wtorek, 18 listopada 2014

Let's be optimists - Rozdział 23.

Rose weszła do pokoju hotelowego zdejmując kolejno cztery kolczyki, a zaraz za nią rozgorączkowany brunet trzasnął za sobą drzwiami.
- No powiedz coś wreszcie! - fuknął widząc stosunek dziewczyny do zaistniałej sytuacji. On wyznał jej miłość na oczach milionów ludzi, a ona zdawała się być wobec tego całkowicie obojętna.
- Czego ode mnie oczekujesz? - usiadła na kanapie odkładając kolczyki na stolik. - Że będę się na ciebie wściekać?
- TAK? - Ona zdzierałaby sobie gardło, a od niczym szczeniak z podkulonym ogonem wpatrywałby się w nią wielkimi, przepraszającymi, niebieskimi oczami z nadzieją, że i tym razem mu wybaczy. Czyż nie tak to powinno wyglądać?
- To co teraz czuję już dawno wykroczyło po za jakikolwiek zakres wściekłości, czy poirytowania - wyjaśniała ściągając z nóg białe szpilki. - Zamiast odkręcić ten cały syf postanowiłeś przysporzyć mi jeszcze więcej kłopotów, bo nie dość, że uwzięli się na mnie dziennikarze, to teraz i twoje psychofanki będą się na mnie czaić... - odwróciła się do mężczyzny i spojrzała mu w oczy. - Jestem Ci za to dozgonnie wdzięczna - na jej twarzy malował się delikatny uśmiech.
- Sarkazm? To tyle?- skrzywił się Smith. - Naprawdę nie stać Cię na nic lepszego? Gdzie wrzaski, strzelanie fochów, oskarżające spojrzenia, COKOLWIEK?!
- Szczerze mówiąc to odechciało mi się ganić dorosłego mężczyznę - wstała i powoli podeszła do marszczącego brwi bruneta. - Sam doskonale wiesz co robisz i jakie poniesiesz tego konsekwencje. Moje wyrzuty i kazania są tu już zbędne, nie sądzisz? - spoglądając w oczy przyjaciela sama nie mogła uwierzyć w to co mówi, jednak nie pozwoliła po sobie tego poznać. Nadal była oazą spokoju, która doprowadzała wokalistę do białej gorączki. Ciężkie westchnięcie niebieskookiego wskazywało na to, iż najzwyczajniej się poddał. Czuł się jakby mówił do śnieżnobiałej, pięknej ściany. Nie miał ochoty już tego ciągnąć. - A teraz jeśli pozwolisz wezmę prysznic i położę się spać - dodała wymijając do i kierując się do łazienki. - A i jeszcze jedno - wychyliła się zza drzwi. - Mogę się z wami jutro zabrać do Vancouver? Nie zdążę z rana złapać stopa... - mówiła jakby zupełnie nic się nie stało. Jakby incydent na czerwonym dywanie, czy nawet kłótnia w Meksyku nie miała w ogóle prawa bytu.
- Jasne, nie ma sprawy - odparł zrezygnowany odpinając pierwszy guzik białej koszuli.

