę</a>. - <b>Pomóc Ci?</b> - podszedł do niej o brodę na czubku jej głowy. - <b>To nie wygląda to najlepiej.</b><br />
- <b>Jednak nie umiem gotować... </b>- westchnęła. - <b>Nikt nie będzie mnie chciał za żonę</b> - zaśmiała się pod nosem z udawanym smutkiem na twarzy.<br />
- <b>Na szczęście masz mnie</b> - ustawił się obok dziewczynki i podciągnął rękawy. - <b>Ja przynajmniej umiem gotować, a ciebie i tak nikomu nie oddam, więc nie łudź się, że wyjdziesz za mąż </b>- poczochrał jej włosy jedną ręką.<br />
- <b>Tak więc ucz mnie, mój władco</b> - burknęła, ponownie doprowadzając swoją fryzurę do ładu.<br />
- <b>A na co masz ochotę? </b>- zapytał zacierając ręce.<br />
- <b>Nie jestem głodna... </b>- mruknęła pod nosem.<br />
- <b>A więc pizza! </b>- oznajmił gotowy do pracy.<br />
- <b>Zabawne... </b>- syknęła z irytacją.<br />
Po kilku minutach wszystkie składniki znajdowały się już na blacie, a David mówił szatynce co po kolei ma dodawać do wyrabianego przez niego ciasta.<br />
- <b>I to wszystko? </b>- zdziwiła się widząc z jaką łatwością przychodziło to jej przyjacielowi.<br />
- <b>Oczywiście, przecież mówiłem Ci, że to banalnie łatwe </b>- wzruszył ramionami jakby to było coś oczywistego. - <b>Tylko dla ciebie jest to zbyt skomplikowane</b> - zażartował brudząc jej nos mąką, którą miał jeszcze na dłoniach, co nie było dobrym pomysłem... Zielonooka zrewanżowała się sypnięciem mu szczyptą proszku w twarz, a to już rozpoczęło wojnę.<br />
- <b>Ja tego nie sprzątam...</b> - odezwał się stojący w drzwiach Kriss, zastając całą białą kuchnię z kucharzami włącznie.<br /><br /><br /><br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">Powoli zbliżamy się do końca pierwszej części LbO,<br />więc muszę was jeszcze trochę pomęczyć flashbackami.<br />Nie będzie ich dużo, więc się nie zniechęcajcie xD<br />Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział<br />się wam spodobał i czekam na wasze<br />opinie w komentarzach ^^</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-74430382349883256612015-01-01T16:30:00.000-08:002015-01-01T16:30:47.500-08:00Let's be optimists - Rozdział 30.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wbiegając za kulisy, para ledwie zdążyła na koncert zespołu. Złowieszcze korki jednak potrafią zatrzymać człowieka w najmniej odpowiednim momencie, czyli na przykład, gdy Rose wraz z Danem wracali z lotniska.<br />
Ciężko dysząc, znosili karcące spojrzenia niecierpliwiących się członków Bastille. Szatynka obiecała, że odstawi im wokalistę jeszcze przed próbą, ale niestety coś pokrzyżowało jej plany.<br />
Widownia wyczekiwała pojawienia się zespołu z ustami zamkniętymi na kłódkę, tylko po to, aby wraz z pierwszym członkiem na scenie rozniosła się wala okrzyków, pisków i wiwatów na ich cześć. Tak właśnie wyglądały koncerty Bastille. Niezmierzona ilość decybeli ze strony publiczności, co owocowało coraz to lepszymi występami chłopców.<br />
Przed wkroczeniem na scenę wokalista cofnął się po ręcznik i butelkę wody, a odwracając się do przyjaciółki, zmęczenie na jego twarzy momentalnie zastąpił uśmiech.<br />
- <b>Masz jutro czas?</b> - tak jakby on miał teraz czas na pogaduszki...<br />
- <b>No nie wiem... Mam w planach wstać z łóżka, pomęczyć was swoim towarzystwem i iść na wasz koncert </b>- westchnęła teatralnie, jakby jej grafik był tak napięty, że na najbliższą przyjemność mogłaby pozwolić sobie dopiero za dwa lata.<br />
-<b> Przyjdę po ciebie jutro o 12</b> - przewieszając sobie ręcznik przez ramię zaczął się kierować w stronę miejsca, w którym powinien się właśnie znajdować, czyli obok czegoś, co w tych czasach ludzie zwykli zwać mikrofonem.<br />
- <b>Zapraszasz mnie na randkę?</b> - zielonooka ze skrzyżowanymi na piersi rękami, uniosła pytająco brew.<br />
- <b>Tym razem tak </b>- posyłając przyjaciółce ostatni uśmiech, wbiegł na scenę nie chcąc słyszeć odmowy. Kąciki ust nastolatki zadrżały, zupełnie, jakby cieszył ją fakt, iż umówiła się ze Smithem.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Niebieskooki czekał na schodach, odliczając sekundy do umówionej godziny. Nerwowo zerkając na zegarek tupał nogą, nie mogąc się doczekać spotkania z siedemnastolatką. Był ciekaw jak tym razem ubierze się szatynka, jak się uczesze, jakich użyje perfum, czy Vi zmusi ją do podmalowania rzęs. Każdy jeden szczegół nurtował go tak bardzo, że czekał na nią już od dwóch godzin. Nie chciał przychodzić przed czasem , bo z doświadczenia wiedział, że kobiety zwykły stroić się długo, a w przypadku Rose owe szykowanie było zostawiane na ostatnią chwilę.<br />
Kto by pomyślał, że zielonooka zgodzi się na randkę z wokalistą Bastille? Fakt faktem, iż nie pozwolił sobie na odmowę, co wcale nie wyrywało go ze zdziwienia.<br />
Ostatnie minuty mijały, a mężczyzną targały skrajne emocje. Nie posiadał się z radości i głupawy uśmiech pięciolatka nie chciał zejść mu z twarzy, ale gdzieś w głębi był przerażony. Mimo iż znali się już jakiś czas i w swoim towarzystwie czuli się najlepiej, to nie wiedział, jak się zachować, czy nie posunie się za daleko, czy po raz trzeci zostanie odtrącony...<br />
Dobiegające z recepcji, bicie starego zegara wyrwało bruneta z zamysłu. Przeskakując po dwa stopnie, szybko dotarł na odpowiednie piętro. Znajdując się już pod drzwiami wziął głęboki oddech i uniósł rękę, aby zapukać. O mało co, a jego dłoń nie spotkałaby się z twarzą nastolatki, która odruchowo cofnęła się o krok w tył.<br />
- <b>Czy "boskie" wyczucie czasu Kyla jest zaraźliwe?</b> - uniosła pytająco brew, wychylając się zza zawieszonej w powietrzu kończyny mężczyzny, którą delikatnym dotykiem ściągnęła w dół, czekając na odpowiedź.<br />
- <b>Najwidoczniej </b>- wzruszył przepraszająco ramionami, widząc śmiejącą się pod nosem przyjaciółkę. -<b> A tobie najwidoczniej udzielił się styl Vi </b>- zauważył mierząc dziewczynę wzrokiem od czubka głowy, przez <a href="http://fashionwall.pl/media/upload/looks/10907-stylizacja-julia-nessa.jpg" target="_blank">czarny płaszcz, szarą, skromną, prostą sukienkę</a> i na noszonych glanach kończąc. - <b>No może jednak nie do końca...</b><br />
- <b>Niestety mój gust jest nadal do bani, a sprawczynie tego czegoś...</b> - spojrzała wymownie na swój strój -<b> ...znajdziesz za kanapą.</b><br />
Czyli dokładnie tam, gdzie właśnie chowały się Vi i Joe - strażniczki mody i dobrego smaku. Nie pozwoliłyby wyjść siedemnastolatce na randkę z gwiazdą rocka w byle jakim starym swetrze... Toż to zbrodnia, hańba, co gorsze - ujma!<br />
- <b>Mam nadzieję, że mamy w planach odwiedzić jakąś knajpę, bo czuję w kościach, że zamarznę </b>- zielonooka skrzywiła się lekko, na samą myśl spotkania jej nóg ubranych w cienkie rajstopy, z białą śmiercią grasującą na zewnątrz.<br />
- <b>O to się nie martw</b> - uniesiony kącik ust mężczyzny, odegnał wszystkie czarne scenariusze i negatywne myśli związane z dzisiejszym spotkaniem. - <b>Gotowa? </b>- przerwał ciszę wywołana wymianą uśmiechów i podał przyjaciółce ramię.<br />
W przypływie nostalgii nastolatka chwilę zwlekała z odpowiedzią. Przed oczami stanęła jej podobna scena, jak jeszcze nie tak dawno Smith zadał jej to samo pytanie w dni, który mieli okazję spędzić tylko we dwoje.<br />
- <b>Jak widać </b>- odparła z lekkim uśmiechem na ustach, który bezskutecznie próbowała ukryć wpatrując się w podłogę. Ułożyła rękę na ramieniu mężczyzny i posyłając ostatni uśmiech w stronę chowających się przyjaciółek zamknęła drzwi i pozwoliła się poprowadzić przyjacielowi.<br />
Czubki głów wychyliły się zza kanapy z badawczymi spojrzeniami. Misja zakończona sukcesem. Para w dopisujących nastrojach opuściła hotel, więc nie pozostało im już nic innego, jak tylko przybić triumfalną piątkę.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Krążąc po mieście para rozmawiała na rozmaite tematy i nawet nie zauważyli, gdy lśniące pięknym odcieniem pomarańczy słońce, zaczęło chować się za budynkami. O tej porze najjaśniejsza z gwiazd układu słonecznego pozwalała na siebie patrzeć nie karcąc oczu swym oślepiającym blaskiem. Zapatrzona w złoty okrąg zielonooka na chwilę zamilkła rozkoszując się ciepłem padających na jej twarz ostatnich promieni.<br />
