Czekałam na Lucasa, wtulając się w kołdrę. Wodziłam za nim wzrokiem, gdy wędrował po pokoju, zdejmując z siebie ubrania, zostając w samych bokserkach. Nie było to dla mnie coś nowego, bo odkąd mieszkał z nami, niejednokrotnie przechadzał się po mieszkaniu, prezentując swoją bieliznę i delikatny zarys mięśni brzucha. Nie wspominając, jak za dawnych lat wyjeżdżaliśmy w trójkę razem na wakacje, mieszkając pod jednym namiotem. Tym razem znów miałam okazję spędzić z nim noc, choć pewnie nieco inaczej, niż wtedy.
-
Mogłabyś się mi tak nie przyglądać? Zawstydzasz mnie... - wymamrotał, rozpinając rozporek spodni.
-
Powiedział facet, który rywalizował z Dawidem o to, kto zaliczy więcej panienek w ciągu tygodnia - wzniosłam oczy do nieba, na wspomnienie o tych głupich zawodach, których nietypowych dyscyplin wciąż przybywało.
-
Nie przypominaj... - westchnął, zdejmując spodnie.
-
Ale to ty wygrałeś - przypomniałam, unosząc brew z dezaprobatą.
-
Owszem - głupawy uśmieszek znów zagościł na jego twarzy, nie kryjąc dumy.
-
Świnia - wytknęłam na niego język, po czym schowałam się pod kołdrą.
-
Coś ty powiedziała? - jęknął, udając oburzonego, po czym błyskawicznie znalazł się nade mną. Skutecznie mnie unieruchomił, włożył ręce pod kołdrę i zaczął łaskotać. Wyginałam się we wszystkie możliwe strony, czując jego zimne dłonie, na które moje ciało reagowało dreszczami.
-
Kim jestem? - pytał złośliwie.
-
Świnią - a ja wręcz prosiłam się o tortury.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu, a ten sadysta ewidentnie wykorzystywał moją wrażliwość na dotyk. W szamotaninie zsunął kołdrę z mojej twarzy, i przy okazji z torsu.
-
Mogłabyś powtórzyć? - mruknął, dając mi szansę na zaczerpnięcie powietrza.
-
Wiem, że jesteś ode mnie starszy, ale nie sądziłam, że już dopada Cię głuchota - zaśmiałam się zgryźliwie pod nosem, łapiąc haustami powietrze.
Macie pełne prawo nazwać mnie masochistką, prowokatorką, uwodzicielką, manipulantką, dziwką, czy jakkolwiek chcecie. Dlaczego? Bo przyznaję, że celowo uwodziłam Lucasa. Chciałam wzbudzić w nim pożądanie, chciałam go wykorzystać do opatrzenia swoich ran. Myślałam, że oddając się jemu, odegram się w ten sposób na Smithie. Chciałam, aby cierpiał tak jak ja, chciałam ugodzić w jego dumę, tak samo, jak on ugodził mojej.
Nie mogłam wytrzymać, gdy do łaskoczących mnie zimnych dłoni dołączyły jego usta, dmuchające w moją szyję, przez co wokół rozbrzmiewał dziwny dźwięk. On sam ledwo łapał powietrze, nie mogąc powstrzymać śmiechu. Gdzieś pomiędzy tą rozgrywającą się komedią, można było słyszeć moje błagające jęki.
-
Masz dość? - przerwał na chwilę, opierając czoło o moje czoło.
-
Tak - oboje oddychaliśmy ciężko, jak po upojnej nocy kochanków, których rozłąka wreszcie dobiegła końca.
-
Więc przeproś - zażądał, nadal śmiejąc się pod nosem.
-
Za co?
-
Za to, jak mnie nazwałaś.
-
Ale przecież dla ciebie to powinien być komplement - nie mogłam powstrzymać zgryźliwości.
Tak, chciałam go uwieść, ale nie potrafiłam od tak potraktować przyjaciela z dzieciństwa, jak obiekt zaspokajania swoich potrzeb. Mimo wszystko posiadałam kręgosłup moralny.
-
Chyba nie zdajesz sobie sprawy, w jak niekorzystnej sytuacji się znajdujesz - uśmiechnął się zawadiacko, chwytając mój podbródek między palec wskazujący a kciuk.
-
Przygwożdżona do łóżka, przez jednego z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich miałam okazję spotkać... Ja widzę same korzyści.
Chyba sam nie wierzył, że coś takiego padło akurat z moich ust, bo zwiesił głowę, śmiejąc się pod nosem, jakbym własnie powiedziała coś bardzo zabawnego.
