piątek, 27 lutego 2015

How far to our Happy End - Rozdział 5.

Rano niestety nie czułam się wypoczęta, czy też niczym nowo narodzona - wręcz przeciwnie. Dyskusja z Vi przeciągnęła się wystarczająco długo, aby zafundować mi noc na kanapie i zbolały kręgosłup.
Leniwie otwierając oczy uniosłam tułów znad legowiska. Przeczesałam palcami burzę włosów, która dzisiejszego dnia nie miała najmniejszego zamiaru współpracować. Z bólem wymalowanym na twarzy przyglądałam się skaczącej wokół szatynce. Moja najlepsza przyjaciółka właśnie podskakiwała na jednej nodze, aby w pośpiechu założyć but, a przy okazji trzymając w ustach niedokończone śniadanie - przypaloną grzankę.
- Pali się? - zmarszczyłam brwi czując mszczące się za noc spędzoną na kanapie kręgi, i zapach przypalonego pieczywa, ale tym razem nie miałam na myśli unoszącej się w zamkniętym pomieszczeniu woni.
- Zaspałam na zajęcia! - wyjęczała przez zaciśnięte zęby, aby nie upuścić grzanki.
- Było trzeba dłużej ciągnąć temat fizycznych zbliżeń... - syknęłam sarkastycznie, gdy nos Vi o mało nie spotkał się z podłogą podczas zakładania drugiego buta.
Na boga, czy ta dziewczyna naprawdę musiała być aż tak roztrzepana? Gdyby nie szczęście, które dziwnym trafem uczepiło się jej od chwili jej narodzin, to nie tylko twarz niebieskookiej by na tym ucierpiała... Ona miała zdecydowanie nazbyt duży talent do potykania się o własne nogi, i przy okazji wpakowywania w kłopoty, w które zdecydowanie za często wciągała również mnie.
- Kocham Cię! - rzuciła w pośpiechu ściągając kurtkę z wieszaka i zmykając za sobą drzwi z trzaskiem na tyle głośnym, abym skrzywiła się ponownie.
Setną sekundy później z tostera wyskoczyły dwie grzanki, które wyglądem raczej przypominały węgiel, niż cokolwiek, co kiedykolwiek było jadalne.
- Zapomniałaś śniadania! - krzyknęłam wiedząc, iż ściany bloku były na tyle cienkie, aby schodząca po schodach szatynka zrozumiała mnie bez problemu.
- Zrobiłam je dla ciebie! - odpowiedź dotarła do mnie błyskawicznie, a przesadnie radosny ton przyjaciółki wskazywał jedynie na jej świadomość wyglądu czegoś, co powinno być grzankami.
Tak, żadna z nas nie cechowała się wybitnym talentem kulinarnym, więc zazwyczaj jadałyśmy w knajpce na dole, lub w chwilach słabości (czyt. wyjątkowego napływu lenistwa) - zamawiałyśmy pizzę.
Ale liczą się dobre chęci, prawda?
Więc smacznego...


Pamiętacie, gdy wspominałam o nagraniu, które Dan opublikował bez mojej wiedzy, i które zapoczątkowało moją karierę? W pewnym sensie było to prawdą, lecz to nie był jedyny czynnik przyczyniający się do nagłego zainteresowaniem moją osobą.
Za sprawą coveru wytwórnie nagraniowe zaczęły się prześcigać w tym, której uda się zwerbować nowy talent w swoje szeregi, a co do napływających propozycji w sprawie teledysków, filmów i seriali... cóż, to już dłuższa historia.