- <b>Co on ma czego ja nie mam?</b> - jęknął brunet wyrywając nastolatkę z zamysłu.<br />
- <b>Pomyślmy... </b>- odwróciła się twarzą do przyjaciela. - <b>Oboje macie wyjątkowe głosy, niecodzienne uczesania, opanowane klawisze...</b><br />
- <b>Ale on jest niższy</b> - zauważył przerywając wywód szatynki.<br />
- <b>Ale <a href="https://33.media.tumblr.com/263f96788401e22823edda9ff1e28ca5/tumblr_n5v9ipnQWf1spptvoo1_500.gif" target="_blank">Stephen Garrigan</a> gra na gitarz</b>e - dodała z zadziornym uśmieszkiem. - <b>Wybacz, ale to przebija twoje metr osiemdziesiąt i dziewięciocentymetrową fryzurę </b>- stwierdziła, wzruszając przepraszająco ramionami. - <b>Jednak tobie bliżej do mojego "wizualnego ideału" </b>- nie mogła dłużej patrzeć na smutniejącego Smitha.<br />
- <b>A jakiż to ideał?</b> - przygnębienie od razu ustąpiło miejsca ciekawości.<br />
- <b>Wysoki, ciemnooki, brunet</b> - oznajmiła.<br />
- <b>O mój boże! Kyle to twój ideał?! </b>- stwierdzenie i teatralne zdziwienie wokalisty rozbawiło parę przyjaciół.<br />
- <b>Tak, dokładnie</b> - przytaknęła. - <b>Kyle to mój ideał, dlatego zazdroszczę Vi tych boskich piętnastu minut spędzonych z nim w sylwestra </b>- próbowała zachować powagę, ale kąciki ust nie przestawały jej drżeć.<br />
- <b>Zapewniam, iż ja zadowolę Cię o wiele lepiej, niż on</b> - męska duma niebieskookiego doszła do głosu.<br />
- <b>Skąd ta pewność?</b> - a niedoświadczona w tych sprawach nastolatka po prostu uwielbiała ją kwestionować.<br />
- <b>Jeśli nie wierzysz mi na słowo, to pozwól mi Cię przekonać w inny sposób </b>- czy faceci to czasem nie ten gatunek, który cechuje się nadzwyczajną bezpośredniością? Więc co w tym egzemplarzu jest nie tak? Kto i gdzie popełnił błąd?<br />
- <b>Mówiąc prościej - zabierzesz mnie na wycieczkę do krainy rozkoszy?</b> - uniosła pytająco brew próbując powstrzymać śmiech.<br />
- <b>I to w jedną stronę. Oczywiście pod warunkiem, że nie wyjdziesz z mojego łóżka </b>- zapewnił żartobliwie.<br />
- <b>Może innym razem skorzystam </b>- stanęła przed nim i śmiejąc się pod nosem poprawiła mu <a href="http://media-cache-ec0.pinimg.com/736x/e6/c9/89/e6c989f828f4b4dda062cc4af00c7e84.jpg" target="_blank">buntujący się kaptur szarej bluzy</a>.<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Reszta wieczoru minęła im zaskakująco szybko w jednej w małych knajp w zacisznej części miasta. Rozmowom nie było końca, a tematy zdawały się mnożyć z każdą kolejną minutą. Czas mijał szybko, dopóki kelnerka nie przyniosła zamówionej specjalności lokalu - <a href="http://1up1.info/e3sar//uploads/images/3sar.com_a3cb143747.jpg" target="_blank">pudełka czekoladek</a> z nadzieniem o nieznanym smaku. Na tym właśnie polegała zabawa - czekoladowa ruletka...<br />
- <b>To kto pierwszy?</b> - skrzywiła się nastolatka na samą myśl, że trafi na niekoniecznie odpowiednie nadzienie.<br />
- <b>Pytek</b> - odparł śmiejąc się pod nosem.<br />
- <b>Nie ma mowy... </b>- zaparła się momentalnie. Po krótkiej sprzeczce i rundce marynarza, która miała rozstrzygnąć "kto pójdzie na pierwszy ogień", brunet ciężko westchnął.<br />
- <b>Wybierz dla mnie jedną</b> - można powiedzieć, że był to swego rodzaju kompromis.<br />
Szatynka wskazała na tą wyglądem przypominającą najbardziej pospolitą i uniosła wzrok znad pudełka. Napotykając wyczekujące spojrzenie bruneta, od razu wiedziała do czego chciał doprowadzić poprzednią sprzeczką. Uchwyciła czekoladkę między kciuk i palec wskazujący, i podała wokaliście.<br />
- <b>Smacznego</b> - burknęła lekko poirytowana, a zadowolony mężczyzna pozwolił się nakarmić. - <b>I jak?</b> - widząc lekko skrzywioną minę przyjaciela była ciekawa smaku, jaki dla niego wybrała.<br />
- <b>Marcepan</b> - odparł, gdy już przełknął, a nastolatka łączyła się z nim mentalnie w bólu. Również nie była fanką smaku tej słodyczy.<br />
- <b>Obyś ty wybierał lepiej </b>- westchnęła czekając na swoją kolej. Biorąc do ust czekoladkę miała cichą nadzieję, że w pudełku nie znajdzie się już nic gorszego od marcepanu. Niestety matka głupich i patronka zieleni opuściła ją w chwili, gdy przegryzła czekoladową powłokę. Jeden z najgorszych smaków świata wypełnił jej usta, a łzy napłynęły do oczu. Połknęła szybko, co miała w ustach i zalała gardło schłodzoną odpowiednio wodą. Po opróżnieniu szkła odłożyła je z ulgą na blat stołu, napotykając pytające spojrzenie niebieskookiego. - <b>Wasabi </b>- wyjaśniła z irytacją, a Smith usiłował się powstrzymać od śmiechu. - <b>Mam nadzieję, że znajdę dla ciebie coś jeszcze gorszego w tym pudełku</b> - syknęła przyglądając się uważnie słodkościom.<br />
- <b>Wątpię, aby istniało coś gorszego od wasabi</b> - zaśmiał się pod nosem, a dziewczyna podsunęła mu pod nos kolejna czekoladkę. - <b>A jednak...</b> - stwierdził mieląc z niesmakiem najgorszą słodycz dzieciństwa. - <b>Lukrecja</b> - dziewczyna zakryła usta dłonią, wpatrując się w mówiący sam za siebie wyraz twarzy mężczyzny. Biedaczek cierpiał katusze, co tak bardzo bawiło zielonooka sadystkę, jednak nie mogła sobie pozwolić na triumfalny wybuch śmiechu.<br />
Zniechęceni do dalszej zabawy bali się odsłaniać kolejne nadzienia czekoladek, ale chyba już gorzej być nie mogło, więc co zaszkodzi im spróbować? Najwyżej ich kubki smakowe tego pożałują... O dziwo w pudełku nie zostało już nic z odpychających smaków. Jedyne na jakie jeszcze trafili to kakaowy, orzechowy, mleczny i nugatowy. Po wtłoczeniu w siebie takiej ilości słodyczy postanowili zapłacić za zamówienie, podziękować i wyjść z lokalu wzbogaceni o kilka miłych i zabawnych wspomnień.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Wszystkie lampy oświetliły spowite mrokiem ulice, świąteczne ozdoby rozsiały wokół ciepły blask, a niedaleko spacerującej pary, zebrała się grupa ludzi. Okrążony <a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOPHI6QlrT8VHw8_VZ95UA-ixQDWHTJspyNzUQZYVOJAJyKtTQi7p-DTnSDshNmvHqvmehIuc8ODqiXF_oaFodqUQARYMgmQcknbgDUQNAaqXuc9TbL8osfWHjFffXfb6axlX-7qlm8Uhc/s1600/_DSC7970.JPG" target="_blank">chłopak z gitarą</a> wprawiał tłum w zachwyt kolejnymi dźwiękami wydobywającymi się z pudła instrumentu. W tym mieście był chyba jedynym ulicznikiem, który nie parał się graniem kolęd...<br />
Ciekawa barwa głosu i technika gry od razu przyciągnęły uwagę nastolatki, więc zaciągnęła tam swojego przyjaciela. Niestety zanim dotarli na miejsce utwór się skończył. Zanim rozbrzmiał następny, chłopak przestawił kapodaster i ostatni raz sprawdził, czy gitara aby na pewno dobrze stroi. Klaszcząc w rytm, w który Rose od razu rozpoznała, rozpoczął utwór <a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Jamesa Blunta - "When I Find Love Again".</a><br />
<br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Hey yo! Where can I go?</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When all the roads I take they never lead me home</a>.<br />
<br />
W tym momencie dziewczyna przyłączyła się dzięki czemu, chłopak nie musiał zmieniać rytmu.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Hey yo! I miss you so,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">But I’m used to seeing people come and go.</a><br />
<br />
Wymienili uśmiechy i porozumiewawcze spojrzenia, po czym oboje przestali.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Yeah, I’ve made mistakes.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Next time I’ll swear I’ll change</a>.<br />
<br />
Ulicznik szarpnął za struny, a szatynka klaskała dalej, roznosząc wokół radosne dźwięki porywające do tańca. Ich głosy zestroiły się idealnie, co tylko spotęgowało radosną atmosferę utworu.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">I’ll be much better than the man I used to be.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">I’ll have a better plan for us.</a><br />
<br />