-
I oby tak zostało - wrócił twarzą do poziomu mojej twarzy i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nie było mi więcej trzeba, aby obudzić we mnie pożądanie.
Nie sądziłam, że jego usta będą smakowały tak dobrze, że będą całowały tak namiętnie.
Czy grzechem będzie, jeśli odważę się stwierdzić, iż Lucas całował lepiej, niż Dan? Cóż... moje miejsce i tak jest w piekle, więc co mi szkodzi?
Całował tak, że byłam w stanie zapomnieć o wszystkim innym, o byłym narzeczonym, o tym, że własnie jestem w łóżku z przyjacielem, o własnej godności. Myślałam, że to ja nim manipulowałam, że to ja go uwiodłam. W rzeczywistości tańczyłam, jak on mi zagrał, a wygrywał melodię, której nuty pieściły moje ciało, jak nikt wcześniej. Nawet jeśli było to pozbawione uczucia, nawet jeśli rano mieliśmy udawać, że nic się nie wydarzyło, to nie chciałam żałować tej przyjemności.
Niestety sumienie odezwało się we mnie, gdy fala uniesień dobiegła końca, a ja obudziłam się nad ranem w objęciach Lucasa. Tak, wyglądał uroczo, gdy spał, było mi z nim nieziemsko dobrze i byłam pewna, że gdybym tylko mogła być dla niego "tą jedyną", to byłabym najszczęśliwszą kobietą na świecie. Tkwiłam w troskliwych objęciach swojego szczęścia, więc dlaczego po moich policzkach spływały łzy? Co sprawiało, że wewnątrz krzyczałam z bólu?
Nie byłam odpowiednią osobą, na odpowiednim miejscu. To nie między jego prawym a lewym ramieniem, miałam zasypiać i budzić się, co rano. I to bolało mnie najbardziej - fakt, iż nie jestem go warta. Nie zasługiwałam na to, co on mógł mi dać.
Wstałam z łóżka, wciągnęłam na siebie damskie bokserki i wygrzebałam z walizki jeden z tych za dużych o kilka rozmiarów, ciepłych swetrów, którymi się otulałam, gdy nie było przy mnie Dana. Poszłam do kuchni, z przyzwyczajenia zaparzyłam dwie kawy i położyłam na stole. Usiałam na jednym z krzeseł, ujmując w dłonie kubek, nagrzany gorącym płynem, który miał mnie rozbudzić, jakby poranna dawka wyrzutów sumienia nie była wystarczająca...
Jedno z kolan podsunęłam po szyję, druga noga zwisała bezwładnie. Wpatrywałam się we wstrętną pogodę za oknem, która idealnie odzwierciedlała mój obecny stan. Przesiąknięta szarością, psująca wszystkim dookoła humor, pogrążona w depresji. Zastanawiałam się, czy Dan też się tak czuł. Chociaż... dlaczego miałaby sięgać dna, skoro to nie on został zdradzony? Jednak wspomnienie jego przepraszających oczu nie dawało mi spokoju.
Dan, jaki miałeś wtedy wyraz twarzy?
Czy ty też siedziałeś sam, gnębiony przez własne sumienie? Czy pod twoimi oczami też malowały się sińce, po nieprzespanej nocy? Czy byłeś tak samo pozbawiony chęci do życia, jak ja?
Jaki miałeś wtedy wyraz twarzy? Płakałeś? A może twoje oczy również były już zbyt obolałe, ale ronić łzy?
Jeśli tak, to byliśmy siebie warci.
Obdarci z godności, pozbawieni moralności, egoiści.
Lucas zwlekł się z łóżka później niż zwykle, choć nadal dość wcześnie. Nieco zdziwił się na mój widok. Nie podejrzewał, abym miała ochotę wstawać z łóżka, choć to było ostatnie miejsce, w którym chciałam być. Zwłaszcza, jeśli obok leżał on.
-
Dzień dobry - wymamrotał nadal na wpół przytomny, opierający się o framugę drzwi.
-
Za późno wstałeś. Twoja kawa już zdążyła wystygnąć - zmierzyłam go równie nietrzeźwym spojrzeniem.
-
To o której wstałaś? - zdziwił się, siadając na krześle obok.
-
Zdecydowanie za wcześnie - westchnęłam, czując, jak moje mięśnie wszczynały bunt, prowokowane przez zmęczenie.
-
Aż tak głośno chrapię? - uniósł brew, niosąc przeprosiny w spojrzeniu błękitnych oczu.