Czekając przed salą na swoją kolej Dan ściskał moją dłoń we wspierającym geście, i choć starannie ukrywał zdenerwowanie, to lewe kolano co jakiś czas mu drżało. Byłam pewna, że stresuje się tą sytuacją jeszcze bardziej, niż ja. Jego kojący uśmiech skutecznie odwodził mnie od myśli, że za kilka minut będę musiała stanąć twarzą w twarz z komisją, która składała się z Rihanny, jej menadżera, reżysera i najlepszego tancerza w USA - Brada Thompsona.
Pewnie domyślacie się, jaka była reakcja Willa, gdy okazało się, że nie będzie mógł mi towarzyszyć wraz z Danem i nie spotka miłości swego życia... Tak, przeklina swój los do dziś.
Poszukiwali tancerki do nowego teledysku, więc pomyślałam, że nie zaszkodzi się zgłosić, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jedna decyzja może aż tak zmienić moje życie...
- Następna! - rozległo się donośne wołanie, a moje serce waliło, niczym młot pneumatyczny.
Chyba dopiero w tym momencie dotarło do mnie, jak głupia byłam, aby porywać się na coś takiego. Przecież nie miałam żadnego doświadczenia, a ostatnio tańczyłam na zawodach, kilka lat temu.
Widząc panikę w moich oczach Dan mocniej splótł nasze palce i muskał ustami moje ucho mówiąc:
- Dasz radę. Wierzę w Ciebie - jego ciepły oddech wywołał przyjemne dreszcze rozchodzące się po całym moim ciele.
Wzięłam głęboki oddech i wstałam nie puszczając jeszcze dłoni bruneta. Może i wyglądałam na pewną siebie, ale w środku byłam przestraszona, jak małe dziecko, które boi się wyjrzeć spod kołdry, bo pod łóżkiem czyhają na mnie potwory zrodzone z najgorszych koszmarów. A tymi potworami była nie kto inny, jak znużona kilkugodzinnym przesłuchaniem komisja.
Niebieskie oczy mojego chłopaka spojrzały na mnie z dołu, jakby były pewne, że tak, jak szybko wejdę na salę, tak też szybko z niej wyjdę, aby ogłosić wszystkim radosną nowinę. Ucałował więc wierzch mojej dłoni, którą tak bałam się puścić i posłał ostatni uśmiech, który miał mi dodać odwagi. Niestety, uniesione kąciki ust nie zrobiły ze mnie bohaterki. Raczej zachęciły do tego, aby wyciągnąć bruneta do pobliskiego hotelu i zakopać się razem z nim w białej pościeli. Jeśli byłoby mi dane spędzić w ten sposób resztę swoich dni - nie miałabym powodów do narzekań.
- Następna! - wołanie ponownie rozbrzmiało na korytarzu, a zniecierpliwiony ton właściciela wcale nie dodał mi otuchy.
Miałam dwa wyjścia:
1. Wejść na salę i skompromitować się przed komisją.
2. Przez okno na korytarzu, które już od jakiegoś czasu mnie wzywało (przedmioty martwe mnie wzywają... to dobrze?).
Ale obiecałam Danowi, że chociaż spróbuję... więc nie pozostało mi nic innego, jak pożegnać się z własną dumą i uciec przez okno.
Koniec końców zostałam wepchnięta na salę siłą przez mężczyznę, którego uważałam za miłość swego życia. Jak mógł mi zrobić?! Zdrajca!
- Witam spóźnialską - odezwał się reżyser. - Co nam dziś zaprezentujesz?
Gdy otworzyłam usta, by wyjąkać prawdopodobnie najmniej poprawną stylistycznie, pozbawioną jakiegokolwiek sensu wypowiedź, odezwał się przystojny mężczyzną siedzący po lewej stronie stołu:
- Biorę ją!
- Wiem, że dziewczyna jest śliczna, ale nie umówi się z tobą, tylko dlatego, że załatwiłeś jej pracę - westchnęła zrezygnowana Rihanna, która była już najwyraźniej zmęczona kilkoma godzinami przesłuchań, które już dawno spisała na straty.
- I tak jest zajęta, więc nie mam nawet co próbować - wzruszył obojętnie ramionami przeglądając moją kartę, która oprócz imienia i nazwiska, nie zawierała absolutnie nic.
Zmarszczyłam brwi zastanawiając się skąd ten mężczyzna mógł to wiedzieć, przecież nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek go spotkała.
- Ale i tak jest za tym, aby ją wziąć.
- Pokaż - obiekt pożądań większości osób (nie tylko płci męskiej) na tej planecie wyciągnął rękę po oślepiającą bielą kartkę. - Tu nic nie ma - zauważyła unosząc brwi. - Więc na jakiej podstawie chcesz ją przyjąć? - oparła się łokciem o blat, odwróciła twarzą do mężczyzny siedzącego obok niej i rzuciła kartkę. - Wybacz mała, ale szukam doświadczonej tancerki z zajebistymi umiejętnościami, więc zrób sobie i nam przy okazji przysługę, i nie rób sobie wstydu, a nam nie marnuj czasu.
- To nie tak... - usiłowałam się jakoś bronić, ale byłam na tyle przestraszona zaistniałą sytuacją, że pozwoliłam sobie przerwać.
- Więc jak? Może masz jednak jakieś doświadczenie? - dopytywała piosenkarka.
- Nie... - spuściłam głowę czując na sobie wzrok całej komisji. - Przepraszam za zmarnowanie państwa czasu.
Bardziej już skompromitować się nie mogłam, więc postanowiłam podkulić ogon niczym niechciany kundel i opuścić salę.
- Nie bądź taka skromna - odezwał się szatyn siedzący z lewej strony stołu zatrzymując mnie tym samym w półkroku. - Jesteś Rozalia Anna Król, zgadza się? - wymówił mą godność z dziwnym akcentem.