Rano Rose obudziła się obolała po nocy spędzonej na kanapie. Dlaczego akurat tam? Postanowiła, że ograniczy swoją bliskość z Danem, dla dobra ich przyjaźni. Nie chciała go stracić, ale jednocześnie nie mogła pozwolić istnieć jego uczuciom, jakie podobno do niej żywił. Cała ta sytuacja komplikowała wszystko bardziej, niż to było potrzebne. Po jaką cholerę mu ta miłość? Przecież przyjaźń to nic złego, co więcej jest o wiele lepsza, niż jakieś denne zauroczenie, które zwykło mijać po czterech miesiącach niekończącej się ekstazy i nieprzyjemnego uczucia tzw. "motylków", które dla Rose były po prostu mdłościami, po wczorajszym śniadaniu.
Obracając się na brzuch poczuła ból pełznący po jej grzbiecie. Ta noc nie należała do wyjątkowo udanych i na pewno nie zapisze się w pamięci dziewczyny, jako jedna z przespanych. Z lekkim stęknięciem podparła się na łokciach, a pierwszym co ujrzała był ubierający się mężczyzna. Paradując bez koszulki po pokoju zapinał właśnie pasek Calvina Kleina. Biały ręcznik zsunął się delikatnie z jego jeszcze wilgotnej czupryny i opadł na nagie barki.
- Dzień dobry - wymamrotała przecierająca oczy śpiąca królewna z fryzurą, którą poszczyciłby się sam Smith.
- Bry - odezwał się ledwo słyszalny głos. Dlaczego szatynka odnosiła dziwne wrażenie, jakby jej najlepszy przyjaciel jej unikał? Ahh no fakt... BO TAK BYŁO. Wczorajsze wydarzenia zapewne wyryły się w pamięci każdego z członków Bastille, tak jak i Rose. Tylko dlaczego Dan miałby przechodzić "ciche dni"? Czyżby dąsał się przez wczorajsze zachowanie zielonookiej? A to ponoć ona tu jest dzieckiem...
Poranek w pokoju tej pary minął w absolutnej ciszy, nawet radio milczało nie chcąc zakłócać tej ciężkiej atmosfery. Oboje pakowali swoje rzeczy mijając się co jakiś czas bez słowa. Tylko Rose wpatrywała się wyczekująco w plecy bruneta. Kiedy on się wreszcie odezwie? Przecież to jemu nigdy usta się nie zamykały... - myślała zapinając walizkę, kątem oka obserwując przyjaciela.
Krępującą ciszę przerwało pukanie do drzwi.
- Zaraz wyjeżdżamy - zza ściany odezwał się głos Willa.
- Jak myślisz, działo się tam "coś" wczoraj? - zapytał Kyle poruszając komicznie brwiami. Nie trudno się było domyślić co miał na myśli.
- Stawiam, że Różyczka nieźle zdarła sobie przez niego gardło - stwierdził Chris.
- Nie słyszałem żadnej ostrej wymiany zdań, a byłem w pokoju obok - zauważył basista wzruszając ramionami.
- Wiedziałem! Poszli do łóżka! - triumfalny ton brodacza rozniósł się po całej hotelowej recepcji.
- Nie byłabym tego taka pewna - zza ich pleców odezwał się głos siedemnastolatki ciągnącej za sobą czarną walizkę. W tym czasie brunet wyminął ją bez słowa. Dziewczyna przyśpieszyła kroku próbując go dogonić, ignorując zdziwione miny przyjaciół. Przebierając coraz szybciej nogami wołała za niebieskookim, który wydawał się ją mieć w głęboki poważaniu. - Mam tego dość... - syknęła pod nosem wychodząc z hotelu. Puściła uchwyt walizki i pobiegła za nim. Złapała za ramię, odwróciła twarzą do siebie i uderzyła z całej siły w policzek. Na twarzy wokalisty malował się czerwony ślad po bliskim spotkaniu z otwartą dłonią, a jego zdziwione oczy wpatrywały się w ciężko dyszącą szatynkę. - Chciałeś, to masz. Zadowolony? - członkowie oniemieli, a kąciki ust Daniela zaczęły się powoli unosić.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - obolały zaczął się śmiać, a zdezorientowana zielonooka szybko do niego dołączyła.
- Głupek - mruknęła i uwiesiła się na jego szyi. Pozwoliła sobie na chwilę zapomnieć o ograniczaniu bliskości i wtulić w jego tors.
- Ale twój... - wyszeptał całując ją w czubek głowy, przez co nastolatka szybko go odepchnęła mamrocząc po nosem "Jeszcze większy głupek!".