Wszyscy już klaskali, bujali się w miejscu kołysani melodią, a ich nogi same rwały się do tańca. Głos chłopaka pozwalał słuchaczom rozpływać się w endorfinach, a dziewczyna śpiewała chórki, szturchając delikatnie Dana, który jako jedyny stał jak kołek z niezadowolona miną.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Hey yo! I’m not ashamed,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">'Cos everybody has a heart that’s make to break.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Hey yo! Don’t be afraid,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">'Cos you're only getting stronger from the pain.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Yeah I’ve made mistakes.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Next time I’ll swear I’ll change.</a><br />
<br />
Szatynka nie mogła znieść postawy Smitha, więc porwała go do tańca, a w ślad za nią poszła cała reszta tłumu. Wszyscy śpiewali, tańczyli, kręcili się w rytmie skocznej melodii i nawet wokalista się rozchmurzył, widząc radość malującą się na twarzy przyjaciółki.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">I’ll be much better than the man I used to be.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">I’ll have a better plan for us.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank"><br /></a>
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Yeah you and me.</a><br />
<br />
Wszyscy na chwilę się zatrzymali i kołysali w miejscu klaszcząc, jednak jedna para oczywiście musiała się wyróżniać. Daniel stwierdził, że o wiele lepiej klaszcze się z kimś, więc wraz z siedemnastolatką zaczęli zabawę w Patty Cake.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Yeah, I’ve made mistakes</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Next time I’ll swear I’ll change</a><br />
<br />
Co prawda śmiechu było przy tym co nie miara, ale przecież trzeba było tańczyć dalej!<br />
Pierwszy raz od dłuższego czasu, ludzie pozwolili sobie na taką spontaniczność. Oderwali się od przesiąkniętej szarością rutyny, wiecznej pogoni za pieniądzem i po prostu pozwolili się ponieść chwili. Za to właśnie Rose najbardziej kochała muzykę. Ta dziedzina sztuki pozwalała ludziom oderwać się od rzeczywistości. Dawała im mały skrawek wolności.<br />
<br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">I’ll be much better than the man I used to be.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">I’ll have a better plan for us.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank"><br /></a>
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">Yeah you and me.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank"><br /></a>
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">I’ll be much better than the man I used to be.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">I’ll have a better plan for us.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank"><br /></a>
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again,</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">I’ll be much better than the man I used to be.</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">When I find love again</a><br />
<a href="http://youtu.be/yEl5m8eELeI" target="_blank">I’ll have a better plan for us.</a><br />
<br />
- <b>Yeah you and me</b> - wyśpiewała cicho nastolatka wpatrując się w błękitny bezdeń oczu przyjaciela. Zamarli tak na chwilę lub dwie ignorując otaczający ich świat. Szatynka nawet nie spostrzegła kiedy wokalista ujął jej twarz w dłonie, ale za to nie umknęło jej uwadze, że po chwili przyciągnął ją blisko siebie i pocałował tak mocno, że zabrakło jej tchu, a nogi się pod nią ugięły. Odsunął się od niej na kilka centymetrów, ich ciężkie oddechy mieszały się ze sobą, tworząc kłęby pary unoszące się w okół nich.<br />
- <b>Rose, ko...</b> - zanim zdążył dokończyć dziewczyna stanęła na palcach składając na jego ustach delikatny pocałunek.<br />
- <b>Nie mów</b> - poprosiła wiedząc, co brunet miał na myśli. - <b>W moim kraju używa się przysłowia: "do trzech razy sztuka", więc zachowaj ten "trzeci raz" na wyjątkową chwilę, w której będziesz pewien, że czuję do ciebie to samo</b> - zaskoczenie malowało się na twarzy mężczyzny. Pytaniem tylko, czy wywołał to pocałunek ze strony nastolatki, czy też to co powiedziała zaraz potem. Niestety tego nikt nie zdążył się dowiedzieć, bo wokół nich rozległa się fala oklasków i gratulacji. Najwidoczniej umknął im fakt, iż mają widownię...<br />
<div>
<br /><br /><br /><br /><br /><span style="font-size: x-small;">Tak długo wyczekiwany pocałunek NARESZCIE NADSZEDŁ!<br />Już sama nie mogłam się doczekać tego rozdziału.<br />Co prawda akcja miała się dziać w lato,<br />ale skoro bohaterowie są niemal świeżo po sylwestrze,<br />to nie będę przeskakiwać o pół roku w przód,<br />tylko po to, aby inaczej ich ubrać...<br />Mimo wszystko mam nadzieję, że rozdział wam się podobał<br />i czekam na wasze opinie w komentarzach ^^</span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-81157260302515295062014-12-20T10:05:00.001-08:002015-01-01T16:30:41.172-08:00Let's be optimists - Rozdział 29.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Krocząc ulicami małego miasteczka, Rose rozglądała się po znajomej okolicy z melancholijnie błyszczącymi oczyma. Jak dawno tu nie była, jak dawno nie widziała tych budynków, jak dawno nie witała tych ludzi. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że nostalgia w jej sercu specjalnie milczała przez dwa lata, aby teraz eksplodować i uświadomić jej, jak wielki błąd popełniła wyjeżdżając stąd. Tak, Król wraz z Danielem postanowili odwiedzić małe miasteczko w województwie Wielkopolskim - Rakoniewice.<br />
- <b>Muszę przyznać, że jest tu nieco inaczej, niż to sobie wyobrażałem... </b>- stwierdził brunet rozglądając się po skromnej okolicy -<b> ... ale po co tutaj właściwie przyjechaliśmy?</b> - Tak też myślałam, że tamtej nocy szatynka zapomniała o czymś wspomnieć...<br />
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>-<b> Mam do ciebie prośbę...</b> - zielone spojrzenie spotkało się z bezkresnym błękitem oczu wokalisty.<br />
-<b> O co chodzi? </b>- widząc zmartwienie malujące się na twarzy dziewczyny, w jego głosie od razu zamieszkała troska, którą zawsze otaczał przyjaciółkę, gdy tylko tego potrzebowała.<br />
-<b> Wiem, że jutro już gracie koncert, ale... </b>- każde słowo z trudem przechodziło jej przez zaciśniętą krtań. Nie wiedziała, jak ubrać myśli w słowa i skonstruować z nich spójną i sensowna wypowiedź.<br />
- <b>Odwołam, jeśli będzie trzeba, tylko powiedz o co chodzi</b> - ciepła dłoń mężczyzny, powiodła po delikatnej skórze na ramieniu szatynki.<br />
-<b> Nie, nie</b> - zaprotestowała od razu. -<b> Powinniśmy zdążyć wrócić z Polski na czas</b> - najwidoczniej wszystko z wyjazdem miała już zaplanowane. Brakowało tylko pozytywnej odpowiedzi Smitha.<br />
-<b> Z Polski?</b> - zdziwiony otworzył szeroko oczy. Oczywiście, brunet poszedłby za nią na koniec świata i jeszcze dalej, ale nie spodziewał się odwiedzin ojczystego kraju nastolatki tak szybko.<br />
- <b>Tak, chciałabym abyś poleciał ze mną jutro do mojego rodzinnego miasta</b> - oznajmiła czując, jak jej jestestwo kurczy się z każdą sekundą, którą wokalista poświęcał na wpatrywaniu się w bladą sylwetkę dziewczyny.<br />
-<b> Jasne, nie ma sprawy </b>- odparł, gdy tylko zdziwienie ustąpiło i pozwoliło mu wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo.<br />
- <b>Naprawdę? </b>- nie wierząc w to, co właśnie powiedział jej przyjaciel otworzyła szeroko oczy.<br />
- <b>Jeśli tylko dobudzisz mnie rano, bo wiesz, że ze wstawaniem u mnie jest ciężko... </b>- uroczo się uśmiechając, zachichotał pod nosem.<br />
-<b> Jesteś najlepszy!</b> - jęknęła szatynka, uwieszając się przyjacielowi na szyi nieomal go przewracając.<br />
-<b> Wiem</b> - głębokie westchnienie zostało nagrodzone całusem w nieogolony policzek.<br />
- <b>Dziękuję</b> - szepnęła mu do ucha i wybiegła z pokoju na palcach.<br />
- <b>A tak w ogóle, to po co... </b>- zanim brunet zdążył dokończyć pytanie, drzwi zamknęły się za uradowaną zielonooką -<b> ... tam lecimy?</b> - kolejne głębokie, bezradne westchnięcie i wokalista wylądował bezwładnie w poduszkach z głupawym uśmiechem, nie schodzącym mu z twarzy.<br />
