niedziela, 31 sierpnia 2014

Let's be optimists - Rozdział 2.

Całą podróż samolotem chłopacy przespali, przez co ominęły ich niecodziennie piękne widoki zza okna, ale skoro byli muzykami światowego formatu, to pewnie nie pierwszy i nie ostatnio raz mieli taką okazję, więc w sumie nic nie stracili.
Miasto Grzechu kusiło grami hazardowymi, zakupami oraz wyszukanymi restauracjami. Niestety członkowie Bastille nie mogli pozwolić sobie dzisiaj na skorzystanie z obecnych tu, różnorodnych rozrywek. Tego wieczoru mieli do zagrania koncert na festiwalu, więc jedyne co zrobili po wylądowaniu w Las Vegas, to udali się do swojego pokoju hotelowego, gdzie zaczęli przygotowywania do występu.
- Dan, postaraj się dzisiaj nie sprowadzać żadnych fanek - stojąc przed lustrem najstarszy z grupy poprawiał czarną, skórzaną kurtkę.
- O mnie się nie martw - zawołał z łazienki. Wisząc nad umywalką, przyglądał się własnemu odbiciu i przeczesywał palcami swoją czuprynę.
- Oh czyżby? - oburzył się brodacz rozłożony na fotelu - Już na lotnisku wyhaczyłeś jakąś małolatę, więc nie zdziwiłbym się, jakbyś przyprowadził tu, po koncercie dwie cycate blondynki...
- Jaką małolatę? - zaciekawił się Woody.
- Jakaś przybłęda z gitarą... - zaczął Kyle, ale Dan od razu mu przerwał nieco podburzony.
- Ona ma imię! - oparł się o framugę drzwi i założył ręce na piersi. - Rose... - dodał łagodniejszym tonem.
- Wszystko mi jedno, jak się zwie - machnął "na nią" ręką. - Pewno tą swoją grą na gitarze i ładną buźką wyłudza od ludzi pieniądze na lotnisku... - z pogardą w głosie mówił o zielonookiej, co najwidoczniej rozzłościło wokalistę.
- Nawet jej nie znasz, więc nie mów o niej w ten sposób - brunet podniósł głos i zaczął zbliżać się do brodacza.
- A wiesz co ci powiem? - zaczął śpiewnym głosem, który miał jeszcze bardziej sprowokować Dana - Ty tez jej nie znasz - wstał z fotela i ściągnął tym kolegę na ziemię. Miał rację. Niebieskooki po za imieniem dziewczyny, nie wiedział o niej kompletnie nic. Nazwisko, wiek, pochodzenie... te rzeczy były dla niego jedną wielką niewiadomą.
- Już przestańcie, oboje - Will przywrócił ich do porządku. - Ty Kyle, nie oceniaj ludzi po pozorach i nie skreślaj ich od razu... - upomniał najmłodszego - ... a ty Dan, przestań być taki naiwny. Pewnie i tak już nigdy więcej jej nie spotkasz, więc nie ma sensu się teraz o nią wykłócać - uświadomił go po czym dodał łagodniejszym tonem. - Wiem, że fani są dla Ciebie bardzo ważni, ale nie mogą stawać na drodze między nami.