Piątka przyjaciół zapakowała się szybko do czarnego wana i ruszyła w drogę do Vancouver, gdzie Bastille miało grać następny koncert. Jak zwykle Woody siedział za kierownicą, Kyle z Willem przysypiali, a Daniel bawił się telefonem. Miłą odmianą tej rutyny była Rose co jakiś czas zagadywana przez członków zespołu i dyskutująca z Danem na tematy wszelakie. Rozmawiali o wszystkim. O filmach, muzyce, ulubionych potrawach, a nawet o Polsce. Chłopcy dowiedzieli się przy okazji z jakiego miasteczka pochodzi i jak mniej więcej ono wygląda. Dużo gestykulując opowiadała im o polskiej kulturze, kuchni, a nawet swojej rodzinie. Odkrywała przed nimi coraz więcej tajemnic, pozbywała się wszelkich odgradzających ją od nich barier, pozwalała się poznać.
Czas upływał wraz z ubywającymi kilometrami, które dzieliły ich od zamierzonego celu. W tle grało cicho radio, a jedyne co zakłócało rytm rozbrzmiewających utworów, to ciche chrapanie najstarszego i najmłodszego członka zespołu. W tym czasie Rose i Dan bawili się telefonami na tylnych siedzeniach. Opierali się o ściany samochodu , a nogi ułożyli na dzielącym ich siedzeniu. Co jakiś czas mężczyzna zaczepiał ją, aby zwrócić na siebie jej uwagę. Miał nadzieję zrobić w odpowiednim momencie zdjęcie, co za którymś razem się jednak udało. Ujął spoglądającą znad telefonu nastolatkę z lekkim uśmiechem mówiącym "Chyba nigdy Ci się to nie znudzi". Zdjęcie szybko wylądowało na Twitterze wokalisty z podpisem "W drodze na podbój Vancouver! Z taką dziewczyną to i resztę świata można by podbijać" , o czym nie wiedziała dziewczyna, bo nie posiadała konta. Jakoś nigdy nie było jej potrzebne, tak samo jak Instagram, Facebook, czy inne tego typu portale społecznościowe. Można by powiedzieć, że była trochę zacofana.
- Jesteśmy na miejscu - przeciągnął się perkusista ziewając. Wszyscy wyszli z samochodu rozprostowując nogi po długiej podróży. Do koncertu zostało im jeszcze trochę czasu, więc szybko wnieśli swoje bagaże do zarezerwowanych pokoi i ruszyli na próbę.