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- <b>Chciałam Ci pokazać moje rodzinne strony... to źle? </b>- unosząc pytająco brew, siedemnastolatka próbowała umiejętnie wyminąć udzielania odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie.<br />
- <b>Ależ skąd</b> - zaprzeczył sztucznie poważnym tonem. - <b>Po prostu nagły przyjazd do Polski z tak błahego powodu, jest mało wiarygodny </b>- uniesiona brew domagała się treściwej odpowiedzi.<br />
- <b>Dowiesz się w swoim czasie </b>- szatynka wytknęła na niego język i obdarzyła delikatnym uśmiechem, który zazwyczaj kończył każdą ich dyskusję. Zawsze dzięki temu niewinnemu trikowi stawiała na swoim, a wokalista ulegał niezależnie od sytuacji.<br />
Oprowadzenie bruneta po ulicach małego miasteczka trwało o wiele krócej, niż by sobie tego życzyła. Pokazała mu wszystko, co było warte obejrzenia, i chodź dla niego budynki pokroju <a href="http://www.rakoniewice.pl/asp/galeria/obiekty_sportowe/0650.jpg" target="_blank">hali widowiskowo-sportowej w Rakoniewicach</a>, na której siedemnastolatka wylewała siódme poty trenując, były codziennością, to dla miejscowych była ona jedną z największych atrakcji i dumą całego miasta. Za to spokojna atmosfera i uczucie anonimowości sprawiło, iż wokalista dodał je do listy najchętniej odwiedzanych. Naprawdę czuł się tutaj o wiele bardziej swobodnie, niż w wielkich miastach, gdzie co chwila był zatrzymywany, proszony o zdjęcia, czy autografy. Tutaj role się odwróciły. Praktycznie co drugi przechodzień nie potrafił przejść obojętne obok siedemnastoletniej Rozalii. Cała reszta jej po prostu nie poznała, po dwóch latach nieobecności...<br />
- <b>Rose?</b> - idealnie niebieskie oczy powiodły po zgrabnej sylwetce szatynki. Słysząc swoje imię dziewczyna od razu się odwróciła, a stojący niedaleko <a href="http://m.natemat.pl/de3f7ab47387fd58051cf984c2d67d97,641,0,0,0.jpg" target="_blank">brunet</a> zdawał się być dziwnie znajomy.<br />
- <b>Lucas?</b> - jak na członka paczki Davida przystało, i przystojny Łukasz, obecnie dwudziestolatek miał zangielszczone imię. Niemożliwe, aby jego najlepszy przyjaciel był wyjątkiem od tej reguły.<br />
- <b>Nie wierzę... Nasza mała Rosi nareszcie wróciła</b> - szeroki uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny. - <b>No chodź tu </b>- rozłożył zachęcająco umięśnione ramiona w zapraszającym geście. Nie minęła chwila, a szatynka znalazła się między nimi uwieszając się na szyi starego przyjaciela z radosnym piskiem.<br />
- <b>Jak ja dawno Cię nie widziałam</b> - jęknęła, gdy tylko niebieskooki ją uniósł i zaczął się obracać.<br />
- <b>Ja ciebie też </b>- postawił rozbawioną nastolatkę na ziemi. - <b>Co ty tu robisz? Wróciłaś na stałe? Ale się chłopaki ucieszą </b>- wstrzymaj konie przystojniaku! Jedno pytanie na raz i proszę łaskawie zaczekać na odpowiedź, a nie samodzielnie wyciągać wnioski...<br />
- <b>Niestety jestem tu tylko przejazdem</b> - zielonooka wzruszyła bezradnie ramionami z posmutniałą miną.<br />
- <b>Przyjechałaś odwiedzić rodziców?</b> - jak na faceta, Lucas był niezwykle domyślny.<br />
- <b>Kiedyś trzeba</b> - ciężkie westchnienie i nerwowe przeczesanie włosów palcami mówiło samo za siebie. Nie emanowała entuzjazmem na myśl o wizycie na cmentarzu.<br />
- <b>A kim jest twój... znajomy?</b> - wyglądając za plecy przyjaciółki, zawahał się przed określeniem jej towarzysza podróży. Nie rozmawiał z nią dwa lata, więc oczywistym jest, iż nie wiedział jakie relacje łączą ją z poszczególnymi ludźmi, zwłaszcza z tymi, których widzi pierwszy raz na oczy.<br />
-<b> Daniel Smith </b>- rzucając spojrzeniem na czekającego wokalistę, który nie rozumiał ani słowa po polsku i przyglądał się całej sytuacji marszcząc brwi w zastanowieniu. -<b> Mój najlepszy przyjaciel </b>- dodała wracając wzrokiem do niebieskich oczu Lucasa.<br />
- <b>Więc to on zajął miejsce Davida?</b> - z uniesionym kącikiem ust, obserwował nieznajomego z dziwną fryzurą. -<b> A mnie kim zastąpiłaś?</b> - te pytania były bardziej złośliwe, niż brunet by sobie tego życzył. Nie chciał być niemiły... po prostu, tak jak mała Rose nie miał filtra w ustach, więc mówił, co myślał.<br />
- <b>Głupek </b>- syknęła szturchając starego przyjaciela w ramię. -<b> Dobrze wiesz, że oboje jesteście nie do zastąpienia, więc przestań wygadywać głupstwa </b>- temat jej przeszłości był dość delikatną sprawą, więc lepiej było omijać go szerokim łukiem.<br />
-<b> Tylko się z tobą droczę, Mała </b>- przywołując Davida? O nie kochany, w tym momencie przesadziłeś i nawet twój zwalający z nóg większość kobiet uśmieszek już Ci nie pomoże.<br />
- <b>To przestań</b> - westchnęła smutniejąc.<br />
- <b>Hej, nie smuć się </b>- palcem wskazującym podniósł jej podbródek. - <b>Nie możemy pozwolić, aby twój przyjaciel się martwił, racja? </b>- kąciku ust powoli uniosły się w delikatnym uśmiechu.<br />
- <b>Dork</b> - mruknęła wyswobadzając się z uchwytu.<br />
- <b>Ale twój</b> - po raz ostatni pozwolił sobie rozczochrać jej włosy, jak to zwykł robić kilka lat temu. - <b>Do następnego, Mała</b> - rzucił na odchodne.<br />
-<b> Mam nadzieję </b>- odparła pod nosem, odprowadzając starego przyjaciela wzrokiem.<br />
- <b>Więc co jest następne na naszej liście rozrywek?</b> - wokalista przypomniał o swoim istnieniu, zmęczony czekaniem.<br />
- <b>Gwóźdź programu</b> - oznajmiła odwracając się do bruneta na pięcie.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po zwiedzeniu wszystkich zakamarków miasta, ostała się już ostatnia jego część, którą Rose przez cały dzień starała omijać się szerokim łukiem. Cmentarz znajdował się na drugim końcu Rakoniewic, a około sto metrów za nim stały stare, zapuszczone bloki, z których to w jednym z nich mieszkała kiedyś nastolatka.<br />
-<b> To dzisiaj?</b> - dopytywał brunet woląc się upewnić.<br />
- <b>Nie, rocznica śmierci moich rodziców była tydzień temu </b>- wyjaśniła wchodząc powoli po kilku stopniach prowadzących do bramy.<br />
- <b>Więc dlaczego dzisiaj, a nie tydzień temu? Przecież wiesz, że przełożyłbym plany... </b>- faktycznie, wizyta tuż po rocznicy nie miała większego sensu.<br />
- <b>Bo dzisiaj mijają dokładnie dwa lata od mojej ucieczki z domu</b> - wyjaśniła, licząc w myślach rzędy nagrobków, aby wiedzieć, w którą alejkę skręcić.<br />
- <b>Myślałem, że chciałaś uniknąć kontaktu z rodziną... -</b> skrzywił się na samą myśl, że mógł ją oskarżać o coś takiego.<br />
- <b>To też.</b> - "A jednak..." - Obojętność w jej głosie dosłownie dobiła wokalistę.<br />
Siedemnastolatka ledwo skręciła w szóstą alejkę, a już stanęła w bezruchu z miną, jakby właśnie zobaczyła kumulację wszystkich swoich koszmarów zmaterializowanych tuż przed sobą.<br />
- <b>Patryk...</b> - ledwie słyszalnym głosem starała się przekonać samą siebie w to co właśnie widziała. Może i trochę <a href="http://i2.pinger.pl/pgr297/0c7bc9c1000ea3eb51acee58/chlopak-z-papierosem-i-potarganymi-wlosami-likely-pl-27121418.jpeg" target="_blank">zmężniał,</a> ale nie było mowy o pomyłce. Jej starszy brat stał nad nagrobkiem jej rodziców wraz z narzeczoną, którą siedemnastolatka miała okazję poznać już kilka lat temu. Byłą chyba jedyną dziewczyną, dla której szatyn stracił głowę, i która była po za jego zasięgiem, co tylko jeszcze bardziej go nakręcało. Jak widać wreszcie udało mu się zdobyć najpiękniejszą ciemnooką istotę stąpającą po okolicznych ziemiach.<br />
<a href="http://ri.pinger.pl/pgr218/546174bc00213e76535f95be/large.jpg" target="_blank">Zuzanna</a> zaskakująco szybko dostrzegła oniemiałą Rose stojącą na drugim końcu alejki, i co oczywiście za tym szło - musiała powiadomić o tym ukochanego. Nastolatka nie słyszała ani słowa z tego, co przekazała bratu jego wybranka, ale wolała nie ryzykować.<br />
- <b>Coś się stało? </b>- uwadze zatroskanego wokalisty, nie umknęła reakcja przyjaciółki na widok jedynych osób znajdujących się obecnie na cmentarzu.<br />