Odwróciłam się ponownie w stronę komisji, która była gotowa wykopać stąd mnie i jednego z członków z tego pomieszczenia, aby mogli wywiesić białą flagę i wrócić do domu z niczym.
Magnetycznie ciemne oczy nagle wydawały mi się być dziwnie znajome. Byłam pewna, że już go gdzieś spotkałam, ale nie sięgałam pamięcią aż tak daleko, aby sprecyzować kiedy.
- Wielokrotne zwycięstwa w zawodach tanecznych powiatowych i gminnych. Kilkukrotna Mistrzyni Polski. Osiągnęła Mistrzostwo Świata w wieku zaledwie dwunastu lat w kategorii wiekowej 13-16. Z tego co wiem, to twoja trenerka nalegała, aby zakwalifikować Cię do wyższej kategorii, bo jej zdaniem w swojej nie miałaś absolutnie żadnej konkurencji. Jak widać nie doceniła twoich możliwości - recytował listę moich dawnych osiągnięć z pamięci, jakby wiedział, że zjawię się na tym przesłuchaniu z pustą kartą.
- Później słuch po tobie zaginął - dodał wzruszając ramionami. - Można wiedzieć dlaczego?
- Przestałam tańczyć - rzuciłam tak obojętnie, że wszyscy członkowie komisji unieśli brwi ze zdziwienia.
- Tak po prostu? - dopytywał szatyn.
- Tak, tak po prostu.
- I później już nic? Zero?
- Zero - skwitowałam, bo niespecjalnie miałam ochotę wspominać, że przez dwa lata zarabiała na życie tańcząc w nocnym klubie.
- W każdym razie... - oparł się wygodnie o krzesło. - Nie powinnaś być taka skromna - stwierdził pokazując mi biały skrawek papieru z moim imieniem. - I mam nadzieję, że reszta nie ma już żadnych wątpliwości co do słuszności mojej decyzji - dodał odwracając leniwie twarz do swoich towarzyszy, jakby dyskusja z nim nie miała najmniejszego sensu, ponieważ on od początku był pewien swoich racji.
- Ale... mówiła, że nie tańczyła od jakiegoś czasu. Może wyszła z wprawy? - menadżer najwidoczniej próbował złapać się czegokolwiek, aby udowodnić, że szatyn się myli.
- Więc pozwól, że to sprawdzę.
Mężczyzna wstał od stołu i pilotem włączył wybraną ścieżkę dźwiękową, którą okazał się nie być utwór siedzącej obok Rihanny.
"All of me" w dziwnie Latynoskiej wersji odbijało się echem od ścian wszechstronnego pomieszczenia. Szatyn wyciągnął rękę w oczekiwaniu na to, iż ją ujmę. Wraz z pierwszymi słowami piosenki wykonywaliśmy pierwsze kroki. Ciemnooki zgodnie z układem zbliżył się do mnie i odgarnął zbłąkane kosmyki włosów za ucho. Znajomy szept informował mnie kolejno co mam robić i w jakim tempie. Układ był tak intymny i zmysłowy, że jedyne czego jeszcze tutaj brakowało, to przyglądający się załączonej scenie Dan...
Nie zajęło mi dużo czasu, aby rozpoznać wszystkie piruety, kroki i dłonie wodzące po moim torsie. Wraz z kolejnymi obrotami upewniałam się, iż już kiedyś tańczyłam z tym mężczyzną, do tego samego utworu, wykonując dokładnie te same ruchy. Jedyną rzeczą, której nie mogłam sobie przypomnieć, to miejsce i czas...
- W klubie tańczyło się o wiele lepiej, choć tam definitywnie czułem na sobie wzrok twojego partnera - szepnął mi do ucha śmiejąc się pod nosem, a mnie nagle olśniło.
- Nowy York - otworzyłam oczy z nie dowierzaniem.
Jak mogłam być tak głupia, aby tamtej nocy nie przyjrzeć się takiemu przystojniakowi, jakim był Brad? Ah tak... Zupełnie zapomniałam, że byłam w tak złym nastroju, że tylko pokraczny taniec z Danem potrafił poprawić mi humor.
- Tym razem mi nie uciekniesz Rozalio. Szukałem Cię zdecydowanie za długo, aby pozwolić Ci zwiać i tym razem - uśmiechnął się odsłaniając białe zęby. - Nie sądziłem, że znajdę Cię w LA, ale jak już się pojawiłaś, to musiałem się chwytać czegoś, co by Cię zainteresowało - byłem pewien, że przyjdziesz na przesłuchanie, więc zgłosiłem się na choreografa, wygryzając przy okazji poprzedniego... Ale czego się nie robi dla kobiet - zaśmiał się, a ja osłupiałam wpatrując się w ciemne oczy, których wzrok czułam na sobie od jakiegoś czasu. Nie potrafiłam tylko dopasować ich do odpowiedniej osoby, którą, jak się okazało poznałam już jakiś czas temu.
Do końca układu zostało jeszcze kilka obrotów, więc w międzyczasie zapytałam:
- Po co zadałeś sobie tyle trudu, aby do mnie dotrzeć?
- Powiedzmy, że mam słabość do Księżniczek Disneya - ponownie uniósł kąciki ust w uśmiechu, któremu uległa by każda dziewczyna. Każda, włącznie ze mną.
Choć muszę przyznać, że nie przepadałam za porównywaniem mnie do Kopciuszka, to w tym momencie nawet ja zaśmiałam się pod nosem.
Kończąc ostatni obrót, stanęliśmy obok siebie z ręką na talii partnera i ukłoniliśmy się, tak samo, jak tamtej nocy w klubie.
- Biorę ją! - piosenkarka klasnęła w dłonie z entuzjazmem.
Ja dostałam pracę, Rihanna tancerkę do teledysku, Brad mnie, a komisja mogła wreszcie zakończyć dłużące się przesłuchanie.
Każdy z nas z pewnością mógł zaliczyć ten dzień do udanych.