Na kilkanaście minut przed koncertem wszystko było już gotowe. Sprzęt porozstawiany, kable zabezpieczone, nagłośnienie i światła ustawione. Przed sceną rozciągała się wielka sala, która za kilka chwil miała się wypełnić po brzegi. Teraz jednak świeciła pustkami. Dla Rose ten widok wydawał się być co najmniej przerażający, lecz wokalista zdążył się już do tego przyzwyczaić. Do tego napięcia na chwilę przed występem, natłoku różnych myśli i emocji. Wszystko to tworzyło mieszankę wybuchową, która miała eksplodować podczas koncertu, aby pomóc artyście dać z siebie dwieście procent.
Przechadzając się wolnym krokiem po scenie dziewczyna zbliżyła się do klawiszy Dana. Kładąc na nich delikatnie palce jednej dłoni wygrała kilka pierwszych akordów ze starej piosenki Smitha - Irreverence. Grała swoją swobodną i bardzo spowolnioną aranżację, a po chwili zaczęła nucić pod nosem:
- "These chords make her so happy
Especially when he plays them that way.
What she says makes him so happy
Complimenting him all day" - jej pięknie rozpływający się melancholijny głos zwrócił uwagę wokalisty, który odsunąwszy czarną kotarę wyszedł zza kulis.
- Przestań - poprosił ciężko wzdychając.
- "Well I don't love you
But I love your songs
And I don't love you
But your words make me feel like I belong" - śpiewała jakby na złość.
- Przestań - tym razem podniesiony głos bruneta nie prosił - nakazał.
- Dlaczego? - zapytała zaciekawiona. - Przecież ta piosenka idealnie oddaje to, co do ciebie czuje - zsunęła palce z klawiszy i wolnym krokiem zbliżała się do przyjaciela. - "I don't love you. But I love your songs" - zaśpiewała jeszcze raz stając na palcach, tak jakby zachęcała go do pocałunku.
- To przestaje być zabawne - z trudem ignorując bliskość szatynki wyminął ją, a ona tylko westchnęła wywracając oczami. Nie umie się bawić - pomyślała.
- Ale ta piosenka jest naprawdę dobra - odwróciła się widząc stojącego już przy klawiszach niebieskookiego. Jego palce same rwały się do wygrania jakiejkolwiek melodii. - Tak, jak pozostałe z twoich wcześniejszych kompozycji.
- Żadna z nich nie jest warta uwagi - syknął zdejmując dłonie z klawiatury. - Są dziwne i takie... - nie mogąc znaleźć odpowiedniego określenia irytacja wzbierała na sile - ... są po prostu złe.
- Chyba jesteś osamotniony w tym stwierdzeniu - oparła się o czerwony keyboard wpatrując się wokaliście w oczy. - Bo dla wielu były one początkiem do pokochania osoby, jaką był Daniel Smith i jego twórczości - dodała nie spuszczając wzroku z bruneta, którego niebieskie tęczówki wędrowały po całej sali, byle tylko nie spotkać jej spojrzenia. - I ja byłam jedną z nich - odsunęła się na kilka kroków. - Pamiętam dzień, w którym to właśnie jego piosenki łagodziły ból mojego serca. Zawsze zastanawiałam się jaką jest osobą. Co czuje i co musiał przeżyć, aby tworzyć tak piękne kompozycje. Chciałam go poznać, porozmawiać z nim. Wtulić się w jego ramiona z nadzieją, że on jako jedyny mnie zrozumie - wędrując pod scenie patrzyła w sufit wspominając tamte czasy. Rozkładała ręce i powoli wirowała. Wyglądała, jak piękna wariatka, która tańczyła do muzyki grającej tylko w jej duszy. Do muzyki, która dawała jej wolność. - Niestety zanim zdążyłam zamienić z nim jakiekolwiek słowo, czy choćby spotkać w tłumie jego spojrzenie - on nagle zniknął - znieruchomiała. Ręce powoli opadły, sylwetka skierowała się w stronę bruneta, a zielone oczy przebiły go niczym sztylety.
- Ale ja nadal tu jestem - nie rozumiał swojej przyjaciółki, przecież on cały czas tu był, stał tuż przed nią!
- Przykro mi Dan, ale nie jesteś już tą samą osobą - odparła z przepraszającym uśmiechem. - Nie jesteś już TYM Danielem Smithem, którego kochałam. Jesteś wokalistą zespołu Bastille. Człowiekiem, który zapomina czym jest muzyka i czym są dla niego otaczający go ludzie i świat. Tracisz to co kiedyś było w tobie najcenniejsze... Nawet nie wiesz, jak bardzo boli patrzenie na to, jak miłość mojego życia powoli umiera - trzymając się za serce mówiła całkowicie szczerze. Niebieskooki nie był już tą sama osobą. Jego głos nie był już tak przejmujący, jak kiedyś, a jego oczy nie przypominały już kolorem oceanu przez, który przeszedł sztorm. Teraz było widać w nich tylko pustkę, a przed nastolatką stał nie kto inny, jak wrak człowieka, który przytłoczony przez swoją sławę i blask błyskających fleszy gubił się we własnym świecie. - Powiedz mi szczerze... "Czy lubisz osobę, którą się stałeś?" - zacytowała tekst jego piosenki - The Weight of Living.
- Rose... - wpatrując się w klawisze usiłował powstrzymać szklenie się oczu. Doskonale rozumiał co dziewczyna miała na myśli i zdecydowanie za bardzo go to dotknęło. - Nie pozwól mi się zmienić - łamiący się głos sprawił, iż szatynka otworzyła szeroko oczy. - Proszę... pomóż mi wrócić. Pomóż mi znów stać się sobą - spojrzał w smutne, zielone oczy przyjaciółki, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza. Serce Rose mocniej zabiło. Ból tym wywołany pozwolił jej poddać się impulsowi, który kazał jej biec. Podbiegła do bruneta najszybciej, jak mogła i mocno go przytuliła owijając ramiona wokół jego szyi. Mężczyzna szybko odwzajemnił gest chowając przy tym twarz w jej obojczyku. Stali tak dłuższą chwilę nie rozluźniając uścisku. Jedno bało się puścić drugie. Trwali by tak pewnie godzinami, gdyby nie rozsuwający lekko kurtynę brodacz.
- Można? - zapytał niepewnie widząc wtulonych w siebie przyjaciół. Nie czekając na odpowiedź wkroczył na scenę, a para "odkleiła się" od siebie. Dan uciekł wzrokiem w bok i pociągnął nosem mając nadzieję, że Kyle nie widział jego chwili słabości. - Bo wiecie... 
- W tym roku znowu bawimy się w "Secret Santa" i tylko wasza dwójka jeszcze nie losowała - wtrącił radosnym tonem Woody, a kociarz wywróci oczami naburmuszony. To miała być jego kwestia!  - Jutro z rana wybieramy się na zakupy, aby zdążyć jeszcze przed koncertem, a później urządzamy sobie wigilię w hotelu - oznajmił.
- Dwójka? - szatynka zmarszczyła brwi w zamyśleniu. - Ja też mam losować? - zdziwiła się wlepiając zielone oczy w perkusistę.
- Oczywiście! Chyba nie zostawisz nas w święta, prawda? - z szerokim uśmiechem posunął jej woreczek z dwiema karteczkami w środku. Siedemnastolatka niepewnie sięgnęła po jedną z nich.
- No pięknie... - skrzywiła się na widok imienia nakreślonego czarnym tuszem  na pogniecionym fragmencie papieru. Serio? Czy to na prawdę musiał być Kyle..?