- <b>Nic, to chyba nie najlepszy moment na odwiedziny</b> - odparła mając nadzieję na taktyczny odwrót, jednak w tym samym momencie szepty Zuzanny ustały a zielone oczy szatyna spotkały się z przerażonym spojrzeniem nastolatki.<br />
Tylko nie to...<br />
- <b>Rozalia...</b> - mężczyzna bez zawahania ruszył szybkim krokiem w jej kierunku nie czekając na ukochaną, która zaraz potruchtała za nim. Widząc siostrę pierwszy raz od dwóch lat, w głowie miał mętlik. Nie wiedział co powiedzieć i jakim uczuciom pozwolić wziąć górę. -<b> Rosi..?</b> - stając tuż przed nią, wolał się upewnić zanim zdąży cokolwiek powiedzieć. Dziewczyna unikała jego wzroku, jak ognia, spuściła głowę w nadziei, że uzna to za pomyłkę i po prostu ją ominie. -<b> Dzięki Bogu... </b>- westchnął głęboko, rozpoznając bliznę na policzku. Chciał ją objąć, lecz gdy tylko rozłożył lekko ramiona, ona cofnęła się o krok ze wzrokiem utkwionym w ziemi, dotykając przy tym plecami torsu wokalisty. Złapała mocno za dłoń Dana, jakby chciała, aby właśnie w tej chwili wykazał się swoim męstwem, osłonił ją od całego świata i cierpienia czyhającego na każdym kroku. Był jedyną osobą, którą mogła prosić o pomoc. Teraz błagała o nią rozpaczliwie. - <b>Myślałem, że nie żyjesz...</b> - w stanowczy ton Patryka wkradła się nuta troski, a z każdym jego kolejnym słowem palce dziewczyny zaciskały się na dłoni przyjaciela. Nie miała zamiaru się odzywać, choć pewnie i tak gula narastająca w gardle by jej na to nie pozwoliła. Ten monolog nie miał sensu, z czego dwudziestotrzylatek doskonale zdawał sobie sprawę. Czuł się, jakby mówił do bezdusznej, bladej ściany, która zdawała się nie mieć słabego punktu. - <b>Rozumiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać</b> - godząc się z tym, wraz z narzeczoną ominęli parę przyjaciół. - <b>Jeśli jednak zmienisz zdanie, będę czekał przed domem</b> - dodał zatrzymując się w półkroku, po czym oboje opuścili cmentarz.<br />
Kucając przy nagrobków rodziców wspomnienia wracały, a deklaracja starszego brata tylko zagęszczała jej mętlik w głowie. Trzymając <a href="http://ks-tomasz.blog.onet.pl/wp-content/blogs.dir/466993/files/blog_bv_667843_1255301_tr_znicz.jpg" target="_blank">mały znicz</a>, ogrzewała zmarznięte dłonie i wpatrywała się w delikatnie drgający płomień. Myślami była daleko stąd. Wspominała lepsze i gorsze chwile spędzone w tym miasteczku wraz z rodziną. Dlaczego teraz nie potrafiła po prostu wstać i pójść porozmawiać z bratem po raz ostatni? Dlaczego to wydawało się być aż takie trudne? Czego tak bardzo się bała?<br />
- <b>To był twój brat, prawda? </b>- niebieskooki wyrwał nastolatkę z otchłani wspomnień.<br />
- <b>Tak </b>- odezwał się ledwo słyszalny głos szatynki.<br />
- <b>Nie odzywałaś się do niego przez ten cały czas?</b> - oboje tępo wpatrywali się w wygrawerowaną na nagrobku, datę śmierci spoczywających tu rodziców nastolatki.<br />
- <b>Nie</b> - odpowiedzi dziewczyny wydawały się być dzisiaj nadzwyczaj rozwinięte.<br />
- <b>Czego się boisz?</b> - dlaczego ten rozczochraniec zawsze musiał zadawać tak trudne pytania?!<br />
- <b>Niczego</b> - cóż za niechlubne kłamstwo Panno Król.<br />
- <b>Więc dlaczego nie pójdziesz z nim porozmawiać?</b> - cholerny wokalista... Powinien zostać policjantem, wtedy przesłuchiwałby przestępców, a nie biedną Rose.<br />
- <b>Nie mam mu nic do powiedzenia</b> - stwierdziła ustawiając mały znicz między dwoma większymi fioletowymi, przypominające kształtem kryształy.<br />
- <b>Mylisz się</b> - skwitował niebieskooki.<br />
- <b>Sądzisz, że znasz mnie lepiej, niż ja?</b> - w spokojny ton nastolatki, wkradała się irytacja. Nienawidziła wszystkowiedzącego Daniela, który niestety ostatnio zdecydowanie za często zwykł się nie mylić.<br />
- <b>Sądzę, że ktoś kto ucieka bez słowa, zawsze powinien mieć przynajmniej jedną rzecz do przekazania bliskim </b>- wsadził zmarznięte dłonie na dno kieszeni czerwonej kurtki.<br />
- <b>Co takiego?</b> - dopytywała zdecydowanie zbyt pewna swego, aby samej znaleźć odpowiedź, a gdy tylko spojrzała na przyjaciela z pogardliwie uniesiona brwią, uzyskała odpowiedź:<br />
- <b>"Żegnaj."</b><br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Tak, jak powiedział - czekał na nią przed blokiem, w którym kiedyś mieszkali, czyli praktycznie na środku ulicy, która prowadziła do całego osiedla. Szare obdarte budynki budowały lepszą atmosferę, niż niejedna ścieżka dźwiękowa w hollywoodzkim filmie. Zachmurzone niebo bezsilnie błagało o choć jeden promyk słońca, a zimny wiatr ciął delikatną skórę dziewczyny. Sceneria, jak i aktorzy dramatu byli już gotowi na swój wielki występ, kończący pewien rozdział w ich przedstawieniu.<br />
Krocząc ulicą, której każdy centymetr znała lepiej, niż zawartość swojej kieszeni, układała w myślach monolog, w czym nie pomagało jej wyczekujące spojrzenie starszego brata. Miała nadzieję powiedzieć szybko przygotowaną kwestię, odejść i już nigdy nie wrócić. Chciała zostawić przeszłość za sobą, zacząć myśleć o przyszłości, ale nie tutaj; w Londynie, u boku roztrzepanego wokalisty.<br />
- <b>A więc jednak. Nie sądziłem, że odważysz się przyjść</b> - zgasił niedokończonego papierosa podeszwą, gdy tylko szatynka znajdowała się już kilka metrów przed nim.<br />
- <b>Dlatego stałeś tu, jak ostatni idiota i czekałeś?</b> - w przeszłości ta dwójka, nigdy nie potrafiła się do siebie normalnie odezwać...<br />
- <b>Urocza, jak zawsze</b> - syknął poirytowany. Miał nadzieję, że jego młodsza siostrzyczka zdążyła już wyrosnąć z tej dziecinnej zgryźliwości.<br />
- <b>Przyszłam się pożegnać</b> - głos zielonookiej przerwał chwilową ciszę.<br />
- <b>Myślisz, że pozwolę Ci tak po prostu ponownie odejść?</b> - jednak nikt się nigdy nie zmienia. Patryk zawsze był nerwową osobą i zaskakująco łatwo go było wyprowadzić z równowagi.<br />
-<b> Nie potrzebuję twojego pozwolenia. Nie masz prawa mnie zatrzymywać </b>- odparła o wiele spokojniejszym tonem.<br />
- <b>A ty nie masz prawa włóczyć się samotnie po świecie. Nie masz nawet skończonych osiemnastu lat.</b> - Ciekawe kto znajdzie więcej argumentów za i przeciw... Zawody czas zacząć!<br />
- <b>Wiesz, że nie ważne co powiesz i tak mnie tu nie zatrzymasz?</b> - głos siedemnastolatki był coraz bardziej przesiąknięty irytacją.<br />
- <b>Dlaczego? Przecież to tu jest twój dom, tu masz rodzinę i przyjaciół.</b> - Nie sądzę, aby używanie akurat tych argumentów w czymkolwiek mu pomogło...<br />
- <b>Mój najlepszy przyjaciel zginął z twojej inicjatywy, a rodzinę straciłam dwa lata temu. </b>- A nie mówiłam?<br />
- <b>Wiem, że nie ważne ile razy będę przepraszał i co zrobię by odpokutować ten grzech, ty i tak mi nie wybaczysz, ale nie powinnaś się nim teraz bronić</b> - poczucie winy najwidoczniej dręczy szatyna do dziś. - <b>A strata rodziców wcale nie oznacza straty rodziny.</b><br />
- <b>Masz rację, nie wybaczę Ci, ale chyba oboje dobrze wiemy, że nie mówię tylko o rodzicach. Mam na myśli całą rodzinę </b>- skwitowała.<br />
- <b>O czym ty mówisz? </b>- zielonooki zmarszczył brwi.<br />
-<b> Jestem świadoma tego, iż wypadek był z mojej winy i nienawiści, jaką do mnie żywicie, która nawiasem mówiąc, jest jak najbardziej słuszna</b> - tylko dlaczego nastolatka mówiła o tym, w tak obojętny sposób? Czyżby już pogodziła się z faktem, iż i ona nie zdoła odkupić swoich win?<br />
- <b>Postradałaś zmysły?!</b> - mężczyzna nie wytrzymał i nerwy wzięły nad nim górę, co zaowocowało uderzeniem młodszej siostry w policzek.<br />
- <b>Nie, nie zwariowałam, ale ty powinieneś się gdzieś leczyć, bo nadal nad sobą nie panujesz</b> - otarła wierzchem dłoni krew spływającą z nosa, a na twarzy malował się czerwony ślad. Posłała szatynowi spojrzenie pełne nienawiści, pamiętając jak kilka lat temu również nie szczędził siły przy swoich wybuchach gniewu.<br />