- Wchodzicie za 5 minut - zawołał organizator koncertu. Okrzyki tłumu skandującego nazwę zespołu docierały za kulisy, a chłopaki byli już gotowi dać niezapomniane show. Niezgoda między Kylem a Danem została zażegnana przynajmniej na czas koncertu, więc nie pozostało im nic innego, jak wyjść na scenę i dać z siebie wszystko.
Po pełnym wrażeń koncercie nadszedł czas na spotkanie z fanami. Zmęczeni muzycy pozowali do dziesiątek zdjęć i podpisywali setki plakatów, płyt i innych tego typu gadżetów. Noc była chłodna, a niebo gwieździste. Dan nie był  w stanie spamiętać nawet połowy z twarzy jakie własnie przewijały mu się  przed oczami. Wykończony i rozkojarzony rozejrzał się dookoła. Ulice świeciły pustkami, co było dość nietypowe dla Światowej Stolicy Rozrywki. Tylko jedna osoba kroczyła tej nocy tą ciemną ulicą, a zanim brunet zdążył się przebudzić i ją rozpoznać, ona zniknęła już za rogiem.
- Rose? - nie dowierzając zapytał sam siebie, co usłyszał Kyle, ale zanim brodacz zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, Dan biegł już wzdłuż ulicy. Możliwym było, że nawoływania kolegi z zespoły najzwyczajniej w świecie go nie dosięgły, ale większym prawdopodobieństwem cieszyło się stwierdzenie, iż brunet po prostu je zignorował. Biegnąc tak, co sił w nogach znalazł się już za zakrętem, lecz to co zobaczył nie było zadowalające. Jedyne co znajdywało się na ulicy, to osamotniona lampa, której światło co jakiś czas przygasało. Niczego nie brał, więc to chyba zmęczenie brało górę i stawiało mu przed oczami niestworzone obrazy. Zrezygnowany przeczesał palcami swoje czarne włosy z myślą, iż znowu będzie musiał wysłuchiwać głupich docinek Kyla.
- Szukasz kogoś? - kobiecy głos od razu wprawił go w osłupienie. - Jeśli tak, to niestety, ale muszę Cię rozczarować, bo nikogo oprócz mnie tu nie ma - dziewczyna stojąca teraz przed nim wzruszyła ramionami z nieco obojętnym wyrazem twarzy. Na jej widok mężczyzna od razu zaczął się szczerzyć, jak dziecko.
- Czy ja śnie? - zmierzył ją wzrokiem zaczynając od czubków znajomych mu glanów, a na dużych zielonych oczach kończąc.
- Tak, witam w twoim najgorszym koszmarze - starała się zachować powagę, ale mimo wszystko kąciki ust jej zadrżały. Niestety wraz z wybuchem śmiechu Dana cały nastrój umarł śmiercią naturalną i pociągnęło to za sobą biedną Rose, która już dłużej nie mogła się powstrzymać.
- Co ty tu robisz? - zapytał, gdy tylko się uspokoił.
- Przyjechałam na koncert - widząc uśmiechniętą twarz mężczyzny, dziewczyna nie była w stanie tego nie odwzajemnić. W pewnym momencie, aż musiała spuścić niego wzrok, aby się znowu nie roześmiać
- Żartujesz... aż z Londynu? - zdziwienie bruneta było, jak najbardziej na miejscu, bo przecież kto leciałby niemal na drugi koniec globu, tylko po to, aby być na koncercie zespołu, który i tak za jakiś czas wraca?
- Powiedzmy, że nie mam nic lepszego do roboty - uśmiechnęła się tajemniczo i nim Dan zdążył zadać następne pytanie, rozległo się głośne wołanie:
- Dan mendo! Gdzie tym razem się szlajasz? - nie trzeba było być Sherlockiem, aby wydedukować, że i tym razem Kyle jednak przeszkodzi im w rozmowie.
- Cholera... - warknął oglądając się za siebie, po czym jego niebieskie oczy ponownie spoczęły na szczupłej sylwetce dziewczyny.
- Chyba na mnie już pora... - oznajmiła poprawiając pasek od gitary, którą miała zwieszoną na plecach, po czym minęła Daniela i ruszyła przed siebie.
- Spotkamy się jeszcze? - zawołał za nią odprowadzając ją wzrokiem.
- Możliwe - rzuciła przez ramię, lekko się odwracając i po chwili zniknęła za rogiem pozostawiając rozradowanego Smitha na środku ulicy.
- Co tym razem? - naburmuszony brodacz stanął obok kolegi i próbował zrozumieć na co się tak patrzy.
- A nic... wydawało mi się, że widziałem tu takiego małego, słodkiego kiciusia...
- Kiciuś?! Gdzie?


Dzisiaj rozdział trochę szybciej,
nie miałam co robić przez cały dzień...
Wybaczcie, że i tym razem rozdział jest krótki,
ale postaram się, aby następne były dłuższe.
Mam nadzieję, że się wam spodobał
i zapraszam do komentowania :)
A jako, iż dziś mamy ostatni dzień wakacji,
pragnę wam życzyć udanego powrotu do szkoły :)

2 komentarze:

  1. Kiciuś , co może uspokoić i otumanić Kyla , kiciuś !
    Ohh... czyżby noc bez laski....
    spotkał Rose znów ,wiedziałam
    czekam na następny ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dan wie, jak otumanić Kyla :3
      Raz na ruski rok mu nie zaszkodzi spędzenie nocy samemu~
      Takie przewidywalne...
      A ja czekam na motywację do dalszej pracy, bo jak na razie to mi jej brak xD

      Usuń