Kolejny rozdział~
Wow... nie spodziewałam się, że skończę go aż tak szybko...
Ale tak strasznie mi się nudziło... A to zdjęcie tak bardzo kusiło...
NO NIE MOGŁAM SOBIE ODPUŚCIĆ TEGO ROZDZIAŁU xD
(tak Alice, to twoja wina)
Mam nadzieję, że się wam spodobał
i zapraszam do komentowania ;)

10 komentarzy:

  1. Jeeeej, rozdział! I dopisałaś coś jednak!!! A już myślałam, że staniesz na "jesteśmy na miejscu" xD.
    Podobało mi się, jak Rosi spoliczkowała Smitha xD. Tak, Nessiak lubić takie akcje xD ~ Cóż, ja Dana słucham od niedawna, ale z wywiadów i innych źródeł, wiem że jest jak mówi Rose. To teraz pozostaje tylko "odczarować go" i brunet w końcu będzie miał szanse z różyczką!
    Ja tam jestem ciekawa co to za prezent. Jeżeli to nie będzie Vi, to może jakieś kocie uszy mu kupi xD? Chciałabym to zobaczyć :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skype uciął mi wiadomość w takim pięknym momencie... Ale przynajmniej mam pewność, że przeczytałaś moje wypociny jeszcze raz xD
      Ciekawe ile razy go jeszcze spoliczkuje... mówi się, że "do trzech razy sztuka", ale czuję w kościach, że Smith jeszcze nie raz sobie na to zasłuży...
      Nie tak łatwo kogoś "odczarować", więc nie mów "hop" póki nie przeskoczysz. Do miłości Dana z Rose jeszcze daleka droga (jeśli wgl takowa wystąpi, bo ten pomysł z romansem o niespełnionej miłości mnie zainteresował)~
      Co do prezentu, to jeszcze się zdziwisz xD

      Usuń
  2. Dobraaa... Zacznijmy komentarz.
    Na początku było śmiesznie. Cieszę się, że zainspirowałam cię do napisania takiego scenariusza, a nie innego. Jest naprawdę fajnie! Zdawałam ci relację na bieżąco, więc wiesz, że oziębłość Rose bardzo mnie rozbawiła.
    A kiedy dziewczyna trzepnęła go po twarzy, przez chwilę w oczach pojawił mi się obraz bijących się Dana i Rose... Ale potem się przytulili. I było uroczo. I byłam szczęśliwa. Aw <3

    Twitter. Bezczelny gniot z tego Smitha. Ale, jak powiedziałaś, jest trochę uroczy. Trochę bardzo. Może nawet za bardzo.