-
Nie, ale zepchnąłeś mnie z łóżka - wzruszyłam ramionami.
-
Serio? - jęknął, otwierając szeroko oczy.
-
Niee - zaśmiałam się pod nosem, próbując uspokoić przyjaciela. Jeśli nadal mogłam go tak nazywać...
-
Nadal Cię to gryzie? - zapytał, poważniejąc, choć troska nie zniknęła z jego głosu.
-
Co? - wpatrywałam się w pusty kubek, jakbym nie chciała się przyznać do własnej słabości, nawet przed sobą.
-
Posłuchaj, wiem, że nie jest Ci łatwo.
-
Skąd możesz to wiedzieć? - uniosłam wreszcie wzrok znad naczynia, biorąc się na odwagę do stanięcia twarzą w twarz z przykrą prawdą.
Dan mnie zdradził, a ja nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Z minuty na minutę czułam się gorzej, podupadałam, stawałam się wrakiem człowieka. Nie potrafiłam funkcjonować z myślą, iż ktoś mi go odebrał, a ja nie potrafiłam nawet o niego zawalczyć. Poddałam się.
-
Bo sam przeżyłem coś podobnego - wyznał, nie podnosząc tonu, w przeciwieństwie do mnie.
-
Też zostałeś zdradzony? - zdziwiłam się.
Lucas nigdy nie angażował się w związki, więc trudno mi było uwierzyć, iż którakolwiek kobieta była mu w stanie tak zawrócić w głowie, aby uwiązać go na smyczy. Nie wspominając już o tym, która byłaby na tyle głupia, aby go zdradzić. Spędziłam z nim wystarczająco dużo czasu, aby móc mu postawić jakiekolwiek zarzuty, jednak jego czułość, troskliwość i oddanie, odkupują wszystkie jego winy.
-
Nie, nie miałem okazji - parsknął pod nosem. -
Zakochałem się w pewnej dziewczynie, niestety bez wzajemności. To co mógłbym porównać do uczucia, z którym teraz sobie nie radzisz, to emocje, jakie mi towarzyszyły, za każdym razem, gdy widziałem ją z jej narzeczonym - unosił pokrzepiająco kącik ust, choć wiedziałam jak strasznie musiał się czuć. Podziwiałam go za to, że mimo wszystko on stał na własnych nogach, gdy ja kurczowo trzymałam się jego ramienia, aby nie upaść.
-
Jeszcze 24 godziny temu powiedziałabym: "Dobrze Ci tak" - zawsze karciłam go za to w jaki sposób traktuje kobiety, teraz sama nie byłam od niego lepsza. Wykorzystywałam innych, aby zagłuszyć własny ból, nie zważając na to, czy ich ranię.
-
Powiedz - maskował własne cierpienie uśmiechem, lecz jego oczy nie potrafiły się teraz śmiać.
-
Nie potrafię - przygryzłam wargę, aby powstrzymać cisnące się do oczu, łzy.
-
Dlaczego?
-
Bo teraz wiem, jak to boli - po policzku spłynęła słona kropla, zostawiając za sobą piekący szlak.
Przypominając sobie, jak ostry był nóż, który wbił się w moje serce, gdy zobaczyłam Dana z inną kobietą, nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak bardzo musiał cierpieć Lucas, za każdym razem, gdy osoba, której oddał swoje serce, okazywała miłość komuś, kto nie był nim.
Brunet już nic nie powiedział, przyciągnął krzesło, na którym siedziałam, bliżej siebie, abym mogła schować twarz w jego obojczyku. Nie zasługiwałam na jego troskę, choć w tej chwili nie potrafiłam bez niego oddychać. Jeszcze nie wiedziałam jak, ale byłam pewna, że kiedyś odwdzięczę się mu za wszystko, co dla mnie zrobił. Taką przynajmniej miałam nadzieję.
Vi wróciła do domu dopiero w okolicach południa, zastając mnie przy stole, z kolejnym kubkiem gorącej kawy. Zachodząc mnie od tyłu, owinęła ramiona wokół mojej szyi powitała radosnym tonem:
-
Dzień dobry.
-
Gdzie się szlajałaś? - spytałam od razu.
-
To tu, to tam... Wiesz, nie chciałam wam przeszkadzać - zachichotała, choć wiedziałam, że nie koniecznie pałała entuzjazmem na myśl o tym, że jej młodsza siostrzyczka została przeciągnięta na ciemną stronę mocy.
-
Może i lepiej - wpatrywałam się w gorący płyn, który ogrzewał moje nadal skute lodem dłonie.