- <b>Jak możesz myśleć, że twoja rodzina Cię o to wini?! Przecież każdy zamartwiał się o ciebie na śmierć, gdy zniknęłaś! Myśleli, że popełniłaś samobójstwo! Wiesz ile łez wylali przez twoją lekkomyślność? Wiesz ile bólu im sprawiłaś swoją ucieczką? </b>- ton Patryka mimo, iż był podniesiony to nadal przepełniony troską. - <b>Pamiętasz co mi obiecałaś w szpitalu tuż po wypadku? Mówiłaś, że mnie nie zostawisz, że jakoś sobie poradzimy, że będziemy żyć dalej. Jak mogłaś mnie tak okłamać? Jak mogłaś zostawić mnie samego? Dlaczego nie pozwoliłaś sobie pomóc? Dlaczego wzięłaś to całe brzemię na swoje barki? Przecież chciałem być przy tobie... Chciałem być wreszcie godzien bycia twoim bratem. Więc dlaczego wybrałaś samotność? </b>- każde kolejne słowo brata przeszywało serce siedemnastolatki na wskroś. Na pewno kłamał... Przecież na własne oczy widziała, jak rodzina się od niej odsunęła, widziała, jak cierpią i kierują w jej stronę oskarżycielskie spojrzenia, więc dlaczego? Dlaczego cały ból gromadzony przez te dwa lata teraz przypominał o swoim istnieniu? - <b>Rose... wiem, że było Ci ciężko. Wiem, że z twojego punktu widzenia, wyglądało to inaczej ale prawda jest taka, że uciekłaś od ludzi, którzy z całego serca pragnęli Ci pomóc</b> - dziewczyna przygryzała wargę, aby nie pozwolić gromadzącym się łzom spłynąć po jej policzkach. - <b>Byłaś na tyle silna, aby nosić ten ciężar w swoim sercu przez dwa lata, ale już wystarczy. Pozwól sobie na chwilę słabości</b> - Patryk z cierpieniem i troska na twarzy rozłożył ramiona, a jego młodsza siostra znalazła się w nich szybciej, niż sądziła. Słone łzy spływały gorącym strumieniem po jej licach, a krzyk pełen żalu i cierpienia odbijał się od starzejących się ścian bloków. -<b> Już dobrze. Już nigdy nie będziesz sama, obiecuję</b> - zapewniał głos szatyna, a jego dłoń głaskała kojąco włosy nastolatki.<br />
Chyba ich przedstawienie doczekało się jednak szczęśliwego zakończenia.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Daniel czekał oparty o mur na drugim końcu ulicy. Starał się zignorować wszystkie krzyki, jakie dochodziły z oddalonego o około sto metrów osiedla. Z rękoma w kieszeni wyczekiwał powrotu swojej przyjaciółki, mając nadzieję, że nie będzie miała mu za złe namówienia do rozmowy z bratem.<br />
- <b>Zaraz spóźnimy się na samolot </b>- oznajmiła zbliżająca się zielonooka.<br />
-<b> I jak było?</b> - otwierając oczy odkleił się od muru, a gdy tylko zobaczył czerwony ślad na jej policzku i ślady krwi pod nosem, od razu uchwycił jej twarz w dłonie, dokładnie ją oglądając. -<b> Co on Ci zrobił?! Już ja mu...</b><br />
- <b>Nie musisz</b> - przerwała przyjacielowi zabierając delikatnie jego dłonie. - <b>Nic się nie stało, naprawdę</b> - zapewniła z uśmiechem na twarzy, który był chyba najbardziej szczerym, jaki brunet miał okazję zobaczyć w jej wykonaniu. - <b>Wracajmy do domu.</b><br />
- <b>Jak uważasz</b> - westchnął muskając kciukiem ślad po strużce łez. -<b> Ale mam do ciebie jedną prośbę.</b><br />
<b>- Słucham.</b><br />
<b>- Naucz mnie polskiego.</b><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">NAJDŁUŻSZY ROZDZIAŁ EVER!<br />Tym razem jestem pewna, że ten rozdział jest najdłuższy<br />i dłuższego już nie będzie (chyba, że znowu przedawkuje mandarynki...)<br />Ale nareszcie wchodzimy w tą część, na którą czekałam od początku serii!<br />Tutaj mam wszystkie niemal dokładnie zaplanowane i już tylko<br />czekać, aż znajdę trochę czasu na pisanie *^*<br />Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał<br />i zapraszam do komentowania ^^</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-31791555900459789652014-12-16T08:19:00.001-08:002015-01-01T16:30:27.047-08:00Let's be optimists - Rozdział 28.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Grupa przyjaciół wyszła na miasto już kilka dobrych chwil temu. W pokoju hotelowym panowała niezręczna cisza. Dan umierał na kanapie, dręczony kacem, a Rose nie potrafiąc znaleźć dla siebie miejsca, cały czas chodziła po pokoju wzdłuż i wszerz.<br />
-<b> Możesz chodzić ciszej?</b> - poprosił wokalista, tłumiąc głos w poduszce. Szatynka miała już to do siebie, że chodząc tupała piętami o ziemię trochę głośniej, niż powinna. Przez to jej krok zawsze wydawał się być wulgarny, czy tez dynamiczny.<br />
- <b>Wybacz... </b>- przygryzła wargę, przyłapując się po raz kolejny na swoim mało kobiecym kroku. - <b>Nie potrafię znaleźć dla siebie zajęcia </b>- westchnęła, opadając bezradnie na oparcie kanapy.<br />
- <b>Chodź tu</b> - brunet leniwie usiadł i poklepał miejsce obok siebie. - <b>Ja ci znajdę zajęcie.</b> - Szatynka bez większego zastanowienia, przeskoczyła nad oparciem i usadowiła się na wygodnej kapanie.<br />
- <b>Jakie?</b> - w siedzie skrzyżnym, wpatrywała się zielonymi oczkami wyczekująco w przyjaciela.<br />
- <b>Sen</b> - szybko przysunął do siebie nastolatkę i owijając ramiona wokół jej talii położył się wraz z szatynką.<br />
- <b>To żadne zajęcie... </b>- stwierdziła wywracając oczami.<br />
- <b>Nie odpowiada Ci rola poduszki? </b>- wymamrotał z nosem w jej włosach.<br />
- <b>A chcesz poduszkę, która kuje?</b> - odwróciła się twarzą do mężczyzny.<br />
- <b>A podobno gryziesz </b>- uniósł kącik ust przypominając dziewczynie ich pierwsze spotkanie.<br />
-<b> Zagrajmy w pytania</b> - rzuciła, szybko się podnosząc. Nie mogła sobie pozwolić na zmniejszenie dystansu, zanim zdąży go wypytać o wiarygodność dzisiejszego telefonu.<br />
- <b>Że co? </b>- zmarszczył brwi i usiadł prosto, wpatrując się w przyjaciółkę.<br />
- <b>Zawsze mówiłeś, że chcesz mnie lepiej poznać </b>- teraz masz na to szansę. - <b>Odpowiem na każde zadane pytanie</b> - zadeklarowała przeczesując włosy palcami, aby zebrać je i związać w kucyk.<br />
Minuty mijały, a pytań przybywało. Tego wieczoru żadne z nich nie miało skrupułów i wypytywało dosłownie o wszystko. Zaczynając od spraw rodzinnych, przez całą przeszłość, a na najbardziej wstydliwych i kompromitujących wspomnieniach kończąc.<br />
- <b>Więc to należy do Davida?</b> - wskazał palcem na ciemnoszarą część garderoby dziewczyny.<br />
-<b> Zgadza się</b> - uniosła kącik ust, opatulając się o kilka rozmiarów za dużym <a href="http://3.bp.blogspot.com/_zbDRcIIEukY/TTh7hmG_gXI/AAAAAAAAB_s/mH2sg836cp4/s640/w11_download_chico_16.jpg" target="_blank">swetrem</a>.<br />
- <b>Mogę wiedzieć, dlaczego jesteś tak do niego przywiązana? </b>- uniósł pytająco brew wiedząc, że i tak zielonooka jest zobowiązana odpowiedzieć.<br />
-<b> Pachnie, jak on </b>- odparła podsuwając nogi tak blisko torsu, że mogła oprzeć brodę na kolanach.<br />
-<b> Po trzech latach?</b> - zdziwił się wokalista. -<b> Już dawno powinien przesiąknąć twoim zapachem... </b>- słusznie zauważył.<br />
-<b> Powiedzmy, że wyrobiłam sobie zwyczaj corocznego kupowania tych samych perfum, które lata temu dostawał ode mnie na urodziny... </b>- nasuwając golf na nos, przyznała się tego wieczoru do kolejnej, wstydliwej rzeczy.<br />
-<b> To się powinno leczyć...</b> - stwierdził nieco zniesmaczony.<br />
- <b>Wyleczę się z Davida, gdy tylko ty wyleczysz się z Alice </b>- wzruszyła obojętnie ramionami.<br />
- <b>Przecież nie mam bzika na jej punkcie! </b>- jęknął oburzony.<br />
-<b> Yhm</b> - sarkazm mówił sam za siebie. Jeszcze nie tak dawno, brunet stracił głowę dla ślicznej blondynki zapominając o całym świecie, łącznie z Rose. Kto, jak kto, ale zielonooka należała do jednych z najbardziej pamiętnych i zawistnych istot stąpających po tej planecie, więc nie zapomni, jak wokalista zignorował jej istnienie, gdy tylko na horyzoncie pojawiała się jego dawna miłość.<br />
-<b> Niech Ci będzie</b> - burknął, krzyżując ręce na piersi niczym małe obrażone dziecko, gdy ktoś mu czegoś zabronił. Brakowało tylko wymownego tupnięcia nogą i pięciolatek, jak się patrzy. - <b>Twoja kolej.</b><br />
- <b>Jak rozumiesz frazę: "kochać kogoś tak bardzo, że aż boli"? </b>- po trzech godzinach gry, wszystkie względnie normalne pytania zostały doszczętnie wyczerpane, więc przyszedł czas na te bardziej filozoficzne, zmuszające do głębszego namysłu.<br />