    Potem pojawiło się Irreverence i ta piosenka, idealnie opisująca parę. I to zdjęcie, które tak uwielbiam. I potem Rose zaczęła mówić... I mówić... I mówiła wszystkie te rzeczy, o których często sobie myślę... I nie waż się mówić, że to nie było poruszające. Bo było. Było boleśnie prawdziwe i okropnie niesprawiedliwe, bo takie rzeczy nie powinny się dziać. Bo nie lubimy, kiedy rzeczy, które kochamy, się zmieniają. Bo to boli.
    Co mam jeszcze powiedzieć?
    Nie jesteś żadną głupią blogerką. Jesteś wspaniałą pisarką, zdolną poruszać swoich czytelników. Przynajmniej ja tak uważam. Nie chodzi tu nawet o sam sposób, w jaki opisałaś tę scenę. Po prostu, przez poruszenie tego tematu, sprawiłaś, że zaczęłam myśleć o wielu rzeczach. Myślę, że właśnie taka jest rola pisarzy. Pobudzać myśleć innych do zastanawiania się.
    Nie będę chyba już komentować dalszych wydarzeń, bo zepsułabym wydźwięk komentarza...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie to musiałam mieć jakąś "przejściówkę" do tego co będzie się działo na scenie, a twój komentarz pod ostatnim rozdziałem sprawił, że nagle mnie olśniło. Jestem Ci za to bardzo wdzięczna.
      Uwielbiam twoje komentowanie rozdziału na bieżąco. Przynajmniej wtedy wiem co dokładnie przeżywasz i w jakim momencie rozdziału. Nie miałabym nic przeciwko, abyś zdawała mi tego typu relacje przy następnych rozdziałach.
      Dan bijący się z Rose... nie wiem, jak tb, ale mi przed oczami staje tylko obrazek tłukących się chibi w taki cholernie słodki sposób xD Aż mnie korci, aby kiedyś o narysować...
      Ahhh cieszę się, że mogłam Cię uszczęśliwić <3

      Najgorsze jest to, że ten dork nie jest świadom swojej "słodkości", a tak umiejętnie się nią posługuje robiąc z nas cukrzyków... DAN YOU BASTARD!

      Irreverence jest jedną z moich ulubionych wcześniejszych kompozycji Dana. I tak bardzo żałuję, że już takich nie tworzy, a jeszcze bardziej mnie boli to, że ona na prawdę uważa swoje wcześniejsze dzieła za niewypały...
      Oczywiście nie trudno zgadnąć, że to co mówiła Rose jest w stu procentach wzięte z moich nocnych przemyśleń, spędzających mi sen z powiek.
      I mnie również boli to, że Dan się zmienia... tylko najgorsze w tym wszystkim jest to, że w prawdziwym świecie nie ma przy nim Rose, która w jakiś sposób będzie starała się mu pomów... W świecie realnym jest sam...
      Cieszę się, że tak mówisz, ale w mojej głowie zawsze pozostanie ta niepewność, czy piszesz to tylko dlatego, że chcesz być miła, czy też po prostu masz dość mojego marudzenia. Nigdy nie będę miała stuprocentowej pewności, czy to co piszesz jest szczere. I oczywiście nie chciałam Cię tym urazić, tylko podkreślić moją niską samoocenę, porównywalną do samooceny starego Daniela Smitha.
      Pisarz powinien umieć grać czytelnikom na emocjach i skłaniać ich do głębszych przemyśleń. Przede mną jeszcze długa droga, ale czuję, że małymi kroczkami zbliżam się do celu. Jestem pewna, że pewnego dnia i ja będę w stanie nazwać samą siebie "Prawdziwą pisarką". Wtedy będziesz mogła być ze mnie dumna, ale jako iż do tego jeszcze daleko na razie zadowalam się określeniem mojej osoby, jako "Blogerki" xDD

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że piszę raczej szczerze. Nie staram się ci no nie wiem... zamydlić oczu, czy coś. Nie widzę w tytm sensu i nie czuję takiej potrzeby. Po prostu piszę o tym, co mi siedzi w głowię. Jeśli chcesz, mogę wytykać ci każdy znaleziony błąd, każde najmniejsze potknięcie, ale uważam, że to jest zbędnę, ponieważ sama zauważasz raczej pomyłki i dążysz do rozwoju swoich umiejętności, jak każdy inny człowiek, a ja sama nie jestem na tyle dobra, żeby w ten sposób krytykować innych.
      Jeśli chcesz nazywać się blogerką, kay, uszanuję twoją deyczję kochanie. I mimo, że nie mam prawa stawiać siebie nad tobą albo coś takiego, co czasami robisz, a co wcale nie jest prawdą, to teraz wykorzystam to i powiem, że jestem z ciebie bardzo dumna, bo widać, jak szybko wzrasta poziom twoich umiejętności <3

      Usuń
  3. Pisz szybciej nastepny :3 !

    Joyed

    OdpowiedzUsuń