Wow! 10 000 wyświetleń! *^*
Cóż za piękny dzień T^T
Mam nadzieję, że rozdział i Brad się wam spodobał,
bo w przeciwieństwie do flashbacków
tego ciemnookiego szatyna będzie dość sporo xD
Wybaczcie też, że nie pokażę wam
niespodzianki, którą przygotowałam
specjalnie na tę okazję, ale...
Nie zdążyłam jej jeszcze poprawić...
Zobaczycie ją dopiero jutro, gdy wrócę z pracy.
(czyli w okolicach 16)
Dziękuję wam, że jesteście i mam nadzieję,
że zostaniecie jeszcze ze mną na tyle długo,
abyście poznali zakończenie historii Roan.
A kto wie... może nawet i dłużej.
Taką mam przynajmniej nadzieję ^^

2 komentarze:

  1. Poranna kawa i pisanie komentarzy zawsze spoko :D
    Dobrze, że przynajmniej nie muszę jeść na śniadanie kanapki Vi... Mam wrażenie, że ta szalona istotka całkiem nieźle odda moją jedzeniową sytuację na studiach ;-;
    Dalej Rihanna! Przez ciebie śniło mi się dzisiaj, że na openerze ma wystąpić Rihanna xdd
    Teeeeeen gość... Nie lubię go! W sensie, że... Nie jako twoją postać. Nie lubiłabym go, gdybym spotkała tego gościa w normalnym świecie. To jest ten rodzaj nie lubienia xd po prostu czuję, że sporo namiesza... Przystojnych buł należy się strzec! Nawet jeśli pomógł jej wkręcić się w teledysk Rihanny!

    I gratulacje z okazji 10 tysięcy!!!!!!!!!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic mi nie mów... ja umieram po 10h roboty. Od 5 rana kufa jego mać ;-;
      Ohohoh skarbie. Na studiach to ty będziesz marzyć o takiej przypalonej grzance. A wtedy już Ci nawet Vi nie pomoże xD
      Hahaha xD Ja tam za Rihanną nie przepadam, ale jakoś tak mi się śniło, to tak napisałam (tak, całe LbO i Happy End jest na podstawie snów, które miałam może rok temu) xD
      Brad jest fajny! Ja bym go lubiła ;-; Więcej - brałabym~
      Chociaż mam taki "zwyczaj" (eee nie wiem, czy mogę to tak nazwać), że nie lubię przystojnych facetów. Od razu wiem, że będą z nimi problemy, albo zaczną do cb podbijać z przyzwyczajenia xD
      Jednak Brada bym lubiła. Jeśli oczywiście miał do mnie takie samo podejście, jak do Rose xD
      I masz rację - przystojnych buł należy się strzec!
      A co do "czuję, że sporo namiesza" - żeby tylko on jeden...

      Usuń