-<b> Moim zdaniem mówi o najgorszym uczuciu na świecie, czyli miłości bez wzajemności </b>- odpowiedział po krótkim namyśle. - <b>Wiesz, kochasz kogoś, a ta osoba nie czuje tego samego do ciebie, ale mimo wszystko, nie chce abyś znikał z jej życia... Wtedy pojawia się problem, bo osoba darząca drugą uczuciem nie potrafi odmówić, ale jej bliskość, czy nawet obecność sprawia niewyobrażalny ból, bo jesteś świadom tego, że twój cały świat jest pochłaniany wzrokiem przez innych mężczyzn, a ty nie możesz jej nawet dotknąć... </b>- z odchyloną głową wpatrywał się w sufit.<br />
- <b>Mówisz, jakbyś coś o tym wiedział </b>- Rose ty sadystko... Nie ładnie się tak pastwić nad nieszczęśliwie zakochanym mężczyzną. On Ci mówi co do ciebie czuje, a ty tylko stwierdzasz, że chyba "coś o tym wie"?!<br />
- <b>Możliwe</b> - skrzywił się, nieco widząc jeden z sadystycznych uśmieszków nastolatki.<br />
- <b>Możliwe? Żądam konkretnej odpowiedzi</b> - najwidoczniej świetnie się przy tym bawiła...<br />
- <b>Wybacz, ale teraz moja kolej </b>- syknął świadom zaistniałej sytuacji. - <b>Jeśli mogłabyś wybrać, to w jaki sposób chciałabyś umrzeć?</b><br />
-<b> Z miłości </b>- napotykając pytające spojrzenie Smitha od razu starała się znaleźć sprostowanie. -<b> Nie wiem, jak to inaczej określić, i jak mogłaby ona dokładniej wyglądać, ale jestem pewna, że umierając w taki sposób odeszłabym jako osoba szczęśliwa</b> - ok, może i nie było to najsensowniejsze wyjaśnienie, ale zawsze "jakieś".<br />
-<b> Nie rozumiem...</b> - marszcząc brwi, niebieskooki próbował wszystko jakoś poukładać sobie w głowie, jednak bezskutecznie.<br />
- <b>Nie musisz </b>- odparła wzruszając obojętnie ramionami. - <b>Teraz moja kolej </b>- dodała sklejając już w głowie najbardziej wyczekiwane pytanie tego wieczoru. - <b>Masz dziewczynę?</b><br />
- <b>Słucham?</b> - zdezorientowany wokalista zmarszczył brwi myśląc, że źle dosłyszał.<br />
- <b>Czy masz dziewczynę?</b> - powtórzyła szatynka tym razem bardziej donośnym głosem, przygotowana na najgorsze.<br />
-<b> Skąd Ci to przyszło do głowy?</b> - jęknął zdziwiony.<br />
- <b>To ja tu zadaję pytania</b> - przypomniała nieco poirytowana.<br />
- <b>Oczywiście, że nie mam</b> - jak tak można kłamać w żywe oczy?<br />
- <b>Więc kim jest "El", z którą miałam tą przyjemność, czy też nieprzyjemność przeprowadzić dziś rano konwersację telefoniczną?</b> - niestety każde kłamstwo ma krótkie nogi.<br />
- <b>Co?</b> - jęknął ponownie, jakby nie miał o niczym pojęcia. Dopiero po chwili jego wyraz twarzy z oburzonej, przeistoczył się w zdziwioną, a zaraz potem przepraszającą. -<b> Rose, to nie tak, jak myślisz.</b><br />
- <b>A jak? Chcesz mi powiedzieć, że dziewczyna, która znajduje się na twojej liście kontaktów jest Ci zupełnie obca? A może to ona łże, mówiąc, że jest twoją dziewczyną?</b> - nadal spokojny ton, bezlitośnie atakował niebieskookiego żądając wyjaśnień.<br />
- <b>Nie.. nie jest mi obca, ale też nie jest moją dziewczyną</b> - tłumaczenia zapowiadały się ciekawie, chociaż siedemnastolatka nie chciała wierzyć w żadne wypowiadane przez przyjaciela słowo.<br />
- <b>Więc kim? </b>- dopytywała.<br />
- <b>Znajomą... </b>- najwidoczniej ta sytuacja nie była najwygodniejsza dla wokalisty.<br />
- <b>Jaśniej</b> - zażądała Król słysząc zawahanie w głosie Dana.<br />
- <b>Dziewczyną do łóżka, zadowolona? </b>- jęknął wyrzucając nareszcie to, czego nie pochwaliłby prawdopodobnie nikt.<br />
- <b>Powiedzmy, że wstępnie tak. Wyjaśnij mi dlaczego uważa się za twoją dziewczynę </b>- w Rose obudził się detektyw od siedmiu boleści...<br />
- <b>Bo jestem z nią w otwartym związku... -</b> odparł znów skrępowany zaistniałą sytuacją.<br />
- <b>Czyli w Londynie korzystasz z jej "usług", a wyjeżdżając w trasę idziesz sobie do łóżka z pierwszą lepszą, ze świadomością, że ona czeka na ciebie kilkaset kilometrów dalej? </b>- trochę kolokwialne stwierdzenie, ale jednak jak najbardziej trafne.<br />
-<b> Nie zabraniałem jej spotykać się z innymi, więc nie wiń mnie</b> - marna próba obrony, została natychmiastowo zagrodzona kolejnym zgryźliwym komentarzem.<br />
- <b>Jesteście siebie warci. Ty - skończony idiota, a ona pozbawiona jakiegokolwiek rozumu, aby móc zwrócić na to uwagę</b> - kto, jak kto, ale ta pozbawiona serca siedemnastolatka potrafiła ranić słowami lepiej, niż ktokolwiek inny. - <b>Nie wiem tylko, dlaczego starałeś się to ukryć przede mną</b> - chwilową ciszę przerwało głębokie westchnienie sztynki.<br />
- <b>To chyba oczywiste, że nie chciałem, abyś wiedziała o czymś takim zwłaszcza, że od razu po powrocie chciałem to zakończyć</b> - mężczyzna przeczesał bezradnie pozostałości po burzy rozczochranych wiecznie włosów.<br />
- <b>Dlaczego, skoro taki "wariant" związku był dla ciebie wygodny?</b> - spojrzała na bruneta, opierającego łokcie na kolanach.<br />
- <b>Widocznie nareszcie pojawił się ku temu powód </b>- stwierdził, przestając chować twarz w dłoniach.<br />
-<b> Jaki?</b> - nieświadoma możliwej odpowiedzi dopytywała.<br />
- <b>Kocham Cię Rose</b> - wyznał patrząc jej prosto w oczy, a ona oniemiała.<br />
- <b>Nie</b> - zaprotestowała wstając z kanapy. - <b>Mówiłam Ci, że masz tego nie mówić</b> - chodząc w kółko po pokoju wplątywała palce we włosy mając nadzieję, że w jakiś sposób pomoże jej się to uspokoić.<br />
- <b>Podaj mi choć jeden powód dlaczego miałbym tego nie robić</b> - niebieskooki również wstał.<br />
-<b> Po prostu nie możesz. Ty nie możesz mnie kochać, i ja nie mogę kochać ciebie</b> - napieranie Dana wcale nie pomagało w jakikolwiek sposób zebrać jej myśli.<br />
- <b>Dlaczego?</b> - niestety brunet nie ustępował... -<b> Rose, odpowiedz!</b><br />
-<b> Bo nie chce Cię stracić! </b>- ale czy trzeba od razu krzyczeć... Ta dwójka zdawała się nie umieć rozmawiać ze sobą normalnie, gdy tylko wchodzili na temat relacji między nimi. - <b>Straciłam Davida, rodziców... całą rodzinę! Wszystkich których kochałam! Ty nie wiesz, jak to jest stracić wszystko co jest dla ciebie ważne...</b><br />
- <b>Wiem </b>- przerwał jej spokojnym, ale przesiąkniętym bólem głosem. -<b> Za każdym razem, gdy znikałaś bez słowa... czułem, że tracę wszystko, że tracę osobę, która nadaje sens mojemu życiu, osobę, dla której budziłem się co rano i stawiałem czoła szarej rzeczywistości, wiedząc, że gdy tylko zajdzie słońce ona będzie czekała na mnie za kulisami i pozwoli mi zasnąć w swoich objęciach</b> - z lekkim uśmiechem na ustach położył rękę na karku. Nie wierzył w to co mówił, nie wierzył, że potrafił być bardziej szczery z nią, niż sam ze sobą.<br />
- <b>Dan, proszę... nie... </b>- mimo iż w jej oczach nie było łez, to jej serce płakało, krzycząc z bólu, a głos się łamał.<br />
- <b>Wiem, że się boisz </b>- wolnym krokiem zbliżał się do szatynki - ale obiecuję Ci, że Cię nie zostawię. Będę zawsze przy tobie i nie pozwolę, aby ktokolwiek Cię zranił. Nie zniknę. Obiecuję - jego szorstkie dłonie delikatnie gładziły jej ramiona, a ciepły głos obiecywał niemal niemożliwe. - <b>Zrobię wszystko, abyś mi uwierzyła</b> - wokalista był świadomy, iż zielonooka mogła mieć nie małe wątpliwości, co do jego wierności z powodu wiecznie kręcących się wokół niego fanek i pokus wszelakiej postaci.<br />
- <b>Wszystko? </b>- podniosła wzrok, aby upewnić się, czy aby na pewno jest pewien swoich słów.<br />
-<b> Wszystko</b> - oddechy zwolniły, a serca zaczęły bić w jednostajnym rytmie, ich oczy się spotkały, a odległość między nimi malała wprost proporcjonalnie do opadających powoli powiek.<br />
- <b>Wróciliśmy!</b> - w drzwiach stanął najwyraźniej wyleczony z kaca kociarz.<br />
- <b>Chyba przyszliśmy nie w porę...</b> - stwierdziła Vi, widząc parę przyjaciół stojącą na środku salonu z minami, jakby ktoś im najwidoczniej w czymś przeszkodził.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- <b>Dan, śpisz?</b> - cicho uchylając drzwi do sypialni wokalisty, zielonooka postanowiła go odwiedzić w środku nocy.<br />
- <b>Co? Rose? Co ty tu robisz?</b> - przecierał zaspane oczy i podparł się na łokciach.<br />
- <b>Mówiłeś, że zrobisz wszytko, abym Ci uwierzyła... </b>- zaczęła nieśmiało zamykając za sobą cicho drzwi.<br />
- <b>Tak, i co w związku z tym?</b> - leniwie siadając, przeczesał palcami rozczochraną czuprynę.<br />