-
W skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo czujesz się zgorszona? - zapytała niepewnie, nie wiedząc, czy powinna poruszać ten temat.
-
Dwanaście - odparłam, zwracając pusty wzrok ku palety szarości za oknem.
-
Wiem, że po pierwszej jednorazowej przygodzie dopadają Cię wyrzuty sumienia, ale bez przesady... - jęknęła, kładąc nogi na stole.
-
Dołóż do tego fakt, iż zrobiłam to z przyjacielem, przy okazji go wykorzystując, bo zrobiłam to tylko po to, aby odegrać się na Danie i poczuć się lepiej - wyliczałam powody, które tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że osoba, którą widzę, patrząc w lustro, jest nikim innym, jak zwykłą szmatą. -
Nie wspominając o tym, że to była zdrada...
-
To i tak powinno się mieścić w dziesięciopunktowym przedziale - stwierdziła, oglądając swoje paznokcie, jakby nasłuchała się już wystarczająco dużo, podobnych historii, aby móc moją potraktować po macoszemu. -
Po za tym, bez orgazmu, to nie zdrada.
-
Kto powiedział, że nie szczytowałam? - uniosłam pytająco brew, przyglądając się przyjaciółce, która z powodu z pewnością przesadzonego zaskoczenia, straciła równowagę na bujającym się krześle, a w efekcie końcowym wylądowała na podłodze.
-
Żartujesz! - jęknęła, zbierając się z zimnych płytek. -
Może jeszcze powiesz, że był lepszy od... "sama wiesz kogo".
Skarciłam ją zirytowanym spojrzeniem, w podziękowaniu za subtelne porównanie Smitha do Lorda Voldemorta, który swoją drogą miał niewiele wspólnego z rozczochrańcem. Dan mimo wszystko posiadał nos, nie nosił czarnych szmat, nie miał obsesji na punkcie jakiegoś dzieciaka, i to nie dlatego, że nie miał zadatków na pedofila, nikt nie podejrzewał go o niezrównoważenie psychiczne, bo gadał z wężami, a przy okazji nie werbował mrocznej armii, choć muszę przyznać, że Stormers byli naprawdę grupą oddanych fanów.
-
Wiesz... utrata dziewictwa nie była czymś przyjemnym - skrzywiłam się na sam dźwięk swoich słów.
-
Chcesz mi powiedzieć, że przybłęda był lepszy, niż największy ruchacz zespołu Bastille? - zmarszczyła brwi, przeszywając mnie badawczym spojrzeniem.
-
Tak - westchnęłam, godząc się z rzeczywistością.
-
Za cztery godziny musimy być na lotnisku, więc radzę wam zacząć się pakować - oznajmił brunet, przechodząc z pokoju do kuchni, nie odrywając wzroku od tarczy czarnego zegarka, na jego lewym nadgarstku.
-
Lucas, myliłam się, co do Ciebie - wstała na równe nogi, z oficjalnym tonem na ustach. -
Jednak będą z Ciebie ludzie - uścisnęła mu dłoń ze śmiertelnie poważnym i pełnym uznania, wyrazem twarzy.
Niebieskooki zamrugał kilka razy, zdezorientowany. Gdzie "kundel", "przybłęda", czy chociażby "pies"? Czyżby awansował na wyższy szczebel społeczny?
-
Coś się stało? - wychylił się zza Vi, aby posłać mi pytające spojrzenie.
Ja w odpowiedzi wzruszyłam jedynie bezradnie ramionami, z przepraszającym wyrazem twarzy.
Przykro mi Lucas, ale brązowowłose uosobienie zła, uznało Cię za równego sobie. Od Ciebie zależy, czy należy się z tego cieszyć, czy też nie...
Uwielbiałam, gdy ta dwójka zaczynała swój kabaret. Odciągali mnie tym przynajmniej od wszystkich zmartwień i pozwalali na chwilę beztroskiej zabawy, poziomem przypominającej tą dla dzieci z podstawówki. Jakie to szczęście mnie spotkało, że to własnie z tą parą wyrośniętych dzieci, przyszło mi mieszkać pod jednym dachem.
Tak, wiem, rozdział miał być wczoraj...
Ale co ja poradzę, że są jeszcze osoby,
które siłą zaciągają mnie do świata rzeczywistego,
wyrywając z mojej pięknej krainy fantazji? ;-;
W każdym razie...
Mam nadzieję, że rozdział się podobał,
i że nie zlinczujecie mnie za przysłowiowe "zeszmacenie" głównej bohaterki xD
Czekam na wasze opinie w komentarzach ^^