- <b>Mam do ciebie prośbę...</b> - oznajmiła siadając przed nim na łóżku.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Długi, porządny, szybko napisany, normalny rozdział!<br />Jak mam się podoba gra w pytania?<br />Czy nie uważacie, że niektóre kwestie Dana są trochę przesłodzone?<br />Czy i tym razem będziecie chciały zabić Kyla za jego boskie wyczucie czasu?<br />W każdym razie... mam nadzieję, że rozdział się podobał<br />i zapraszam do komentowania ^^</span>Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-3637902689265263698.post-21970569145848852142014-12-14T12:37:00.001-08:002015-01-01T16:30:19.247-08:00Let's be optimists - Rozdział 27.<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>David został pochowany w Krakowie - tam gdzie jego ojciec, który nawiasem mówiąc pochodził z Londynu. Do Polski przybył za miłością swojego życia, czyli piękną <a href="http://www.51ztzj.com/upload/sf/76e/is3/hxnGAcJ8HZrwgNCnyEYg_608x380.jpg" target="_blank">Katarzyną</a> - matką blondyna.<br />
Historia jest długa i zawiła, a gdyby podać ją w pigułce skracała by się do tego, iż Kate wyjechała za granicę na studia, a <a href="http://img2.wikia.nocookie.net/__cb20140920100120/myhpspl-universe/pl/images/9/90/Blondyn.jpg" target="_blank">Tony</a> już pierwszego dnia pomógł się jej odnaleźć na korytarzach ogromnego uniwersytetu. Przed końcem szkoły pojawił się mały David, co zmusiło zakochaną parę do przerwania nauki i pobrania się. Kilka pierwszych lat życia, ciemnooki malec spędził w Londynie, po czym wraz z rodzicami wywędrował do Polski, a konkretniej Krakowa. Tam po kilku latach Kate ponownie zaszła w ciążę, a przed narodzinami drugiego syna, Tony wracając z pracy znalazł się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. Kula przebiła płuco i zniwelowała jakiekolwiek szanse na ratunek. Mężczyzna nie wrócił już do domu...<br />
Cała rodzina została na głowie jedenastolatka, który po pogrzebie ojca przejął panieńskie nazwisko matki, i musiał szybko dojrzeć do roli głowy rodziny. Wspierał matkę, jak tylko mógł i opiekował się młodszym bratem.<br />
Przeprowadzka do małego miasteczka była próbą ucieczki przed bolesnymi wspomnieniami i uchronienia synów przed losem, jaki spotkał ich ojca.<br />
W małych Rakoniewicach ich życie zmieniło się o 180 stopni, zaczęli wiązać koniec z końcem. Na to wszytko pojawiła się mała Rozalia, która zawsze starała się być jak najbardziej pomocna oraz była jedynym powodem, dla którego David zwalniał mknąc ulicami na swoim motocyklu.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Po pogrzebie cała grupa znajomych udała się do baru, w którym razem z ciemnookim bywali co jakiś czas. Wszyscy pili i głośno się bawili wiedząc, że David nigdy nie chciał, aby go opłakiwano. Zawsze uprzedzał, że jeśli zrobią stypę po jego śmierci, będzie ich nawiedzał po nocach... Mieli po prostu iść się zabawić. Tak też się stało, lecz śmiechy panujące na sali nie były wyrazem jakiejkolwiek radości. Każdy wspominał chwilę spędzone z blondynem i chwile, z których, jak to się mówi "jeszcze kiedyś będziemy się z tego śmiać". Tak, to był właśnie ten moment. Opowiadanie sobie nawzajem najdziwniejszych historii związanych z Davidem i próba maskowania płynących po policzkach łez.<br />
Rose tymczasem siedziała przy barze ze skórzaną kurtką przyjaciela na swych ramionach. Tą samą, którą zawsze miał na sobie podczas jazdy i tą samą, w której wydał swoje ostatnie tchnienie. Z podpuchniętymi oczami szatynka wpatrywała się w swoje blade, zimne dłonie ułożone na blacie. Spojrzenie miała puste, a myśli pełne planów, jak w najskuteczniejszy sposób skończyć ze sobą, by móc ponownie spotkać się z pierwszą miłością. Każdy kolejny wydawał się być coraz bardziej kuszący, gdy nagle z zamyślenia wyrwał ją głos barmanki.<br />
- <b>Podać coś?</b> - niebieskooka przyglądała się wrakowi człowieka już dłuższą chwilę.<br />
- <b>Cokolwiek wysokoprocentowego</b> - odparła na pół żywa czternastolatka mając nadzieję, że szum alkoholu choć na chwilę zagłuszy prześladujące ją, myśli samobójcze.<br />
- <b>Dowodzik jest?</b> - uniosła pytająco brew.<br />
- <b>Kobiet się o wiek nie pyta</b> - jak zwykle chętna do konwersacji zielonooka, zniewoliła błądzące kosmyki włosów zakładając je za ucho.<br />
- <b>Zraniona przez faceta, co? </b>- słysząc złośliwą uwagę, starsza o dwa lata barmanka przybrała przyjazną postawę w przypływie empatii. - <b>Znam ten ból... </b>- postawiła przed czternastolatką zamówiony trunek, choć była w pełni świadoma jej wieku. - <b>Mnie też zraniono. Ciemnooki blondyn naobiecywał cudów, zaciągnął do łóżka, a potem słuch o nim zaginął </b>- wykrzywiła usta w nieprzyjemnym grymasie pytając siebie, jak bardzo musiała być głupia, aby tak szybko ulec nieznajomemu mężczyźnie. - <b>Ale fakt, faktem - był nieziemsko przystojny</b> - ot i odpowiedź. - <b>Tylko dziwny był sposób, w jaki wymawiał swoje imię...</b> - zmarszczyła brwi, usiłując sobie je przypomnieć. - <b>Chyba David...</b> - słysząc to Rose od razu otworzyła szeroko oczy, ale po chwili zaskoczenie zniknęło, a szatynka podparła głowę na ręce, opierającej się łokciem o blat. Blond rozczochraniec miał tendencje do bywania w różnych miejscach i uwodzenia kobiet, namawiając je na jednorazową podróż do krainy rozkoszy, czego zielonooka była w pełni świadoma.<br />
- <b>Więc zranił nas ten sam mężczyzna</b> - stwierdziła czternastolatka pozwalająca, aby złoty płyn zalał jej gardło palącą goryczą.<br />
-<b> Na prawdę?!</b> - zdziwiła się niebieskooka i poczuła niewidzialną więź łączącą ją z siedzącą przed nią dziewczyną. Zranione przez tego samego mężczyznę... to przeznaczenie! - a tak przynajmniej myślała. - <b>Co Ci zrobił ten sukinsyn? Takich to powinno się za jaja wieszać na wiatrakach...</b><br />
- <b>Umarł</b> - przerwała jej ciąg dalszych wyzwisk, odstawiając puste szkło na blat. Niebieskooka wlepiła zdziwiony wzrok w mentalnie martwą sylwetkę drobnej szatynki i dosłownie oniemiała.<br />
- <b>To może kolejnego drinka na koszt firmy?</b> - zapytała z przepraszającym wyrazem twarzy. - <b>Tak w ogóle, to jestem Wiktoria</b> - podsuwając napełnione szkło, miała nadzieję, że nie uraziła klientki.<br />
-<b> Rose </b>- unosząc lekko kącik ust rozwiała wątpliwości barmanki.<br />
<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>- <b>Upijałaś czternastolatkę!</b> - jęknęła Joe udając oburzoną, choć nie do końca jej się to udało, bo już przy końcu nie mogła się powstrzymać od śmiechu.<br />
- <b>To nie tak!</b> - odezwała się Vi. - Ja tylko uchroniłam ja od rzucenia się pod pierwszy lepszy samochód...<br />
- <b>Wprowadzając w stan nieważkości, aby nie mogła ustać samodzielnie na nogach? </b>- rozbawiona blondynka uniosła pytająco brew.<br />
-<b> Dokładnie! </b>- udając powagę miała nadzieję, że nikt się nie zorientuje, że sama na to nie wpadła i po prostu przytaknęła.<br />
- <b>Całkiem sprytne</b> - dziewiętnastolatka była kiepską aktorką, więc po uwadze z ciemnookim, trójka dziewczyn wybuchnęła śmiechem.<br />
- <b>Ale muszę przyznać, że pomogło</b> - stwierdziła anemiczka, gdy już tylko opanowała głupawkę.<br />
- <b>Wybieramy się do miasta, idziecie? </b>- Will stanął w progu kuchni, z rękoma w kieszeni.<br />
-<b> Ja zostaję</b> - zielonooka zeskoczyła z blatu.<br />
- <b>Więc poczekajcie tu na nas z Danem. Powinniśmy wrócić za jakieś dwie godziny</b> - rzucił ubierając skórzaną kurtkę.<br />
- <b>Z Danem? </b>- zmarszczyła brwi, nie skacząc z radości na myśl o zostaniu sam na sam z wokalistą.<br />
- <b>Tsa, stwierdził, że nigdzie się nie rusza. Najwidoczniej nie wydobrzał jeszcze po wczorajszym</b> - stwierdził, wzruszając ramionami basista.<br />
"No pięknie..."<br />
<div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">Kazałam wam czekać na kolejny flashback<br />cały tydzień, na dodatek taki krótki...<br />Ale jest w nim krótki wstęp do następnego rozdziału ^^"<br />Cóż mam nadzieję, że mimo wszystko<br />rozdział się podobał i czekam na<br />wasze opinie w komentarzach ;)</span></div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/04541834645936239963noreply@blogger.com6